Fandom: Uniwersum Metro 2033/ Świat realny
Luźne podejście do tego au. Zostały nagięte różne fakty, jak chociażby to, że w stolicy Wielkopolski znajduje się metro i inne mniejsze pierdołki
Postacie OC
Uwagi: Przemoc, wspomniana śmierć, krew, trochę absurdu
Our love is god
Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy.
Dźwięk kropli odbijających się od betonowego podłoża,
wystukiwał rytm walca. Rury były nieszczelne i przepływająca
przez nie woda przeciekała. Klaudia spojrzała w górę, by
zaobserwować uciekającego szczura. Był wielkości psa, pokryty
szarą sierścią, pobrudzoną czymś czerwonym. Była to
prawdopodobnie krew, co nie było zbyt wielkim zdziwieniem dla
dziewczyny. Szczury jako jedne z nielicznych zwierząt same z siebie
wychodziły na powierzchnię Poznania. Nikt się do nich nie zbliżał,
bojąc się skażenia, jednak dla Klaudii nie stanowiły one nic
groźnego, znała ryzyko, podejmując się takiej, a nie innej pracy.
Westchnęła głośno, przeczesując grzywkę, która odpadła na jej
oczy. Nie mogła już dłużej czekać na sygnał, ale takie były
rozkazy. Nie była osobą, która przyjmowała je z łatwością, ale
miała szacunek do autorytetów, a trzeba było przyznać, że jej
szefowa robiła na niej wrażenie.
Schody prowadzące do góry były zamurowane, a dotrzeć do nich
można było jedynie przez ołowiane drzwi, które zostały tam
dostawione w pierwszych dniach po zstąpieniu ludzi pod ziemię.
Klaudia nie potrafiła wyobrazić sobie innego życia niż te, jakie
poznała po wybuchu wojny. Miała wtedy niespełna czternaście lat,
więc miała świadomość tego, jak to było żyć na powierzchni,
jednak przebywając już cztery lata w podziemiach Poznania, poznała
doskonale smak tego życia i chociaż wielu jej rówieśników, a
nawet i starsze osoby kompletnie nie rozumiały jej sposobu
rozumowania, ona się tym nie przejmowała, dopóki miała swoją
paczkę.
W słabym blasku halogenowego światła zobaczyła zbliżającą się
do niej postać.
— Nic nie mów — usłyszała. — Wiem, że się spóźniłem.
Blada cera mężczyzny w świetle lampy nabrała chorobliwego
zielonkawego koloru. Ciemnozielony mundur, który miał na sobie
zlewał się ze ścianami, które jeszcze nie tak dawno temu były
świeżo malowane, jednak upływający czas, jak i brak chęci i
potrzeb, sprawiło, że podziemie Poznania zapuściło się.
— Już miałam się cofać i brać kogoś innego. Wiesz, że
wszystkim nam zależy na czasie.
Nie musiała mówić na głos, o co chodzi, bo nic innego nie mogła
mieć na myśli, jak zdobycie zapasów z powierzchni. Jej szefowa
naciskała na ich grupę od pewnego czasu. W obrębie ich dzielnicy
nie powodziło się zbyt dobrze, więc musieli zasięgać po zapasy z
innych części miasta.
W 2013 roku Dębiec nie miał zbyt dobrze skonstruowanej sieci metra.
Ba! Jeszcze parę lat wcześniej nikt w Poznaniu nie sądził, że
plany na podziemną sieć komunikacyjną jednak wypalą. Jednak mimo
wszystko budowa się zaczęła i ówczesne tory tramwajowe przeniosły
się o poziom w dół i stały się jedną z tych bardziej
rozbudowanych trakcji metra w Europie Centralnej.
A potem wszystko szlag trafił. Metro przestało służyć jako
środek transportu, a stało się miejscem zamieszkania nielicznych
Poznaniaków, którzy zdążyli przenieść się pod ziemię albo już
pod nią byli w chwili rozpoczęcia Trzeciej Wojny.
Od tamtej pory najważniejszym zadaniem dla wszystkich było
przeżycie w takich surowych warunkach, jakie zostały im podarowane
od losu. W ciągu tych czterech lat społeczność stawała powoli na
nogi, chociaż wiele brakowało im do dawnej świetności, jakiej
prawdopodobnie nigdy nie mieli odzyskać, ponieważ szanse na nią
były mniejsze od zera.
Dziewczyna poprawiła znowu opadającą na jej oczy grzywkę. Złapała
za wiszącego u jej boku kałacha, ukochaną broń, którą udało
się jej zdobyć, kiedy tylko wstąpiła do miejscowych stalkerów.
Świadczyło to o wielkim prestiżu i pomagało uspokoić
towarzystwo, jeżeli wymagała tego sytuacja. Nie bez powodu jej
grupa była jedną z dominujących na swoim terenie. Mieli dużo sił,
broń i starali się dbać o swoich. Pod ziemią hasło rodzina było
czymś więcej niż osoby spokrewnione więzami krwi. Tutaj liczyła
się troska o drugą osobę. Samemu nie byłeś w stanie przeżyć,
więc sojusze były jak najmilej widziane.
— No to chodź. Nie marnujmy czasu — powiedział mężczyzna.
Zbliżył się do Klaudii i uśmiechnął się. — Słyszałem, że
twoje sojusze na Ratajach osłabiły się.
Brunetka parsknęła śmiechem.
— Nie wiem od kogo, to słyszałeś... Albo nie! Wiem od kogo. Od
Roberta?
Blondyn wywrócił oczyma i wzruszył ramionami.
— Szczerze to nie wiem, po prostu słyszałem plotki na Teatralnym.
— Powinnam zamknąć im usta. Nie dość, że wszystkie haracze są
płacone, to jeszcze zamierzają mną wycierać... — Dziewczyna nie
dokończyła swojej myśli. Wzięła głęboki wdech i potrząsnęła
głową. — No nie. Ja tak tego nie zostawię... Parszywce.
— Gdybym wiedział, że tak zareagujesz, to zostawiłbym to dla
siebie.
— To i tak by nic nie zmieniło, Krzysiu. — Zdrobniła jego imię
i poklepała po ramieniu. — I tak bym się dowiedziała.
Klaudia zanotowała sobie w myślach, aby odwiedzić okolice Łazarza
i posłuchać, co ludzie mówią na jej temat. Była osobą
powszechnie znaną albo chociaż kojarzoną w metrze. Była prawą
ręką swojej szefowej, więc to obligowało ją do pozostawania w
dobrych stosunkach z innymi szefami pozostałych dzielnic i okręgów.
Sama wspięła się tak wysoko na szczyt hierarchii przez swoje
znajomości, o których wspominał Krzysztof. Miała swoich ludzi na
Ratajach, Starołęce, Śródce, która razem z Winogradami tworzyła
silną hanzę. Te znajomości wiele razy pomogły jej dowiadywać się
o wszystkim z pierwszej ręki, co było bezcenne.
— Po co dzisiaj idziemy? — spytał chłopak. Nadając rytm ich
krokom, żelazne okucia ich butów roznosiły się po kamiennych
ścianach wzmacnianych metalowymi słupami rozstawionymi w pewnych
odstępach. Znajdowali się w starszej części metra, tej
najbardziej wysuniętej do wyjścia południowego.
— Marianna chciała, żebyśmy poszli po leki. Wszystkie pobliskie
apteki zostały już sprzątnięte, ale chce, żebyśmy jeszcze raz
sprawdzili. Może coś zostało. W razie czego mamy się zapuścić
nieco dalej. — W głosie Klaudii zabrzmiała nutka obawy. Niektóre
tereny były niebezpieczniejsze od innych. Starano się ich unikać,
chociaż nie zawsze dawano z tym radę. Niektóre tereny stawały się
wyeksploatowane z potrzebnych zasobów, dlatego ludzie coraz częściej
musieli sięgać dalej, niż to było konieczne. Każda dzielnica
miała swoje granice, a nie były one nieskończone. Wiadome było,
że w lepszej sytuacji znajdowało się podziemie Starego Miasta,
zwane Nowym Miastem. Stężenie sklepów w tamtym rejonie, aptek,
supermarketów i innych miejsc, które w życiu sprzed Trzeciej Wojny
były potrzebne, teraz były na wagę złota. Zapasy nie były
niewyczerpalne. Niektóre regiony wiedziały o tym bardziej od
innych. Zaczęły uprawiać rzeczy, które wyrastały w ciemności i
świetle lamp. W końcu mijały już cztery lata, więc był to czas
najwyższy na myślenie o przyszłych pokoleniach, które miały
nigdy nie poznać świata nadziemnego takim, jakim znali go starsi.
Krzysztof przypatrzył się Klaudii. Trzymała się całkiem nieźle.
Była od niego trochę niższa, jednak nie odczuwał tego w taki
sposób. Miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że rosła w
oczach każdej napotkanej osoby. Posiadała w sobie pewną bliżej
nieokreśloną siłę, która tliła się na dnie jej dusz, by
wybuchnąć w najmniej oczekiwanym momencie, który doprowadzał
dziewczynę na granicę jej cierpliwości. Ale Krzysztof jeszcze nie
poznał jej z tej strony, Klaudia zdecydowanie zbyt dobrze kryła się
ze swoimi emocjami w pobliżu jej partnera do wypraw.
— Jakieś konkrety, czy po prostu mamy brać wszystko, co popadnie?
— spytał.
— Raczej wszystko, nie ma się co rozdrabniać. Nigdy nie ma
niczego w nadmiarze, a w razie, gdybyśmy naprawdę mieli nadwyżkę
czegoś, można to przehandlować ze Starołęką. Warka mówiła, że
mają naprawdę mało antybiotyków.
Jasnowłosy kiwnął głową. Był ubrany w mundur typowy dla ich
małego ugrupowania. Był to uniform typowego rosyjskiego żołnierza.
Ich mundury zostały znalezione przez zupełny przypadek podczas
nielegalnej eskapady na obrzeża Poznania. Na samym końcu dębcowego
odcinka metra istniały cztery przejścia, które nie zostały
dostatecznie dobrze zablokowane, więc kilkoro nastolatków bez trudu
potrafiło się nimi wydostać. Uniformy wydały się im idealne.
Wyglądały na nienaruszone, wręcz w idealnym stanie. Marianna nie
zastanawiając się byt długo razem ze swoimi przyjaciółkami,
postanowiła coś z tym faktem zrobić. Potraktowały znalezisko jako
znak. Sygnał, że nie wszystko dzieje się bez powodu.
Z czasem grupa się rozrosła. Marianna przyjęła go do drużyny,
mimo że tak naprawdę to nie były jego rejony. Znalazł się tu
przypadkiem, parę lat wcześniej. Pochodził spoza Poznania, jednak
na czas wybuchu wojny odwiedzał swoją rodzinę. Był o sześć lat
starszy od brunetki, więc wiedział zdecydowanie więcej od niej.
Był najstarszy w ich grupie i ich szefowa bardzo ceniła sobie jego
zdanie.
Nastała cisza, ale nie była to jedna z tych krępujących, raczej
po prostu skłaniała do rozmyślań. Żadne z nich nie zamierzało
jej ot tak przerwać, jednak po chwili tuż za nimi rozległ się
hałas. Coś spadło na betonowe podłoże. Klaudia spojrzała na
Krzysia i kiwnęła głową. Ten wziął broń w ręce i wyszedł
naprzeciwko niej.
— Kto tam?! — krzyknęła dziewczyna, jednocześnie zastanawiając
się nad bezsensem tego pytania. Zupełnie jakby jakiś psychopata
miał zamiar się przedstawić. Oczywiście o ile to zabójczy
psychopata. W metrze takich nie brakowało, ale dla bezpieczeństwa
pozostałych byli eliminowali na parę ciekawych sposobów. Nie bez
powodu stacja metra Polanka była miejscem, gdzie trzymali takie
przypadki.
— To ja! — Usłyszeli głos. Klaudia poznała go od razu. Była
to jej najlepsza przyjaciółka, która w ich grupie nosiła
pseudonim Cień. Brunetka oparła dłoń na kalibrze broni chłopaka,
zmuszając go do opuszczenia jej.
— Co się stało, Saro? — spytała Klaudia. Nie spodziewała się,
że ktoś im przerwie wyprawę.
— Cześć wam. Marianna kazała wam przekazać, że nie macie się
wybierać na górę — oznajmiła blondynka spokojnym tonem. Jej
zwykle cichy ton głosu niósł się po korytarzu.
— A co się stało?
— Nie wiemy dokładniej, ale ktoś doniósł nam, że znaleziono
niedaleko, podczas zwiadu ciało Łukasza. Ponoć miał dotrzeć z
Rataj, przez Starołękę, aż do nas, ale ktoś lub coś musiało go
załatwić. Jest cały w strzępkach. Widać, że coś musiało mu
przeżreć narządy wewnętrzne.
Ton Sary był rzeczowy, wręcz chłodny w swoim opisie zmasakrowanego
ciała. Nie było to niczym przyjemnym, ale Cień szkoliła się
medycznie i musiała być przyzwyczajona do niezbyt pięknych
widoków. W metrze łatwo było coś złapać, a wszelkie choroby
mogły zostać epidemią w bardzo krótkim czasie, więc medyk był
na wagę złota.
— Gdzie go odłożyliście? — spytała Klaudia. Krzysiek w tym
czasie opuścił broń i oparł się o ścianę, przyglądając się
scenie rozgrywającej się przed jego oczami.
— Jest ciągle w bazie. Nikt nie chciał go dotykać. Marianna
chciała, żebyście nigdzie nie szli. Nie wiadomo, kto to zrobił.
Kto albo co. — Dodała. — Lepiej chodźcie.
Sara kiwnęła ręką w kierunku, z którego przybyła. Klaudia
spojrzała z ukosa na chłopaka, który nic nie mówił, ale było
widać, że się głęboko nad czymś zamyśla. Poczuwszy jej wzrok
na sobie, odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął się lekko.
— Trzeba teraz uważać w metrze, nigdy nie wiesz, kto przywdziewa
jaką maskę.
Brunetkę przeszył dreszcz po plecach. Słowa te niosły ze sobą
głęboko ukryty w każdym mieszkańcu lęk. Tutaj pod ziemią nic
nie było takie, na jakie wyglądało. Nie istniało piękno ani
brzydota. Było po prostu Metro. Jeden wielki organizm, a w nim
pojedyncze komórki, które składały się na jedną, funkcjonalną
całość.
Zobaczywszy minę Klaudii, Krzysiek położył swoją dłoń na jej
ramieniu. Nie była ciężka, ale dla Klaudii stanowiła ona
pokrzepiającą wagę. Poczuła, jak krew nabiega do jej policzków i
chociaż usilnie starała się tego po sobie nie okazać, czerwień
okazała się zdradliwą i pokryła jej twarz.
Sara stała z boku i udawała, że nie widziała tego, co rozgrywało
się przed jej oczami. Bardzo lubiła ich dwójkę, ale oczywistością
było, że niekoniecznie komfortowo czuła się w nich obecności,
kiedy chemia wisiała w powietrzu. Niestety widać było, że żadne
z nich nie zamierza robić wyraźnego kroku w stronę drugiej osoby.
Cień miała nadzieję, że podchody między nimi zakończą się
szybko, ponieważ już wszyscy wiedzieli, o tym, co działo się
między nimi, ale nikt nie widział, aby wreszcie oficjalnie zaczęli
ze sobą chodzić.
Metro uczyło ludzi, aby nie przywiązywali się zbytnio do siebie i
to było głównym argumentem na takie trzymanie się na dystans
Ruszyli całą trójką w kierunku bazy. Korytarz, w którym się
znajdowali, biegł prostopadle do głównego, czyniąc z siebie
główną odnogę. Kiedy wyszli na główną drogę, odczuli pewną
zmianę, której żadne z nich nie potrafiłoby bliżej opisać.
Poczuli się lżejsi, jakby coś wreszcie zeszło z ich płuc,
pozwalając wziąć głębszy oddech.
Klaudia długo nie rozkoszowała się tym spokojem. Po głowie
chodziła jej wizja martwego Łukasza. Był on jednym z licznych
łączników pomiędzy poszczególnymi stacjami. W jego przypadku
dbał o przepływ informacji z Rataj do Dębca oraz nieco nielegalnie
szmuglował z powierzchni pozostałe używki, które, mimo że były
bezwartościowe w ich warunkach, nadal pozwalały starszym pokoleniom
posiąść namiastkę dawnego życia.
Brunetka miała z nim kiedyś dobry kontakt, wręcz można by
powiedzieć, że chwilowo ze sobą chodzili, jednak ich drogi
rozeszły się przez konflikt interesów, jak i również poglądów.
Dziewczyna nie żałowała niczego. W końcu i tak nadal pozostali
znajomymi, ponieważ słowo przyjaciele zdecydowanie nie oddawało
chłodu, jaki zapanował między ich dwójką. Uczucie zawsze psuło
wszystko i przez nie, często nie da się odbudować relacji na nowo.
Główna stacja Dębca była dość szeroka przez to, że już w
pierwszych latach działalności została poszerzona o nieco dalsze
tereny, tak że stała się miejscem mieszkania wielu osób.
Oczywiście jednym z głównych miejsc na stacji był namiot
Marianny. Jeden z większych i lepiej wyposażonych stał nieco na
uboczu, jednak każdy doskonale wiedział, kto się tam znajduje.
Cała ich trójka przemknęła zgrabnie między zbiorowiskiem ludzi,
którzy lawirowali między dość ciasną przestrzenią. Gdzieś w
kącie między dwoma namiotami, stojącymi najbardziej z tyłu stały
dwie postaci, w których brunetka rozpoznała swoją koleżankę,
którą wszyscy nazywali Pitenem. Zajmowała się tak samo, jak
Łukasz szmuglowaniem pewnych rzeczy. Marianna, której podlegali
wszyscy parający się jakimkolwiek handlem, przymykała oczy na ten
jawny brak przestrzegania zasad, W ostateczności to właśnie ci,
którzy zajmowali się takimi rzeczami, mieli dostęp do informacji
jako pierwsi. Zawsze warto było mieć kogoś takiego na podorędziu.
— Hej, uważaj na siebie — krzyknęła Klaudia. Sara uśmiechnęła
się.
— Zawsze na siebie uważam.
Cała ich trójka weszła do środka namiotu. Był dość duży w
przeciwieństwie do sąsiednich, co świadczyło, że Mariannie
naprawdę dobrze się powodziło. Na samym jego środku stał ogromny
stół, na którym znajdowała się makieta całego metra. Została
sporządzona przez łączników z różnych części podziemia.
Wszystkie przejścia zostały zaznaczone te, które miały
bezpośredni kontakt z powierzchnią przez boczne wejścia, które
nijak dało się zablokować. Oficjalnie nikt się do nich nie
zbliżał, jednak zdarzali się osobnicy, którzy lubili narażać
swoje życia dla sportu oraz nieoficjalne grupki, dla których
wyjście na powierzchnię było częścią chrztu bojowego. Było to
surowo karane, jednak nic nie dawało.
— Tutaj — usłyszeli głos Marianny. Stała w kącie jak najdalej
od wejścia. Ciało Łukasza leżało na metalowym blacie, za
parawanem.
— Cześć — przywitał się Krzysztof. Sara stanęła po jego
jednej stronie, tuż przy Mariannie i pochyliła się nad ciałem
denata. Klaudia przybliżyła się z kolei do lewej strony chłopaka
i również przyjrzała się ciału.
Łukasz był cały zakrwawiony. Sara nie kłamała, co do stanu, w
jakim się znajdował. Szara koszulka, którą miał na sobie już
nie była szara. Miała ciemnoczerwony kolor i była cała
postrzępiona, jakby coś ją przeżarło. Surowe mięso wylatywało
z obszarpanego brzucha. Widać było dokładnie wątrobę i flaki.
Sara zmarszczyła brwi i wyjęła z jednej ze swoich kieszeni parę
rękawiczek. Nie było możliwości, aby ich przy sobie nie miała.
Ceniła zasady BHP mimo warunków, w których przyszło im pracować.
— Żmija przyszła do mnie dzisiaj, tuż po tym, jak wyszłaś —
zaczęła Marianna. Jej ciemne włosy spięte w warkocz i blask
bijący z lampy naftowej sprawiały, że jej twarz wyglądała na
naciągnięty na ciało suchy pergamin. Refleksy światła odbijały
się w szkłach jej okularów, przez co jej ciemne oczy pozostały w
cieniu, tworząc czarne cienie pod oprawką. — Jej kotka zaczęła
się dziwnie zachowywać. No przynajmniej bardziej niż zwykle.
Klaudia kiwnęła głową. Żmija również należała do ich grupy
razem ze swoją siostrą Milady. Nie zajmowały się niczym
konkretnym, pełniły funkcję opiekunek nad pewnymi sektorami
podległymi centrum Dębca. To do nich należały stacje pośrednie
między Wildą, a Dębcem. Żmija jeszcze w przeciągu pierwszego
roku znalazła na stacji Traugutta białego kota. Był zbyt młody,
by zdziczeć całkowicie, jednak dał się oswoić Żmii. Tao stała
się jej pupilkiem. Parę lat wcześniej, gdyby wojna w ogóle się
nie rozpoczęła, Tao na pewno zostałaby zwykłym kanapowcem. Jednak
w metrze żadne zwierzę nie miało prawa być chociaż trochę
normalnym. Kot zyskał zachowanie psa, przez co zdecydowanie
wyłamywał się spod pewnych wzorców, co nie każdemu pasowało.
— Wzięła więc Milady i wróciły się na tory. Zauważyły
ciało, zwołały chłopaków. Żmija mało nie dostało zawału. Tao
zaczęła kompletnie świrować, im bardziej zbliżały się tutaj.
Ten kot to kompletny wariat. Obdrapała twój fotel — wskazała na
ulubione miejsce Klaudii w namiocie Marianny. To był jej własny
kąt, na którym lubiła dokonywać swoich przemyśleń.
— Przeżyję to — mruknęła brunetka pod nosem. Odeszła od
stołu i usiadła na fotelu, ignorując to, w jakim był stanie. —
Ktoś widział coś podejrzanego?
— Nikt. To naprawdę nie mogło zdarzyć się nie później, niż
gdy ty stąd wyszłaś. Może nawet go mijałaś, ale nie zauważyłaś
— wyraziła swoją myśl Marianna. Cała grupa skierowała wzrok na
dziewczynę. Sara nadal pochylona nad ciałem, starała się wyszukać
jakieś dowody, które pomogłyby w ustaleniu sprawcy, kimkolwiek lub
czymkolwiek miałby on być.
— Czy ty coś sugerujesz? — zapytał Krzysztof, zniżając głos.
Szefowa przyjrzała się mu uważnie. Wyprostował się jak struna.
Mięśnie miał napięte i spojrzenie wbite w Mariannę. Lekko
pochylał się w stronę Klaudii, tak jakby chcąc uchronić ją
przed oskarżeniami.
— Nie. — Zaprzeczyła stanowczo. — Ale może była świadkiem,
chociaż sama o tym nie wie.
Klaudia przestała ich słuchać. Cofała się wspomnieniami o kilka
godzin wstecz. Po tym, jak wyszła od szefowej, wstąpiła jeszcze do
Pitena po paczkę naboi, które ta miała załatwić po znajomości.
Zagadały się nieco i rozmawiały na temat najnowszego klienta
handlarki: jednego z pomniejszych szefów ugrupowań na terenie
wildecko-dębińskim. Miał do zaoferowania parę ciekawych rzeczy,
które można byłoby odsprzedać w korzystnej cenie z innymi
częściami Poznania. Dopiero po całej rozmowie wróciła się do
siebie, wzięła broń i ostatecznie wybrała się na umówiony
zwiad. Wiedziała, że Krzysiek może się spóźnić, dlatego nie
śpieszyła się. Poza tym, gdyby ten przyszedł o czasie,
nieeleganckim byłoby pokazać się jako zmachane dziewczę. Klaudia
nie musiała tego nikomu zdradzać, ale sama sobie przyznała, że
zależało jej na tym, jak ją postrzegał mężczyzna.
Idąc tunelami, nikogo nie zauważyła. Co prawda widziała jeszcze
na początku parę osób, ale te nie wydawały się potencjalnymi
zabójcami. Mieli swój cel wędrówki i do niego zmierzali. Poza tym
zabójca nie ryzykowałby pokazaniem się ludziom tuż przed
popełnieniem zbrodni.
— Nie wiem, po prostu nie przypominam sobie, aby ktoś się tam
szwendał. Widziałam poszczególne osoby, ale wszystkich ich znamy.
Krzysztof stanął za fotelem i położył swoją dłoń na oparciu.
— To śmieszne. Klaudia by tego nie zrobiła. Kiedy przyszedłem na
miejsce, zachowywała się zupełnie normalnie. Nikt po zabójstwie...
Takim zabójstwie nie pokazałby niczego po sobie.
Szefowa grupy westchnęła głośno. Pokręciła głową i odwróciła
ją w przeciwnym kierunku, jakby szukając wsparcia w makiecie
podziemia.
— Ile razy mam mówić, że nie jest podejrzaną?
— To nie sugeruj tego. — Ton głosu chłopaka był
oskarżycielski. Klaudia odchyliła głowę do tyłu, aby móc mu się
przyjrzeć. Nie poznała go od takiej strony.
— Powinniśmy wynieść ciało na powierzchnię — przerwała
Sara. Mimo że nie podniosła głosu, wszyscy ją wyraźnie
usłyszeli.
Napięcie zeszło z całej czwórki, chociaż pewne było, że
rozmowa miała być odroczona.
— Mamy jakiś worek? — spytała Klaudia po krótkiej chwili
ciszy.
— Powinniśmy mieć.
Wspólnie stwierdzili, że trzeba zorganizować jeszcze jednego
chłopaka, który razem z Krzysiem przeniesie ciało Łukasza. Miało
się to odbyć jeszcze tego samego dnia. W podziemiu było co prawda
chłodno, więc ciało nie miało szans rozłożyć się tak szybko,
jednak przyciągało szczury, czego chcieli uniknąć. Ale jedno było
pewne, chociaż jeszcze o tym nie wiedzieli. To nie miało się tak
zakończyć. Inaczej życie byłoby zbyt proste.
*
— Klaudia, poczekaj! — Sara podbiegła do brunetki następnego
dnia po ich wspólnej rozmowie u Marianny.
— Tak?
— Mam nadzieję, że nie jesteś zła na nas — powiedziała na
wstępie.
— No co ty. To zrozumiałe. Sama chciałabym wiedzieć, co go tak
załatwiło.
Razem przeszły kawałek drogi. Brunetka zmierzała na stację Rolna,
która zgodnie ze swoją nazwą była jedną z licznych stacji, na
których sadzono rośliny, które nie wymagały światła słonecznego
oraz grzyby. Jako jedna z dwóch stacji w Poznaniu miała swój
własny generator prądu, co pozwalało im na wiele więcej, niż w
innych częściach metra. Co prawda pożywienie to nie stanowiło to
zbilansowanego posiłku, ale jeść coś trzeba było, a samym
powietrzem człowiek nie żył. Klaudia maiła za zadanie odnowić
umowę między tamtejszym głównym naczelnym o dostawy pożywienia
na Dębiec. Na samej dzielnicy również na Wspólnej uprawiano
grzyby, jednak stacja była o wiele mniejsza, a ludzi do wykarmienia
nie brakowało.
— Doszłaś do czegoś? — spytała nagle Klaudia.
Sara w swoim codziennym ubiorze, jakim była szara kurtka i spodnie
khaki wtopiła się nieco w tło, jakim były ściany metra.
— Został zadźgany czymś ostrym, potem dobrały się do niego
szczury, dlatego był tak przeżuty.
— Żadnych śladów?
— Nic. Poza tym wiesz. Tutaj i tak bym do niczego nie doszła,
niczego tutaj nie mamy.
Klaudia kiwnęła głową na znak zrozumienia. Stanęły pośrodku
drogi, ponieważ były już widoczne światła straży stacji
Traugutta. Co prawda droga łącząca Dębiec z tą właśnie stacją
była jedną z bezpieczniejszych w metrze, ale nigdy nie było
wiadomo, co mogło się dostać z powierzchni do podziemi.
— Powinnaś uważać — przestrzegła ją Sara. — Sądzę, że
to nie bez powodu był akurat Łukasz. Wszyscy wiedzieli, że z nim
byłaś, a ostatnio znowu zaczął się wokół ciebie kręcić.
— Serio tak uważasz?
Blondynka wzruszyła ramionami. Kiwnęła dłonią w kierunku dwóch
postaci, które już je zauważyły.
— Czasami myślę, że nie widzisz pewnych rzeczy. Okej, nie będę
ciebie zatrzymywać. Idę na Starołękę. Warka chciała coś ze mną
skonsultować.
— Jasne, widzimy się za parę godzin.
Dziewczyny pożegnały się i rozeszły się w dwie strony. Klaudia
nadal szła przed siebie, a Cień skręciła w prawo. Brunetka
została przepuszczona przez dwóch chłopaków, którzy kojarzyli ją
przez znajomość z bliźniaczkami. Miała mnóstwo czasu na
przemyślenie wielu rzeczy. Męczyło ją to, co stało się z
Łukaszem. Może wśród grona swoich znajomych starała się grać
twardą, jednak gdzieś w jej wnętrzu bił ten kruchy narząd, zwany
potocznie sercem. Każda śmierć była ceną, której nikt nie mógł
zapłacić, a stratą tak bardzo odczuwalną, że dotykała ona
wszystkich.
Jednak życie w metrze i prawdopodobnie w innej czasoprzestrzeni
również wróciło do normy. Klaudia chwilę została na Traugutta,
rozmawiając przez chwilę ze Żmiją na temat znalezionego ciała.
Ta powtórzyła jej to, co powiedziała Mariannie.
— Naprawdę uwierz mi, Tao zupełnie oszalała. Nigdy tak nie miała
do tej pory. Mimo wszystko dobrze, że go znalazłam, bo nie wiadomo
kto by go znalazł i co by z nim zrobił. Świry z HCP lubią babrać
się w krwi.
— Tak, chociaż tyle dobrego. Na pewno nie widziałaś nikogo
podejrzanego?
— Nie, tym razem to ja stałam na warcie, więc nikt kto zabił
Łukasza, nie mógł przechodzić przez nas. W ogóle wczoraj mało
osób przechodziło na Dębiec. Dużo więcej osób kierowało się
albo na Górczyn, albo na Starołękę. To musiał być ktoś od was
lub ze Wspólnej. W grę wchodzi też HCP.
Obie dziewczyny stały na uboczu stacji. Ludzie dookoła nich
przechodzili, taranowali siebie i starali się znaleźć miejsce dla
siebie. Gdzieniegdzie widać było stalkerów, którzy niedawno
wrócili z powierzchni.
To była idealna pora na handlarzy, którzy czekali, aż tylko coś
im się uszczknie. To zawsze była szansa, że coś cennego mogło
trafić w obieg.
— Wybacz mi, ale muszę się przejść, zobaczyć, czy nikt nie
stara się czegoś zwędzić. Robi się coraz zimniej, więc uważaj
na siebie — przestrzegła ją Kinga.
Klaudia kiwnęła głową na pożegnanie. Nie dowiedziała się
niczego więcej, co mogłoby jej pomóc, jednak rozmowa ze Żmiją
była w pewnym stopniu oczyszczająca.
Wracała na Dębiec nieco rozczarowana, ale pełna nadziei. W głowie
nadal siedziały jej słowa Sary, że nie widzi pewnych rzeczy. Cień
czasami bywała enigmatyczna i lubiła odpowiadać zagadkami, jednak
brunetka to doceniała. Bywało, że właśnie nie tak bezpośrednio
powiedziane wskazówki bardziej się jej przydawały. Lubiła dojść
do wniosków własnym śladem i łapiąc już rozpoczęty trop za
kimś, traciła ochotę na dalsze rozwiązywanie sprawy.
Przechodząc, jeszcze raz zobaczyła Żmiję, która sprzeczała się
o coś z Milady, ale widać było, że konflikt miał być za chwilę
zażegnany. Widać było, że stalkerzy, którzy wcześniej wrócili,
teraz szeptali między sobą i wymieniali się uwagami. Klaudia była
zainteresowana ich informacjami, ale wiedziała, że zaraz Marianna
będzie o tym wiedziała. Jej informatorom nigdy nic nie umykało, a
i siatka stalkerów na Dębców nie była najgorsza, musiała to
przyznać z uśmiechem na ustach, chwaląc przy okazji samą siebie.
Idąc przed siebie, rozglądała się uważnie. W końcu tę drogę
przemierzała już po raz setny, ale teraz tunele wydały się jej
jeszcze bardziej przerażające, ale nie przyznałaby tego przed
innymi. Czasami nachodziły ją myśli, co będzie dalej w metrze. W
końcu minęło zaledwie pięć lat od rozpoczęcia takiego życia, a
już powoli brakowało pewnych rzeczy. Nadchodził czas na
chomikowanie rzeczy, zapuszczanie się w miasto coraz dalej, w
miejsca, gdzie zaczynało się robić niebezpiecznie według tych,
którzy już teraz tam chodzili.
Brunetka nie przeszła może stu kroków, gdy potężny szczur
przebiegł jej drogę. Jego sierść miała brudno szary odcień z
plamkami czerwieni. Jego rubinowe oczy świeciły w półmroku.
Klaudia zatrzymała się, gdy spojrzenie zwierzęcia zatrzymało się
na niej. Przyglądał się jej, jakby naprawdę coś myślał, tak
jakby miał świadomość. Trzymał w swoim pysku kawałek materiału
i coś czerwonego, co przypominało mięso. Ale skąd u licha w
metrze znalazłoby się mięso?
Z pewną obawą zbliżyła się do miejsca, z którego przybył
szczur. W najciemniejszym miejscu tuż obok torów, a między
krawędzią chodnika, leżało ciało. Klaudia nie musiała się zbyt
długo przyglądać, aby rozpoznać trupa.
Robert był ułożony na wznak. Lewa ręka była uniesiona nad jego
głowę, tak jakby po prostu zemdlał w zbyt dramatycznej pozie.
Druga leżała wzdłuż tułowia, w dłoń była wciśnięta broń.
Zwykły pistolet, który zazwyczaj się nie przydawał. Robert jednak
był dziwną osobą i lubił trzymać ją przy sobie.
Klaudii przemknęło przez myśl, że to idiotyczne. W końcu był
praworęczny, więc nie powinien trzymać broni w lewej ręce. To
mijałoby się z celem. Rana kłuta również wyglądała na zbyt
nieprecyzyjną jak na taką, która miała być przymierzona z
bliskiej odległości. Co prawda to nie ona była znawczynią od
takich rzeczy, jednak ta oczywistość uderzyła ją najmocniej.
Rozejrzała się dookoła, chcąc sprawdzić, czy w pobliżu nie ma
nikogo. Znajdowała się bliżej HCP, jednak nie uśmiechało się
jej cofać aż tam, by szukać pomocy. Z drugiej strony, gdyby
ruszyła dalej, inne szczury mogłyby przyjść i przeżreć chłopaka
tak samo, jak Łukasza. Mimo to czekanie na to, aż ktoś będzie
przechodził obok, było czymś bezsensownym.
Klaudia wyszła na chodnik i jeszcze raz rozejrzała się dookoła.
Miała nadzieję, że ktoś będzie wracał. Ostatecznie Sara też
miała kiedyś wrócić, jednak brunetka nie była pewna kiedy.
— Co robić? — szepnęła. Poprawiła broń i odgarnęła włosy
w twarzy, tak by nie wchodziły jej do oczu. Przez myśl przeszło
jej, aby po prostu zostawić chłopaka. Przecież wcale nie musiała
go widzieć. Poza tym Marianna mogłaby mieć pretekst do kolejnych
zarzutów wobec niej. Jednak... To było dziwne. Dwa przypadki
śmierci w przeciągu dwóch dni. Nikt logicznie myślący nie
wystawiłby się tak szybko. Zawodowy zabójca albo ktoś, kto
zdecydowanie planowałby odebranie komuś życia, przeczekałby, aż
ucichnie burza po jednej sprawie, zanim zabiłby po raz kolejny.
Śmierć Roberta nie miała sensu. Nie był nikim szczególnym i
Klaudia miała naprawdę duże wątpliwości, czy ktoś chciał
marnować energię i czas na zajęcie się nim w taki sposób.
Dziewczyna mogłaby porównać Roberta do karalucha, który potrafił
przeżyć jakąkolwiek burzę w jego życiu. Jeżeli komukolwiek
podpadł, to i tak mu się upiekło. Był niezwykle fartowny.
Nagle ktoś objął ją za rękę tak, że znalazła się ona w
żelaznym uścisku. Klaudia obróciła się w kierunku nieznajomego i
napotkała spojrzenie Krzysztofa.
— Cześć — powiedział. Dziewczyna szarpnęła się lekko i
przyłożyła dłoń na klatkę piersiową, gdzie serce wyrywało się
jej na wolność.
— Przestraszyłeś mnie!
— Przepraszam. Po prostu zobaczyłem ciebie, a wyglądasz na
zmartwioną — wyjaśnił. — Coś się stało?
Dziewczyna zawahała się. Pamiętała, jak poprzedniego dnia Krzyś
obstał za nią, jednak teraz, gdy sama znalazła ciało, stałaby
się jeszcze bardziej podejrzana. Przyjrzała się mu uważnie. Z
pewnością również wracał z powierzchni. Na jego plecach
znajdował się plecak, z którego wystawały bliżej nieokreślone
ustrojstwa.
— Ja... — Odchrząknęła i ponowiła swoją wypowiedź. Swoje
spojrzenie skierowała na miejsce, gdzie znajdowało się ciało
Roberta. — Znalazłam Roberta.
Chłopak uniósł brew.
— Okej, ale co z tego?
— Martwego.
Wypowiedzenie na głos tego słowa było niczym zerwanie tamy.
Klaudia złapała się za głowę i zaczęła mówić, coraz to
bardziej podnosząc głos.
— Boże, to przeze mnie. To nie est przypadek. Najpierw Łukasz,
teraz Robert. Może Sara miała rację. To wszystko ma jakiś sens.
Teraz jeszcze ja go znalazłam i zrozumiem, jeżeli uznasz, że to
ja... Że to ja...
Chłopak przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.
— Uspokój się — szepnął jej do ucha i pogładził ja po
włosach. — Wierzę ci. Zawsze ci będę wierzył.
Ciepło jego ciała rozgrzało ją i pomogło jej się uspokoić.
Wtuleni w siebie, stali tak przez chwilę, dopóki Krzysiek nie
odsunął Klaudię na długość ramienia i spojrzał jej prosto w
oczy.
— Pokaż mi go.
*
Minęły dwa tygodnie od śmierci Roberta, ale jak się okazało,
również nie tylko on jeden odszedł ze świata tamtego dnia.
Później, kiedy o wszystkim dowiedziała się Marianna, rozpoczął
się ciąg dalszy złych wieści. Rzeczą jasną okazało się
dziwaczne poruszenie stalkerów, którzy tamtego dnia wyszli na
powierzchnię. Zostali zaatakowani przez dziwaczne stworzenie o
humanoidalnych kształtach, które zachowywało się jak dzikie
stworzenie. Co więcej, napotkali na powierzchni kilka ciał cywilów,
którzy postanowili nielegalnie wyjść. Szefowa Wildy – Soba
rozpoznała w nich swoje podopieczne: Olgę i Julię, które były
rówieśniczkami Klaudii. Oczywiście każda śmierć nie była czymś
potrzebnym, jednak ich głupota miała być przestrzeżeniem dla
innych.
Marianna zaczęła coraz baczniej przyglądać się wszystkim na
linii Traugutta – Dębiec. Nie chciała dopuścić do kolejnych
śmierci, co nie sprzyjałoby obrotom i interesom, które były
potrzebne do utrzymania się.
Klaudia natomiast zaczęła wracać do normalności, a przy tym
spędzać więcej czasu z Krzysztofem, który od czasu odnalezienie
Roberta coraz częściej się przy niej kręcił. Brunetka czuła się
z tym faktem wręcz fantastycznie. W końcu to było coś, na co
liczyła, a wreszcie się iściło. Ograniczyła swoją pracę do
sporadycznych przejść na Starołękę, do Warki, gdzie dopełniała
do końca umowę między dwoma ugrupowaniami i jeden raz ruszyła z
dziewczyną na Śródkę do Niezapominajki, z którą ta się
przyjaźniła i prowadziła badania coś w rodzaju przytułku dla
sierot, które pozostały w metrze bez rodziców.
Sara zajęła się swoimi sprawami w dziedzinie medycznej i każdy
wrócił do swojej własnej rzeczywistości. Pewien rozdział się
zamknął i rozpoczął się kolejny, który w metrze nie miał prawa
być bardziej ekscytującym, od innych.
Oczywiście, dopóki nie minął okres względnej sielanki. Zdarzyło
się to w miesiąc po śmierci Roberta. Klaudia wracała wściekła
do Marianny od Warki, która miała dla niej wiadomości ze Śródki
o nowych doniesieniach o mutantach, które zbliżały się do
południowej części Poznania, a więc na teren przy wyjściu od
strony Dębca. Do tego wszystkiego doszły również kłótnie z
Wildą i Sobą, która zdecydowanie jej podpadła przez traktowanie
jej, jak jakiegoś nowicjusza, co nic nie wie. Soba była kobietą po
pięćdziesiątce, która zachowywała się tak, jakby zjadła
wszystkie rozumy. Miała na tyle sił i chęci, że jako jedna z
prawdę powiedziawszy, nielicznych postanowiła dowodzić innymi.
Mało tego wyzyskiwała najmłodszych do spełniania jej zachcianek,
jednak pozostali szefowie mieli to, co robiła w głębokim
poważaniu, chociaż znajdowali się tacy, co jawnie sprzeciwiali się
jej poczynaniom, między innymi całe południe Poznania wraz z
nielicznymi enklawami na wschodzie. To jednak nic nie dawało,
ponieważ Nowe Miasto nie wydało żadnych rozkazów, a wszczęcie
czegoś na kształt rokoszu w ich przypadku, gdzie pod ziemią nie
było na to możliwości, nie miało szans.
Wszyscy zresztą wiedzieli o jej zatargu między Sobą. Klaudia na
głos potrafiła życzyć tego, aby wzięło ją licho. Krzysztof jak
zwykle starał się ją jakoś podnieść na duchu, jednak nawet jego
czułe słówka nic nie dawały. Brunetka długo chowała urazę, ku
pechowi innych ludzi.
Była nabuzowanym wulkanem, który tylko czekał, żeby wylać gdzieś
tę lawę jadu. Stukot metalowych podbić od butów rozlegał się po
całym tunelu. Klaudia zatopiona w swoich myślach po prostu marzyła
o zaprzestaniu tych swoich wycieczek po metrze. Chciała chociaż
jeden dzień spędzić na miejscu, ewentualnie wyjść na
powierzchnię razem z Krzysiem i spędzić z nim trochę czasu, skoro
ostatnimi czasy lepiej się ze sobą dogadywali. Klaudia wręcz
liczyła, że może wreszcie to coś, to bliżej nieokreślone,
wiszące nad nimi napięcie, wreszcie znajdzie ujście. Zamyśliwszy
się tak, zapomniała się i zeszła do jednego z kanałów bocznych.
Coś pełgało po jej skórze, a jej szósty zmysł wariował.
Zdecydowanie coś było na rzeczy, a przekonała się o tym, gdy
poczuła, że w coś wdepnęła i to nie metaforycznie.
Coś zachlupotało pod jej stopami, jednak na nic była złudna
nadzieja, że to może rura gdzieś pękła. Woda już dawno
przestała nimi docierać do poszczególnych części Poznania.
— Cholera jasna — jej głos rozniósł się, a sama doznała
uczucia déjà vu.
Jej czarne buty wdepnęły w coś, co przypominało krew.
Czerwone kropki wyznaczały trasę, którą szczerze nie chciała
iść, ale pchała ją nieznana siła. Pod osłoną mroku zaczęła
się kierować w tym kierunku. Obawiała się wyciągnąć z torby
jedną z latarek, które udało się jej zdobyć za całkiem
przyzwoitą cenę, chociaż baterie do niej kosztowały praktycznie
dwa razy więcej, niż ona sama. Jednak ku jej zaskoczeniu im dalej
od wylotu tunelu się znajdowała, tym więcej światła widziała,
tak jakby ktoś tam stał. Nie wiedziała, co kryło się na końcu,
jednak na pewno nie spodziewała się jednak zobaczyć Krzysztofa –
ze wszystkich tych osób, właśnie jego – na końcu tego
przerażającego szlaku. Na początku nie rozpoznała go, jednak
światło z lampy naftowej, którą musiał skądś załatwić,
oświetlało go od tyłu.
Zakrwawione ręce zwisały mu wzdłuż boków. Wyglądał niczym
anioł zagłady – Abaddon – który zstąpił na ziemię. Białą
skórę poznaczyły ślady krwi, która już niedługo miała na nim
zaschnąć, chyba że dorwałby się do wody, aby ją z siebie zmyć.
Serce podeszło Klaudii go gardła i zabrakło jej tchu. Nagle
zrobiło się jej słabo. W półmroku tunelu zrobiło się jeszcze
ciemniej, a ona sama musiała przetrzymać się ściany, aby nie
upaść.
Tuż za nim znajdowało się ciało, jednak Klaudia nie potrzebowała
nawet chwili namysłu, aby zgadnąć, kim była jego ofiara.
Dziewczyna przeklęła sama siebie za to, że praktycznie sama wydała
Sobę na jego pastwę, jednak gdzieś wewnątrz niej rozkwitła myśl,
że być może należało się jej to.
— Klaudio! — Krzysztof zrobił krok do przodu, aby móc ją
podtrzymać, jednak dziewczyna odtrąciła jego brudną dłoń.
Widząc kontrast barw na jego ciele, parsknęła śmiechem. Wyglądał
jak polska flaga.
— Dlaczego? — zadała tylko to jedno pytanie. To wszystko działo
się za szybko i nie wiedziała, co tak naprawdę się stało.
Przecież jeszcze chwilę temu nie była niczego świadoma. Chłopak
doskonale wiedział, o jakie „dlaczego” chodziło. Nie wahał się
długo nad udzieloną odpowiedzią. Przyszła mu tak naturalnie,
jakby czuł, że to pytanie nadejdzie.
— Kocham cię. Czy to takie trudne do zrozumienia? Robiłem to
wszystko dla ciebie — przyznał, a serce dziewczyny ścisnęło
się, gdy usłyszała to wyznanie. — Łukasz i Robert nie byli
godni, oni mogli ciebie zniszczyć, a jesteś na to zbyt krucha, nie
mogłabyś przy nich... Oni nie mogliby ci dać tego, co ja tobie
mógłbym zaoferować.
Szeptał gorączkowo, a jego niebieskie oczy świeciły się jak w
malignie. Złapał ją za dłoń, a ona na to pozwoliła, jednak
nadal z pewną obawą. Mimo to...
Klaudia przymknęła oczy i pokręciła głową.
— Ja... Co ja mam powiedzieć?
— Prawdę, to co czujesz. Niczego innego nie chcę — przyznał. W
jego niebieskich oczach tliła się nadzieja. Klaudia szukała w nich
tego, co skrywało się głęboko w niej. Potwierdzenia słów przez
niego wypowiedzianych.
Cisza przeciągała się i tylko cichy brzęk świateł, który
docierał do nich ze znacznej odległości, ją przerywał. Klaudia
patrzyła na poniewierające się z boku ciało starszej kobiety. W
pierwszej chwili nie rozpoznała jej przez to, że jej podgardle
zostało podcięte tak, jakby Soba się sardonicznie uśmiechała.
Jak Krzysztof był w stanie coś takiego uczynić?
Wszystko to zrobił, bo mnie kochał? — pytanie to błąkało
się po jej myślach, szukając ujścia. Blondyn spoglądał na nią.
Nadal przy niej stał, jednak już nie dotykał jej. Brunetka
oddałaby wszystkie, teraz już nic nie warte, pieniądze świata,
aby poznać chociaż ułamek jego myśli.
— Przyznam się, jeżeli tego chcesz — usłyszała jego cichy
głos. Załamał się na ostatnich głoskach, co sprawiło, że serce
Klaudii drgnęło.
Blondyn zrobił krok do tyłu. Jego mundur w przeciwieństwie do
dłoni był nieskalanie czysty. Klaudia wyciągnęła dłoń przed
siebie, łapiąc go za mankiet rękawa. To nie była kalkulacja zysów
i strat. To było to, co od dawna siedziało w jej duszy.
Przypomniała sobie słowa Cienia, która mówiła, że nie zawsze
wie, co się dookoła niej dzieje. Teraz rozumiała te słowa aż za
bardzo. Może szaleństwo z czasem udzielało się wszystkim i to
teraz na nią nadeszła pora.
— Też ciebie kocham — powiedziała. Ostrożnie objęła go, a on
ją. Brunetka oparła swoją głowę o ramię chłopaka i potarła
nosem o krawędź jego szczęki, wdychając jego zapach. Krzysztof
spojrzał prosto w jej brązowe oczy i pochylił się w jej stronę.
Ich oddechy zmieszały się, a usta zawisły milimetry od siebie.
Blade, ale miękkie usta chłopaka musnęły pełne, malinowe wargi
dziewczyny. Pocałunek był jak dotyk skrzydeł motyla, lekki, jednak
Klaudia czuła go całym swoim ciałem, więc rozchyliła usta,
kładąc dłoń na klatce piersiowej chłopaka, w miejscu, gdzie
znajdowało się jego serce.
Może ta sceneria nie była zbyt idealna na ich pierwszy pocałunek,
ale jej to zdecydowanie wystarczało i było spełnieniem jej marzeń.
Krzysztof mocno ją przytulił tak, jakby nigdy nie miał jej
opuścić.
Brunetka przerwała pocałunek niechętnie, ale złączyła ich
dłonie i nieco poważnym tonem powiedziała tylko jedno zdanie:
— Chodź, musimy znaleźć miejsce na schowanie ciała.
Bo ostatecznie czym jest szaleństwo, jeśli nie miłością? W takim
miejscu, które liczni nazywali piekłem, tylko to uczucie nadawało
sens życiu i jakakolwiek inna siła nie miała prawa mu się
przeciwstawić.
Nawet inni ludzie. Bo ta miłość była jedyną rzeczą, która była
w stanie pokonać przeszkody. Ta miłość była potężna w swojej
boskości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz