piątek, 14 lipca 2017

Na dnie naszych dusz - 7

 7.
Koniec jest blisko,
Prawie mogę dotknąć cień,
Zbyt nieuchwytny.
— Dlaczego nic nie mówisz? — Pytanie przecięło powietrze niczym sztylet. Pokój hotelowy, w którym przebywali, sprawiał wrażenie oderwanego od rzeczywistości. Lampa stojąca w kącie oświetlała jedynie część pomieszczenia, zostawiając całą resztę w półmroku. Właśnie w nim skrył się Victor.
To było dobre pytanie. Przecież gdyby Nikiforov tego chciał, mógłby pleść trzy po trzy, tylko po to, aby nie zapadła między nimi ta cisza. Cisza przed burzą. Bo przecież to nic wielkiego, prawda? Powiedzieć po prostu, że to chyba najwyższa pora, aby się rozstać. Mógł powiedzieć, że jest pewny jego wygranej, więc nie musi przy nim być, że będzie go obserwował. To nie musiało być trudne. Ale jednak było i musiał sobie z tym poradzić.
— Yuuri... — zaczął, ale od razu przerwał mu głos młodszego. Japończyk siedział po turecku na łóżku, trzymając na kolanach laptopa. Sprawdzał najnowsze wiadomości, by dowiedzieć się, co ludzie myślą o zawodach prefekturalnych. Było już po wszystkim i chłopak mimo to nie czuł się zmęczony, wręcz przeciwnie rozpierała go energia.
— Piszą, że są pod wrażeniem wysokiego poziomu. Byliśmy praktycznie wyrównani — cytował zdania jakiegoś pierwszego, lepszego artykułu, który jako pierwszy został udostępniony. W końcu od zakończenia ostatniego występu i ogłoszeniu wyników nie minęły jeszcze pełne cztery godziny. — Też tak sądzisz? — spytał.
— Tak, Yuuri. Mówiłem ci to już — powtórzył cierpliwie Victor. Nie przypuszczał, że po wszystkim to oni zamienią się rolami. Zwykle to on gadał pierdoły, by to Katsuki miał być tym spokojniejszym i opanowanym. Widocznie pewne sytuacje wymagały zmian, by się do nich dostosować. — Twój występ był fenomenalny, podczas prób dawałeś z siebie wszystko, ale wtedy dałeś dwieście procent. Widziałeś zresztą powtórki w kiss and cry podczas podawania ocen.
— Wiem, wiem, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. W końcu jadę na Puchar Chin, co nie? To już o krok do Grand Prix. — Yuuri zaaferowany nie zauważył, że minimalnie podniósł ton głosu. Policzki miał zarumienione, a oczy błyszczały mu od podekscytowania już od samego zejścia z lodowiska.
— Tak. Grand Prix...
Dalsze słowa cisnęły się duchowi na usta, ale nie miał siły, aby je wypowiedzieć na głos. Przecież ten dzień miał być przyjemny dla młodszego łyżwiarza, nie mógł być aż tak okrutny, by to wszystko zaprzepaszczać jednym zdaniem, deklaracją. Złamaną obietnicą.
— Uważaj, bo zejdziesz tutaj z tej całej ekscytacji — ostrzegł Victor. Zbliżył się bliżej, aż jego kolana lekko przeniknęły przez ramę łóżka. Cofnął się o krok i zmarszczył brwi w skupieniu. Dopiero teraz mógł przysiąść na materacu, nie bojąc się, że upadnie. — Powinieneś odpocząć. Jutro będziesz wymęczony. Teraz jedziesz na samej adrenalinie, a ona kiedyś się skończy.
— Och no wiesz, co czuję. Nie da się tego ot tak pozbyć. — Czarnowłosy machnął ręką, bagatelizując słowa Rosjanina. Ten jedynie wywrócił oczyma.
— Nie wiedziałem, że potrafisz mnie tak dobrze naśladować. — Nikiforov uniósł brew w wyrazie zaskoczenia. Chociaż mógł nie przyznawać się do swojego dramatyzmu, którego się cały czas wypierał.
— Uczę się od najlepszych — Yuuri wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Stworzyłem potwora — mruknął do siebie duch.
Katsuki roześmiał się na cały głos, słysząc komentarz. Po chwili jednak się uspokoił i wziął głęboki wdech świeżego powietrza. Zamknął laptopa i odłożył go na stolik znajdujący się po jego lewej stronie.
— Ale nadal nie odpowiedziałeś, dlaczego jesteś taki milczący — zauważył.
Victor jedynie przymknął oczy i westchnął cicho. Już wcześniej wiedział, że nie mógł liczyć na to, że Yuuri zapomni o swoim pytaniu, przynajmniej nie na długo.
— Nieważne. Jutro ci powiem.
Katsuki spojrzał na niego powątpiewająco.
— Obiecuję.
— No dobra.
Milczeli tak przez chwilę, dopóki Japończyk nie westchnął głośno, a dźwięk rozniósł się po całym pokoju.
— Zrobiłbym coś teraz, ale nie mam co robić.
Victor przyjrzał mu się z błyskiem w oku. Nagle jego problemy zupełnie jakby zeszły na dalszy tor. Miał pomysł na to, jak wykorzystać nadmiar energii Japończyka, chociaż miało się okazać, że nie jest to do końca legalne.
— W takim razie bierz łyżwy i zakładaj kurtkę. Idziemy na miasto.
*
Victor nie powiedział nic na temat tego, dokąd zmierzali, jednak już po chwili Yuuri zorientował się, gdzie idą. Zaskoczony, zatrzymał się. Victor przeszedł, a może przelewitował jeszcze parę kroków, dopóki nie zorientował się, że Katsuki wcale nie idzie za nim.
— Yuuri? Chodź! — pogonił go.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego idziemy w stronę lodowiska?
— Bo idziemy na lodowisko — oznajmił, jakby to była najoczywistsza czynność, jaką mogli zrobić tuż przed północą. Nieważne było to, że zdanie to nie miało ani grama sensu.
— A czemu idziemy na lodowisko? — ponowił pytanie.
— Och, dowiesz się, jak się tam znajdziemy. Nie marudź — zganił go jasnowłosy. — Noc jeszcze młoda.
— Mówisz to, bo tobie i tak się nic nie stanie. Jesteś duchem i nikt ciebie oprócz mnie nie widzi. Tylko mnie złapią za włamanie — Katsuki stanowczo trzymał się swojego zdania i nie miał zamiaru go zmienić.
— Wiesz, że robię to nie bez powodu? — Victor uderzył najmocniejszym argumentem, jaki trzymał w szachu.
— Może go zdradzisz, wolałbym wiedzieć, w imię czego ryzykuję — oświadczył Japończyk. — Victor, to nie jest Hasetsu. Tu jest więcej kamer, strażnicy. Pomyśl trochę. Na tym lodowisku są zawody. Oni mnie zabiją.
Victor rozłożył szeroko ręce, tak jakby zamierzał się poddać, jednak Yuuri doskonale wiedział, że tak nie będzie.
— Przesadzasz. Kamerami zajmę się ja — dodał skromnie.
Katsuki jedynie westchnął i w myślach zbeształ siebie za bycie tak podatnym na manipulacje Rosjanina. Gdyby Victor nie był sobą, znalazłby w sobie odpowiednią ilość asertywności. Mimo to chyba każdy był nieodporny na sugestie Nikiforova lub na jego urok, w zależności czy to inni mówili o nim, czy też on sam.
— Oby tylko nic się nie stało — mruknął do siebie Yuuri. — On ma takie głupie pomysły.
— Słyszałem to! — krzyknął Victor. — No dalej, chodź. Nie mamy całej nocy.
Ciemnowłosy przyśpieszył kroku. Miał szczęście, że szli mniej uczęszczaną drogą. O takiej godzinie w Japonii wcale nie było tak spokojnie, jak w innych zakątkach świata. Japonia tętniła życiem po zmroku. W ciemnych uliczkach mógł mówić do Victora, nie obawiając się, że inni uznają go za nieźle szurniętego chłopaka.
Zza dachów budynków zerkał na nich księżyc, który świecił w pełni. Żadna chmura nie zasłaniała jego tarczy. To była idealna noc do obserwowania nieboskłonu. Jak na zimową porę również nie było zbyt zimno, jednak to również była kwestia względna. Nie był tego całkowicie pewien, ale Rosjanin, kiedy jeszcze był żywy, był przyzwyczajony do niższych temperatur. Rosja, a Japonia to dwa zupełnie różne światy.
Victor prowadził go tak, aby pozostał niezauważony. Sam nie musiał się o to bać, ale troska, jaką wkładał w to, by Katsuki pozostał incognito była... ujmująca. Kiedy już doszli do lodowiska, Victor kazał stanąć Yuuriemu z dala od najbliższej kamery, tak by nie zarejestrowała go w kadrze. Ciemnowłosy nie za bardzo wiedział, jak duch zamierza wyłączyć kamerę, więc przyglądał się z zainteresowaniem jego działaniom. Światło dochodzące z latarni ułatwiało mu dojrzenie postaci ducha na tle ciemnego budynku.
W sumie dość ciężko było opisać czynności, jakie wykonał Victor. Po prostu podszedł do urządzenia najbliżej, jak się dało i się rozpłynął w powietrzu. Yuuri aż zamrugał ze zdumienia. Rosjanina nie było nigdzie widać i przez chwilę bał się, że ten już nie wróci, jednak ten po nieco dłuższej chwili pojawił się tuż obok niego.
— Gdzie byłeś? — spytał od razu.
Victor jedynie uśmiechnął się rozbrajająco i wzruszył ramionami.
— Musiałem, jak sam wcześniej zauważyłeś, zająć się kamerami. W sumie sporo ich jest — zamyślił się.
— I co? Można iść?
— Oczywiście, a co myślałeś, że nie dam sobie rady? — Victor przyjrzał mu się z oburzeniem.
— Eh...
— Nic nie mów, po prostu chodź — Nikiforov nie czekał, aż Yuuri wypowie to, co miał do powiedzenia. Po prostu parł przed siebie, licząc, że Japończyk podąży jego śladem.
Yuuri mimo zapewnień, że nie powinien być przez nikogo zauważony, przez cały czas nie mógł pozbyć się niepokojącego przeczucia, że jest właśnie na przekór. Mimo to zauważył, że kamery, które powinny być w jak najlepszym stanie, nie obracają się, tak jakby straciły połączenie z komputerem głównym.
— Co ty zrobiłeś?
— Powiedzmy, że moja obecność, jeżeli tylko tego zechcę, niekorzystnie działa na elektrykę — przyznał Victor. Yuuri przypatrywał mu się z zaskoczeniem, ale nic nie powiedział. Miał nadzieję, że nie zostaną na lodowisku zbyt długo, bo jeszcze ktoś inny wpadłby na pomysł włamania się na teren ośrodka i spowodował kłopoty, a to wszystko nie zostałoby przez nich nagrane.
Kiedy już doszli do szatni, Victor kazał założyć czarnowłosemu łyżwy i wejść na lód.
— Czy teraz powiesz mi, co tutaj robimy? — Halę spowijała ciemność. Jedynym źródłem światła był księżyc wpadający przez okna do środka pomieszczenia. Czerń stała się granatem. Lód skrzył się pod łyżwami. Oprócz głosu Yuuriego jedynym dźwiękiem roznoszącym się po lodowisku było szuranie płozą o taflę.
— No, a co zwykle robimy na lodowisku, Yuuri. To takie oczywiste. — W głosie Victora słychać było lekkie rozczarowanie.
— Ćwiczymy, ale co to ma do rzeczy? — Yuuri machnął ręką, tak by objąć nią całą przestrzeń dookoła nich. Wśród takiej ciemności łatwo byłoby zrobić swoją krzywdę.
Nkiforov milczał przez dłuższą chwilę, namyślając się. Yuuri w tym czasie jeździł wokół niego, zataczając koła.
— Będziesz ćwiczyć kombinacje — oświadczył po prostu Rosjanin. — Zrobisz to, co zapoczątkowali Pluszczenko i Hanyu.
Yuuri zatrzymał się zdumiony. To, co powiedział Victor, dochodziło do niego tak, jakby znajdował się gdzieś na głębokości. Postacie, na które powołał się Rosjanin, sama wzmianka na ich temat spowodowała ciarki na ciele Japończyka. Pluszczenko był pierwszym łyżwiarzem figurowym, który wykonał kompozycję czterech na trzy, na trzy. Yuzuru Hanyu natomiast jako pierwszy wykonał poczwórnego rittbergera. Yuuri mógł jedynie podejrzewać, co chodziło Nikiforovi po głowie. Mieszanka tych dwóch uzdolnionych łyżwiarzy byłaby czymś niesamowitym, a on właśnie coś takiego mu zasugerował.
— Victor? Co ty...?
— Kombinacja poczwórnego axla z potrójnym toeloopem.
W głosie ducha pobrzmiewał entuzjazm i podekscytowanie. Bardzo niezdrowa mieszanka w kontekście sytuacyjnym, ale Japończyk nie był w stanie ugasić tych emocji. Sam był w stanie głębokiego szoku, bo niby jak Victor wyobrażał zrobienie w powietrzu czterech i pół obrotu? Wykonanie czegoś takiego graniczyłoby z cudem.
— No chyba cię głowa i nogi bolą — wydusił z siebie na wydechu. Zatrzymał się w miejscu i zmierzył ducha uważnym spojrzeniem. — Gdyby nie to, że raczej nic ci już nie powinno się stać, powiedziałbym, że uderzyłeś się w głowę.
— Yuuri! Nie rozumiesz? — Nikiforov pełen pretensji, zaczął gwałtownie gestykulować. — Trzeba ich zaskoczyć, zbić z pantałyku...
— To synonim — wtrącił Yuuri, jednak Victor ciągnął pomimo tego.
— Masz szansę wygrać i trzeba wykorzystać wszystkie umiejętności, skoki, kombinacje, które mogą przybliżyć ciebie do celu, kiedy mnie...
— Kiedy ciebie co? — zapytał czarnowłosy. Atmosfera niebezpiecznie zgęstniała. Głos Yuuriego rozniósł się po całej hali. Pytanie brzmiało prawie jak oskarżenie.
— Kiedy mnie nie będzie — słowa wyleciały z ust Victora z prędkością karabinu maszynowego.
— Poczekaj, czegoś nie rozumiem. Na samym początku powiedziałeś mi, że doprowadzisz mnie do Grand Prix, że dzięki temu będziesz wolny, a teraz brzmisz tak, jakbyś miał odejść już teraz. O co tutaj chodzi?
Mina Victora przygasła. Sam jakby trochę zbladł. Spojrzał w górę, jakby łuki i podpory dachu przykrywającego lodowisko zawierały w sobie odpowiedź na jego i Yuuriego pytania.
— Coś zamierzasz powiedzieć?
— Zupełnie jakbyś się nie domyślał, Yuuri — zganił go Victor. — Podczas twojego dzisiejszego występu uświadomiłem sobie jedno. Im dłużej tutaj będę, trenując ciebie, trwając przy tobie, tym trudniej będzie mi odejść. Rozumiesz? To jak wyrwanie zęba. On sam kiedyś wypadnie, ale zanim to się stanie, czekanie staje się drażniące, że sam postanawiasz pozbyć się problemu.
Wyznanie sprawiło, że serce Japończyka zabiło szybciej. Zupełnie jakby wypowiedzenie na głos tej oczywistości, zmieniło wszystko i nic jednocześnie.
— I to jest jedyny powód? Czy ty nazwałeś mnie problemem? — spytał cicho. Był smutny, rozgoryczony, a tą całość doprawiała szczypta gniewu.
— Yuuri to nie tak. Wiem, że dasz sobie radę. Jesteś piekielnie zdolny, tylko brak ci wiary w siebie. W sumie wiary w innych też. Otwórz się na tych ludzi, życie jest o wiele piękniejsze, kiedy spędzasz je z kimś innym.
Katsuki przełknął z trudnością gulę, która narosła mu w gardle. Mocno zacisnął dłonie tak, że paznokcie wbijały mu się w skórę. Ten ból był dobry, pozwalał kontrolować emocje.
— Gdybyś został, mógłbyś mnie upilnować — zauważył.
— Wtedy nie chciałbyś szukać kogoś innego, nie sądzisz?
Ciemnowłosy skinął głową. Spojrzał jedynie na ducha, a ten na niego. Niewypowiedziane słowa zawisły między nimi. Cisza już nigdy nie miała być tak wymowna, jak w tamtej chwili.
— Mam rozumieć, że nie chcesz tutaj już być? — spytał Victor. Zbliżył się do drugiego chłopaka tak blisko, że mógłby policzyć każdą rzęsę.
Mimo wszystko Yuuri nie potrafił odmówić. Jeżeli Rosjanin tak stawiał sprawę, a doskonale wiedział, że z nim nie wygra, to wolał zostać na lodowisku i spędzić z nim jeszcze trochę czasu, jaki im został.
— Chcę.
Victor uśmiechnął się, tak jakby wiedział, co dokładniej chodziło Japończykowi po głowie. W końcu nie było to takie trudne, ponieważ Yuuri był jak otwarta księga. Widział, że jest zły i rozczarowany tym, co się właśnie rozegrało. Nie tak wyobrażał sobie najbliższą przyszłość i Victor to rozumiał, jednak uważał, że jego decyzja jest odpowiednia. Przecież nie było niczego złego w umniejszeniu szkód, które cały ten bałagan wywołał albo dopiero miał wywołać.
— To, co mam robić? — przerwał mu rozmyślania Yuuri. Nikiforov przywrócony do rzeczywistości, przyjrzał się czarnowłosemu. Ten patrzył na niego z czymś bliżej nieokreślonym w oczach. Przez chwilę ich spojrzenia złączyły się i Victor mógł przysiąc, że poczuł dreszcz, mimo że było to niemożliwe.
— Może zacznijmy od najprostszego. Pojedyncza kombinacja? — zaproponował.
Katsuki skinął głową. Victorowi w tym czasie przeszło przez myśl, że młodszym łyżwiarzem strasznie łatwo kierować, bo jakby nie patrzeć przyszedł na lodowisko wbrew swojej woli i mimo swojego zdania, jednak zrobił to, o co go poprosił.
Ciekawe czy on po prostu tak ma, czy to po prostu moja wina — pomyślał i zaczął przypatrywać się ruchom ciemnowłosego, by móc go naprowadzić na dobre tory.
*
Po powrocie z lodowiska Yuuri jedynie, co zdążył się przebrać w piżamę i po prostu zasnął z chwilą przyłożenia głowy do poduszki. Victor zazdrościł mu tego. On sam chciałby się znowu wyłączyć na parę godzin i mieć chociaż trochę wypoczynku, jednak nie było mu to dane. Musiał zmierzyć się z myślami kłębiącymi się w jego umyśle.
Patrząc ogólnie, Rosjanin nie musiał się w ogóle zastanawiać, ale mimo to wolał starannie dywagować na ten jeden temat, który co chwila powracał do niego. Nikiforov nie mógł być na siebie zły. To było jak dotykanie bolącego zęba. Tak samo bezcelowe, jak i sprawiające jedynie jeszcze więcej cierpienia, którego w obu przypadkach chciano się pozbyć.
Przyglądając się śpiącemu chłopakowi, w Victorze budziło się coś, do czego nigdy by się nikomu nie przyznał. Nie były one jednoznaczne, ale co w dzisiejszych czasach takie bywało. Istnieje wiele odcieni szarości. Yuuri miał być najbielszym z nich. Nikiforov nie chciał przeszkadzać Japończykowi we śnie, więc jedynie przesunął dłonią nad jego czołem, chcąc odgarnąć zbłąkane kosmyki. Katsuki wbrew pozorom miał dość lekki sen i potrafiła go wybudzić naprawdę drobna rzecz, dopiero nad ranem pogrążał się w na tyle głębokim śnie, by nie zostać przypadkowo obudzonym, przez rodzinę krzątającą się po domu. Przyjrzał się temu, jak przez prześwitujące palce widać zarys twarzy Katsukiego i odwrócił się. To nie było sprawiedliwe, że mógł dotykać jedynie nieożywione rzeczy, a to i tak nie było nic na kształt prawdziwego czucia.
*
Wróciwszy do Hasetsu zmieniło się jednocześnie wiele rzeczy, jak i nic. Po pierwsze Yuuri mógł się pochwalić zwycięstwem na zawodach prefekturalnych, po drugie atmosfera pomiędzy nim a Victorem zmieniła się. Z drugiej strony duch nadal przy nim był i Yuuri starał się to doceniać, skoro dowiedział się o jego zamiarach. Denerwował go jednak fakt, że Nikiforov nie odpowiadał na jego pytania dotyczące konkretnej daty, kiedy to Rosjanin miałby na zawsze zniknąć z jego życia.
Jego rodzice wraz z Mari i Minako byli z niego dumni, a to była jedna z wielu rzeczy, jakich pragnął. Nie umiał się tym jednak cieszyć na tyle, by gdzieś z tyłu nie zapalała się czerwona lampka z ostrzeżeniem: Stracisz to!
Victor zniknął mu z oczu, kiedy tylko rodzice pojawili się w zasięgu wzroku, dając mu czas na przywitanie się i odpoczynek. Porozmawiał z nimi, opowiedział o tym, jak było, chociaż i tak widzieli występ w telewizji. Po odłożeniu bagażu, przebraniu się w luźniejsze ubrania i pierwszym wypoczynku zszedł do kuchni, gdy właśnie do niej weszła jego siostra.
— Yuuri! — krzyknęła Mari i przytuliła go, gdy tylko zobaczyła go w domu, wróciwszy z pracy. Jego rodzice zareagowali tak samo, kiedy powiedział im, że będzie mógł jechać na Puchar Chin.
— Za mocno — wystękał Katsuki, odrywając się od siostry. Ta przyjrzała się mu z bliska i pokiwała z uznaniem głową.
— No to się popisałeś — stwierdziła. — I się nie wyspałeś. Aż tak balowałeś po wygranej?
Ciemnowłosy jedynie wywrócił oczyma i zbył to pytanie prychnięciem.
— No dobra, nie było tego. Inaczej miałbyś kaca, tak samo, jak tata — uśmiechnęła się dziewczyna. — Przyznaję ci rację.
— Dzięki.
— Kiedy wróciłeś? — spytała, wieszając kurtkę na wieszaku znajdującym się na korytarzu.
— Niedawno — zastanowił się. — Chyba ze dwie godziny temu lub coś koło tego.
— Myślałam, że będziesz tam dłużej — przyznała dziewczyna. Wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów, otworzyła szerokie okno i zapaliła papierosa. — Nie będzie ci za zimno?
Yuuri zaprzeczył.
— Nie wiedziałem, co robić. Wolę się przygotować do Pucharu, wiesz?
— Skoro tak twierdzisz — Mari pochyliła się nad bratem i zmarszczyła brwi. Yuuri poczuł się nieswojo, jakby jego siostra starała się przewiercić jego duszę na wskroś.
— Czemu się tak patrzysz? — spytał i poruszył się niespokojnie na krześle.
— Czy coś się stało? Jesteś taki... Widzę, że się cieszysz z wygranej, ale mimo to chyba jest coś jeszcze? — dopytywała. Nagle niebieska zasłona w oknie wydała się interesującym obiektem do obserwacji. Yuuri wiedział, że Mari łatwo się nie podda. Była niezwykle uparta i zwykle bardzo to cenił, jednak w takich sytuacjach wolał, gdyby nie drążyła tematu.
— Nic się nie stało — odpowiedział najniewinniej, jak się dało.
Mari parsknęła urwanym śmiechem.
— Nie, proszę cię. Nie próbuj kłamać, to jest śmieszne. Kompletnie nie potrafisz — stwierdziła. Wydmuchała kłębek dymu, który uniósł się w górę, tworząc spirale, by po paru sekundach rozpłynąć się w powietrzu. — Nie chcesz powiedzieć?
Yuuri zagryzł dolną wargę. Włożył dłonie do szarej bluzy, którą na siebie wcześniej narzucił. Szczerze powiedziawszy, chciał komuś powiedzieć, o tym, co się działo w jego życiu. O tych dziwnych, nienaturalnych rzeczach, ale wiedział, jakie byłby tego konsekwencje. Mimo że Mari była jego siostrą nadal mogła uznać, że ma coś nie po kolei w głowie.
— Nie, raczej nie. Ale nie martw się. Kłopot... to się niedługo samo rozwiąże — uspokoił ją, chociaż własne słowa wzbudziły w nim smutek. Starsza siostra zupełnie jakby to wyczuła i jednak zaprzestała dalszym naciskom i zmieniła temat na przyjemniejszy. Opowiedziała, że poprzedniego dnia to właśnie ona włączyła transmisję z zawodów i włączyła ją w poczekalni Yu-topii.
Czarnowłosy poczuł się nieco zawstydzony tym, że wszyscy klienci byli zmuszeni oglądać jego występ, ale z drugiej strony ciepło rozlało mu się po klatce piersiowej. To było wspaniałe uczucie, wiedzieć, że ma się wsparcie w najbliższych.
Nagle w jego zasięgu wzroku pojawił się Victor. Nie zachowywał się nachalnie, czyli tak jak zwykle. Yuuri nie zwróciłby na niego większej uwagi, gdyby nie to, że stał dokładnie za Mari.
— Mogę z tobą porozmawiać? — powiedział. Mari nie słysząc go zupełnie, opowiadała o tym, jak to Minako zaczęła wiwatowa z butelką sake w ręku, kiedy ogłaszane były wyniki. Yuuri szczerze się uśmiał, słuchając jej opowiadania, ale słysząc pytanie Nikiforova, spuścił nieco z tonu.
— Wierzę ci na słowo — powiedział do Mari. — Wiesz, co? Obiecałem napisać Pichitowi, jak tylko wrócę, jak było. Obydwoje spotkamy się na Pucharze, więc chcemy jeszcze wszystko obgadać.
— Jasne, jasne — dziewczyna pokiwała głową. Wypalony papieros leżał w popielniczce, wśród leżącego w nim popiołu. — Jakby co, zawsze możesz pogadać.
Yuuri jedynie się uśmiechnął.
— Okej.
Wychodząc z kuchni, widział, że Mari sięga do pudełka stojącego na blacie obok kuchenki, gdzie ich mama trzymała słodycze, kiedy byli mali. Cukierki nadal się tam znajdowały i Mari skorzystała z okazji. Idąc do pokoju i mając za plecami Victora, Yuuri cofnął się pamięcią do lat dziecięcych, kiedy to on miał siedem lat, a jego siostra trzynaście. Już wtedy z pewną uszczypliwością matkowała mu, kiedy Hiroko Katsuki zajmowała się pracą w Yu-topii. Życie wtedy wydawało się prostsze, największym problemem była szkoła i początkowa faza zainteresowania łyżwiarstwem u Yuuriego. Chłopak westchnął na wspomnienie dnia, gdy dostał swoje pierwsze łyżwy.
Dotarłszy do swojego pokoju, zamknął drzwi, usiadł na łóżku, ponieważ na krześle leżało parę książek, zostawionych przed wyjazdem i poczekał, aż Victor odezwie się pierwszy, ale ten milczał, jak zaklęty.
Czarnowłosy odchrząknął, chcąc zwrócić uwagę na panujące milczenie, ale to nic nie dało. Kiedy już otwierał usta, aby spytać, czemu Rosjanin chciał z nim rozmawiać, Victor odezwał się.
— Cieszą się, prawda? — Było jasne, o co mu chodzi.
— Bardzo — odpowiedział czarnowłosy. — Co chciałeś mi powiedzieć?
— Szczerze powiedziawszy, nie wiem, jak mam to zrobić.
Serce zabiło w piersi Yuuriego szybciej. Włoski na karku uniosły się, a on już wiedział, że słowa wypowiedziane za chwilę będą wielkiej wagi.
— Victor? — szepnął. — Nie mów tego, nie teraz, kiedy przez chwilę jest tak dobrze. Wszyscy są szczęśliwi...
— Może właśnie dlatego to jest dobra pora? Teraz inni mogą wziąć się za ciebie, przejąć to, co zacząłem — zasugerował duch. Psotliwe iskierki w oczach zgasły i zastąpiła je powaga, która nie była dla nich czymś normalnym za czasów życia Nikiforova, a stała się stałym bywalcem, odkąd umarł.
— Naprawdę dziś? Po naszej wczorajszej rozmowie wiedziałem, że odejdziesz, ale nie... Nie z dnia na dzień. Tak się nie robi, Victor! — Yuuri podniósł głos, ale nie na tyle, by można było go usłyszeć w innych częściach domu. Przypomniały mu się słowa z poprzedniego wieczoru. Myślał, że Nikiforov zmienił zdanie, a przynajmniej żył takim marzeniem.
— Wiem, ale myślałem, że wczoraj już to wyjaśniliśmy.
— Nie. Widocznie nie.
Duch podszedł do łóżka i usiadł na nim naprzeciwko młodszego łyżwiarza.
— To nie tak miało wyglądać, ale nie sądziłem, że... Zaprzyjaźnimy się? — Bardziej spytał, niż stwierdził. Nieśmiałe zasugerowanie bliższej zażyłości, sprawiło, że poruszył się niepewnie.
Yuuri odwrócił się w stronę Victora i pokiwał przecząco głową. Może uświadomił sobie to, co tkwiło w nim od dawna, zanim było mu dane poznać bliżej Nikiforova. To palące uczucie, kiedy widział go, gdy ten występował, niebędące zazdrością, jak sam siebie przekonywał.
To był ten moment. Odkrycie kart.
— Czemu to musi być takie trudne? — spytał. Poduszka leżąca między nimi została zagarnięta przez jedno ramię czarnowłosego.
— Sam chciałbym to wiedzieć — przyznał Victor. Jego bladoniebieskie oczy studiowały postać Japończyka, starając się wyryć jego obraz w pamięci. Kto mógł wiedzieć, czy kiedy już zniknie, to odejdą w niepamięć wszystkie jego doznania, wspomnienia, doświadczenie. Jako ludzie nie jesteśmy niczym innym niż zbitkiem tej całości, a on miał być z niej obdarty.
— Chciałbym, żeby to tak nie bolało. Żeby... Może to był błąd, wiesz? To, że mnie uczyłeś.
— Nigdy tak nie mów — rozkazał Nikiforov. — Nie pozwalam ci. Obydwoje zyskaliśmy od losu szansę. Na poznanie czegoś nowego. W moim przypadku to była ostatnia szansa.
Katsuki przycisnął do siebie poduszkę. Jej róg wbijał mu się w podbródek, ale zignorował to.
— Może i tak — wyszeptał.
— Nie zastanawiaj się nad tym, że ja odchodzę Yuuri. Kiedy zaczniesz rozmyślać, tym trudniej będzie odciąć się od tego wszystkiego. — Cisza raniła uszy obu mężczyznom. — Ja zniknę, ale coś mojego wróci do ciebie. — Zapowiedział.
Duch wyciągnął rękę tak, jakby chciał ująć dłoń czarnowłosego. Yuuri wyprostował ramię razem z dłonią i wystawił ją naprzeciwko, tak by znajdowała się między jego ciałem a postacią Nikifora. Dłonie znajdowały się może milimetry od siebie, tak jakby chciały się zetknąć, ale wiadome było, że to nigdy nie nastąpi.
— Zamknij oczy, Yuuri — poprosił Victor. Katsuki posłusznie wykonał polecenie. Pozbawiony jednego ze zmysłów starał się korzystać z pozostałych. — Kiedy dostatecznie się skupisz, będziesz mógł wyobrazić sobie bicie mojego serca. To prawie tak, jakbym naprawdę tutaj był.
Japończyk delikatnie poruszył dłonią.
Czujesz bicie mojego serca?

— Tak — wyszeptał Yuuri ze ściśniętym gardłem i już nie musiał otwierać oczu, aby wiedzieć, że Victora Nikiforova już nie ma. Uniósł powieki. Światło lampki zaświeciło mu prosto w oczy. Tak jak się spodziewał, po duchu nie było śladu, tak jakby nigdy go nie było, a jego serce już nigdy nie miało się do końca zagoić.

2 komentarze:

  1. NO NIE. NO PO PROSTU KURWA NO NIE. BOŻE CZY TY TO WIDZISZ?! *naśladuje gościa z filmu "Jak pozbyć się cellulitu"*
    Wiem, że to już koniec (i jeszcze epilog do skomentowania), ale kiedy zaczęłam się wczuwać po raz kolejny w opowiadanie czuję taki mały ucisk w gardle. To wszystko wina emocji, cholera jasna ;;;;;;
    Nie mogę wyjść z podziwu, w jaki sposób opisujesz emocje, serio. Jestem z Ciebie dumna <3
    (A TO NAWIĄZANIE DO "HISTORY MAKER" MNIE PRZEBIŁO NA WSKROŚ, OMFG *próbuje oddychać*)
    Nie umiem pisać kwiecistych komentarzy, dlatego się powtórzę: dobra robota, kochana i oby tak dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przebiło cię? Halo, halo. Jordbear, żyjesz? Jakby co porzucam chusteczki. Hugu.

    OdpowiedzUsuń