czwartek, 15 czerwca 2017

Na dnie naszych dusz - 6

 6.
Jestem związany,
To ty jesteś tym sznurem,
Trzymasz mnie mocno.
Tak naprawdę Yuuri nie potrafił powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Ba! Nawet nie potrafił dokładniej nazwać tego czegoś. Narastało w nim powoli, odkąd poznał Rosjanina. Początkowo strach, irytacja, zmęczenie, by po prostu pewnego październikowego dnia powiedzieć, że na swój specyficzny sposób przywiązał się do ducha. W ogóle jak to brzmiało? Przywiązać się. Z naukowego punktu widzenia oznaczało to ni mniej, ni więcej silną więź uczuciową do pewnej rzeczy lub osoby wskutek przebywania z nią. Czy to było możliwe? No cóż, nikt nie powiedział, że Victor Nikiforov jest synonimem tego słowa. On mógł wszystko i wszystko, co jego dotyczyło, stawało się realne. Zabawne, że Yuuri dowiedział się o tym tak późno.
Październik stał się dość emocjonującym miesiącem. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik przed zawodami w prefekturze. To od nich zależało czy weźmie udział w zawodach Pucharu Chin, a potem w Grand Prix. Jednym słowem Katsuki umierał z niecierpliwości, a Victor... A Victor umrzeć nie mógł, ale to nie zmieniało faktu, że i jemu udzielał się stres Japończyka.
Układ był gotowy, a Yuuri wykonywał go bezbłędnie, mimo że to nadal nie satysfakcjonowało Nikiforova. Katsuki jednak nie brał tego do siebie, ponieważ wiedział, że Victor nigdy nie był dostatecznie zadowolony z wyników cudzej, ale również swojej pracy. Wieczny malkontent.
To zabawne — myślał Yuuri — jak wiele rzeczy możesz się dowiedzieć o człowieku tylko z tego, jak zachowuje się wobec innych.
I to było prawdą. Nie raz spotykał na ulicach pozornie nieznajome osoby, które nawet nie wiedząc o tym, przyciągały swoim zachowaniem cudze spojrzenia. Matki, które krzyczały na swoje dzieci, kiedy te wychodziły na ulicę, starsi ludzie proszący przechodniów o pomoc w drobnych rzeczach. Dziewczynka, która stała wśród innych dzieci i wyglądała tak, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. Każde z tych zachowań mówiło coś, przekazywało ważną informację.
Owszem Nikiforov był skomplikowany. W jednej chwili wydawał się rozluźniony, a w następnej potrafił rzucić niezbyt pochlebnym komentarzem w stronę jakiejś niewinnej osoby, która nie widząc go, przeszła przez niego. Argumentacja Yuuriego, że to nie ich wina nic nie dawała, jedynie jeszcze bardziej pogłębiała irytacje Rosjanina. Z jednej strony zupełnie jakby się przyzwyczaił do tego wszystkiego, a z drugiej cały czas miał o coś pretensje. W ciągu tego całego czasu, jaki ze sobą spędzili, nie powiedział, o co mu dokładniej chodzi, a Katsuki nie miał w naturze czegoś takiego jak nadmierną ciekawość, która jak widział, mogła doprowadzić do praktycznie wszystkiego począwszy od przysłownego piekła lub nieoczekiwanej nagrody, która potrafiła nadejść z różnych stron. Jednakże w tym przypadku wątpił w opcję drugą.
Mimo wszystko dowiedział się wielu z pozoru drobnych rzeczy dotyczących byłego łyżwiarza. Widział, z jaką tęsknotą patrzył na parujący kubek kawy stojący na kuchennym blacie, na wszystkie wypieki jego mamy. Ba! W niekrótkim czasie domyślił się, gdzie znikał, kiedy nie był razem z nim. Rosjanin uwielbiał spędzać czas w kuchni i torturować siebie widokiem gotującej pani Katsuki. Aromaty przyrządzanych dań, mieszanek przypraw i efekt finalny oszałamiały Victora. Prawdopodobnie w takich chwilach potrafiłby oddać wszystko, aby móc spróbować takich przysmaków.
W gruncie rzeczy im więcej czasu Rosjanin spędzał z nim, tym bardziej Yuuri odczuwał swego rodzaju ciążenie. Nie potrafił tego dokładnie opisać, ale zjawisko to polegało na tym, że czuł się tak, jakby grawitacja zwiększyła się i wbijała do w ziemię. Powietrze dookoła zupełnie jakby na niego uciskało, ciśnienie wzrastało tak bardzo, że wieczorami bolała go głowa. A to wszystko działo się tylko wtedy, gdy jasnowłosy znajdował się w pobliżu. Kiedy to się zaczęło, Yuuri nie potrafił tego powiązać. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, co się działo i dość ciężko było mu to przyjąć do zrozumienia. Nie miał jedynie potwierdzenia swoich teorii od samego Nikiforova. Ten milczał jak zaklęty, gdy Yuuri starał się dyskretnie wypytywać ducha o to, jak się czuł. Zbywał go półsłówkami, bo niby jak coś nieożywionego ma czuć. Ironia i sarkazm zawsze były skuteczną bronią Victora.
Prawdę mówiąc, gryzło ich chyba to samo. Obydwoje za bardzo przyzwyczaili się do pół życia Victora. Victor nie umiał sobie wyobrazić, że mógłby z tego zrezygnować po zawodach Grand Prix, a Kastuki nie chciał być pozostawiony na pastwę niezbyt przyjaznego losu. Japończyk obawiał się mistrzostw. Po nich wszystko miało się zmienić. Był już przyzwyczajony do ciągłego uważania czy ktoś w jego pobliżu nie podsłuchuje tego, co mówił do Victora. Inaczej po pierwszym tygodniu wszyscy uznaliby go za wariata. Tak samo było z treningami czy spotkaniami z innymi ludźmi. Gdzieś obok w zasięgu jego wzroku kręcił się Nikiforov, który nie umiał zachować powagi podczas takich sytuacji. Rozbawiał go, strojąc głupie miny albo mówił w tym samym czasie, co ktoś inny i to dodatkowo rozpraszało Japończyka. Nic jednak nie zmniejszało niepokoju.
Na kilka dni przed Pucharem Chin wszystko jednak ucichło. Cisza przed burzą.
Czarnowłosy schodził z lodowiska. Chciał po prostu się zrelaksować przed wydarzeniami następnego dnia. Zignorował polecenie swojego trenera, aby przez najbliższą dobę nawet nie myśleć o lodowisku, a co dopiero na nie wchodzić. Mimo to Yuuri doskonale wiedział, co dobrze na niego działa.
Zbliżał się do szafki, w której zostawił swoje rzeczy, kiedy to natknął się na Yuu-chan. Zbliżała się do niego z uśmiechem na twarzy, dzierżąc pod pachą notes z rozliczeniami za ubiegły miesiąc.
— Jeszcze tu jesteś? — spytała. — Myślałam, że już dawno sobie poszedłeś.
— Nie. Musiałem się odstresować. Wiesz, jak ze mną jest przed zawodami — przyznał się. Schylił się, aby zdjąć ze stóp łyżwy.
— Nadal tego nie pochwalam, wiesz o tym? Jeszcze byś sobie coś zrobił i nici z konkursu.
— Mówisz to samo, co... — zaczął czarnowłosy, by po chwili ugryźć się w język. Czasami zbyt trudno było zachować w tajemnicy Victora. To nie tak, że zamierzał trąbić o tym na prawo i lewo, ale miał długi język i mówił to, co leżało mu na duszy.
— To samo, co kto? — zaciekawiła się Yuuko.
— Co moja mama — wymyślił. — Obie się zbędnie zamartwiacie. Dobrze wiem, co robię. Do tej pory sobie nic nie zrobiłem, więc i teraz nie zrobię.
Nishigori wydała z siebie westchnienie pełne dezaprobaty. W tamtej chwili Yuuri zobaczył, co tak naprawdę macierzyństwo robi z kobietami. Kiedy dzieci pojawiały się na świecie, matki przelewały swoją troskę na wszystkich w najbliższym otoczeniu. Pech chciał, aby tym razem to Katsuki miał paść ofiarą opieki swojej przyjaciółki.
— Lepiej dmuchać na zimne, wiesz? Przezorność nie jest aż tak zła, jak myślisz — uśmiechnęła się promiennie. — A w ogóle to jak się czujesz?
Yuuri wzruszył ramionami i lekko przekrzywił głowę, namyślając się.
— Boję się — przyznał. — Bardziej niż zwykle.
— Yuuri! — krzyknęła i upuściła notes na ziemię, miażdżąc chłopaka w mocnym uścisku. — Będziesz fantastyczny. Razem z córkami oglądałam ciebie podczas prób i wszystkie jednogłośnie stwierdziłyśmy, że nie ma innej opcji od twojej wygranej.
Słowa te podniosły Katsukiego na duchu. Odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się szczerze. Było czymś cudownym posiadanie osób, które mogły wspierać bliskich w każdej sytuacji.
— Czy powinienem się czuć zazdrosny? — czarnowłosy poderwał głowę do góry, by po chwili się zreflektować. Tuż za Nishigori stał Victor. Unosił lewą brew w wyrazie zaciekawienia, ale i dezaprobaty. — Gdybym mógł krwawić, moje serce na pewno by to robiło.
Japończyk powstrzymał swoje usta przed wygięciem.
— Dzięki Yuuko — powiedział w stronę kobiety, jednak kątem oka nadal patrzył na Victora. Ten założył ręce na siebie i przyglądał się jemu i właścicielce lodowiska.
— Och, Yuuri. Nie ma sprawy, ktoś musi się tobą zajmować, skoro sam nie umiesz — skwitowała. Pochyliła się, aby podnieść notes. — Chociaż muszę ci przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem, że postanowiłeś sam siebie trenować. Prawdę mówiąc, początkowo nie wierzyłam, że poradzisz sobie — tu rozciągnęła ręce na całą szerokość — o tak bardzo.
Czarnowłosy zaśmiał się i zarumienił. Victor również się uśmiechnął i podszedł do niego niezauważony przez Nishigori.
— Urocze — stwierdził.
— Dzięki. Nie czuję się jednak tak, jakbym był sam.
Kobieta spojrzała na niego z zaciekawieniem.
— Naprawdę?
— Serio. Powiedzmy, że czuję to wsparcie z góry — Yuuri zaśmiał się na dźwięk wypowiadanych z siebie słów.
Victor stojący obok niego tylko wywrócił oczyma. Katsuki schował łyżwy do torby, którą zarzucił sobie na ramię.
— Co teraz robisz? — spytał.
— Rozliczenie z tego miesiąca — wskazała dłonią na zeszyt. — Nienawidzę papierkowej roboty, ale Takeshi jeszcze bardziej. Nie mam na kogo tego zwalić — pożaliła się. — No ale jakoś trzeba żyć.
— Kolejna z twoich mądrości? — zażartował Yuuri. Victor cały czas czaił się tuż za nimi.
— Nawet nie wiesz jak wiele ich mam — odpowiedziała niezwykle poważnie Yuuko. — Z każdym dniem coraz więcej.
— I będziesz przekazywać swoją tajemną wiedzę.
— A żebyś wiedział — przyznała. Przeszli korytarzykiem do holu głównego, gdzie pożegnali się ze sobą. Kobieta skierowała się w prawą stronę do pomieszczeń dla pracowników, a Yuuri w drugą, w kierunku wyjścia. Victor cały czas milczący szedł obok niego. Przyglądał się wymianie zdań między dwójką przyjaciół, samemu nie chcąc rozpraszać Japończyka. Już nie raz był besztany za przeszkadzanie w rozmowach. Ponoć jego głos znacznie bardziej przykuwał uwagę czarnowłosego niż czyjkolwiek inny, co przyznał sam Katsuki wyraźnie zażenowany tym stwierdzeniem.
— Obiecałeś, że tutaj nie przyjdziesz — zarzucił czarnowłosemu.
— Nic nie mówiłem, sam sobie dopowiedziałeś — obronił się Yuuri. Spojrzał z ukosa na ducha, który wyglądał na lekko zdenerwowanego. — Za bardzo się przejmujecie.
— Ugh, mamy rację. To ty jesteś uparty i myślisz, że to ci wyjdzie na zdrowie. Wystarczyłoby, gdybyś jutro przed występem się porozciągał. Dzisiaj nie masz co szarżować.
— Okej, okej. No ale stało się i żyję, więc może zmieńmy temat, zanim się zupełnie pokłócimy — poprosił Katsuki.
Victor jedynie westchnął.
— Do domu?
Japończyk pokiwał głową. W milczeniu przeszli kawałek drogi. Obydwoje byli zatopieni w swoich myślach.
— Jak sądzisz, pójdzie mi dobrze? — spytał nagle Yuuri. Wyglądał na zmęczonego całym tym bałaganem, który narastał w ciągu ostatnich paru dni.
— Oczywiście, że tak — odparł z niezachwianą pewnością Victor. Zabrzmiałoby to prawie arogancko, gdyby odnosił się w tamtej chwili do siebie. — Skąd ten brak wiary?
— Z nerwów, a skąd? Nigdy tak nie miałeś?
— Nie — Nikiforov zaśmiał się. — Naprawdę sądzisz, że w moim słowniku jest coś takiego jak niska samoocena?
Katsuki jedynie przewrócił oczami, słysząc taką niedorzeczność.
— No dobra, masz rację. W takim razie jak na ciebie działał cały ten stres? — dopytywał.
— Pomagał mi się skupić i iść dalej. Nic tak bardzo mnie nie motywowało.
Wiatr kołysał nagimi gałęziami drzew. Wszystkie liście, które miały opaść, już dawno zdobiły ulice, by później zginąć pod warstwą błota. Chmury były gęste, zasłaniały całe niebo, chcąc ograniczyć dopływ promieni słonecznych. Już od dawna zbierało się na deszcz.
— Też bym tak chciał — przyznał Yuuri.
— Po prostu zamknij oczy i wyobraź sobie, że twoje marzenia się spełniają — doradził Rosjanin. — Sam to kiedyś od kogoś usłyszałem. To dobra rada.
Czarnowłosy spojrzał na niego z ukosa. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś w tym stylu.
— To... To miłe. Na pewno skorzystam.
— Mam nadzieję — Victor wykrzywił usta na kształt uśmiechu. — Nie możesz tak łatwo dać się rozproszyć negatywnym myślom. Chyba że powiem ci, że nadeszła odpowiednia pora.
Nieco podniesiony na duchu Yuuri spojrzał optymistycznie w przyszłość. Jutro miało nastąpić za dwadzieścia cztery godziny, a teraz było teraz. Z takim nastawieniem nawet szare chmury wydawały się nieco jaśniejsze i mniej przygnębiające.
Zadziwiające jak bardzo noce potrafiły być chłodne. Zwłaszcza te listopadowe. Były gorsze od tych grudniowych i styczniowych, ponieważ z czasem można było się do nich przyzwyczaić. Niestety to listopad bywał pierwszym zimniejszym miesiącem w Hasetsu, który sprawiał, że zęby zgrzytały po nocach.
Katsuki kręcił się, przykryty grubą kołdrą. Po głowie przelatywały mu najczarniejsze scenariusze, począwszy od tego, że nie dojedzie na zawody, a skończywszy na epickim błędzie w choreografii. Sam nie potrafił zdecydować, co byłoby gorsze.
W ciemności i na dodatek bez okularów chłopak nie był w stanie zobaczyć nawet czubka swojego nosa, więc bezmyślnie wpatrywał się w czerń przed sobą. Gdzieś tam jest sufit — pomyślał. Wyciągnął rękę przed siebie, ale i jej nie zobaczył.
— Powinieneś spać — usłyszał. Odwrócił głowę w kierunku dobiegającego do niego głosu.
— A ty nie powinieneś robić tego, co porządne duchy robią, zamiast spać? — rzucił w przestrzeń.
— Nie mogę. Byłem właśnie w Chinach — oznajmił poważnym tonem Victor.
— Co?
— Normalnie. — Yuuri mógł się założyć, że duch wywrócił oczami. Bo w końcu jak to brzmiało.
— Ale jak to możliwe... Zresztą nie, nie chcę wiedzieć. Im mniej wiem, tym lepiej śpię — stwierdził Katsuki. Ułożył się ponownie, jednak nadal nie potrafił znaleźć odpowiedniego kąta ułożenia.
— Naprawdę wszystko dobrze przemyśleli.
— Ugh, nie opowiadaj mi. Chcę czegoś nie wiedzieć. Mieć jakąś niespodziankę.
— Na pewno?
— Na pewno.
— Na sto procent?
— Victor! — Japończyk podniósł głos, ale nie na tyle, by osoba trzecia mogła go usłyszeć. — Nie, proszę. Mówiłeś, że mam spać, więc może teraz na to pozwól.
Pokręcił głową z politowaniem. Nikiforov był chodzącym paradoksem. Chłopak podciągnął wyżej kołdrę, tak żeby zakrywała mu całe ciało, aż po szyję.
— Ale skoro już nie możesz spać, możemy spędzić ten czas produktywnie. Na przykład na powtarzaniu teorii albo liczeniu baranów, skoro już tak bardzo chcesz iść spać — Yuuri doskonale wiedział, że Victor tylko się z nim przekomarza. Mimo to nie potrafił nie reagować na takie zaczepki. Westchnął jedynie i nie odzywał się przez dłuższą chwilę, łudząc się, że Victor pomyśli, że już zasnął.
W ciemności nie było widać Rosjanina. Yuuri już dawno doszedł do wniosku, że duchy muszą być jak księżyc i jedynie odbijają światło słoneczne.
Z ust chłopaka dobiegał cichy szmer wydychanego powietrza. Czarnowłosy skupił się na nim, starając się zapaść w sen, jednak to nic nie dało.
— Yuuri, śpisz już?
— Chciałbym tak szybko zasypiać — odparł zgryźliwym tonem Katsuki. Widocznie powiedzenie „Z kim się zadajesz, takim się stajesz” miało stać się prawdą dla Japończyka. — Tak?
— Mało czasu zostało.
Czarnowłosy już miał powiedzieć, że nic w tym dziwnego, ale dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że Nikiforovi wcale nie chodzi o zawody, ale o porę jego ostatecznego odejścia. Zamrugał oczyma, chcąc rozjaśnić myśli. Późna pora nie wpływała zbyt dobrze na jego myślenie.
— Ja też nie jestem na to gotowy, jeżeli o to ci chodzi — powiedział. Spojrzał w kierunku, w którym myślał, że stał Victor. — Nie musisz czuć się sam.
— Myślałem, że będzie czymś trudnym nauczenie ciebie tego wszystkiego — przyznał Rosjanin. — Ale widocznie najtrudniejszą częścią tego, będzie opuszczenie tego wszystkiego.
Słowa te wyleciały niespodziewanie z ust Victora. Nie spodziewał się po sobie takiego wylewu szczerości. Wyznanie to zawisło między nimi i zagęściło atmosferę.
— Nie powinienem tego mówić — przeprosił. — Nie o takiej porze. Noce nie powinny być dołujące.
Yuuri kiwnął głową, nic nie mówiąc.
— Nic się nie stało. Ja... — zaczął. — Wiem, co chcesz powiedzieć. Chyba obydwoje się nie spodziewaliśmy, że ze sobą wytrzymamy. Chciałbym, abyś wiedział, że naprawdę nie żałuję tego, że mnie trenujesz — wyznał Katsuki. — Uhm, zdecydowanie masz też rację co do pory takich wyznań. Nieco to krępujące.
Chłopak uśmiechnął się lekko. Zasłonił ręką usta, starając się ukryć ziewnięcie.
— Dobranoc, Yuuri. Jutro zmieni się cała przyszłość.
— Chciałbym w to wierzyć tak bardzo, jak ty — przyznał Katsuki. Wymamrotał te słowa w poduszkę i zasnął jak zabity.
— Jesteś pewny, że wszystko zabrałem? Odnoszę wrażenie, jakbym czegoś zapomniał — mówił Yuuri. Siedział właśnie w hotelowym pokoju po dwugodzinnej podróży. Pokój był dość skromny jak na standardy hotelu, jednakże Yuuri o wiele lepiej czuł się w nim, niż gdyby miał spędzić cały dzień w pokoju, który przypominał apartament. Wtedy bałby się, że coś zniszczy, a to wcale nie pomogłoby mu się odstresować.
— Na sto procent — powtórzył po raz kolejny Victor. Jego postać krążyła po pokoju, uważnie przyglądając się Japończykowi. — Co mam zrobić, żebyś uwierzył?
— Nie wiem, chyba nic mi nie pomoże. Jestem nieuleczalnym przypadkiem.
— Naprawdę. Wszystko masz. Poza tym i tak już jest na to za późno. Może i mogę się pojawiać, gdzie chcę, ale nic nie mogę brać. No, chyba że byłoby niematerialne, a to raczej niemożliwe, więc przestań, naprawdę, proszę.
Katsuki uniósł brwi. Tak naprawdę chyba ani razu nie usłyszał z ust Victora tego jednego słowa. Było to czymś niecodziennym. W sumie sam Nikiforov zachowywał się dość dziwnie. Mamrotał coś pod nosem, nie dzieląc się tym z Japończykiem i przyglądał się niemu z czymś bliżej nieokreślonym w oczach. Yuuri pytał, ale i to nic nie dawało. Rosjanin był głuchy na to, czego nie chciał słyszeć.
— W takim razie może powiesz mi, czemu się tak zachowujesz? — ponowił.
Victor jedynie machnął ręką, jakby chcąc odgonić niewidzialną muchę.
— Nieważne. Dowiesz się... w swoim czasie — powiedział. — Może.
— W tym nie ma żadnej sprawiedliwości.
— I o to właśnie chodzi, Yuuri. Lepiej przygotuj kostium — doradził. Zbliżył się do walizki, która leżała przy łóżku czarnowłosego. Ten jedynie westchnął ze zrezygnowaniem i wyciągnął leżącą na samym wierzchu kupkę ubrań. Już jakiś czas temu Victor kazał mu zadzwonić do jego dawnej kostiumografki. Z tego, co Rosjanin wiedział, wszystkie jego kostiumy po śmierci zostały spakowane i leżały tak od paru miesięcy, ponieważ nikt nie chciał ich wziąć. Stwierdził, że to znak od losu i Katsuki powinien zadzwonić do studia i sprowadzić rzeczy do Japonii, ponieważ jego stroje, a przede wszystkim te z okresu nastoletniego, mogły przydać się młodemu łyżwiarzowi.
Nikiforov kazał wybrać, a właściwie jak to ujął, zaproponował Yuuriemu wybranie kostiumu z Mistrzostw Świata Juniorów. Mimo to Katsuki był nim zachwycony. Czarny kostium ze srebrnymi wstawkami nadawał się idealnie do jego układu. Delikatny w dotyku pieścił palce trzymające materiał w garści. Yuuri wziął wieszak z hotelowej szafy i powiesił na nim ubranie, by się wyprostowało.
— Popovich też tutaj jest — zauważył Yuuri. Wspomnienie dawnego rywala Victora i jednocześnie współtowarzysza pod przewodnictwem trenera Yakova spowodowało nagły grymas na twarzy blondyna. Rywalizowali ze sobą od dawna o miano najlepszego rosyjskiego łyżwiarza, ale to Nikiforov zbierał laury. Dopiero po jego śmierci Georgi zaczął wspinać się po szczeblach lodowego półświatka, ale później stało się coś, co spowodowało kolejne upadki w jego karierze.
— Nie powinieneś się nim martwić, Yuuri — oznajmił Victor lekceważącym tonem. — Za bardzo przeżywa rozstanie z dziewczyną.
— Rozstanie? — zdziwił się chłopak. Od czasu jego rzucenia łyżwiarstwa nie śledził tego, co działo się wśród swoich byłych znajomych z pracy.
— Anja Artymonova. Była z Georgiem przez parę lat, ale to chyba jeszcze wiesz. Musiałeś o niej słyszeć. Sama jest łyżwiarką.
— Tak, racja. Obiło mi się o uszy. Ale chyba nigdy nie udało się jej zająć wysokiego miejsca? — upewnił się Katsuki. — Ogólnie wiedziałem tylko o tym, że coś się stało i dlatego jazda nie jest już dla niego taka sama jak wcześniej.
— W rzeczy samej. Anja była jego... — tu Victor parsknął urywanym śmiechem — muzą, inspiracją. W sumie nadal nią jest w pewnym względzie, zobaczysz zresztą podczas zawodów. W każdym razie ona zerwała z nim, a on to przeżywa.
Japończyk przysłuchiwał się tej historii z niedowierzaniem.
— A ty skąd wiesz, co będzie wykonywał Popovich?
Katsuki mógł przysiąc, że nagłe posrebrzenie policzków Victora nie było niczym innym jak zarumienieniem u ducha.
— Och, no nie patrz tak na mnie. Po prostu wczoraj przy okazji jak tutaj byłem, przypadkiem znalazłem sę na pobliskim lodowisku, na którym ćwiczył. No wiesz, zdarza się. Zresztą. Tylko winni się tłumaczą, nic nie powinienem mówić — zauważył. — Zresztą przyjechał, aby przypatrzeć się tym, którzy mają szansę wygrać. Nie musisz się nim martwić, dopóki nie wygrasz.
— Przypadkowo? — powtórzył młodszy chłopak.
— Cicho. Może pójdziesz pozwiedzać miasto? — zasugerował jasnowłosy.
Yuuri jedynie ciężko westchnął i rzucił się na łóżko.
— Nic mi się nie chce. Mam ochotę na katsudona — wyznał. — I chcę spać.
— Nie wiem, co jest gorsze: Twoje lenistwo, czy to, że gdybym był na twoim miejscu, zrobiłbym to samo?
Yuuri wzruszył ramionami. Potarł powieki dłońmi, chcąc pozbyć się zmęczenia, ale to w niczym nie pomogło.
— Nie wiem. Idę wziąć prysznic, więc możesz sobie dalej stalkować zawodników. — Z trudem zwlekł się z łóżka i wyjął z walizki rzeczy do przebrania. — Mam nadzieję, że nie muszę ci przypominać, że nie możesz tam wejść — wskazał na łazienkę.
— Nie musisz, niestety pamiętam.
— Jak to możliwe, że śmierć sprawiła, że jesteś jeszcze bardziej zboczony?
— Nie wiesz, jak dokładnie beznadziejnym przypadkiem byłem — odpowiedział niezwykle poważnie Victor, jednak uśmiech docierał mu do oczu. — Tymczasem skorzystam z propozycji i pójdę, jak to świetnie ująłeś: postalkować.
Yuuri jedynie machnął ręką na pożegnanie i skierował swoje kroki ku łazience. Wraz ze szczęknięciem drzwi Rosjanin rozpłynął się w powietrzu, a jednym znakiem, że kiedyś znajdował się w pokoju, było ledwie zauważalne wrażenie wiszącej w powietrzu plamy światła.
Nie było czymś dziwnym zobaczenie tego całego tłumu na setkach miejsc wokół lodowiska. Mimo to Yuuri chłonął ten widok jak gąbka, jak gdyby nigdy wcześniej nie widział tylu ludzi.
Czarny kostium przylegał do jego ciała w odpowiednich miejscach, mieniąc się w blasku światła. Stres skręcał jego trzewia w morderczych spazmach. W sumie to Katsuki nie był pewien czy to był główny powód. Nie jadł nic rano ani w czasie lunchu, przez co był głodny, a to jedynie pogarszało jego stan. Nic jednak nie mogło mu przejść przez gardło.
Sam nie wiedział jakim cudem odpowiadał na pytania zadawane przez dziennikarzy nie dalej jak półgodziny wcześniej. Wypytywali o wszystkie szczegóły występu, ponieważ już wcześniej uzgodnił z Nikiforoven, że zachowają wszystko tak długo, jak to będzie możliwe. Nie obyło się również pytań o brak trenera, co zbył półsłówkami. Miał jedynie nadzieję, że w opinii publiczności nie wyjdzie na pewnego siebie buca. Nie taki miał cel.
— Yuuri, napij się soku — usłyszał. Nieznacznie obrócił się w lewą stronę. — I oddychaj. Inaczej padniesz, zanim wejdziesz.
Yuuri jeszcze raz skierował spojrzenie na lodowisko. Było przygotowywane na pierwszy występ. Na jego występ, ponieważ wylosował karteczkę z numerem pierwszym, za co przeklinał siebie w myślach. Japończyk zasłonił usta tak, jakby chciał kaszlnąć, by móc odpowiedzieć Nikiforovi.
— Sok tu nie pomoże i oddycham.
Ruch Victora spowodował mrowienie na karku Katsukiego. Ręka Rosjanina zawisła raptem parę centymetrów nad ciałem młodszego łyżwiarza jakby w geście pocieszenia. Czarnowłosy mimowolnie skierował swoją dłoń w tym samym kierunku, chcąc potrzeć podrażnione miejsce.
— Nie wiem czemu, ale czuję się tak, jakby to był mój pierwszy raz — wyznał.
— Boli cię coś?
Katsuki jedynie zasłonił twarz dłonią w wyrazie niedowierzania.
— Mam nadzieję, że robisz to tylko po to, aby odwrócić moją uwagę. Te komentarze...
— Jeżeli coś jest głupie, ale działa to nie jest głupie — oświadczył stanowczo Rosjanin. — Za mniej niż kwadrans wszystko się zmieni, obiecuję. Wyjdziesz z lodem albo na lodzie. Nie no, nie wiem, skąd mi się to bierze. To zabrzmiało zbyt głupio jak na mnie — zadumał się Nikiforov.
— Doceniam to, ale przestań.
— Już, dobra, dobra. Będę grzeczny — obiecał Victor.
Katsuki i tak wiedział, że cisza zbyt długo nie potrwa. Rosjanin cały czas starał się podtrzymywać na duchu na swój specyficzny sposób.
Wśród wszystkich uczestników był najstarszy i nie kojarzył praktycznie nikogo, oprócz jednego chłopca Minamiego. Ten młodszy od niego chłopak przyciągał uwagę wszystkich zgromadzonych na sali. Dobrze czuł się z tym że jest w centrum zainteresowania i umiał z tego korzystać. Na samym początku Katsuki zachowywał się tak, jakby się go bał. Dopiero wrzaski Victora nad jego uchem, że co on robi, przecież powinien dawać wsparcie młodszym, sprowadziły go na ziemię. Mimo to udało mu się znaleźć wspólny język z Minamim. Chłopak dość energicznie podchodził do kwestii dopingowania swoich znajomych z lodowiska, nawet jeżeli byli oni jego konkurentami. Mając na uwadze jego dosyć miłe słowa, jak i sentencje wypowiadane przez Victora, które miały na celu... no w sumie Katsuki nie wiedział, co miały sprawić. Może po prostu zaprzątnąć jego myśli?
Mimo to będąc zaledwie minuty przed właściwym występem, targały nim sprzeczne emocje. W końcu dla Victora była ważna jego wygrana. I to naprawdę ważna. Mimo wszystko chodziło we wszystkim o spokój jego duszy, gdziekolwiek miałaby dalej pójść. Yuuri nie zastanawiał się zbytnio na temat tego, co może być dalej, po życiu ziemskim. Tak naprawdę mogła być wielka pustka, a w niej zawieszone miliony dusz, które nie czują, nie myślą, nawet nie SĄ. Jednak człowiek zawsze potrzebuje wiary, że jego życie było czymś więcej niż marnymi latami, które przebiegły znacznie szybciej niż mogłoby się wydawać. Każda wiara chciała potwierdzenia, iż tak naprawdę istnienie ma sens.
Yuuri otrząsnął się z tych ponurych rozmyślań. Ostatnio coraz częściej egzystencjonalne dywagacje zajmowały coraz więcej czasu. W końcu każdy dzień niebezpiecznie blisko zbliżał się ku rozejściu się tych dwóch ścieżek.
— Yuuri? — usłyszał. Victor przenikliwie mu się przyglądał, oceniając czy jest z nim wszystko w porządku.
— Tak? Zamyśliłem się — przeprosił.
— Zaczynasz.
Mówią, że to pierwsi mają najgorzej. I mają rację. Po pierwszym zawodniku zwykle ustawiana jest poprzeczka dla reszty. Za nisko, spadasz na sam dół, za wysoko, zostajesz ciągle porównywany. Z takim nastawieniem Katsuki zdjął z siebie bluzę, odłożył na ławkę i z duszą na ramieniu, na trochę drżących nogach, które przestały się trząść z chwilą dotknięcia łyżwami lodu i zaczęło się show.
Trzeba było przyznać, że bycie martwym miało swoje plusy. Wchodziłeś tam, gdzie za życia nie mogłeś i nikt nie mógł z tym nic zrobić. Poniekąd takie bezkarne zachowanie sprawiło, że Victor stał się jeszcze bardziej bezczelny lub jak sam to określał „tylko troszkę nietaktowny”.
Stał sobie tuż obok komisji sędziowskiej, w najlepszym miejscu do obserwacji i bacznie przyglądał się występowi Japończyka.
Wszystko przebiegło bez zarzutu, tak jak obydwoje to zaplanowali. Victor zafascynowany i zahipnotyzowany przez ruchy młodszego łyżwiarza zapomniał o wszystkim, co znajdowało się dookoła niego. Nie był jedynym takim przypadkiem. Na całej hali nie było osoby, która nie była pod wrażeniem całego wykonania. Wszyscy dali się porwać muzyce oraz młodemu Japończykowi. Muzyka grała, mocniejsze tony wprawiały podłoże w delikatne drgania. To nie było coś zwykłego, coś, co mógł wykonać każdy ze zgromadzonych w tym jednym miejscu — uświadomił sobie Nikiforov. Każdy miał w sobie coś charakterystycznego, co sprawiało, że cokolwiek by nie robił, stawało się to magią.
Każdy ruch Katsukiego był czarem, który zniewalał. Przykuwał do siebie.
I Victor już wiedział, że jeżeli nie chce, aby któryś z nich cierpiał, powinien odejść jak najprędzej.


2 komentarze:

  1. Czytam po raz kolejny ten rozdział (wybacz mi za niekomentowanie na blogaszku i wattcie, możesz mnie ukatrupić przy najbliższym spotkaniu) i normalnie szczęka mi opadła (zresztą jak po raz enty czytam i tak podziwiam, że tak daleko zaszłaś i jestem z Ciebie niesamowicie dumna <3).
    Wiesz, jak bardzo kocham Twoje haiku, prawda? Powinnaś koniecznie pisać do każdego Twojego fiku je skrobnąć, bo są magiczne, serio. Zaskarbiły sobie moje biedne serducho, które jak patrzy na nie to szybciej pompuje krew xD
    Opisy, emocje i ujęcie charakteru postaci... nie no, error 404 nastąpił. Brak mi słów, by skrobnąć jak bardzo mnie zachwyciły. Zwykłe synonimy nie oddadzą w pełni moich uczuć, jakie żywię do "Na dnie naszych dusz".
    W każdym razie dobra robota, kochana <3 Lecę komentować dalej~

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww <3 Kochana jesteś. Ale to i tak jest nic przy twoich fanfikach, nie waż się zaprzeczyć, bo się obrażę.
    No i oczywiście wybaczam, nie będę bić, ani zabijać xD

    OdpowiedzUsuń