Fandom: Harry Potter
Pairing: Dramione
Uwagi: soulmate AU, lekki angst, happy end
Stworzeni z gwiazd
Jesteśmy stworzeni z gwiazd
Poszukując tej tajnej obietnicy
Stworzeni z gwiazd
[muzyka]
Draco obawiał się tego, co miało niechybnie nastąpić. Patrzył
zestresowany na licznik znajdujący się poniżej jego nadgarstka.
Blaszka z każdą mijającą minutką zmieniała cyfry, które
pojawiły się na jego ręce z chwilą jego narodzin. Właśnie w tej
sekundzie wskazywała, że za cztery godziny trzydzieści sześć
minut i dwadzieścia cztery sekundy spotka swoją drugą połówkę.
Jedenastoletni chłopiec westchnął cicho i odgłos ten rozszedł
się po przestronnym pokoju. W takim dużym pokoju młody czarodziej
wydawał się pojedynczą wyspą na gigantycznym oceanie. Zupełnie
nie pasował do otaczającego go świata.
Kufer spoczywał tuż pod nogami Dracona, otwarty, ponieważ chłopak
dokładał na ostatnią chwilę rzeczy, które były dla niego
najważniejsze i trudno byłoby się z nimi rozstać do czasu przerwy
świątecznej. Z nabożeństwem wręcz delikatnie położył ładnie
oprawioną książkę na samą górę kufra. Może na zewnątrz
sprawiał wrażenie opanowanego, ale wewnątrz – w jego duszy –
szalała burza. W końcu to był bardzo ważny dzień i nic nie mogło
tego zmienić. Bliźniacza dusza zapewni mu szczęśliwe życie,
przynajmniej tak było napisane w każdej z bajek, traktującej o
Powiązaniu.
Młody Malfoy pochylił się nad bagażem, by jeszcze jeden raz
pogładzić wytartą już nieco okładkę książki. Złote litery
wytłoczone na ciemnozielonej okładce, przyciągały spojrzenie.
Bajki i baśnie były
ulubioną książką Draco. Znał już prawie każdą opowieść na
pamięć, jednak to jedna z nich była jego faworytką. Historia o
młodym czarodzieju, który czekał na swoją miłość, była dla
niego czymś więcej niż zbiorem liter na papierze. Dla blondyna
była czymś na kształt marzenia.
Czarodziej ten bowiem miał wszystko, czego by pragnął. Bogactwo,
silną różdżkę, która potrafiła każdego pokonać, przyjaciół,
którzy zrobiliby dla niego wszystko, jak i on dla nich, ale
brakowało mu jedynie jednego. Tej jednej jedynej, dla której całe
jego życie nabrałoby sensu. Jednak przez cały czas czekał na nią.
Wiele razy wątpił, czy będzie mu dane kiedykolwiek ją spotkać,
gdyż jego licznik wskazywał na tak astronomicznie długi okres
postoju, że coraz bardziej pogrążał się w cieniu.
Czas jednak płynął, a czarodziej tracił rachubę. Nic nie było w
stanie wzbudzić w nim radości. Odwrócił się od wszystkich ludzi,
których znał, nie mogąc patrzeć na ich szczęście, nie będąc
zazdrosnym, gdy któregoś dnia, podczas pracy w swoim ogrodzie
zobaczył piękną, młodą czarownicę. Nie musiał nawet patrzeć
na swój duszomierz, by wiedzieć, że to ona jest mu przeznaczona.
Mimo różnicy wieku pomiędzy nimi żyli ze sobą w zgodzie jeszcze
przez wiele lat, zupełnie jakby Wszechświat spłacał wobec nich
swój dług.
Tak — pomyślał Draco — to jest piękna historia.
Jednak nie chciał, aby jego los był taki sam, jak głównego
bohatera. Młody Malfoy miał jednak szczęście. Wszystkie znaki na
niebie i ziemie wskazywały na to, że spotka swoją towarzyszkę już
pierwszego dnia w Hogwarcie. Z jednej strony cieszył się, ale z
drugiej bał się tego, co ma się zdarzyć. W końcu dziewczyna
mogła być kimkolwiek. Ba! Od swojej mamy – a raczej podsłuchując
jej rozmowę z panią Zabini – dowiedział się, że niektórzy
chłopcy są z innymi chłopcami. Tak samo bywało również z
dziewczynkami.
Na samym początku Draco strasznie się zdziwił, słysząc, że coś
takiego ma zajście, ale po dłuższym zastanowieniu nie było w tym
nic złego. Widocznie los tak chciał, więc nie można mu buło się
sprzeciwić.
Zamknął kufer, a jego wieko głośno trzasnęło. Teraz był już
gotowy do wyjazdu. Pozostało mu jedynie czekać na rodziców, którzy
dopiero za godzinę zabiorą go na dworzec.
Młody Malfoy usiadł tuż przy
oknie, aby podziwiać widok, jaki miał na ogród. Był on
pielęgnowany własnoręcznie przez jego matkę, która nawet
skrzatom nie pozwalała się do niego zbliżyć. Czasami Draco czuł
żal do rodzicielki, że tych kilka roślin było dla niej
substytutem syna, podczas gdy on sam został pozostawiony samemu
sobie. Teraz jednak jego myśli nie skupiły się na tym, ale na
pogodzie. Dzień był ładny, tylko gdzieniegdzie błąkały się
białe, pierzaste chmury, przypominające watę cukrową. Idealny
dzień na wypoczynek. Jednak nawet tak sprzyjająca aura nie pomogła.
Każda myśl skłaniała się ku jednemu. Do bliźniaczej duszy. Jaka
jest? Czy jest zestresowana tak samo, jak on? Czy będzie tak
idealna, jak wszyscy mówią, że będzie? Czy nie poczuje się
rozczarowana, gdy zobaczy, kim on jest? I najważniejsze: Co powiedzą
rodzice?
Mimo że większość czystokrwistych rodów odchodziła już od
zrywania Więzi i wydziedziczania dzieci tylko dlatego, że ich dusze
związały się z mugolakami lub osobami półkrwi, obawa przed tym
siedziała głęboko w chłopaku. Z całych sił życzył sobie
jakiejś miłej dziewczyny, która zrozumiałaby go takim, jakim jest
i będzie miała odpowiedni status, który zadowoli jego rodzinę.
Wszystko to miało okazać się za cztery godziny i dwadzieścia pięć
minut.
Tłum ludzi na dworcu nie był aż tak przerażający, jak jego
rówieśnicy na każdym metrze kwadratowym pociągu. Draco szybko
znalazł wolny przedział, a niedługo potem dołączyły do niego
dzieci znajomych jego rodziców: Vincent i Gregory. Malfoy niechętnie
przyjął ich towarzystwo. Byli tacy nijacy, a on przecież taki nie
był. Oczywiście nie mógł powiedzieć im tego wprost. Był w końcu
dobrze wychowany, a poza tym jego ojciec bardzo cenił sobie
towarzystwo ich rodziców. Nie wiedział do końca dlaczego. Wydawali
się oni bowiem gorszymi wersjami ich dzieci.
Nie wiedział, o czym z nimi rozmawiać. Mamrotali jedynie coś pod
nosami i w sumie, gdyby wiedział, że tak nie jest, to uznałby ich
za braci. Wręcz niemożliwe było dla Draco uwierzenie, że dwie
osoby mogą być tak podobne do siebie, nie będąc spokrewnione.
Nagła myśl tknęła w jego głowie.
— A jak z waszymi duszomierzami? — spytał. Dwóch ciemnowłosych
chłopców o płucołowatych twarzach spojrzało swoimi świńskimi
oczkami na swoje ręce. Jeden z nich – Vincent jak zauważył Draco
– pierwszy otworzył usta.
— Jeszcze mam czas — powiedział wyraźnie i były to praktycznie
jedyne słowa, które dało się zrozumieć. — Tak samo z Gregorym.
Draco kiwnął głową na znak
zrozumienia. W ich przedziale zapadła cisza. Draco nudził się
przeokropnie. Może gdyby był sam, wyciągnąłby Baśnie
i bajki, ale nie chciał wypaść
na dziecinnego. Zamiast tego przyglądał się zmieniającemu
krajobrazowi za oknem. Londyn już daleko mieli za sobą. Otaczała
ich zieleń pagórków, która później miała przemienić się we
wrzosowiska i ostrzejsze wzniesienia. Słońce dość mocno
przygrzewało, więc Draco zasugerował otworzenie drzwi oraz okien,
by spowodować przeciąg. Crabb i Goyle zgodzili się na to bez
szemrania.
Lekki przewiew zmniejszył nieco parnotę panującą w pociągu, ale
na dłuższą metę nic nie zmienił. Hogwarckie szaty, w które cała
trójka przebrała się prawie na samym początku podróży, były
czarne, a to nie ułatwiało sprawy.
Przechodzący obok ich przedziału uczniowie powodowali lekki hałas,
ale dało się go wytrzymać. Młody Malfoy korzystał z okazji i
przysłuchiwał się co po niektórym rozmowom. Z jednej z nich
wynikało, że w pociągu znajduje się Harry Potter. Draco w myślach
przyznał temu rację. Potter był w jego wieku, więc powinien się
tu znajdować. Właściwie to Draco wręcz tego oczekiwał. Chciał
się z nim zapoznać. Jego ojciec zawsze mu mówił, że dobre
znajomości, to klucz do sukcesu. Zaproponował więc przechadzkę po
pociągu. Przymknęli jedynie drzwi, by nikt nie wszedł i wyszli na
korytarz.
Dużo uczniów poszło za ich przykładem. Ciężko było się
przedostać przez całą hałastrę. Starsi uczniowie patrzyli z
politowaniem na pierwszaków, którzy błądzili, nie wiedząc, dokąd
chcą dotrzeć. Jedynie prefekci starali się opanować cały
rozgardiasz, jednakże mało kto ich słuchał. Pierwszego września
mogli co najwyżej upominać, więc nie groziło to utratą punktów
dla starszych uczniów. Pierwszacy tym bardziej sobie na to pozwolić,
gdyż nie byli jeszcze przydzieleni.
Draco przypatrywał się uczniom, którzy pozostali w przedziałach.
Starał się zgadnąć, kto z nich wszystkich jest sławnym Chłopcem
– Który – Przeżył. Przeszedł spory kawałek, gdy przechodząc
obok grupki wyraźnie starszych chłopaków, usłyszał strzępek
rozmowy.
— … i poznaliśmy go. Dokładnie my — opowiadał wysoki,
rudowłosy chłopiec. Draco rozpoznał w nim jednego z Weasleyów.
Jego ojciec pracował z ich ojcem w Ministerstwie. Zawsze wyrażał
się o nich negatywnie.
— I jak wygląda, Fred? — spytał ciemnoskóry chłopak.
— Całkowicie zwyczajnie, ale serio. Ma tę bliznę — powiedział
drugi rudowłosy. — Zresztą jak byś poszedł parę przedziałów
dalej, to byś go zobaczył na własne oczy. Siedzi z naszym młodszym
bratem — pochwalił się.
Jasnowłosy uniósł brwi z niedowierzania. Potter nie mógł się
zaprzyjaźnić z kimś tak pospolitym. On by się lepiej nadawał na
przyjaciela albo przynajmniej sojusznika.
Skierował się naprzód, ignorując to, czy Crabb i Goyle idą za
nim. Tak się zapatrzył na przedziały po jego prawej stronie, że
nie zauważył, jak wpada na niego jakaś dziewczyna.
— Przepraszam — powiedziała. Burza brązowych loków zasłoniła
na chwilę jej twarz, ale po chwili młody Malfoy zauważył duże
brązowe oczy i lekko wystające przednie zęby. Zamrugał oczyma i
zmarszczył czoło. Dziewczyna również była przebrana w szaty.
Była ładna, ale w niekanoniczny sposób.
Draco przesunął się w bok. W końcu to była jego wina, że nie
uważał.
— Uhm, jeszcze raz przepraszam, ale może widziałeś po drodze
jakąś ropuchę — spytała i wskazała za chłopca za nią. —
Neville swoją zgubił.
— Nie — powiedział. Zaschnęło mu trochę w gardle, przez co
musiał odchrząknąć. Zrobił to oczywiście z godnością Malfoya.
— Dzięki. — Dziewczyna razem z Neville'em poszła w przeciwną
stronę. Blondyn patrzył za nią jeszcze przez chwilę. Otworzył
usta, aby coś powiedzieć, ale od razy się zreflektował. Wrócił
do tego, co zostało mu przerwane. Skierował swoje kroki ku
przedziałowi, z którego wyszła dziewczyna. Zauważył w nim dwóch
chłopaków. Jednego z nich rozpoznał. Widział go w sklepie z
szatami Madame Malking. Drugi chłopiec był rudowłosy. Miał
powyciągane szaty, nieco za małe jak na jego nieproporcjonalnie
długie ciało. Od razu przypomniał sobie rozmowę bliźniaków
Weasley. To musiał być ich brat, a co za tym idzie, chłopak ze
sklepu musiał być Potterem.
Stał chwilę przed drzwiami do ich przedziału. Starał się
przypomnieć sobie rozmowę, którą wtedy odbyli. Chłopiec –
Który – Przeżył wydawał się być normalny. Zwykły. Nieco
wycofany, nie chciał angażować się w rozmowę. To Draco musiał
podtrzymywać konwersację. Właściwie to prowadziłem monolog —
zauważył w myślach.
Przybrał na twarz maskę pewności siebie i odsunął drzwi.
— Mówiono, że w tym przedziale siedzi Harry Potter —
powiedział, skierowany w stronę czarnowłosego. Ten spojrzał na
niego i widać było, że go rozpoznał. — Nie wiedziałem jedynie,
że to ty. Nic wtedy nie powiedziałeś.
— Znasz go? — usłyszał pytanie Weasleya skierowane do
Harry'ego.
— Potem ci opowiem.
Blondyna wprost zatkało. Ucisk w jego żołądku zwiększył się.
To brzmiało tak, jakby w ogóle nie rozpatrywał znajomości z nim.
— Wiesz, Potter. Niektórzy są lepsi od innych — powiedział,
patrząc znacząco na rudowłosego. Ten oblał się szkarłatnym
rumieńcem.
— I ty jesteś tym „lepszym”? — spytał Harry Potter.
Zmierzył go spojrzeniem i pokręcił głową. — Ja wybrałem.
Draco zatrząsł się wewnętrznie. Nie tego się spodziewał. Nie
tak sobie to wszystko planował.
— To błąd — wycedził. — Wychodzimy.
Draco odwrócił się i gwałtownie otworzył drzwi. Wyszedł z
przedziału, nie patrząc czy Crabb i Goyle idą za nim. Myślał
jedynie o tym odtrąceniu. Przecież ktoś tak wysoko postawiony, jak
on, nie mógł zostać tak potraktowany. Zły i wkurzony na cały
świat, a w szczególności na Chłopca – Który – Przeżył
przeszedł znowu całą drogę, by dotrzeć do właściwego wagonu.
Dopiero gdy dotarł na miejsce, powoli się uspokoił. Vincent i
Gregory bez słowa usiedli naprzeciwko niego. Miny mieli dość
nietęgie, zupełnie jakby byli poza światem.
Draco pasowała ta cisza. Była bezpieczna i... po prostu mu
pasowała. Po paru minutach supeł w żołądku rozluźnił się, a
sam chłopak oparł się o obicie.
— Draco — usłyszał głos. Zmarszczył brwi i spojrzał w
kierunku Goyla, który patrzył na niego z wytrzeszczonymi oczyma.
— Co? — spytał zirytowany. Tak dobrze szło im z tym milczeniem,
że zaczął ich za to doceniać. Przecież nie muszą bełkotać bez
sensu. Wtedy byłby to koszmar, a tak to można jakoś przeżyć ich
towarzystwo.
— Twoja ręka — wyszeptał ciemnowłosy i wskazał na nią.
Draco początkowo nie wiedział, o co chodzi. Przyjrzał się jej
uważnie, ale niczego nie zobaczył. Szata była lekko podwinięta,
odsłaniała mu skórę do łokci. Nie pobrudził się, nie
skaleczył, to o co mogło chodzić Gregory'emu?
Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę i dopiero po paru
sekundach zorientował się, co się stało.
Jego duszomierz zakończył odliczanie. Nie widniało na nim nic
oprócz okrągłego, drobnego zera.
Przez cały czas zastanawiał się jakim cudem mogło mu to umknąć.
Inaczej to sobie wyobrażał. To miało być coś wielkiego. Miał
poznać bliźniaczą duszę, a tymczasem ona mu umknęła.
Po tym, jak dotarli do Hogwartu, przydziale do Slytherinu, czego był
praktycznie pewien i kolacji, nastał czas na rozejście się do
swoich domów. Draco się tego obawiał. Był umówiony z rodzicami,
że zaraz po posiłku powitalnym, napisze do nich list. Kompletnie
nie wiedział jak się do niego zabrać. W końcu co miał napisać.
Nic mu się nie udało. Nie zaprzyjaźnił się z Harry'm Potterem,
nie wiedział, kto jest jego bliźniaczą duszą. Był zły, wściekły
i zraniony. To zabójcza mieszanka dla Ślizgona. Nie warto było z
nim w takiej sytuacji zadzierać.
Z sercem wyrywającym mu się z piersi, wyskrobał parę słów na
pergaminie.
Drodzy Rodzice
Podróż przebiegła spokojnie. Tak jak chcieliście,
zaprzyjaźniłem się z Crabbem i Goylem, chociaż wystawia mnie to
na próbę cierpliwości. Są naprawdę tępi. Jak zapewne się
spodziewaliście, zostałem przydzielony do Slytherinu. Z Potterem mi
się nie udało. Wybacz, ojcze.
Pewnie chcecie wiedzieć, kto jest mi przeznaczony. Duszomierz
przestał odliczać w pociągu, jednak przez całą tę sytuację z
Potterem, nie byłem świadomy, kiedy dokładnie to się stało. Ona
mnie nie odnalazła, więc też pewnie nie zauważyła.
Mam nadzieję, że chociaż trochę Was zadowoliłem.
Wasz syn Draco
Wysyłał ten list z bardzo złymi przeczuciami. Znał reakcje
starszego Malfoya na swoje niepowodzenia. To spojrzenie, które
pokazywało, jak bardzo się zawiódł. Dla Dracona to było
najgorsze. Nigdy nie czuł się doceniany przez rodziców, którzy
zapewniali mu wszystko, czego tylko chciał, nie dając
najważniejszego. Odrobiny miłości. Cała ich więź, postrzegana
oczami ich jedynego syna, wydawała się zadziwiająco idealna.
Lucjusz i Narcyza jako dwa kamienne bloki świetnie do siebie
pasowali. Ale za dużo chłodu sprawiło, że śmiech w ich domu był
czymś równie egzotycznym, jak słoń w Londynie.
Następnego dnia, jak i każdego kolejnego Draco starał się
przypomnieć sobie, kogo spotkał na rozpoczęciu roku w pociągu.
Było to jednak bezcelowe. Szukając Pottera i przemierzając wagony,
spotkał tyle osób, że wydawało się niewyobrażalnym znaleźć tą
jedną właściwą.
Rozglądał się, szukał kogoś równie zagubionego jak on sam,
jednak to niczego nie dało. Nauczył się patrzeć na cudze
duszomierze i przyglądać się, czy jeszcze odliczają. Niestety nie
znalazł nikogo, kto jeszcze nie znalazł partnera i jego duszomierz
również przestał odliczać.
Wydawałoby się to czymś niemożliwym. Przecież ktoś w Hogwarcie
musiał szukać jego. Mogli się tak mijać przez całe siedem lat
jego edukacji.
Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że jeżeli dwie dusze
się nie spotkały, nie powodowało to żadnego uszczerbku na
zdrowiu. No cóż. Nie było to aż tak dobrze udokumentowane. Sama
historia w Bajkach i Baśniach
opowiadała o czymś zupełnie innym. W końcu bohater musiał długo
czekać, ostatecznie zostało mu to wynagrodzone. Towarzysze powinni
znaleźć się w ściśle określonym czasie. Jedno musiało odnaleźć
drugie. Nie istniała inna możliwość. Skutki przedłużającej się
nieobecności w ich życiu mogły być wprost niewyobrażalne.
Rodzice również nie wiedzieli, co począć z tym fantem. Owszem
mogli rozgłosić tę sytuację, aby szybciej znaleźć bliźniaczą
duszę Draco, ale wywołałoby to zbyt wielki szum, który mógłby
się przerodzić w cokolwiek. Dla Draco pozostawało jedynie na
rozwój sytuacji, jednak nie zamierzał na tym poprzestać. Mimo
wszystko nie poddawał się i dzielnie szukał dalej.
Gdyby Draco miał opisać swoje przeżycia w ciągu całych siedmiu
lat edukacji w Hogwarcie, to utwór ten byłby obszerny i tragiczny.
Od pierwszego roku, po ten ostatni, jego zdaniem najgorszy, jego
życie było piętnem porażek.
O ile pierwszy rok zleciał mu dość szybko na bezskutecznych
poszukiwaniach, to kolejny był męczarnią i ciągnął się
niemiłosiernie. Nie dość, że niektórzy myśleli, iż był całym
Dziedzicem Slythelirna, oczywiście tylko do czasu, gdy Potter
wykazał się umiejętnością wężowej mowy, to ludzie zaczęli
zwracać na niego przez to uwagę. Coś musieli zauważyć podczas
jego pojedynku. Niestety wtedy zaczęły się szepty o jego
duszomierzu, o tym, że nie działał tak, jak powinien albo, że
jego towarzyszka go nie zaakceptowała. Jedno pomówienie było
gorsze od drugiego. Ostatecznie kazał się wszystkim od siebie
odczepić, ale było to nadaremne. Był na ustach wszystkich uczniów
między pojedynczymi atakami. W każdej rozmowe przewijało się jego
imię albo nazwa Komnaty Tajemnic.
W końcu, gdy cała sprawa z potworem się zakończyła, tak samo,
jak rok szkolny zadecydował, że już nigdy nie dopuści do takiej
sytuacji, aby ktoś mógł traktować go tak jak koledzy ze szkoły.
Musiał stać się gorszy, wzbudzić strach i szacunek. Wtedy nikt
nie miał prawa mu zagrozić.
Trzeci rok był pod tym względem lepszy od poprzedniego. Nikt mu nie
dokuczał z powodu duszomierza. Owszem ludzie nadal wiedzieli, ale
widocznie przyszło im do głowy, że to nie może się dla nich
dobrze skończyć. I dobrze. Draco na wypadek czegoś takiego przez
całe wakacje między drugim a trzecim rokiem uczył się naprawdę
paskudnych zaklęć, przy których klątwa galaretowatych nóg to był
pikuś.
Przez tę całą barierę przed docinkami stał się okropny. Troszkę
bardziej niż zwykle, co zauważył z lekką przyjemnością. Przez
całą sprawę z tym hipogryfem mógł powykorzystywać ludzi według
własnych zachcianek. Pansy bez problemu odrabiała przez trzy
tygodnie jego pracę domową, Milicenta numerologię, a nawet uprosił
Blaise'a, aby odwalał za niego brudną robotę na opiece nad
magicznymi stworzeniami. To był naprawdę dobry rok, pomijając sam
jego koniec. Do tej pory pamiętał ból złamanego nosa, który
zawdzięczał Granger. Od tamtego czasu nie udało mu się go
całkowicie wyprostować i miał go lekko skrzywionego.
Rok czwarty był dla niego najspokojniejszy. Turniej Trójmagiczny
dał wytchnienie od całej sprawy z duszą bliźniaczką. To właśnie
wtedy zaczął się interesować Magią Dusz. Czy istniał inny
sposób na poznanie osoby przeznaczonej? Niestety na to pytanie
nigdzie nie znalazł odpowiedzi. Przewertował kilkadziesiąt książek
ze szkolnej biblioteki, ale ta dziedzina magii była dla czarodziei
zbyt zawiła, by dobrze ją zrozumieć.
Piąty rok przyniósł obawę. Lęk przed tym, że skończy tak na
zawsze. Sam, bez żadnej bliższej osoby przy duszy. Strach ten pchał
go w stronę ciemności. W końcu Voldemort się odrodził i jego
ojciec był wiernym sługą. Zawsze uważał go za kogoś silnego i
poważanego, ale ujrzenie go w sytuacji, gdy ktoś nim pomiata,
zdeformowało ten obraz. Przecież zawsze chciał być taki jak on, a
wtedy, gdy okazał się inny niż w rzeczywistości, nie wiedział,
co tak naprawdę chce od życia. A potem było jeszcze gorzej.
Lucjusz Malfoy zawiódł Voldemorta, a Draco musiał jakoś
przywrócić honor rodziny. Śmierć Dumbledore'a była jedyną
rzeczą, która mogła coś zmienić w jego życiu, ale nawet tego
nie potrafił zrobić. Nie chciał tego robić. Honor rodziny, a jego
sumienie – ta walka była z góry skazana na taki, a nie inny
wynik.
Był zbyt słaby na taki czyn. Może to wszystko nie stałoby się,
gdyby wtedy na pierwszym roku odnalazł swoją towarzyszkę, ale nie
jemu to było oceniać. Czasu niestety cofnąć nie mógł, po piątym
roku stracił na to nadzieję. Szósty rok był zgodą na swój marny
los. Przestał już cokolwiek robić. Szukać, czytać, myśleć.
I wreszcie siódmy, który chciał wyrzucić z pamięci. Cały ten
chaos w Hogwarcie, mrok, który ogarnął każdy fragment jego duszy.
Zło czające się w każdym zakamarku, na każdym kroku. Ciągłe
poczucie zagrożenia i niepewności przed jutrem, wyryły swoje
piętno. Dopiero cała sprawa z Bitwą o Hogwart i ostatecznym
pokonaniu Voldemorta z rąk Wybrańca, pozwoliła na zbudowanie
nadziei, że jeszcze może być odrobinę lepiej. Może nie idealnie,
ale nie potrzebował już tego, aby być idealnym. Nie miał dla kogo
się tak starać. Nie miał też nic do stracenia, więc gdy przyszła
na niego kolej, by zostać przesłuchanym, tak jak każdy inny
śmierciożerca, przyjął to ze stoickim spokojem. Miał dużo
szczęścia, że Potter wstawił się za niego podczas sądu w
Wizengamocie. W sumie to cała jego rodzina miała farta. A może to
tylko próba spłaty długu? — zastanawiał się czasami blondyn. W
końcu jego matka nie wydała go Voldemortowi, tak samo, jak on, gdy
ten znalazł się w ich dworze. Nigdy nie znalazł w sobie dość
odwagi, by spytać o to Chłopca – Który – Przeżył. Ale
docenił to, co otrzymał od świata.
Potrzebował dużo czasu, aby się zmienić. Nauczyć się tego, jak
powinien funkcjonować. Musiał nauczyć się przebaczać, a również
przyjmować słowa otuchy, którymi gardził przez wiele lat. To było
coś nowego.
Pierwszą z rzeczy było przystosowanie się do tego, że na każdym
rogu znajdował się ktoś, kto mówił, że powinien gnić w
Azkabanie. Starał się ignorować te szepty, tak podobne, a
jednocześnie różne od tych z czasów szkolnych.
Musiał ułożyć sobie życie na nowo w tym świecie, który
wreszcie miał szansę być bezpieczny. Znalazł dobrą pracę na
niezbyt wymagającym stanowisku. Wolał coś spokojnego, coś, co
trzymałoby go z daleka od oczu wścibskich ludzi, a może po prostu
ich towarzystwa.
Mimo że trzymał się z dala od publicznego życia, nadal starał
się być na bieżąco. Czytał gazety, chociaż niekoniecznie
Proroka Codziennego. Stracił do niego zaufanie po tym, co redakcja
wyrabiała w czasie wojny. Owszem stwierdzenie czegoś takiego,
sprawiało, że czuł się jak hipokryta. W końcu Prorok chciał się
utrzymać na rynku, a to, że ten był kontrolowany i cenzurowany
przez popleczników Voldemorta, nie był ich winą. W końcu on robił
to samo. Wykonywał rozkazy tylko po to, aby nie umrzeć.
I życie mu mijało. Było szare, ponure, czyli jednym słowem mówiąc
nijakie. I marzył, aby wreszcie się skończyło.
Ten dzień zaczął się tak jak każdy inny. Wstał z myślą, że
może nie będzie aż tak tragicznie, ale był świadomy, że to
czcze marzenia. Ubrał się lekko, ponieważ był to środek lata, a
on akurat miał wolne. Planował jedynie zakupy na ulicy Pokątnej,
by uzupełnić zapasy karmy dla jego sowy. Aportował się w dogodne
miejsce, by nie musieć korzystać z proszka Fiuu. Zawsze się źle
po nim czuł.
Słońce prażyło mu w plecy. Blond włosy lepiły się do czoła.
Londyn nie był przygotowany na taką falę upałów. Nawet zaklęcia
czasowo chłodzące nie dawały rady z temperaturą. Draco trzymał
się cienia sklepów. Zgrabnie unikał nadchodzących z naprzeciwka
ludzi. Zauważył, że jeżeli on nie zwraca na nich uwagi, to oni
tak samo robią z nim. To bardzo ułatwiało zwykłe dni. Co prawda
minął rok od pokonania Voldemorta i większość śmierciożerców
siedziała w Azkabanie albo została ułaskawiona za jakieś
działania na rzecz jasnej strony, tak jak jego rodzina, ale nie
wszyscy zostali jeszcze złapani. Może dopiero za parę lat zapanuje
tu spokój — pomyślał Draco.
Właśnie kierował swoje kroki do Centrum Handlowego Eeylopa.
Przypatrywał się uczniom, którzy robili zakupy przedszkolne. Była
już połowa sierpnia, więc nadchodziła pora, by myśleć o szkole.
Młody czarodziej zastanawiał się właśnie nad doborem
odpowiedniej karmy dla sowy, gdy poczuł, że na kogoś wpada.
— Przepraszam — usłyszał głos. Draco odsunął się na krok od
poszkodowanej.
— To ja przepraszam, nie zauważyłem pani... — spojrzał w dół.
Rozpoznał tę szopę brązowych włosów. Hermiona Granger stała
przed nim w całej swojej krasie. — Granger.
Dziewczyna na dźwięk swojego nazwiska wyprostowała się. Ubrana
była normalnie, jakby również wyszła na Pokątną po zakupy.
Wyglądała ładnie, co Draco musiał przyznać nawet przed sobą.
Czas był dla niej łaskawy. Hermiona zmrużyła oczy, ale nic nie
powiedziała. Poprzestała na chłodnym powitaniu. Od czasu rozprawy
w Wizengamocie między nim a Złotą Trójcą panowało zawieszenie
broni. Tolerowali siebie, nie wchodzili sobie w drogę. Całej
czwórce to pasowało, przynajmniej do tej pory.
Malfoy chciał coś zmienić. Udowodnić, że się zmienił i może
taki być już zawsze, nie tylko przy okazji.
Stali przez tak przez chwilę w milczeniu, dopóki Draco nie
postanowił przerwać krępującego milczenia.
— Gorąco dzisiaj.
— Naprawdę chcesz rozmawiać o pogodzie? — W głosie dziewczyny
słychać było przyganę i rozczarowanie.
— Erm... Nie. — Przez chwilę Draco zastanawiał się, dlaczego w
ogóle zaczął rozmowę. Mógł przecież zignorować byłą
gryfonkę i iść swoją drogą. Hermiona jakby wyczuwała
wątpliwości Malfoya i wyciągnęła do niego dłoń.
— Okej. Może zaczniemy od nowa? To wszystko ułatwi —
zaproponowała. Draco spojrzał na nią zaskoczony. Wyciągnięta
dłoń była mała i wydawała się zbyt delikatna i krucha, że
blondyn bał się ją uścisnąć. Zreflektował się jednak i
spojrzał Hermionie prosto w oczy, pewnie ujmując jej dłoń. —
Hermiona Granger.
— Draco Malfoy. Miło poznać. — Uśmiechnął się lekko i
spojrzał w dół na ich złączone ręce. Zaskoczony tym, co
zobaczył, puścił rękę, Od czasów jego poszukiwań w Hogwarcie
nie interesował się cudzymi duszomierzami. Nigdy nie interesowało
go to, jak to wygląda u Pottera, Weasleya i Granger. Myśl, że to
któreś z nich wydawała się przedziwna i niemożliwa. Potter był
z młodszą siostrą Weasleya więc raczej to ona była jego
towarzyszką. Kiedyś nawet przeczytał w Proroku, jeszcze wtedy, gdy
go prenumerował, że wszyscy sądził, iż Weasley będzie z
Hermioną. Nic jednak na to nie wskazywało. Obydwoje odmawiali
odpowiedzi na pytania o ich liczniki. Pewne było, że nadal
odliczają. Teraz jednak wytrzeszczył oczy, ponieważ cyferki na
blaszce Granger (Hermiony — poprawił się Draco w myślach)
zaczęły się zmieniać. Trójka zmieniła się w dwójkę, ta w
jedynkę, a zaraz po niej pojawiło się zero, tak znajome dla niego.
Brązowowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Czemu się tak patrzysz?
Draco rozejrzał się dookoła. Obok nich przechodziło mnóstwo
ludzi, ale nikt nie zatrzymał się i nie patrzył na swój
duszomierz. To jest niemożliwe — pomyślał. Spojrzał na byłą
gryfonkę.
— Ja... — Nieświadomie złapał dłoń ją za rękę. —
Spójrz.
Malfoy słyszał szum krwi przepływającej przez jego ciało. Serce
biło mu szybciej niż zwykle. To nie był przypadek, że się
spotkali. To nie był przypadek, że postanowił się odezwać. I co
najważniejsze, to nie był przypadek, że zakopali topór wojenny.
Hermiona spojrzała na rękę. Od razu wiedziała, o co chodzi
blondynowi. Westchnęła cicho, widząc, że licznik się zatrzymał.
— Merlinie — wyszeptała. — Czy... ?
Niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu, zagęszczając
atmosferę. Draco uniósł swoją prawą rękę i podwinął rękawy
koszuli, by dziewczyna mogła zobaczyć jego duszomierz.
— To, co mówili w Hogwarcie, było prawdą. Dawno temu się
zatrzymał. — powiedział, a jego głos załamał się na ostatnich
słowach.
— Och. — Hermiona dotknęła delikatnie blaszki, która łączyła
się w jakiś sposób z ciałem. — Ale w takim razie, co to ma
znaczyć?
Draco pokręcił głową. Milczał, ponieważ nie umiał znaleźć
dobrych słów na opisanie tego, co czuł. Zastanawiał się, czy to
możliwe, aby jego duszomierz skończył odliczanie przed czasem, a
tak naprawdę to Hermiona Granger miała być mu przeznaczona. Nagle
roześmiał się.
— Z czego się śmiejesz? — spytała go. Sama wyglądała na
zszokowaną tym, co się stało. Też nie rozumiała, co się dzieje.
— Wtedy w pociągu też na ciebie wpadłem. A potem szukałem
Pottera i zauważyłem, że licznik przestał odliczać. To musiałaś
być ty — powiedział.
W oczach Hermiony błysnęło coś na kształt rozpoznania. Widocznie
również przypomniała sobie tamtą sytuację.
— Ale, dlaczego teraz? Dlaczego nie wtedy? — spytała się. Nie
wiedziała, do kogo kieruje te pytania.
Jasnowłosy spojrzał w górę, jakby to bezchmurne niebo miało
zesłać mu odpowiedź.
— Może po prostu ty byłaś dla mnie idealna już wtedy —
wyszeptał. Zgiełk tłumu porwał to zdanie, jak i kolejne. — A ja
musiałem się zmienić, by być idealnym dla ciebie.
Hermiona zupełnie jakby słysząc te słowa, mimo całego hałasu
powodowanego przez ludzi, ścisnęła jego dłoń mocno, jakby nie
chciała jej już nigdy puszczać.
Interesting story. after I translate in google.
OdpowiedzUsuńoh, right now
greeting blog walking. in wait for your visit in my blog.
To jest świetne i rewelacyjne! Spodobało mi się, jak ukazałaś Draco, nie powiem :D Soulmate au, gwiazdy... czym jeszcze chcesz mnie kupić, kobieto? :P
OdpowiedzUsuńJestem po prostu pod wrażeniem. Brak mi słów normalnie, bym powiedziała coś innego niż "rewelacja" oraz "świetne". Duma przepełnia moje serduszko <3 *rozczuliła się*
Życzę Tobie weny na pisanie perełek oraz nie mogę się doczekać niespodzianki i kolejnych rozdziałów "Na dnie naszych dusz"! A także cierpliwości do wszystkiego i wszystkich *wymienia dalej* i oczywiście wspaniałych Walentynek :3
Trzymaj się ciepło, kochana <3