Ostrzeżenia:
Autorkie, girl x girl, czasy prl
Wszystkiego najlepszego kuno!
Niepewnie i czule
Sierpień 1984
To lato było niezwykle gorące. Szczególnie sierpień popisał się
rekordowymi temperaturami. Duszność i parnota ogarniały
wszystkich, przez co większość okien na osiedlu była zamknięta i
zasłonięta, by nie wpuszczać gorącego powietrza, chociaż
znaleźli się i tacy, którzy pootwierali je szeroko, licząc na
przeciąg. Mimo tych działań upał i tak był dokuczliwy, więc
wszyscy kisili się w domach, zamiast korzystać z wakacji lub
urlopów.
Elka była jedną z takich osób. Zawsze wszędzie było jej pełno,
ale taka pogoda wyssała z niej wszystkie siły życiowe. Jej jasne,
płowe włosy rozłożone na poduszce, zwisały poza krawędzią
łóżka, podczas gdy ich właścicielka leżała na nim niczym trup.
Nie miała nawet siły, aby wstać i iść do salonu, by włączyć
sobie telewizor, dość nowy Neptun zdobyty cudem, nie żeby w ogóle
coś ciekawego było w repertuarze dwóch kanałów, ale chociażby
dla samej zasady. Nawet „Podróże bez biletu” nie były w stanie
wyrwać jej z marazmu.
Eli tak samo, jak każdej szesnastolatce nudziło się
niemiłosiernie. Wszyscy jej znajomi załapali się na jakieś
wycieczki nad morze, czy też do rodziny na wieś. Jej pozostał
jedynie dom, tutaj, w mieście.
— No nie mogę już tak dłużej — westchnęła do siebie. Głos
zniknął szybko, pochwycony przez gruby dywan okrywający podłogę
oraz przez zasłony, które usilnie starały się powstrzymać
promienie słoneczne przed przedarciem do wnętrza pokoju. Ela
popatrzyła na sufit swoimi niebieskimi oczami w kolorze letniego
nieba, następnie przeniosła wzrok na drzwi, jakby chcąc wstać,
ale zabrakło jej odpowiedniej motywacji, by ostatecznie wrócić
znowu na sufit.
— Muszę wstać — jęknęła — Już mi nogi drętwieją.
Jak powiedziała, tak też zrobiła. Powoli zwlekła swoje kończyny
z łóżka, centymetr po centymetrze. Krótkie spodenki podwinęły
się, ukazując światu kawałek uda Eli.
Kiedy wstała, rozejrzała się dookoła, przyglądając się
bałaganowi na swoim biurku. Od kiedy zaczęły się wakacje,
znajdowało się na nim wszystko poza oczywiście książkami lub
zeszytami. Zamiast tego mebel usłany był rysunkami, które Ela
lubiła robić w wolnym czasie. Znajdowało się na nich wszystko, co
przyszło jej do głowy podczas rysowania: ludzie, których mijała
na ulicy, sąsiedzi, zwierzęta.
Ela przeszła szybko przez pomieszczenie i wyszła na korytarz, który
był dla niej najchłodniejszą częścią mieszkania.
— Hmm, może mama kupiła lody? — w głosie Elżbiety słychać
było nadzieję. Kuchnia znajdowała się naprzeciwko salonu, który
był jednocześnie sypialnią rodziców. Chadzając tak po pustym
domu, dziewczyna czuła się trochę nieswojo mimo swoich szesnastu
lat, co wielokrotnie zaznaczała, ale nie przyznałaby się do tego
przed kimkolwiek. Jej rodzice znajdowali się w pracy, ponieważ ich
urlop przypadał na lipiec, który nie wykraczał poza średnią
temperaturę kraju.
Przekraczając próg kuchni, która była niczym mały piekarnik,
przez wzgląd, że przed południem słońce znajdowało się właśnie
po tej stronie mieszkania. Lodówka, w której mógł kryć się
upragniony skarb dziewczyny, stała tuż obok drzwi. Chłodny powiew
zimnego powietrza, który uderzył prosto w zarumienioną twarz Eli
tuż po otworzeniu drzwiczek, był niezwykle orzeźwiający. Gdyby
tylko mogła, to stałaby tak przy otwartej lodówce przez cały
dzień, ale były z nią takie problemy, że nawet przy zamkniętych
drzwiczkach w takiej temperaturze w domu, potrafiła się samoistnie
rozmrozić.
Szybko grzebiąc w zamrażalniku, przejrzała przechowywane tam
rzeczy i z radością dostrzegła wśród nich opakowanie lodów w
kubeczku, które musiało się uchować z dala od jej kuzyna, który
aktualnie u nich mieszkał.
— Uratowana! — wyjęła szybko loda i zamknęła lodówkę, po
czym wyszukała w szufladzie czystą łyżeczkę. Eksplozja smaku i
zimna na jej języku była czymś nieziemskim. Ela mogłaby się
rozkoszować tym stanem w nieskończoność, ale niestety lody miały
to do siebie, że szybko topniały, dlatego tak długo, jak mogła,
przeciągała degustację, jak tylko to możliwe przy tak małej
ilości przysmaku.
Usiadła przy stole w kuchni, swobodnie wyciągając nogi na drugi
krzesło, bo nie było nikogo, kto mógł ją za to zbesztać.
Patrząc przez uchylone okno, które było skierowane na podwórko,
nikogo nie dojrzała, zupełnie jakby żyła na pustyni. Jedynie
lekkie poruszenie w oknie Jezierskiej z bloku z naprzeciwka,
utwierdziło ją w przekonaniu, że na świecie jednak jest ktoś
poza nią.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Długi, piskliwy
ton przeszył jej uszy. Z kubeczkiem lodów w ręce, zastanawiała
się, kto miałby ją odwiedzić. Nikogo się nie spodziewała o
takiej porze i w taką pogodę. Rodzice i Jacek, jej kuzyn, mieli
klucze, więc to na pewno nie byli oni, a Jacek pojechał z kumplami
nad jezioro, więc to nie mógł też być nikt do niego. Do
dziewiętnastej miała być sama.
— Już, już idę — krzyknęła, gdy usłyszała powtórnie
dzwonek. Gość musiał być bardzo niecierpliwy. Ela pośpieszyła
do drzwi, poprawiając przy tym włosy przy lustrze znajdującym się
obok wieszaków. Niestety szopa na jej włosach nie była do
ujarzmienia przez gorące powietrze.
— O, cześć! — Po otworzeniu drzwi zauważyła stojącą w nich
Tosię, jej koleżankę z klasy. Dziewczyna siedziała z nią w ławce
na większości lekcji i w zasadzie Ela mogła powiedzieć, że są
przyjaciółkami.
— Hej, nudziło mi się, więc postanowiłam ponudzić się z tobą
— powiedziała, uśmiechając się szeroko. Tosia była bardzo
charakterystyczną osobą, tak mogłaby opisać ją Ela komuś, kto
jeszcze jej nie poznał. Cechowała ją ogromna pogoda ducha,
optymizm i wręcz nieludzkie szczęście. To właśnie ona potrafiła
znaleźć pięciozłotówkę na ulicy albo wykaraskać się z każdego
problemu.
— Myślałam, że jesteś u ciotki. — Ela wpuściła gościa do
środka i wskazała ręką, w której trzymała lody, drogę do
swojego pokoju. Tosia była już u niej parę razy, więc już
wiedziała, gdzie co jest.
— Byłam, ale do wczoraj. Wróciłam i życie nie ma sensu. W domu
ciągły hałas przez to, że sąsiedzi dorobili się małego syna, a
wiesz jakie te ściany są cienkie — ponarzekała Tosia.
— Dzięki Bogu Kowalscy są już starzy i mają już tylko Jurka.
— Pojechał razem z Jackiem nad jezioro? — spytała z
zainteresowaniem dziewczyna.
— Mhm, mają wrócić jutro, a przynajmniej Jacek tak mówił.
Tosia po wejściu do pokoju Eli stała przez chwilę, jakby nie
wiedziała gdzie usiąść, ale po sekundzie zastanowienia
postanowiła zająć miejsce na łóżku.
— Przepraszam za bałagan, ale jakoś nie mam chęci sprzątać —
w głosie Elżbiety słychać było, że jest jej samej siebie wstyd.
— Przynieść ci coś do picia? Mam kompot. Nie mam już niestety
lodów, ten jest ostatni — wskazała na swojego.
— Nic nie szkodzi, z chęcią napiję się waszego kompotu, zawsze
jest bardzo dobry.
Ela uśmiechnęła się do Tosi i wyszła na chwilę z pokoju, by
wrócić po dłuższej chwili do swojego gościa. Antonina w tym
czasie z zainteresowaniem przyglądała się rysunkom na biurku.
Czasami na lekcjach widziała, jak koleżanka coś bazgrze w
zeszytach, ale ta nie pozwalała jej się przyglądać.
Na paru szkicach rozpoznała karykatury nauczycieli jak na przykład
ich nauczycielkę od matematyki. Jej długi nos sam w sobie był
śmieszny, ale narysowanie jej jako czarownicy z długim nochalem
było niezwykle trafne, że Tosia uśmiechnęła się pod nosem.
— Co to za szpiegostwo?
Tosia szybko się odwróciła, przyłapana na gorącym uczynku.
— Trzymasz to na wierzchu, to nie szpiegostwo! — Wybroniła się.
— Co racja, to racja — Ela podeszła do biurka i postawiła na
nim dwie szklanki kompotu. — Podoba ci się Tomaszewska?
— Ten rysunek jest genialny!
— Dzięki. — Ela zarumieniła się z powodu komplementu. Usiadła
naprzeciwko Tosi na krześle. — Jak było u cioci?
— A wiesz, jak to jest... W zasadzie to słuchałam tylko ploteczek
sąsiedzkich i tego, kto z kim i gdzie robił — roześmiała się.
— Ale ogólnie było w porządku, Marek, wiesz który, ten mój
kuzyn... Nie zgadniesz, co on zrobił!
— Hmm? — Ela spojrzała na nią pytająco, lekko zaciekawiona. Z
opowiadań słyszała, że z Tośkowego kuzyna jest niezły wariat.
— Nie wiem skąd, ale wymyślił sobie, że w ogóle nie podejdzie
do matury i zamierza wyjechać za granicę.
Ela gwizdnęła przeciągle.
— Jak bardzo się wkurzyli?
— Chyba tylko moja obecność jakoś trzymała ich w ryzach. Ale w
sumie nie dziwię się, że tak się dzieje. Marek nie chce zostać,
a ma też dość tego, jak ojciec ich traktuje. W tajemnicy od mamy
wiem, że kiedyś ich lał, a dopiero teraz na starość minęło mu.
— Och, no cóż... Ale chce tak zostawić matkę? — dopytała
Ela. — Nie wie, co jeszcze może się stać.
— Chyba ma już to w dupie, ciotka Teresa sama jest niezłą suką.
Gnoi wszystkich po równo, naczelna plotkara wioski. — Tosia upiła
łyka kompotu. — Jak zwykle przepyszny.
— Dzięki. To ty wiesz, jaka jest sytuacja, ale jak dla mnie to
naprawdę kiepsko. Może naprawdę lepiej by było, gdyby się
wyniósł, ale mógłby zdać jednak tę maturę. Po coś jednak się
uczył. Przecież to nie może pójść na marne.
— I tak średnio mu szło, ale to jego decyzja.
— Też racja — zgodziła się Ela. — A poza tym, coś ciekawego
się działo?
— E tam jak zwykle nic. A co u ciebie?
— Nic ciekawego, cały czas siedziałam w domu, parę razy poszłam
na obiadki u ciotki i jakoś to zleciało. Przez dwa tygodnie
opiekowałam się córką kuzynki, więc do kieszeni też coś
wpadło. — Ela uśmiechnęła się i lekko rozmarzyła, jakby już
planując, na co przetrwonić dodatkowe kieszonkowe. Mogła zawsze
przejść się na rynek i kupić jakąś bluzkę. Pani Maria, która
jakimś cudem szmuglowała ciuchami z zza granicy, zawsze miała coś
ładnego, co wpadało jej w oko i zawsze mogła liczyć na to, że ta
zostawi coś pod ladą.
— To fajnie, zawsze się znajdzie coś do kupienia, o albo wiem!
Może pójdziemy na coś do kina, może coś ciekawego puszczają. Na
Seksmisję raczej się nie złapiemy, co nie?
— Raczej nie — odpowiedziała z lekkim rozczarowaniem Ela. —
Chociaż wydaje się ciekawy, bo ludzie o nim dużo mówią od
premiery, a tu już trzy miesiące minęły.
— A może Jacek jakoś by przeszmuglował? Nie wspominałaś mi
kiedyś, że jego kolega pracuje na kasie?
— Hmm... Możliwe, ale nie wiem, czy nadal tak jest. Podpytam, jak
wróci — obiecała. Przez chwilę miała zmarszczone czoło, jakby
się nad czymś mocno zastanawiała. Tosia zauważyła to i uniosła
prawą brew ze zdziwienia.
— Masz taką minę, jakby to była co najmniej lekcja matematyki z
tym gnojem Rybczyńskim.
Ela zreflektowała się i mina od razu jej się rozpogodziła wraz z
wybuchnięciem śmiechem.
— No wiesz ty co. Po prostu się zamyśliłam. — Ela usiadła
obok Tosi na łóżku. Obie oparły się o wezgłowie, a Tosia
odłożyła kompot na szafkę obok.
— Widocznie to dla mnie nowość w twoim wykonaniu — zażartowała.
Elżbieta wywróciła oczami i nie skomentowała tej jawnej zaczepki.
Przez chwilę po prostu milczały w ciszy, która była przerywana
brzęczeniem jednego komara, który wleciał do pokoju i starał się
wydostać oraz krzykami jakiegoś dziecka na dworze. Ela przyjrzała
się Tosi. Nie widziała jej tylko dwa tygodnie, ale ta zdążyła
się opalić, przez co wyglądała przy niej na zjawę. Rude włosy,
które strasznie przypominały jej o Ani Shirley miała spięte w
niedbały warkocz, z którego wystawało kilka niesfornych kosmyków.
W zasadzie to był właśnie powód ich przyjaźni. Kilka osób w
pierwszej klasie podstawówki zaczęło przezywać Tosię od
marchewek i gryzoni, co było dla Eli głupie i bezpodstawne. W
imieniu sprawiedliwości Elka skopała paru chłopaków w wieku
siedmiu lat, wykorzystała kilka przekleństw usłyszanych od
chłopaków na osiedlu i tak załatwiła sprawę. Na całe szczęście
szybko się to skończyło, a aktualnie kilka osób zaczęło nawet
zazdrościć Tosi charakterystycznej barwy włosów.
— To nad czym się tak zastanawiałaś? — spytał obiekt
obserwacji.
Ela zarumieniła się lekko przyłapana na uczynku i z faktu, że
musi się przyznać, o czym myślała. Sama nie była pewna, czy to,
co zamierzała powiedzieć, miało sens.
— Pomyślałam o Jacku — zaczęła. — Bo wspomniałaś o kinie
i w ogóle.
— Mhm i co w związku z tym? — dopytała Tosia z
zainteresowaniem. — Na pewno coś ciekawego.
— Ostatnio podsłuchałam jego rozmowę z Tomkiem, właśnie tym z
kina.
— Oho, jakieś ploteczki? — Antosia wyprostowała się jak
struna, węsząc okazję do wysłuchania jakiejś ciekawej historii.
Nigdy tego nie przyznała na głos, ale była łasa na wszystkie
plotki w okolicy, a potem sama lubiła się nimi dzielić.
— Niekoniecznie — z lekkim wahaniem w głosie Ela kontynuowała.
— Tomek chwalił się, że ma ciotkę w Stanach i dostał niedawno
paczkę od kuzyna. Ponoć było w niej... — tu mimowolnie ściszyła
głos, jakby był z nimi ktoś jeszcze — coś.
Skonsternowana Tosia popatrzyła na Elę ze zdziwieniem. Komar, który
wcześniej tłukł się po kątach, postanowił usiąść na nodze
gościa, przez co Tosia musiała go odgonić, ale on natrętnie
powracał. Ze złością uderzyła w nogę i zostawiła na niej
czerwony znak po dłoni, jednak komar nadal uszedł z życiem.
— Co?
— Hmm, słyszałam, jak mówił coś o jakimś ziele. Nazwał to
jakoś, ale wypadło mi to z głowy. Pewnie i tak szpanował.
— I co to robi? Jak to wygląda?
— Poczekaj chwilę. — Ela szybko wstała i pobiegła do pokoju
Jacka, który znajdował się naprzeciwko jej. Nie minęło parę
sekund, jak już wróciła, trzymając w dłoniach coś, co wyglądało
jak papieros, ale zdecydowanie nim nie było.
Szaro-zielono-brązowy kłębek czegoś owszem był owinięty w biały
papier, a raczej w coś, co wyglądało jak bibuła.
— Och, no cóż — zaczęła Tosia, z lekkim wahaniem biorąc
jednego skręta do ręki. Zbliżyła go do nosa i powąchała,
starając się łapać ulotny zapach. — W zasadzie to nic nie
czuję.
— Tosiek, Tosiek — pokręciła głową z dezaprobatą Ela. —
Wszystko po kolei, ty to już byś chciała mieć wszystkie
informacje na tacy. — Dziewczyna wygięła usta w uśmieszku i
wyjęła z palców drugiej element ich bacznej obserwacji, odkładając
go na pościel. Antosia jedynie wywróciła oczyma, bo w tamtym
momencie wręcz wiedziała, że Ela rozkoszuje się kawałkiem
wiedzy, którą na razie tylko ona z nich dwóch posiadła. Wiedząc,
że to podbuduje ego koleżanki, spytała:
— I jak to się robi? — Tosia popatrzyła na bibułkę wypełnioną
czymś zielono-szarym. Pochyliła się nad tym, by dokładnie
studiować obiekt wzrokiem.
— Hmm, po prostu pali... chyba coś jak papieros, tak sądzę —
stwierdziła Ela, przypominając sobie piąte przez dziesiąte, co
mówili chłopcy tydzień temu. — Poczekaj, pójdę do kuchni po
zapałki.
Tosia nasłuchiwała całej akcji poszukiwawczej, która rozgrywała
się za ścianą, a w tym samym czasie zastanawiała się nad tym, co
właściwie zamierzają zrobić po tym, jak już zapalą skręta. Ela
wróciwszy z zapałkami, położyła je na łóżku i spojrzała na
bibułę, a potem na zapałki.
— Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? — spytała Tosia
powątpiewająco. Była dość sceptycznie nastawiona do tego czegoś,
szczególnie że miało to związek z pokręconym Jackiem.
— Co nam szkodzi? Jak oni mogą to robić, to czemu nie my? —
odpowiedziała buńczucznie. — Nie mów mi, że tchórzysz.
Tosia nic nie powiedziała, tylko wykrzywiła twarz w grymasie, który
oznaczał ni mniej, ni więcej to, że już prawie uległa perswazji.
— Ugh, nienawidzę tego, jak to mówisz.
Ela doskonale o tym wiedziała i często grała na słabości
przyjaciółki. Nigdy nie dała sobie wmówić tchórzostwa. Szybkim
ruchem zapaliła zioło, aby przypadkiem się nie rozmyślić, co
było dość możliwe, gdyż to ona z nich dwóch zmieniała
najczęściej zdanie.
Dym, który wydobywał się z pośpieszne ukręconych przez jej
kuzyna i jego kolegi skrętów, powoli wypełniał pokój Eli.
Duszność i jedynie lekko uchylone okno dodatkowo sprawiały, że
dym unosił się nad dziewczynami dość gęsto. Po jakimś czasie
wdychania Tosia kaszlnęła i psiknęła jednocześnie.
— Dziwne uczucie — powiedziała. — Co to ma właściwie robić?
Czemu nie spytałam ciebie o to wcześniej? — zastanowiła się
dziewczyna. Zadumała się przez chwilę, a jej czoło przecięła
pionowa zmarszczka.
— W zasadzie to nie wiem — przyznała się Ela — tylko
podsłuchałam Jacka, a bałam się, że mnie przyłapie przy
drzwiach. Całą szybę ma oklejoną plakatami, ale nadal widać
cień, jak się stoi za nimi. Ogólnie ma zrelaksować, coś mówił
o jakimś odlocie, ale czy ja wiem...
— Czyli eksperymentujemy, bo mówisz, że będzie fajnie? — nie
dowierzała Antosia.
— Dokładnie tak!
Tosia popatrzyła na przyjaciółkę sceptycznie, ale westchnęła
jedynie głośno i przewróciła oczyma. Znała ją na tyle dobrze,
że wiedziała, że jest już na przegranej pozycji. Kiedy Ela coś
chciała, to trzeba było się z tym pogodzić i płynąć z prądem.
Mimo że jej zdolności do pływania były szczerze mówiąc okropne,
do czego się nikomu nie przyznała, nawet Eli.
Po paru głębszych inhalacjach, dziewczyny mocno się rozkaszlały.
Kaszel ten był mocny, gwałtowny i silny bez porównania do
jakiegokolwiek innego kaszlu.
— Otwórz szerzej to okno, bo chyba się udusimy — wyrzęziła
Tosia. Ela wstała z łóżka i wykonała polecenie, ale nic to nie
dało. Dym nadal wisiał wysoko, pod sufitem i wyglądał jak burzowe
niebo na białym tle kasetonów.
— Poczekaj chwilę, to musi zacząć działać — zaproponowała
Ela.
— I tak nie wiesz, co to ma dać — zauważyła Antosia. Wskazała
na skręty, które jeszcze się tliły. — Ciesz się, że czegoś
jeszcze nie zapaliłyśmy. Musisz to gdzieś wyrzucić, bo Jacek
dowie się, że go podsłuchujesz i jeszcze okradasz, a wtedy możemy
się pożegnać z darmowymi wejściami do kina.
— No wiesz, ciężko jest nie podsłuchiwać przez te ściany,
powinien uważać, o czym gada — wymigała się Elżbieta, broniąc
własnego honoru.
— Mhm, przecież świadomie stałaś pod drzwiami, sama to przed
chwilą mówiłaś.
Ela przez chwilę nic nie powiedziała, po czym wybąkała pod nosem:
— No dobra, powiedzmy, że tym razem masz rację.
Zadowolona z siebie Antosia uśmiechnęła się szeroko i ułożyła
się wygodnie na jednej z poduszek.
— Lubię, jak przyznajesz mi rację — przyznała się. — Skoro
tak ci zależy, to poczekajmy na te twoje efekty. — Podkreśliła
znacząco ostatnie słowo.
Ela wstała i poszła do łazienki, by pozbyć się dowodów swojej
zbrodni. Najlepiej było spuścić je w muszli klozetowej, bo
pozostawienie ich w koszu na śmieci, mogło zwiększyć szansę na
odkrycie. Wracając do Tosi, Ela wąchała czy zapach rozniósł się
po całym mieszkaniu i tak też się stało. Lekko spanikowana nie
wiedziała co zrobić, ale po chwili uspokoiła się, przypominając,
że dzisiaj wszyscy wrócą trochę później niż zwykle, więc
jeszcze istniała szansa, by wszystko wywietrzało.
— Poczekaj jeszcze chwilę, muszę otworzyć okno w kuchni! —
krzyknęła do przyjaciółki. Jej głos nieco przytłumiony przez
dywan i meble na korytarzu, dotarł przez cienkie ściany do Antosi.
— Dobra!
Nie minęła chwila, jak okna w kuchni i salonie, który pełnił
funkcję sypialni rodziców, zostały otworzone, a Elżbieta już
doszła do swojego gościa, który leżał rozłożony na jej łóżku,
jakby był na własnym.
— Nie za wygodnie ci? — spytała, śmiejąc się. Pociągnęła
dziewczynę za warkocz, który zwisał poza krawędź łóżka.
— Ej, było dobrze, dopóki nie wróciłaś — odpowiedziała i
wydęła usta w wyrazie oburzenia za pociągnięcie włosów.
— Przesuń się trochę — poprosiła Ela. Niedługo potem obie
leżały obok siebie i rozmawiały o zbliżającym się roku szkolnym
i ich wspólnych koleżankach i kolegach. Temat przeskakiwał od
jednego do drugiego, a każdemu kolejnemu towarzyszyły coraz
częstsze salwy śmiechu, chociaż niekoniecznie pasowały do treści
dialogu. Mogło się wydawać, że jedno łóżko nie jest w stanie
pomieścić dwie nastolatki, którym daleko było do stanu
stuprocentowej świadomości.
— Podasz mi kompot? — Odezwała się nagle Tosia, której zaschło
w gardle. Ela usiłowała się podnieść, ale wraz z próbą
zakręciło się jej w głowie.
— Ojoj — zajęczała i opadła z powrotem na łóżko. — Chyba
za szybko usiadłam. — Złapała się za głowę, ponieważ nadal
kręciło się w niej niemiłosiernie.
Tosia spojrzała na nią z zatroskaniem, ale i zaciekawieniem.
Roześmiała się lekko i oparła się o ramię przyjaciółki.
— A może zaczęło działać? — spytała. Ziewnęła szeroko,
jakby chcąc dotlenić swój mózg, a po trochu ze zmęczenia.
— Nie wiem — odparła szczerze Ela. Widząc, jak koleżanka
ziewa, sama powtórzyła tę czynność. Zamrugała parę razy
oczami, chcąc pozbyć się mroczków, które pojawiły się, gdy
spojrzała w stronę okna. Kolory wydawały się zbyt nasycone, wręcz
nienaturalnie przejaskrawione. Przeniosła spojrzenie na Tosię. Jej
rude włosy sprawiały wrażenie płonących, że nie mogła się
oprzeć, by ich nie dotknąć.
— Płoniesz — stwierdziła, a ton jej głosu zdawał się
poważny. Jej duże brązowe oczy w tamtej chwili wyglądały na
jeszcze większe i błyszczały niezdrowo.
Tosia roześmiała się na to stwierdzenie, tak, że jej szczupłe
ciało zatrzęsło się całą mocą. Przeczesała wystające kosmyki
i zagarnęła je za uszy.
— Jakoś nie widzę ognia.
Ela i tak wpatrywała się w kosmyki, jak zaczarowana, jakby w jej
wyobraźni naprawdę zdawały się tym, czym się wydawały.
— Są takie ładne, chciałabym mieć takie — dotykała je z
niezwykłą delikatnością, zachwycając się tym, jak światło się
na nich odbija.
— Nie ukradniesz mi ich! — zbuntowała się Antosia. Odsunęła
się od koleżanki, ale na jej ustach nadal błąkał się uśmiech.
Był nieco rozmarzony i nadawał jej twarzy niewinny wygląd.
Ela zawisła nad Tosią, chichocząc pod nosem, ponieważ słowa jej
przyjaciółki wydały się jej śmieszne.
— Masz takie śmieszne włoski, o tutaj — wskazała na kręcące
się małe loczki za uchem Tosi. Krótkie, rudawe sprężynki były
wilgotne od potu. Pochyliła się nad tym zaskakującym dla niej
zjawiskiem i dotknęła włosów, które pod wpływem rozciągania
się wyprostowały. Do jej głowy zbłąkała się myśl, że może
jednak miała pewną obsesję na punkcie tego charakterystycznego
koloru włosia koleżanki.
— Niedługo pomyślę, że przyjaźnisz się ze mną tylko przez
włosy — zażartowała Antosia, której humor zdecydowanie się
poprawił od chwili zapalenia skręta. Zazwyczaj aż tak nie było
jej do śmiechu, jak właśnie w tamtej chwili. — Teraz znam
prawdę, ha ha!
— Śmieszne — powtórzyła jedynie Elżbieta.
Tośkowa szyja była zarumieniona od słońca, jak również
zaczerwieniona. Wakacje u wujostwa sprawiły, że odcień jej skóry
stał się o ton ciemniejszy niż u Eli, która unikała słońca,
jak tylko mogła. Z blond włosami i jasną skórą mogłaby cofnąć
się w czasie do czasów, gdy arystokracja władała Polską i
zostałaby uznana za szlachciankę.
— Jestem taka blada przy tobie — zauważyła Ela, kładąc się
obok Tosi, a raczej wciskając się. Obie były tego samego wzrostu,
więc dziewczyna mogła swobodnie patrzeć drugiej w oczy. — Jestem
jak duch.
Tosia uniosła swoją rękę do góry.
— Podnieś swoją, to dopiero zobaczysz.
Przytknięte do siebie ręce były od siebie różne, jak tylko
mogły. Ta Tosi była ciemna, upstrzona pieprzykami na całej
długości, a Eli blada i bez żadnych znaków szczególnych. Obie
pokrywał delikatny, jasny meszek. Ela swoim małym palcem pochwyciła
mały palec Tosi i złączyła ich dłonie. Tosia przyjrzała się
temu z wnikliwością, która była dla niej charakterystyczna.
Powoli odwróciła głowę w stronę Elżbiety i spojrzała jej
prosto w oczy. Zielone z plamkami złota były nieco zamglone, jakby
Antosia była myślami gdzieś daleko, wwiercały się w
odpowiedniczki u Eli. Dla niej ta zieleń wydawała się żywa. Miała
swój kształt i smak, który pozostał na języku. Nieco słodki jak
jesienne jabłko.
Delikatnie, tak żeby nie przestraszyć swojej towarzyszki, a może
jednak przez brak wprawy, Tosia pochyliła się nad Elą. Jej ciężki
oddech muskał policzek drugiej, tak że blond włosy, które
wcześniej były do niego przylepione przez zbyt długie leżenie na
boku, odczepiły się. Elżbieta ściskając kurczowo palce
przyjaciółki swoimi palcami, przymknęła oczy i jeszcze bardziej
zmniejszyła dzielącą je odległość.
To nie było takie, jak opisywały im dziewczyny z klasy. Z ich
zwierzeń wynikało, że pocałunki, które dzieliły ze swoimi
chłopakami, były czymś niesamowitym. W brzuchach pojawiały się
motyle, a one nagle traciły grunt pod nogami. W ich przypadku nie
było to trzęsienie ziemi, a raczej podmuch wiatru, który wtłaczał
w płuca kolejny oddech.
Ich wargi ledwo się ze sobą zetknęły, a jednak sensacje, które
spowodowały wybuchły niespodziewanie. Dreszcz przebiegł przez kark
Eli, a usta zaczęły przyjemnie mrowić, chcąc kontynuować
pieszczotę. Nie wiedząc, kiedy jej ręka zaczęła wędrować
wzdłuż krawędzi biodra Tosi, poprzez talię, leniwie przesuwając
po ciele, aż powoli dotarła do szyi Tosi. Pod opuszkami palców
była w stanie wyczuć puls przyjaciółki, który wybijał szybki
rytm, rozprowadzając gorącą krew po organizmie. Czuła energię,
która przemykała pod skórą, jak prąd. Swędziała i nie dawała
spokoju, ale jednocześnie była niezwykle ekscytująca.
Uchyliwszy powieki, Ela dostrzegła rumieniec na policzkach Antosi,
który sięgał dalej, niż wskazywał na to dekolt bluzki i wędrował
znacznie dalej. Mogła jedynie podejrzewać, że wyglądała
podobnie. Machinalnie zacisnęła mocniej dłoń na szyi,
przyciągając twarz bliżej do siebie i jednocześnie bardziej się
przybliżając do siebie.
W tamtym momencie nie myślała za dużo, była przyjemnie otępiała,
a stan ten porównałaby do otulenia się chmurą, niezwykle
przyjemną i ciepłą, jak ciało drugiego człowieka, mimo
temperatury w pokoju.
Ich usta nieporadnie się ze sobą stykały, a nosy ocierały o
siebie, ale dziewczyny nie zwracały na to uwagi. Pomiędzy jednym
gorączkowym pocałunkiem, a drugim brały łapczywie oddech i
powracały do wzajemnego zatracania się.
Ela nieśmiało położyła długą rękę na biodrze Tosi. Uniosła
swoją jedną nogę, uginając ją w kolanie, a przez to dając
więcej miejsca na usadowienie się dziewczynie. Bliskość ciał
sprawiła, że temperatura pomiędzy nimi wzrosła jeszcze bardziej.
Ciche jęknięcie wydobyło się spomiędzy warg Eli, które
sprawiło, że ruchy stały się coraz szybsze. Ela wysunęła język
i dotknęła nim dolnej wargi Tosi. Antosia spięła się przez
chwilę, jednak spokojny dotyk przesuwający się po jej plecach,
sprawił, że poddała się i uchyliła usta. Język nieśmiało
wsunął się, muskając drugi, badając wnętrze ust.
Tosia smakowała jak kompot, który wcześniej wypiła, z lekka
jabłkowo, trochę słodko, a jednocześnie dało się wyczuć
cierpką nutę.
— Co my właściwie robimy? — spytała cicho Tosia, gdy oderwały
się od siebie na chwilę, by wziąć głębszy oddech. Ela
podciągnęła się nieco wyżej, żeby usiąść.
— Nie wiem — odpowiedziała szczerze Elżbieta, zaczesując włosy
przyjaciółki za ucho. — Ale... chcę. — Uśmiechnęła się
zachęcająco i przechyliła głowę na bok jakby w zamyśleniu, a
jednocześnie zaproszeniu.
Spojrzały sobie głęboko w oczy, wiedząc, że ten moment, który
właśnie nastąpił, miał być początkiem albo szybkim końcem
czegoś, co mogło zdarzyć się tylko raz. Niemal nie zauważalnie
Tosia lekko kiwnęła, a raczej drgnęła głową w niemym
potaknięciu.
— Czy ty...? Kiedyś z chłopakiem...? — niewypowiedziane słowa
zawisły pomiędzy nimi. W głosie Tosi słychać było niepewność.
Nerwowo miętosiła skrawek bluzki trzymanej w swoich dłoniach.
— Nie. — Ela złapała dłoń Tosi w swoją i przetrzymała ją
przez dłuższą chwilę, gładząc kciukiem po wierzchu. — Nie
martw się. Nic nie musimy robić, chcę po prostu być przy tobie.
Słowa pocieszenia i bliskość przyjaciółki sprawiły, że Tosia
wzięła głęboki oddech i postarała się uspokoić. Nie sądziła,
że Ela ją pocałuje, kiedy się nad nią pochyliła, a teraz obie
stały przed pewną decyzją. Pierwsza fala odprężenia, która
pojawiła się po wypaleniu skrętów, spowodowała uczucie dziwnej
lekkości, której nie mogły się oprzeć.
Ela zgarnęła jednym ruchem talię Tosi i lekko popchnęła ją, tak
aby leżały obok siebie. Przytuliła się do jej boku, a głowę
oparła o ramię. Oddechem muskała szyję i kawałek ucha. Złożyła
pocałunek w zgięciu szyi z ramieniem i pozostała tam przez chwilę.
Czuła się tak, jakby zapadała się w miękkim materacu,
bezpiecznie i lekko, jak nigdy wcześniej.
Pod palcami czuła bicie serca Tosi, rytmiczne, ale przyśpieszone,
rozchodzące się echem w jej głowie. Miała wrażenie, jakby cały
świat skupił się w tym jednym momencie, a czas przestał płynąć.
Krzyki zza okna jakby przygłuchły, a jedyny dźwięk we
wszechświecie stopił się w tym równomiernym rytmie.
Ela nie była w stanie pojąć, co się właściwie stało. Pod
powiekami przewijał się jej cały kalejdoskop wrażeń, odczuć i
innych sensacji, które odczuwała całym ciałem. Każdy wdech był
błękitem, a wydech złocistą żółcią, dotyk jaskrawym różem,
a pocałunek czystym złotem.
Przytulone do siebie na łóżku, leżały jedna obok drugiej, Ela z
nogą Tosi przewieszoną przez jej biodra, a Antosia z przygniecioną
ręką, nie wiedząc kiedy, przysnęły. W całym pokoju słychać
było jedynie mieszające się oddechy, szelest liści na wietrze,
które zerwał się niespodziewanie i wniósł nieco ulgi w
mieszkańców osiedla. Komar, który wcześniej się przyczaił,
wreszcie mógł wyruszyć na polowanie i wypić trochę krwi ze
śpiących dziewcząt. Z plątaniny kończyn wybrał co najlepsze
miejsce i ucztował przez dłuższą chwilę, korzystając z okazji.
Słońce przeszło już na drugą stronę mieszkania, przez co
promienie słoneczne wdarły się przez żaluzje i firanki. Nie
minęło pół godziny, kiedy Ela jako pierwsza ocknęła się z
niespodziewanej drzemki. Starała się jednak przede wszystkim nie
poruszyć, aby nie obudzić przyjaciółki, które śniła w
najlepsze. Studiowała jej rysy twarzy, chcąc zapamiętać ten
moment i potem uwiecznić go później na kartce papieru, a następnie
schować gdzieś przed innymi w tajemnicy. Myśli stały się
bardziej przejrzyste, jakby działanie narkotyku się skończyło.
Wszystko, co się wydarzyło było raczej mgliste, niż wyraźne,
chociaż jeszcze przed godziną się takie wydawało. Ela pamiętała
wrażenia, jakie niosło ze sobą wypalenie skręta. Wszystkie emocje
i uczucia i wszystkie barwy, które przewijały się w jej umyśle.
Przyglądając się Tosi, Ela zazdrościła jej jeszcze stanu
bezpieczeństwa i błogiej nieświadomości. Powoli i delikatnie
przesunęła palcem po szyi przyjaciółki. Tosia jedynie przekręciła
głowę na drugą stronę, zabierając swoją nogę z biodra
Elżbiety. Niestety łóżko dziewczyny nie było tak szerokie, jak
być powinno i dodatkowe akrobacje wykonywane przez gościa,
sprawiły, że Tosia spadła z łoskotem na podłogę. Na całe
szczęście odległość do ziemi nie była zbyt duża, toteż
bliskie spotkanie z nią nie było aż tak bolesne.
— Cholera jasna! — wyrwało się Antosi z ust. Miała szeroko
rozwarte oczy, jeszcze nie do końca pojmując, co się właściwie
zadziało. — Po co masz tutaj tę szafkę?
Ela zaśmiała się pod nosem i wyciągnęła pomocną dłoń, by
pomóc ponieść Tosię z klęczek.
— To łóżko jest dla jednej osoby, więc wszystko mi pasuje.
Mogłaś się nie przekręcać — zauważyła fakt i przyciągnęła
koleżankę. — Siadaj.
Tosia przetarła oczy piąstkami, co strasznie rozczuliło Elę,
ponieważ przypomniało to zachowanie małego szkraba.
— Nawet nie wiem, kiedy zasnęłyśmy — przyznała, ziewając, a
przy tym pokazując swoje trzonowce.
— Sama nie wiem... Tosia — zaczęła Ela, opuszczając wzrok na
kołdrę, na której obie siedziały — Co do tej sytuacji...
Przerwała i podniosła wzrok na przyjaciółkę. Antosia zacisnęła
wargi i spojrzała w stronę okna, gdy tylko poczuła na sobie
spojrzenie.
— I co z tego? — spytała. W głosie dało się słyszeć bliżej
nieokreślony ton, coś na pograniczu rozgoryczenia, a zrezygnowania.
— Nic się nie stało.
Ela przygryzła swoje usta, zastanawiając się nad dalszymi słowami.
— Ale... stało się — powiedziała. — Ja nie jestem zła, że
mnie pocałowałaś. Oddałam pocałunek, pamiętasz? Chciałam,
żeby...— Elżbieta wyciągnęła nieśmiało dłoń w stronę ręki
Tosi i ujęła ją. Ta pozwoliła jej na to, ale nie odpowiedziała.
Zmarszczyła brwi, przypominając sobie tamten moment.
— Lubię cię, nieważne jak, ale istotne jest to, że nie chcę
ciebie stracić — podjęła jeszcze raz, licząc, że to jednak coś
da. — To nie musi o czymś znaczyć.
Antosia spojrzała na nią, doszukując się potwierdzenia słów.
Ela z nadzieją ścisnęła mocniej palcami palce koleżanki.
Ela nie wiedziała później, czy to za sprawą jej słów, czy może
jeszcze jakiejś siły wyższej, ale jedyną odpowiedzią, która jej
wystarczyła w całości, był promienny uśmiech Tosi, skierowany w
jej stronę, a potem delikatny pocałunek w kącik ust.
— Ale chcę, żeby znaczyło.