czwartek, 9 listopada 2017

Our love is god


Fandom: Uniwersum Metro 2033/ Świat realny
Luźne podejście do tego au. Zostały nagięte różne fakty, jak chociażby to, że w stolicy Wielkopolski znajduje się metro i inne mniejsze pierdołki
Postacie OC
Uwagi: Przemoc, wspomniana śmierć, krew, trochę absurdu

Our love is god

Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy.
Dźwięk kropli odbijających się od betonowego podłoża, wystukiwał rytm walca. Rury były nieszczelne i przepływająca przez nie woda przeciekała. Klaudia spojrzała w górę, by zaobserwować uciekającego szczura. Był wielkości psa, pokryty szarą sierścią, pobrudzoną czymś czerwonym. Była to prawdopodobnie krew, co nie było zbyt wielkim zdziwieniem dla dziewczyny. Szczury jako jedne z nielicznych zwierząt same z siebie wychodziły na powierzchnię Poznania. Nikt się do nich nie zbliżał, bojąc się skażenia, jednak dla Klaudii nie stanowiły one nic groźnego, znała ryzyko, podejmując się takiej, a nie innej pracy.
Westchnęła głośno, przeczesując grzywkę, która odpadła na jej oczy. Nie mogła już dłużej czekać na sygnał, ale takie były rozkazy. Nie była osobą, która przyjmowała je z łatwością, ale miała szacunek do autorytetów, a trzeba było przyznać, że jej szefowa robiła na niej wrażenie.
Schody prowadzące do góry były zamurowane, a dotrzeć do nich można było jedynie przez ołowiane drzwi, które zostały tam dostawione w pierwszych dniach po zstąpieniu ludzi pod ziemię.
Klaudia nie potrafiła wyobrazić sobie innego życia niż te, jakie poznała po wybuchu wojny. Miała wtedy niespełna czternaście lat, więc miała świadomość tego, jak to było żyć na powierzchni, jednak przebywając już cztery lata w podziemiach Poznania, poznała doskonale smak tego życia i chociaż wielu jej rówieśników, a nawet i starsze osoby kompletnie nie rozumiały jej sposobu rozumowania, ona się tym nie przejmowała, dopóki miała swoją paczkę.
W słabym blasku halogenowego światła zobaczyła zbliżającą się do niej postać.
— Nic nie mów — usłyszała. — Wiem, że się spóźniłem.
Blada cera mężczyzny w świetle lampy nabrała chorobliwego zielonkawego koloru. Ciemnozielony mundur, który miał na sobie zlewał się ze ścianami, które jeszcze nie tak dawno temu były świeżo malowane, jednak upływający czas, jak i brak chęci i potrzeb, sprawiło, że podziemie Poznania zapuściło się.
— Już miałam się cofać i brać kogoś innego. Wiesz, że wszystkim nam zależy na czasie.
Nie musiała mówić na głos, o co chodzi, bo nic innego nie mogła mieć na myśli, jak zdobycie zapasów z powierzchni. Jej szefowa naciskała na ich grupę od pewnego czasu. W obrębie ich dzielnicy nie powodziło się zbyt dobrze, więc musieli zasięgać po zapasy z innych części miasta.
W 2013 roku Dębiec nie miał zbyt dobrze skonstruowanej sieci metra. Ba! Jeszcze parę lat wcześniej nikt w Poznaniu nie sądził, że plany na podziemną sieć komunikacyjną jednak wypalą. Jednak mimo wszystko budowa się zaczęła i ówczesne tory tramwajowe przeniosły się o poziom w dół i stały się jedną z tych bardziej rozbudowanych trakcji metra w Europie Centralnej.
A potem wszystko szlag trafił. Metro przestało służyć jako środek transportu, a stało się miejscem zamieszkania nielicznych Poznaniaków, którzy zdążyli przenieść się pod ziemię albo już pod nią byli w chwili rozpoczęcia Trzeciej Wojny.
Od tamtej pory najważniejszym zadaniem dla wszystkich było przeżycie w takich surowych warunkach, jakie zostały im podarowane od losu. W ciągu tych czterech lat społeczność stawała powoli na nogi, chociaż wiele brakowało im do dawnej świetności, jakiej prawdopodobnie nigdy nie mieli odzyskać, ponieważ szanse na nią były mniejsze od zera.
Dziewczyna poprawiła znowu opadającą na jej oczy grzywkę. Złapała za wiszącego u jej boku kałacha, ukochaną broń, którą udało się jej zdobyć, kiedy tylko wstąpiła do miejscowych stalkerów. Świadczyło to o wielkim prestiżu i pomagało uspokoić towarzystwo, jeżeli wymagała tego sytuacja. Nie bez powodu jej grupa była jedną z dominujących na swoim terenie. Mieli dużo sił, broń i starali się dbać o swoich. Pod ziemią hasło rodzina było czymś więcej niż osoby spokrewnione więzami krwi. Tutaj liczyła się troska o drugą osobę. Samemu nie byłeś w stanie przeżyć, więc sojusze były jak najmilej widziane.
— No to chodź. Nie marnujmy czasu — powiedział mężczyzna. Zbliżył się do Klaudii i uśmiechnął się. — Słyszałem, że twoje sojusze na Ratajach osłabiły się.
Brunetka parsknęła śmiechem.
— Nie wiem od kogo, to słyszałeś... Albo nie! Wiem od kogo. Od Roberta?
Blondyn wywrócił oczyma i wzruszył ramionami.
— Szczerze to nie wiem, po prostu słyszałem plotki na Teatralnym.
— Powinnam zamknąć im usta. Nie dość, że wszystkie haracze są płacone, to jeszcze zamierzają mną wycierać... — Dziewczyna nie dokończyła swojej myśli. Wzięła głęboki wdech i potrząsnęła głową. — No nie. Ja tak tego nie zostawię... Parszywce.
— Gdybym wiedział, że tak zareagujesz, to zostawiłbym to dla siebie.
— To i tak by nic nie zmieniło, Krzysiu. — Zdrobniła jego imię i poklepała po ramieniu. — I tak bym się dowiedziała.
Klaudia zanotowała sobie w myślach, aby odwiedzić okolice Łazarza i posłuchać, co ludzie mówią na jej temat. Była osobą powszechnie znaną albo chociaż kojarzoną w metrze. Była prawą ręką swojej szefowej, więc to obligowało ją do pozostawania w dobrych stosunkach z innymi szefami pozostałych dzielnic i okręgów. Sama wspięła się tak wysoko na szczyt hierarchii przez swoje znajomości, o których wspominał Krzysztof. Miała swoich ludzi na Ratajach, Starołęce, Śródce, która razem z Winogradami tworzyła silną hanzę. Te znajomości wiele razy pomogły jej dowiadywać się o wszystkim z pierwszej ręki, co było bezcenne.
— Po co dzisiaj idziemy? — spytał chłopak. Nadając rytm ich krokom, żelazne okucia ich butów roznosiły się po kamiennych ścianach wzmacnianych metalowymi słupami rozstawionymi w pewnych odstępach. Znajdowali się w starszej części metra, tej najbardziej wysuniętej do wyjścia południowego.
— Marianna chciała, żebyśmy poszli po leki. Wszystkie pobliskie apteki zostały już sprzątnięte, ale chce, żebyśmy jeszcze raz sprawdzili. Może coś zostało. W razie czego mamy się zapuścić nieco dalej. — W głosie Klaudii zabrzmiała nutka obawy. Niektóre tereny były niebezpieczniejsze od innych. Starano się ich unikać, chociaż nie zawsze dawano z tym radę. Niektóre tereny stawały się wyeksploatowane z potrzebnych zasobów, dlatego ludzie coraz częściej musieli sięgać dalej, niż to było konieczne. Każda dzielnica miała swoje granice, a nie były one nieskończone. Wiadome było, że w lepszej sytuacji znajdowało się podziemie Starego Miasta, zwane Nowym Miastem. Stężenie sklepów w tamtym rejonie, aptek, supermarketów i innych miejsc, które w życiu sprzed Trzeciej Wojny były potrzebne, teraz były na wagę złota. Zapasy nie były niewyczerpalne. Niektóre regiony wiedziały o tym bardziej od innych. Zaczęły uprawiać rzeczy, które wyrastały w ciemności i świetle lamp. W końcu mijały już cztery lata, więc był to czas najwyższy na myślenie o przyszłych pokoleniach, które miały nigdy nie poznać świata nadziemnego takim, jakim znali go starsi.
Krzysztof przypatrzył się Klaudii. Trzymała się całkiem nieźle. Była od niego trochę niższa, jednak nie odczuwał tego w taki sposób. Miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że rosła w oczach każdej napotkanej osoby. Posiadała w sobie pewną bliżej nieokreśloną siłę, która tliła się na dnie jej dusz, by wybuchnąć w najmniej oczekiwanym momencie, który doprowadzał dziewczynę na granicę jej cierpliwości. Ale Krzysztof jeszcze nie poznał jej z tej strony, Klaudia zdecydowanie zbyt dobrze kryła się ze swoimi emocjami w pobliżu jej partnera do wypraw.
— Jakieś konkrety, czy po prostu mamy brać wszystko, co popadnie? — spytał.
— Raczej wszystko, nie ma się co rozdrabniać. Nigdy nie ma niczego w nadmiarze, a w razie, gdybyśmy naprawdę mieli nadwyżkę czegoś, można to przehandlować ze Starołęką. Warka mówiła, że mają naprawdę mało antybiotyków.
Jasnowłosy kiwnął głową. Był ubrany w mundur typowy dla ich małego ugrupowania. Był to uniform typowego rosyjskiego żołnierza. Ich mundury zostały znalezione przez zupełny przypadek podczas nielegalnej eskapady na obrzeża Poznania. Na samym końcu dębcowego odcinka metra istniały cztery przejścia, które nie zostały dostatecznie dobrze zablokowane, więc kilkoro nastolatków bez trudu potrafiło się nimi wydostać. Uniformy wydały się im idealne. Wyglądały na nienaruszone, wręcz w idealnym stanie. Marianna nie zastanawiając się byt długo razem ze swoimi przyjaciółkami, postanowiła coś z tym faktem zrobić. Potraktowały znalezisko jako znak. Sygnał, że nie wszystko dzieje się bez powodu.
Z czasem grupa się rozrosła. Marianna przyjęła go do drużyny, mimo że tak naprawdę to nie były jego rejony. Znalazł się tu przypadkiem, parę lat wcześniej. Pochodził spoza Poznania, jednak na czas wybuchu wojny odwiedzał swoją rodzinę. Był o sześć lat starszy od brunetki, więc wiedział zdecydowanie więcej od niej. Był najstarszy w ich grupie i ich szefowa bardzo ceniła sobie jego zdanie.
Nastała cisza, ale nie była to jedna z tych krępujących, raczej po prostu skłaniała do rozmyślań. Żadne z nich nie zamierzało jej ot tak przerwać, jednak po chwili tuż za nimi rozległ się hałas. Coś spadło na betonowe podłoże. Klaudia spojrzała na Krzysia i kiwnęła głową. Ten wziął broń w ręce i wyszedł naprzeciwko niej.
— Kto tam?! — krzyknęła dziewczyna, jednocześnie zastanawiając się nad bezsensem tego pytania. Zupełnie jakby jakiś psychopata miał zamiar się przedstawić. Oczywiście o ile to zabójczy psychopata. W metrze takich nie brakowało, ale dla bezpieczeństwa pozostałych byli eliminowali na parę ciekawych sposobów. Nie bez powodu stacja metra Polanka była miejscem, gdzie trzymali takie przypadki.
— To ja! — Usłyszeli głos. Klaudia poznała go od razu. Była to jej najlepsza przyjaciółka, która w ich grupie nosiła pseudonim Cień. Brunetka oparła dłoń na kalibrze broni chłopaka, zmuszając go do opuszczenia jej.
— Co się stało, Saro? — spytała Klaudia. Nie spodziewała się, że ktoś im przerwie wyprawę.
— Cześć wam. Marianna kazała wam przekazać, że nie macie się wybierać na górę — oznajmiła blondynka spokojnym tonem. Jej zwykle cichy ton głosu niósł się po korytarzu.
— A co się stało?
— Nie wiemy dokładniej, ale ktoś doniósł nam, że znaleziono niedaleko, podczas zwiadu ciało Łukasza. Ponoć miał dotrzeć z Rataj, przez Starołękę, aż do nas, ale ktoś lub coś musiało go załatwić. Jest cały w strzępkach. Widać, że coś musiało mu przeżreć narządy wewnętrzne.
Ton Sary był rzeczowy, wręcz chłodny w swoim opisie zmasakrowanego ciała. Nie było to niczym przyjemnym, ale Cień szkoliła się medycznie i musiała być przyzwyczajona do niezbyt pięknych widoków. W metrze łatwo było coś złapać, a wszelkie choroby mogły zostać epidemią w bardzo krótkim czasie, więc medyk był na wagę złota.
— Gdzie go odłożyliście? — spytała Klaudia. Krzysiek w tym czasie opuścił broń i oparł się o ścianę, przyglądając się scenie rozgrywającej się przed jego oczami.
— Jest ciągle w bazie. Nikt nie chciał go dotykać. Marianna chciała, żebyście nigdzie nie szli. Nie wiadomo, kto to zrobił. Kto albo co. — Dodała. — Lepiej chodźcie.
Sara kiwnęła ręką w kierunku, z którego przybyła. Klaudia spojrzała z ukosa na chłopaka, który nic nie mówił, ale było widać, że się głęboko nad czymś zamyśla. Poczuwszy jej wzrok na sobie, odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął się lekko.
— Trzeba teraz uważać w metrze, nigdy nie wiesz, kto przywdziewa jaką maskę.
Brunetkę przeszył dreszcz po plecach. Słowa te niosły ze sobą głęboko ukryty w każdym mieszkańcu lęk. Tutaj pod ziemią nic nie było takie, na jakie wyglądało. Nie istniało piękno ani brzydota. Było po prostu Metro. Jeden wielki organizm, a w nim pojedyncze komórki, które składały się na jedną, funkcjonalną całość.
Zobaczywszy minę Klaudii, Krzysiek położył swoją dłoń na jej ramieniu. Nie była ciężka, ale dla Klaudii stanowiła ona pokrzepiającą wagę. Poczuła, jak krew nabiega do jej policzków i chociaż usilnie starała się tego po sobie nie okazać, czerwień okazała się zdradliwą i pokryła jej twarz.
Sara stała z boku i udawała, że nie widziała tego, co rozgrywało się przed jej oczami. Bardzo lubiła ich dwójkę, ale oczywistością było, że niekoniecznie komfortowo czuła się w nich obecności, kiedy chemia wisiała w powietrzu. Niestety widać było, że żadne z nich nie zamierza robić wyraźnego kroku w stronę drugiej osoby. Cień miała nadzieję, że podchody między nimi zakończą się szybko, ponieważ już wszyscy wiedzieli, o tym, co działo się między nimi, ale nikt nie widział, aby wreszcie oficjalnie zaczęli ze sobą chodzić.
Metro uczyło ludzi, aby nie przywiązywali się zbytnio do siebie i to było głównym argumentem na takie trzymanie się na dystans
Ruszyli całą trójką w kierunku bazy. Korytarz, w którym się znajdowali, biegł prostopadle do głównego, czyniąc z siebie główną odnogę. Kiedy wyszli na główną drogę, odczuli pewną zmianę, której żadne z nich nie potrafiłoby bliżej opisać. Poczuli się lżejsi, jakby coś wreszcie zeszło z ich płuc, pozwalając wziąć głębszy oddech.
Klaudia długo nie rozkoszowała się tym spokojem. Po głowie chodziła jej wizja martwego Łukasza. Był on jednym z licznych łączników pomiędzy poszczególnymi stacjami. W jego przypadku dbał o przepływ informacji z Rataj do Dębca oraz nieco nielegalnie szmuglował z powierzchni pozostałe używki, które, mimo że były bezwartościowe w ich warunkach, nadal pozwalały starszym pokoleniom posiąść namiastkę dawnego życia.
Brunetka miała z nim kiedyś dobry kontakt, wręcz można by powiedzieć, że chwilowo ze sobą chodzili, jednak ich drogi rozeszły się przez konflikt interesów, jak i również poglądów. Dziewczyna nie żałowała niczego. W końcu i tak nadal pozostali znajomymi, ponieważ słowo przyjaciele zdecydowanie nie oddawało chłodu, jaki zapanował między ich dwójką. Uczucie zawsze psuło wszystko i przez nie, często nie da się odbudować relacji na nowo.
Główna stacja Dębca była dość szeroka przez to, że już w pierwszych latach działalności została poszerzona o nieco dalsze tereny, tak że stała się miejscem mieszkania wielu osób. Oczywiście jednym z głównych miejsc na stacji był namiot Marianny. Jeden z większych i lepiej wyposażonych stał nieco na uboczu, jednak każdy doskonale wiedział, kto się tam znajduje.
Cała ich trójka przemknęła zgrabnie między zbiorowiskiem ludzi, którzy lawirowali między dość ciasną przestrzenią. Gdzieś w kącie między dwoma namiotami, stojącymi najbardziej z tyłu stały dwie postaci, w których brunetka rozpoznała swoją koleżankę, którą wszyscy nazywali Pitenem. Zajmowała się tak samo, jak Łukasz szmuglowaniem pewnych rzeczy. Marianna, której podlegali wszyscy parający się jakimkolwiek handlem, przymykała oczy na ten jawny brak przestrzegania zasad, W ostateczności to właśnie ci, którzy zajmowali się takimi rzeczami, mieli dostęp do informacji jako pierwsi. Zawsze warto było mieć kogoś takiego na podorędziu.
— Hej, uważaj na siebie — krzyknęła Klaudia. Sara uśmiechnęła się.
— Zawsze na siebie uważam.
Cała ich trójka weszła do środka namiotu. Był dość duży w przeciwieństwie do sąsiednich, co świadczyło, że Mariannie naprawdę dobrze się powodziło. Na samym jego środku stał ogromny stół, na którym znajdowała się makieta całego metra. Została sporządzona przez łączników z różnych części podziemia. Wszystkie przejścia zostały zaznaczone te, które miały bezpośredni kontakt z powierzchnią przez boczne wejścia, które nijak dało się zablokować. Oficjalnie nikt się do nich nie zbliżał, jednak zdarzali się osobnicy, którzy lubili narażać swoje życia dla sportu oraz nieoficjalne grupki, dla których wyjście na powierzchnię było częścią chrztu bojowego. Było to surowo karane, jednak nic nie dawało.
— Tutaj — usłyszeli głos Marianny. Stała w kącie jak najdalej od wejścia. Ciało Łukasza leżało na metalowym blacie, za parawanem.
— Cześć — przywitał się Krzysztof. Sara stanęła po jego jednej stronie, tuż przy Mariannie i pochyliła się nad ciałem denata. Klaudia przybliżyła się z kolei do lewej strony chłopaka i również przyjrzała się ciału.
Łukasz był cały zakrwawiony. Sara nie kłamała, co do stanu, w jakim się znajdował. Szara koszulka, którą miał na sobie już nie była szara. Miała ciemnoczerwony kolor i była cała postrzępiona, jakby coś ją przeżarło. Surowe mięso wylatywało z obszarpanego brzucha. Widać było dokładnie wątrobę i flaki. Sara zmarszczyła brwi i wyjęła z jednej ze swoich kieszeni parę rękawiczek. Nie było możliwości, aby ich przy sobie nie miała. Ceniła zasady BHP mimo warunków, w których przyszło im pracować.
— Żmija przyszła do mnie dzisiaj, tuż po tym, jak wyszłaś — zaczęła Marianna. Jej ciemne włosy spięte w warkocz i blask bijący z lampy naftowej sprawiały, że jej twarz wyglądała na naciągnięty na ciało suchy pergamin. Refleksy światła odbijały się w szkłach jej okularów, przez co jej ciemne oczy pozostały w cieniu, tworząc czarne cienie pod oprawką. — Jej kotka zaczęła się dziwnie zachowywać. No przynajmniej bardziej niż zwykle.
Klaudia kiwnęła głową. Żmija również należała do ich grupy razem ze swoją siostrą Milady. Nie zajmowały się niczym konkretnym, pełniły funkcję opiekunek nad pewnymi sektorami podległymi centrum Dębca. To do nich należały stacje pośrednie między Wildą, a Dębcem. Żmija jeszcze w przeciągu pierwszego roku znalazła na stacji Traugutta białego kota. Był zbyt młody, by zdziczeć całkowicie, jednak dał się oswoić Żmii. Tao stała się jej pupilkiem. Parę lat wcześniej, gdyby wojna w ogóle się nie rozpoczęła, Tao na pewno zostałaby zwykłym kanapowcem. Jednak w metrze żadne zwierzę nie miało prawa być chociaż trochę normalnym. Kot zyskał zachowanie psa, przez co zdecydowanie wyłamywał się spod pewnych wzorców, co nie każdemu pasowało.
— Wzięła więc Milady i wróciły się na tory. Zauważyły ciało, zwołały chłopaków. Żmija mało nie dostało zawału. Tao zaczęła kompletnie świrować, im bardziej zbliżały się tutaj. Ten kot to kompletny wariat. Obdrapała twój fotel — wskazała na ulubione miejsce Klaudii w namiocie Marianny. To był jej własny kąt, na którym lubiła dokonywać swoich przemyśleń.
— Przeżyję to — mruknęła brunetka pod nosem. Odeszła od stołu i usiadła na fotelu, ignorując to, w jakim był stanie. — Ktoś widział coś podejrzanego?
— Nikt. To naprawdę nie mogło zdarzyć się nie później, niż gdy ty stąd wyszłaś. Może nawet go mijałaś, ale nie zauważyłaś — wyraziła swoją myśl Marianna. Cała grupa skierowała wzrok na dziewczynę. Sara nadal pochylona nad ciałem, starała się wyszukać jakieś dowody, które pomogłyby w ustaleniu sprawcy, kimkolwiek lub czymkolwiek miałby on być.
— Czy ty coś sugerujesz? — zapytał Krzysztof, zniżając głos.
Szefowa przyjrzała się mu uważnie. Wyprostował się jak struna. Mięśnie miał napięte i spojrzenie wbite w Mariannę. Lekko pochylał się w stronę Klaudii, tak jakby chcąc uchronić ją przed oskarżeniami.
— Nie. — Zaprzeczyła stanowczo. — Ale może była świadkiem, chociaż sama o tym nie wie.
Klaudia przestała ich słuchać. Cofała się wspomnieniami o kilka godzin wstecz. Po tym, jak wyszła od szefowej, wstąpiła jeszcze do Pitena po paczkę naboi, które ta miała załatwić po znajomości. Zagadały się nieco i rozmawiały na temat najnowszego klienta handlarki: jednego z pomniejszych szefów ugrupowań na terenie wildecko-dębińskim. Miał do zaoferowania parę ciekawych rzeczy, które można byłoby odsprzedać w korzystnej cenie z innymi częściami Poznania. Dopiero po całej rozmowie wróciła się do siebie, wzięła broń i ostatecznie wybrała się na umówiony zwiad. Wiedziała, że Krzysiek może się spóźnić, dlatego nie śpieszyła się. Poza tym, gdyby ten przyszedł o czasie, nieeleganckim byłoby pokazać się jako zmachane dziewczę. Klaudia nie musiała tego nikomu zdradzać, ale sama sobie przyznała, że zależało jej na tym, jak ją postrzegał mężczyzna.
Idąc tunelami, nikogo nie zauważyła. Co prawda widziała jeszcze na początku parę osób, ale te nie wydawały się potencjalnymi zabójcami. Mieli swój cel wędrówki i do niego zmierzali. Poza tym zabójca nie ryzykowałby pokazaniem się ludziom tuż przed popełnieniem zbrodni.
— Nie wiem, po prostu nie przypominam sobie, aby ktoś się tam szwendał. Widziałam poszczególne osoby, ale wszystkich ich znamy.
Krzysztof stanął za fotelem i położył swoją dłoń na oparciu.
— To śmieszne. Klaudia by tego nie zrobiła. Kiedy przyszedłem na miejsce, zachowywała się zupełnie normalnie. Nikt po zabójstwie... Takim zabójstwie nie pokazałby niczego po sobie.
Szefowa grupy westchnęła głośno. Pokręciła głową i odwróciła ją w przeciwnym kierunku, jakby szukając wsparcia w makiecie podziemia.
— Ile razy mam mówić, że nie jest podejrzaną?
— To nie sugeruj tego. — Ton głosu chłopaka był oskarżycielski. Klaudia odchyliła głowę do tyłu, aby móc mu się przyjrzeć. Nie poznała go od takiej strony.
— Powinniśmy wynieść ciało na powierzchnię — przerwała Sara. Mimo że nie podniosła głosu, wszyscy ją wyraźnie usłyszeli.
Napięcie zeszło z całej czwórki, chociaż pewne było, że rozmowa miała być odroczona.
— Mamy jakiś worek? — spytała Klaudia po krótkiej chwili ciszy.
— Powinniśmy mieć.
Wspólnie stwierdzili, że trzeba zorganizować jeszcze jednego chłopaka, który razem z Krzysiem przeniesie ciało Łukasza. Miało się to odbyć jeszcze tego samego dnia. W podziemiu było co prawda chłodno, więc ciało nie miało szans rozłożyć się tak szybko, jednak przyciągało szczury, czego chcieli uniknąć. Ale jedno było pewne, chociaż jeszcze o tym nie wiedzieli. To nie miało się tak zakończyć. Inaczej życie byłoby zbyt proste.
*
— Klaudia, poczekaj! — Sara podbiegła do brunetki następnego dnia po ich wspólnej rozmowie u Marianny.
— Tak?
— Mam nadzieję, że nie jesteś zła na nas — powiedziała na wstępie.
— No co ty. To zrozumiałe. Sama chciałabym wiedzieć, co go tak załatwiło.
Razem przeszły kawałek drogi. Brunetka zmierzała na stację Rolna, która zgodnie ze swoją nazwą była jedną z licznych stacji, na których sadzono rośliny, które nie wymagały światła słonecznego oraz grzyby. Jako jedna z dwóch stacji w Poznaniu miała swój własny generator prądu, co pozwalało im na wiele więcej, niż w innych częściach metra. Co prawda pożywienie to nie stanowiło to zbilansowanego posiłku, ale jeść coś trzeba było, a samym powietrzem człowiek nie żył. Klaudia maiła za zadanie odnowić umowę między tamtejszym głównym naczelnym o dostawy pożywienia na Dębiec. Na samej dzielnicy również na Wspólnej uprawiano grzyby, jednak stacja była o wiele mniejsza, a ludzi do wykarmienia nie brakowało.
— Doszłaś do czegoś? — spytała nagle Klaudia.
Sara w swoim codziennym ubiorze, jakim była szara kurtka i spodnie khaki wtopiła się nieco w tło, jakim były ściany metra.
— Został zadźgany czymś ostrym, potem dobrały się do niego szczury, dlatego był tak przeżuty.
— Żadnych śladów?
— Nic. Poza tym wiesz. Tutaj i tak bym do niczego nie doszła, niczego tutaj nie mamy.
Klaudia kiwnęła głową na znak zrozumienia. Stanęły pośrodku drogi, ponieważ były już widoczne światła straży stacji Traugutta. Co prawda droga łącząca Dębiec z tą właśnie stacją była jedną z bezpieczniejszych w metrze, ale nigdy nie było wiadomo, co mogło się dostać z powierzchni do podziemi.
— Powinnaś uważać — przestrzegła ją Sara. — Sądzę, że to nie bez powodu był akurat Łukasz. Wszyscy wiedzieli, że z nim byłaś, a ostatnio znowu zaczął się wokół ciebie kręcić.
— Serio tak uważasz?
Blondynka wzruszyła ramionami. Kiwnęła dłonią w kierunku dwóch postaci, które już je zauważyły.
— Czasami myślę, że nie widzisz pewnych rzeczy. Okej, nie będę ciebie zatrzymywać. Idę na Starołękę. Warka chciała coś ze mną skonsultować.
— Jasne, widzimy się za parę godzin.
Dziewczyny pożegnały się i rozeszły się w dwie strony. Klaudia nadal szła przed siebie, a Cień skręciła w prawo. Brunetka została przepuszczona przez dwóch chłopaków, którzy kojarzyli ją przez znajomość z bliźniaczkami. Miała mnóstwo czasu na przemyślenie wielu rzeczy. Męczyło ją to, co stało się z Łukaszem. Może wśród grona swoich znajomych starała się grać twardą, jednak gdzieś w jej wnętrzu bił ten kruchy narząd, zwany potocznie sercem. Każda śmierć była ceną, której nikt nie mógł zapłacić, a stratą tak bardzo odczuwalną, że dotykała ona wszystkich.
Jednak życie w metrze i prawdopodobnie w innej czasoprzestrzeni również wróciło do normy. Klaudia chwilę została na Traugutta, rozmawiając przez chwilę ze Żmiją na temat znalezionego ciała. Ta powtórzyła jej to, co powiedziała Mariannie.
— Naprawdę uwierz mi, Tao zupełnie oszalała. Nigdy tak nie miała do tej pory. Mimo wszystko dobrze, że go znalazłam, bo nie wiadomo kto by go znalazł i co by z nim zrobił. Świry z HCP lubią babrać się w krwi.
— Tak, chociaż tyle dobrego. Na pewno nie widziałaś nikogo podejrzanego?
— Nie, tym razem to ja stałam na warcie, więc nikt kto zabił Łukasza, nie mógł przechodzić przez nas. W ogóle wczoraj mało osób przechodziło na Dębiec. Dużo więcej osób kierowało się albo na Górczyn, albo na Starołękę. To musiał być ktoś od was lub ze Wspólnej. W grę wchodzi też HCP.
Obie dziewczyny stały na uboczu stacji. Ludzie dookoła nich przechodzili, taranowali siebie i starali się znaleźć miejsce dla siebie. Gdzieniegdzie widać było stalkerów, którzy niedawno wrócili z powierzchni.
To była idealna pora na handlarzy, którzy czekali, aż tylko coś im się uszczknie. To zawsze była szansa, że coś cennego mogło trafić w obieg.
— Wybacz mi, ale muszę się przejść, zobaczyć, czy nikt nie stara się czegoś zwędzić. Robi się coraz zimniej, więc uważaj na siebie — przestrzegła ją Kinga.
Klaudia kiwnęła głową na pożegnanie. Nie dowiedziała się niczego więcej, co mogłoby jej pomóc, jednak rozmowa ze Żmiją była w pewnym stopniu oczyszczająca.
Wracała na Dębiec nieco rozczarowana, ale pełna nadziei. W głowie nadal siedziały jej słowa Sary, że nie widzi pewnych rzeczy. Cień czasami bywała enigmatyczna i lubiła odpowiadać zagadkami, jednak brunetka to doceniała. Bywało, że właśnie nie tak bezpośrednio powiedziane wskazówki bardziej się jej przydawały. Lubiła dojść do wniosków własnym śladem i łapiąc już rozpoczęty trop za kimś, traciła ochotę na dalsze rozwiązywanie sprawy.
Przechodząc, jeszcze raz zobaczyła Żmiję, która sprzeczała się o coś z Milady, ale widać było, że konflikt miał być za chwilę zażegnany. Widać było, że stalkerzy, którzy wcześniej wrócili, teraz szeptali między sobą i wymieniali się uwagami. Klaudia była zainteresowana ich informacjami, ale wiedziała, że zaraz Marianna będzie o tym wiedziała. Jej informatorom nigdy nic nie umykało, a i siatka stalkerów na Dębców nie była najgorsza, musiała to przyznać z uśmiechem na ustach, chwaląc przy okazji samą siebie.
Idąc przed siebie, rozglądała się uważnie. W końcu tę drogę przemierzała już po raz setny, ale teraz tunele wydały się jej jeszcze bardziej przerażające, ale nie przyznałaby tego przed innymi. Czasami nachodziły ją myśli, co będzie dalej w metrze. W końcu minęło zaledwie pięć lat od rozpoczęcia takiego życia, a już powoli brakowało pewnych rzeczy. Nadchodził czas na chomikowanie rzeczy, zapuszczanie się w miasto coraz dalej, w miejsca, gdzie zaczynało się robić niebezpiecznie według tych, którzy już teraz tam chodzili.
Brunetka nie przeszła może stu kroków, gdy potężny szczur przebiegł jej drogę. Jego sierść miała brudno szary odcień z plamkami czerwieni. Jego rubinowe oczy świeciły w półmroku. Klaudia zatrzymała się, gdy spojrzenie zwierzęcia zatrzymało się na niej. Przyglądał się jej, jakby naprawdę coś myślał, tak jakby miał świadomość. Trzymał w swoim pysku kawałek materiału i coś czerwonego, co przypominało mięso. Ale skąd u licha w metrze znalazłoby się mięso?
Z pewną obawą zbliżyła się do miejsca, z którego przybył szczur. W najciemniejszym miejscu tuż obok torów, a między krawędzią chodnika, leżało ciało. Klaudia nie musiała się zbyt długo przyglądać, aby rozpoznać trupa.
Robert był ułożony na wznak. Lewa ręka była uniesiona nad jego głowę, tak jakby po prostu zemdlał w zbyt dramatycznej pozie. Druga leżała wzdłuż tułowia, w dłoń była wciśnięta broń. Zwykły pistolet, który zazwyczaj się nie przydawał. Robert jednak był dziwną osobą i lubił trzymać ją przy sobie.
Klaudii przemknęło przez myśl, że to idiotyczne. W końcu był praworęczny, więc nie powinien trzymać broni w lewej ręce. To mijałoby się z celem. Rana kłuta również wyglądała na zbyt nieprecyzyjną jak na taką, która miała być przymierzona z bliskiej odległości. Co prawda to nie ona była znawczynią od takich rzeczy, jednak ta oczywistość uderzyła ją najmocniej.
Rozejrzała się dookoła, chcąc sprawdzić, czy w pobliżu nie ma nikogo. Znajdowała się bliżej HCP, jednak nie uśmiechało się jej cofać aż tam, by szukać pomocy. Z drugiej strony, gdyby ruszyła dalej, inne szczury mogłyby przyjść i przeżreć chłopaka tak samo, jak Łukasza. Mimo to czekanie na to, aż ktoś będzie przechodził obok, było czymś bezsensownym.
Klaudia wyszła na chodnik i jeszcze raz rozejrzała się dookoła. Miała nadzieję, że ktoś będzie wracał. Ostatecznie Sara też miała kiedyś wrócić, jednak brunetka nie była pewna kiedy.
— Co robić? — szepnęła. Poprawiła broń i odgarnęła włosy w twarzy, tak by nie wchodziły jej do oczu. Przez myśl przeszło jej, aby po prostu zostawić chłopaka. Przecież wcale nie musiała go widzieć. Poza tym Marianna mogłaby mieć pretekst do kolejnych zarzutów wobec niej. Jednak... To było dziwne. Dwa przypadki śmierci w przeciągu dwóch dni. Nikt logicznie myślący nie wystawiłby się tak szybko. Zawodowy zabójca albo ktoś, kto zdecydowanie planowałby odebranie komuś życia, przeczekałby, aż ucichnie burza po jednej sprawie, zanim zabiłby po raz kolejny. Śmierć Roberta nie miała sensu. Nie był nikim szczególnym i Klaudia miała naprawdę duże wątpliwości, czy ktoś chciał marnować energię i czas na zajęcie się nim w taki sposób. Dziewczyna mogłaby porównać Roberta do karalucha, który potrafił przeżyć jakąkolwiek burzę w jego życiu. Jeżeli komukolwiek podpadł, to i tak mu się upiekło. Był niezwykle fartowny.
Nagle ktoś objął ją za rękę tak, że znalazła się ona w żelaznym uścisku. Klaudia obróciła się w kierunku nieznajomego i napotkała spojrzenie Krzysztofa.
— Cześć — powiedział. Dziewczyna szarpnęła się lekko i przyłożyła dłoń na klatkę piersiową, gdzie serce wyrywało się jej na wolność.
— Przestraszyłeś mnie!
— Przepraszam. Po prostu zobaczyłem ciebie, a wyglądasz na zmartwioną — wyjaśnił. — Coś się stało?
Dziewczyna zawahała się. Pamiętała, jak poprzedniego dnia Krzyś obstał za nią, jednak teraz, gdy sama znalazła ciało, stałaby się jeszcze bardziej podejrzana. Przyjrzała się mu uważnie. Z pewnością również wracał z powierzchni. Na jego plecach znajdował się plecak, z którego wystawały bliżej nieokreślone ustrojstwa.
— Ja... — Odchrząknęła i ponowiła swoją wypowiedź. Swoje spojrzenie skierowała na miejsce, gdzie znajdowało się ciało Roberta. — Znalazłam Roberta.
Chłopak uniósł brew.
— Okej, ale co z tego?
— Martwego.
Wypowiedzenie na głos tego słowa było niczym zerwanie tamy. Klaudia złapała się za głowę i zaczęła mówić, coraz to bardziej podnosząc głos.
— Boże, to przeze mnie. To nie est przypadek. Najpierw Łukasz, teraz Robert. Może Sara miała rację. To wszystko ma jakiś sens. Teraz jeszcze ja go znalazłam i zrozumiem, jeżeli uznasz, że to ja... Że to ja...
Chłopak przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.
— Uspokój się — szepnął jej do ucha i pogładził ja po włosach. — Wierzę ci. Zawsze ci będę wierzył.
Ciepło jego ciała rozgrzało ją i pomogło jej się uspokoić. Wtuleni w siebie, stali tak przez chwilę, dopóki Krzysiek nie odsunął Klaudię na długość ramienia i spojrzał jej prosto w oczy.
— Pokaż mi go.
*
Minęły dwa tygodnie od śmierci Roberta, ale jak się okazało, również nie tylko on jeden odszedł ze świata tamtego dnia. Później, kiedy o wszystkim dowiedziała się Marianna, rozpoczął się ciąg dalszy złych wieści. Rzeczą jasną okazało się dziwaczne poruszenie stalkerów, którzy tamtego dnia wyszli na powierzchnię. Zostali zaatakowani przez dziwaczne stworzenie o humanoidalnych kształtach, które zachowywało się jak dzikie stworzenie. Co więcej, napotkali na powierzchni kilka ciał cywilów, którzy postanowili nielegalnie wyjść. Szefowa Wildy – Soba rozpoznała w nich swoje podopieczne: Olgę i Julię, które były rówieśniczkami Klaudii. Oczywiście każda śmierć nie była czymś potrzebnym, jednak ich głupota miała być przestrzeżeniem dla innych.
Marianna zaczęła coraz baczniej przyglądać się wszystkim na linii Traugutta – Dębiec. Nie chciała dopuścić do kolejnych śmierci, co nie sprzyjałoby obrotom i interesom, które były potrzebne do utrzymania się.
Klaudia natomiast zaczęła wracać do normalności, a przy tym spędzać więcej czasu z Krzysztofem, który od czasu odnalezienie Roberta coraz częściej się przy niej kręcił. Brunetka czuła się z tym faktem wręcz fantastycznie. W końcu to było coś, na co liczyła, a wreszcie się iściło. Ograniczyła swoją pracę do sporadycznych przejść na Starołękę, do Warki, gdzie dopełniała do końca umowę między dwoma ugrupowaniami i jeden raz ruszyła z dziewczyną na Śródkę do Niezapominajki, z którą ta się przyjaźniła i prowadziła badania coś w rodzaju przytułku dla sierot, które pozostały w metrze bez rodziców.
Sara zajęła się swoimi sprawami w dziedzinie medycznej i każdy wrócił do swojej własnej rzeczywistości. Pewien rozdział się zamknął i rozpoczął się kolejny, który w metrze nie miał prawa być bardziej ekscytującym, od innych.
Oczywiście, dopóki nie minął okres względnej sielanki. Zdarzyło się to w miesiąc po śmierci Roberta. Klaudia wracała wściekła do Marianny od Warki, która miała dla niej wiadomości ze Śródki o nowych doniesieniach o mutantach, które zbliżały się do południowej części Poznania, a więc na teren przy wyjściu od strony Dębca. Do tego wszystkiego doszły również kłótnie z Wildą i Sobą, która zdecydowanie jej podpadła przez traktowanie jej, jak jakiegoś nowicjusza, co nic nie wie. Soba była kobietą po pięćdziesiątce, która zachowywała się tak, jakby zjadła wszystkie rozumy. Miała na tyle sił i chęci, że jako jedna z prawdę powiedziawszy, nielicznych postanowiła dowodzić innymi. Mało tego wyzyskiwała najmłodszych do spełniania jej zachcianek, jednak pozostali szefowie mieli to, co robiła w głębokim poważaniu, chociaż znajdowali się tacy, co jawnie sprzeciwiali się jej poczynaniom, między innymi całe południe Poznania wraz z nielicznymi enklawami na wschodzie. To jednak nic nie dawało, ponieważ Nowe Miasto nie wydało żadnych rozkazów, a wszczęcie czegoś na kształt rokoszu w ich przypadku, gdzie pod ziemią nie było na to możliwości, nie miało szans.
Wszyscy zresztą wiedzieli o jej zatargu między Sobą. Klaudia na głos potrafiła życzyć tego, aby wzięło ją licho. Krzysztof jak zwykle starał się ją jakoś podnieść na duchu, jednak nawet jego czułe słówka nic nie dawały. Brunetka długo chowała urazę, ku pechowi innych ludzi.
Była nabuzowanym wulkanem, który tylko czekał, żeby wylać gdzieś tę lawę jadu. Stukot metalowych podbić od butów rozlegał się po całym tunelu. Klaudia zatopiona w swoich myślach po prostu marzyła o zaprzestaniu tych swoich wycieczek po metrze. Chciała chociaż jeden dzień spędzić na miejscu, ewentualnie wyjść na powierzchnię razem z Krzysiem i spędzić z nim trochę czasu, skoro ostatnimi czasy lepiej się ze sobą dogadywali. Klaudia wręcz liczyła, że może wreszcie to coś, to bliżej nieokreślone, wiszące nad nimi napięcie, wreszcie znajdzie ujście. Zamyśliwszy się tak, zapomniała się i zeszła do jednego z kanałów bocznych.
Coś pełgało po jej skórze, a jej szósty zmysł wariował. Zdecydowanie coś było na rzeczy, a przekonała się o tym, gdy poczuła, że w coś wdepnęła i to nie metaforycznie.
Coś zachlupotało pod jej stopami, jednak na nic była złudna nadzieja, że to może rura gdzieś pękła. Woda już dawno przestała nimi docierać do poszczególnych części Poznania.
— Cholera jasna — jej głos rozniósł się, a sama doznała uczucia déjà vu.
Jej czarne buty wdepnęły w coś, co przypominało krew.
Czerwone kropki wyznaczały trasę, którą szczerze nie chciała iść, ale pchała ją nieznana siła. Pod osłoną mroku zaczęła się kierować w tym kierunku. Obawiała się wyciągnąć z torby jedną z latarek, które udało się jej zdobyć za całkiem przyzwoitą cenę, chociaż baterie do niej kosztowały praktycznie dwa razy więcej, niż ona sama. Jednak ku jej zaskoczeniu im dalej od wylotu tunelu się znajdowała, tym więcej światła widziała, tak jakby ktoś tam stał. Nie wiedziała, co kryło się na końcu, jednak na pewno nie spodziewała się jednak zobaczyć Krzysztofa – ze wszystkich tych osób, właśnie jego – na końcu tego przerażającego szlaku. Na początku nie rozpoznała go, jednak światło z lampy naftowej, którą musiał skądś załatwić, oświetlało go od tyłu.
Zakrwawione ręce zwisały mu wzdłuż boków. Wyglądał niczym anioł zagłady – Abaddon – który zstąpił na ziemię. Białą skórę poznaczyły ślady krwi, która już niedługo miała na nim zaschnąć, chyba że dorwałby się do wody, aby ją z siebie zmyć. Serce podeszło Klaudii go gardła i zabrakło jej tchu. Nagle zrobiło się jej słabo. W półmroku tunelu zrobiło się jeszcze ciemniej, a ona sama musiała przetrzymać się ściany, aby nie upaść.
Tuż za nim znajdowało się ciało, jednak Klaudia nie potrzebowała nawet chwili namysłu, aby zgadnąć, kim była jego ofiara. Dziewczyna przeklęła sama siebie za to, że praktycznie sama wydała Sobę na jego pastwę, jednak gdzieś wewnątrz niej rozkwitła myśl, że być może należało się jej to.
— Klaudio! — Krzysztof zrobił krok do przodu, aby móc ją podtrzymać, jednak dziewczyna odtrąciła jego brudną dłoń. Widząc kontrast barw na jego ciele, parsknęła śmiechem. Wyglądał jak polska flaga.
— Dlaczego? — zadała tylko to jedno pytanie. To wszystko działo się za szybko i nie wiedziała, co tak naprawdę się stało. Przecież jeszcze chwilę temu nie była niczego świadoma. Chłopak doskonale wiedział, o jakie „dlaczego” chodziło. Nie wahał się długo nad udzieloną odpowiedzią. Przyszła mu tak naturalnie, jakby czuł, że to pytanie nadejdzie.
— Kocham cię. Czy to takie trudne do zrozumienia? Robiłem to wszystko dla ciebie — przyznał, a serce dziewczyny ścisnęło się, gdy usłyszała to wyznanie. — Łukasz i Robert nie byli godni, oni mogli ciebie zniszczyć, a jesteś na to zbyt krucha, nie mogłabyś przy nich... Oni nie mogliby ci dać tego, co ja tobie mógłbym zaoferować.
Szeptał gorączkowo, a jego niebieskie oczy świeciły się jak w malignie. Złapał ją za dłoń, a ona na to pozwoliła, jednak nadal z pewną obawą. Mimo to...
Klaudia przymknęła oczy i pokręciła głową.
— Ja... Co ja mam powiedzieć?
— Prawdę, to co czujesz. Niczego innego nie chcę — przyznał. W jego niebieskich oczach tliła się nadzieja. Klaudia szukała w nich tego, co skrywało się głęboko w niej. Potwierdzenia słów przez niego wypowiedzianych.
Cisza przeciągała się i tylko cichy brzęk świateł, który docierał do nich ze znacznej odległości, ją przerywał. Klaudia patrzyła na poniewierające się z boku ciało starszej kobiety. W pierwszej chwili nie rozpoznała jej przez to, że jej podgardle zostało podcięte tak, jakby Soba się sardonicznie uśmiechała. Jak Krzysztof był w stanie coś takiego uczynić?
Wszystko to zrobił, bo mnie kochał? — pytanie to błąkało się po jej myślach, szukając ujścia. Blondyn spoglądał na nią. Nadal przy niej stał, jednak już nie dotykał jej. Brunetka oddałaby wszystkie, teraz już nic nie warte, pieniądze świata, aby poznać chociaż ułamek jego myśli.
— Przyznam się, jeżeli tego chcesz — usłyszała jego cichy głos. Załamał się na ostatnich głoskach, co sprawiło, że serce Klaudii drgnęło.
Blondyn zrobił krok do tyłu. Jego mundur w przeciwieństwie do dłoni był nieskalanie czysty. Klaudia wyciągnęła dłoń przed siebie, łapiąc go za mankiet rękawa. To nie była kalkulacja zysów i strat. To było to, co od dawna siedziało w jej duszy. Przypomniała sobie słowa Cienia, która mówiła, że nie zawsze wie, co się dookoła niej dzieje. Teraz rozumiała te słowa aż za bardzo. Może szaleństwo z czasem udzielało się wszystkim i to teraz na nią nadeszła pora.
— Też ciebie kocham — powiedziała. Ostrożnie objęła go, a on ją. Brunetka oparła swoją głowę o ramię chłopaka i potarła nosem o krawędź jego szczęki, wdychając jego zapach. Krzysztof spojrzał prosto w jej brązowe oczy i pochylił się w jej stronę. Ich oddechy zmieszały się, a usta zawisły milimetry od siebie. Blade, ale miękkie usta chłopaka musnęły pełne, malinowe wargi dziewczyny. Pocałunek był jak dotyk skrzydeł motyla, lekki, jednak Klaudia czuła go całym swoim ciałem, więc rozchyliła usta, kładąc dłoń na klatce piersiowej chłopaka, w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce.
Może ta sceneria nie była zbyt idealna na ich pierwszy pocałunek, ale jej to zdecydowanie wystarczało i było spełnieniem jej marzeń. Krzysztof mocno ją przytulił tak, jakby nigdy nie miał jej opuścić.
Brunetka przerwała pocałunek niechętnie, ale złączyła ich dłonie i nieco poważnym tonem powiedziała tylko jedno zdanie:
— Chodź, musimy znaleźć miejsce na schowanie ciała.
Bo ostatecznie czym jest szaleństwo, jeśli nie miłością? W takim miejscu, które liczni nazywali piekłem, tylko to uczucie nadawało sens życiu i jakakolwiek inna siła nie miała prawa mu się przeciwstawić.
Nawet inni ludzie. Bo ta miłość była jedyną rzeczą, która była w stanie pokonać przeszkody. Ta miłość była potężna w swojej boskości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz