środa, 4 września 2019

Niepewnie i czule

Ostrzeżenia:
Autorkie, girl x girl, czasy prl

Wszystkiego najlepszego kuno!
 Niepewnie i czule
Sierpień 1984
To lato było niezwykle gorące. Szczególnie sierpień popisał się rekordowymi temperaturami. Duszność i parnota ogarniały wszystkich, przez co większość okien na osiedlu była zamknięta i zasłonięta, by nie wpuszczać gorącego powietrza, chociaż znaleźli się i tacy, którzy pootwierali je szeroko, licząc na przeciąg. Mimo tych działań upał i tak był dokuczliwy, więc wszyscy kisili się w domach, zamiast korzystać z wakacji lub urlopów.
Elka była jedną z takich osób. Zawsze wszędzie było jej pełno, ale taka pogoda wyssała z niej wszystkie siły życiowe. Jej jasne, płowe włosy rozłożone na poduszce, zwisały poza krawędzią łóżka, podczas gdy ich właścicielka leżała na nim niczym trup. Nie miała nawet siły, aby wstać i iść do salonu, by włączyć sobie telewizor, dość nowy Neptun zdobyty cudem, nie żeby w ogóle coś ciekawego było w repertuarze dwóch kanałów, ale chociażby dla samej zasady. Nawet „Podróże bez biletu” nie były w stanie wyrwać jej z marazmu.
Eli tak samo, jak każdej szesnastolatce nudziło się niemiłosiernie. Wszyscy jej znajomi załapali się na jakieś wycieczki nad morze, czy też do rodziny na wieś. Jej pozostał jedynie dom, tutaj, w mieście.
— No nie mogę już tak dłużej — westchnęła do siebie. Głos zniknął szybko, pochwycony przez gruby dywan okrywający podłogę oraz przez zasłony, które usilnie starały się powstrzymać promienie słoneczne przed przedarciem do wnętrza pokoju. Ela popatrzyła na sufit swoimi niebieskimi oczami w kolorze letniego nieba, następnie przeniosła wzrok na drzwi, jakby chcąc wstać, ale zabrakło jej odpowiedniej motywacji, by ostatecznie wrócić znowu na sufit.
— Muszę wstać — jęknęła — Już mi nogi drętwieją.
Jak powiedziała, tak też zrobiła. Powoli zwlekła swoje kończyny z łóżka, centymetr po centymetrze. Krótkie spodenki podwinęły się, ukazując światu kawałek uda Eli.
Kiedy wstała, rozejrzała się dookoła, przyglądając się bałaganowi na swoim biurku. Od kiedy zaczęły się wakacje, znajdowało się na nim wszystko poza oczywiście książkami lub zeszytami. Zamiast tego mebel usłany był rysunkami, które Ela lubiła robić w wolnym czasie. Znajdowało się na nich wszystko, co przyszło jej do głowy podczas rysowania: ludzie, których mijała na ulicy, sąsiedzi, zwierzęta.
Ela przeszła szybko przez pomieszczenie i wyszła na korytarz, który był dla niej najchłodniejszą częścią mieszkania.
— Hmm, może mama kupiła lody? — w głosie Elżbiety słychać było nadzieję. Kuchnia znajdowała się naprzeciwko salonu, który był jednocześnie sypialnią rodziców. Chadzając tak po pustym domu, dziewczyna czuła się trochę nieswojo mimo swoich szesnastu lat, co wielokrotnie zaznaczała, ale nie przyznałaby się do tego przed kimkolwiek. Jej rodzice znajdowali się w pracy, ponieważ ich urlop przypadał na lipiec, który nie wykraczał poza średnią temperaturę kraju.
Przekraczając próg kuchni, która była niczym mały piekarnik, przez wzgląd, że przed południem słońce znajdowało się właśnie po tej stronie mieszkania. Lodówka, w której mógł kryć się upragniony skarb dziewczyny, stała tuż obok drzwi. Chłodny powiew zimnego powietrza, który uderzył prosto w zarumienioną twarz Eli tuż po otworzeniu drzwiczek, był niezwykle orzeźwiający. Gdyby tylko mogła, to stałaby tak przy otwartej lodówce przez cały dzień, ale były z nią takie problemy, że nawet przy zamkniętych drzwiczkach w takiej temperaturze w domu, potrafiła się samoistnie rozmrozić.
Szybko grzebiąc w zamrażalniku, przejrzała przechowywane tam rzeczy i z radością dostrzegła wśród nich opakowanie lodów w kubeczku, które musiało się uchować z dala od jej kuzyna, który aktualnie u nich mieszkał.
— Uratowana! — wyjęła szybko loda i zamknęła lodówkę, po czym wyszukała w szufladzie czystą łyżeczkę. Eksplozja smaku i zimna na jej języku była czymś nieziemskim. Ela mogłaby się rozkoszować tym stanem w nieskończoność, ale niestety lody miały to do siebie, że szybko topniały, dlatego tak długo, jak mogła, przeciągała degustację, jak tylko to możliwe przy tak małej ilości przysmaku.
Usiadła przy stole w kuchni, swobodnie wyciągając nogi na drugi krzesło, bo nie było nikogo, kto mógł ją za to zbesztać. Patrząc przez uchylone okno, które było skierowane na podwórko, nikogo nie dojrzała, zupełnie jakby żyła na pustyni. Jedynie lekkie poruszenie w oknie Jezierskiej z bloku z naprzeciwka, utwierdziło ją w przekonaniu, że na świecie jednak jest ktoś poza nią.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. Długi, piskliwy ton przeszył jej uszy. Z kubeczkiem lodów w ręce, zastanawiała się, kto miałby ją odwiedzić. Nikogo się nie spodziewała o takiej porze i w taką pogodę. Rodzice i Jacek, jej kuzyn, mieli klucze, więc to na pewno nie byli oni, a Jacek pojechał z kumplami nad jezioro, więc to nie mógł też być nikt do niego. Do dziewiętnastej miała być sama.
— Już, już idę — krzyknęła, gdy usłyszała powtórnie dzwonek. Gość musiał być bardzo niecierpliwy. Ela pośpieszyła do drzwi, poprawiając przy tym włosy przy lustrze znajdującym się obok wieszaków. Niestety szopa na jej włosach nie była do ujarzmienia przez gorące powietrze.
— O, cześć! — Po otworzeniu drzwi zauważyła stojącą w nich Tosię, jej koleżankę z klasy. Dziewczyna siedziała z nią w ławce na większości lekcji i w zasadzie Ela mogła powiedzieć, że są przyjaciółkami.
— Hej, nudziło mi się, więc postanowiłam ponudzić się z tobą — powiedziała, uśmiechając się szeroko. Tosia była bardzo charakterystyczną osobą, tak mogłaby opisać ją Ela komuś, kto jeszcze jej nie poznał. Cechowała ją ogromna pogoda ducha, optymizm i wręcz nieludzkie szczęście. To właśnie ona potrafiła znaleźć pięciozłotówkę na ulicy albo wykaraskać się z każdego problemu.
— Myślałam, że jesteś u ciotki. — Ela wpuściła gościa do środka i wskazała ręką, w której trzymała lody, drogę do swojego pokoju. Tosia była już u niej parę razy, więc już wiedziała, gdzie co jest.
— Byłam, ale do wczoraj. Wróciłam i życie nie ma sensu. W domu ciągły hałas przez to, że sąsiedzi dorobili się małego syna, a wiesz jakie te ściany są cienkie — ponarzekała Tosia.
— Dzięki Bogu Kowalscy są już starzy i mają już tylko Jurka.
— Pojechał razem z Jackiem nad jezioro? — spytała z zainteresowaniem dziewczyna.
— Mhm, mają wrócić jutro, a przynajmniej Jacek tak mówił.
Tosia po wejściu do pokoju Eli stała przez chwilę, jakby nie wiedziała gdzie usiąść, ale po sekundzie zastanowienia postanowiła zająć miejsce na łóżku.
— Przepraszam za bałagan, ale jakoś nie mam chęci sprzątać — w głosie Elżbiety słychać było, że jest jej samej siebie wstyd. — Przynieść ci coś do picia? Mam kompot. Nie mam już niestety lodów, ten jest ostatni — wskazała na swojego.
— Nic nie szkodzi, z chęcią napiję się waszego kompotu, zawsze jest bardzo dobry.
Ela uśmiechnęła się do Tosi i wyszła na chwilę z pokoju, by wrócić po dłuższej chwili do swojego gościa. Antonina w tym czasie z zainteresowaniem przyglądała się rysunkom na biurku. Czasami na lekcjach widziała, jak koleżanka coś bazgrze w zeszytach, ale ta nie pozwalała jej się przyglądać.
Na paru szkicach rozpoznała karykatury nauczycieli jak na przykład ich nauczycielkę od matematyki. Jej długi nos sam w sobie był śmieszny, ale narysowanie jej jako czarownicy z długim nochalem było niezwykle trafne, że Tosia uśmiechnęła się pod nosem.
— Co to za szpiegostwo?
Tosia szybko się odwróciła, przyłapana na gorącym uczynku.
— Trzymasz to na wierzchu, to nie szpiegostwo! — Wybroniła się.
— Co racja, to racja — Ela podeszła do biurka i postawiła na nim dwie szklanki kompotu. — Podoba ci się Tomaszewska?
— Ten rysunek jest genialny!
— Dzięki. — Ela zarumieniła się z powodu komplementu. Usiadła naprzeciwko Tosi na krześle. — Jak było u cioci?
— A wiesz, jak to jest... W zasadzie to słuchałam tylko ploteczek sąsiedzkich i tego, kto z kim i gdzie robił — roześmiała się. — Ale ogólnie było w porządku, Marek, wiesz który, ten mój kuzyn... Nie zgadniesz, co on zrobił!
— Hmm? — Ela spojrzała na nią pytająco, lekko zaciekawiona. Z opowiadań słyszała, że z Tośkowego kuzyna jest niezły wariat.
— Nie wiem skąd, ale wymyślił sobie, że w ogóle nie podejdzie do matury i zamierza wyjechać za granicę.
Ela gwizdnęła przeciągle.
— Jak bardzo się wkurzyli?
— Chyba tylko moja obecność jakoś trzymała ich w ryzach. Ale w sumie nie dziwię się, że tak się dzieje. Marek nie chce zostać, a ma też dość tego, jak ojciec ich traktuje. W tajemnicy od mamy wiem, że kiedyś ich lał, a dopiero teraz na starość minęło mu.
— Och, no cóż... Ale chce tak zostawić matkę? — dopytała Ela. — Nie wie, co jeszcze może się stać.
— Chyba ma już to w dupie, ciotka Teresa sama jest niezłą suką. Gnoi wszystkich po równo, naczelna plotkara wioski. — Tosia upiła łyka kompotu. — Jak zwykle przepyszny.
— Dzięki. To ty wiesz, jaka jest sytuacja, ale jak dla mnie to naprawdę kiepsko. Może naprawdę lepiej by było, gdyby się wyniósł, ale mógłby zdać jednak tę maturę. Po coś jednak się uczył. Przecież to nie może pójść na marne.
— I tak średnio mu szło, ale to jego decyzja.
— Też racja — zgodziła się Ela. — A poza tym, coś ciekawego się działo?
— E tam jak zwykle nic. A co u ciebie?
— Nic ciekawego, cały czas siedziałam w domu, parę razy poszłam na obiadki u ciotki i jakoś to zleciało. Przez dwa tygodnie opiekowałam się córką kuzynki, więc do kieszeni też coś wpadło. — Ela uśmiechnęła się i lekko rozmarzyła, jakby już planując, na co przetrwonić dodatkowe kieszonkowe. Mogła zawsze przejść się na rynek i kupić jakąś bluzkę. Pani Maria, która jakimś cudem szmuglowała ciuchami z zza granicy, zawsze miała coś ładnego, co wpadało jej w oko i zawsze mogła liczyć na to, że ta zostawi coś pod ladą.
— To fajnie, zawsze się znajdzie coś do kupienia, o albo wiem! Może pójdziemy na coś do kina, może coś ciekawego puszczają. Na Seksmisję raczej się nie złapiemy, co nie?
— Raczej nie — odpowiedziała z lekkim rozczarowaniem Ela. — Chociaż wydaje się ciekawy, bo ludzie o nim dużo mówią od premiery, a tu już trzy miesiące minęły.
— A może Jacek jakoś by przeszmuglował? Nie wspominałaś mi kiedyś, że jego kolega pracuje na kasie?
— Hmm... Możliwe, ale nie wiem, czy nadal tak jest. Podpytam, jak wróci — obiecała. Przez chwilę miała zmarszczone czoło, jakby się nad czymś mocno zastanawiała. Tosia zauważyła to i uniosła prawą brew ze zdziwienia.
— Masz taką minę, jakby to była co najmniej lekcja matematyki z tym gnojem Rybczyńskim.
Ela zreflektowała się i mina od razu jej się rozpogodziła wraz z wybuchnięciem śmiechem.
— No wiesz ty co. Po prostu się zamyśliłam. — Ela usiadła obok Tosi na łóżku. Obie oparły się o wezgłowie, a Tosia odłożyła kompot na szafkę obok.
— Widocznie to dla mnie nowość w twoim wykonaniu — zażartowała.
Elżbieta wywróciła oczami i nie skomentowała tej jawnej zaczepki. Przez chwilę po prostu milczały w ciszy, która była przerywana brzęczeniem jednego komara, który wleciał do pokoju i starał się wydostać oraz krzykami jakiegoś dziecka na dworze. Ela przyjrzała się Tosi. Nie widziała jej tylko dwa tygodnie, ale ta zdążyła się opalić, przez co wyglądała przy niej na zjawę. Rude włosy, które strasznie przypominały jej o Ani Shirley miała spięte w niedbały warkocz, z którego wystawało kilka niesfornych kosmyków. W zasadzie to był właśnie powód ich przyjaźni. Kilka osób w pierwszej klasie podstawówki zaczęło przezywać Tosię od marchewek i gryzoni, co było dla Eli głupie i bezpodstawne. W imieniu sprawiedliwości Elka skopała paru chłopaków w wieku siedmiu lat, wykorzystała kilka przekleństw usłyszanych od chłopaków na osiedlu i tak załatwiła sprawę. Na całe szczęście szybko się to skończyło, a aktualnie kilka osób zaczęło nawet zazdrościć Tosi charakterystycznej barwy włosów.
— To nad czym się tak zastanawiałaś? — spytał obiekt obserwacji.
Ela zarumieniła się lekko przyłapana na uczynku i z faktu, że musi się przyznać, o czym myślała. Sama nie była pewna, czy to, co zamierzała powiedzieć, miało sens.
— Pomyślałam o Jacku — zaczęła. — Bo wspomniałaś o kinie i w ogóle.
— Mhm i co w związku z tym? — dopytała Tosia z zainteresowaniem. — Na pewno coś ciekawego.
— Ostatnio podsłuchałam jego rozmowę z Tomkiem, właśnie tym z kina.
— Oho, jakieś ploteczki? — Antosia wyprostowała się jak struna, węsząc okazję do wysłuchania jakiejś ciekawej historii. Nigdy tego nie przyznała na głos, ale była łasa na wszystkie plotki w okolicy, a potem sama lubiła się nimi dzielić.
— Niekoniecznie — z lekkim wahaniem w głosie Ela kontynuowała. — Tomek chwalił się, że ma ciotkę w Stanach i dostał niedawno paczkę od kuzyna. Ponoć było w niej... — tu mimowolnie ściszyła głos, jakby był z nimi ktoś jeszcze — coś.
Skonsternowana Tosia popatrzyła na Elę ze zdziwieniem. Komar, który wcześniej tłukł się po kątach, postanowił usiąść na nodze gościa, przez co Tosia musiała go odgonić, ale on natrętnie powracał. Ze złością uderzyła w nogę i zostawiła na niej czerwony znak po dłoni, jednak komar nadal uszedł z życiem.
— Co?
— Hmm, słyszałam, jak mówił coś o jakimś ziele. Nazwał to jakoś, ale wypadło mi to z głowy. Pewnie i tak szpanował.
— I co to robi? Jak to wygląda?
— Poczekaj chwilę. — Ela szybko wstała i pobiegła do pokoju Jacka, który znajdował się naprzeciwko jej. Nie minęło parę sekund, jak już wróciła, trzymając w dłoniach coś, co wyglądało jak papieros, ale zdecydowanie nim nie było.
Szaro-zielono-brązowy kłębek czegoś owszem był owinięty w biały papier, a raczej w coś, co wyglądało jak bibuła.
— Och, no cóż — zaczęła Tosia, z lekkim wahaniem biorąc jednego skręta do ręki. Zbliżyła go do nosa i powąchała, starając się łapać ulotny zapach. — W zasadzie to nic nie czuję.
— Tosiek, Tosiek — pokręciła głową z dezaprobatą Ela. — Wszystko po kolei, ty to już byś chciała mieć wszystkie informacje na tacy. — Dziewczyna wygięła usta w uśmieszku i wyjęła z palców drugiej element ich bacznej obserwacji, odkładając go na pościel. Antosia jedynie wywróciła oczyma, bo w tamtym momencie wręcz wiedziała, że Ela rozkoszuje się kawałkiem wiedzy, którą na razie tylko ona z nich dwóch posiadła. Wiedząc, że to podbuduje ego koleżanki, spytała:
— I jak to się robi? — Tosia popatrzyła na bibułkę wypełnioną czymś zielono-szarym. Pochyliła się nad tym, by dokładnie studiować obiekt wzrokiem.
— Hmm, po prostu pali... chyba coś jak papieros, tak sądzę — stwierdziła Ela, przypominając sobie piąte przez dziesiąte, co mówili chłopcy tydzień temu. — Poczekaj, pójdę do kuchni po zapałki.
Tosia nasłuchiwała całej akcji poszukiwawczej, która rozgrywała się za ścianą, a w tym samym czasie zastanawiała się nad tym, co właściwie zamierzają zrobić po tym, jak już zapalą skręta. Ela wróciwszy z zapałkami, położyła je na łóżku i spojrzała na bibułę, a potem na zapałki.
— Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? — spytała Tosia powątpiewająco. Była dość sceptycznie nastawiona do tego czegoś, szczególnie że miało to związek z pokręconym Jackiem.
— Co nam szkodzi? Jak oni mogą to robić, to czemu nie my? — odpowiedziała buńczucznie. — Nie mów mi, że tchórzysz.
Tosia nic nie powiedziała, tylko wykrzywiła twarz w grymasie, który oznaczał ni mniej, ni więcej to, że już prawie uległa perswazji.
— Ugh, nienawidzę tego, jak to mówisz.
Ela doskonale o tym wiedziała i często grała na słabości przyjaciółki. Nigdy nie dała sobie wmówić tchórzostwa. Szybkim ruchem zapaliła zioło, aby przypadkiem się nie rozmyślić, co było dość możliwe, gdyż to ona z nich dwóch zmieniała najczęściej zdanie.
Dym, który wydobywał się z pośpieszne ukręconych przez jej kuzyna i jego kolegi skrętów, powoli wypełniał pokój Eli. Duszność i jedynie lekko uchylone okno dodatkowo sprawiały, że dym unosił się nad dziewczynami dość gęsto. Po jakimś czasie wdychania Tosia kaszlnęła i psiknęła jednocześnie.
— Dziwne uczucie — powiedziała. — Co to ma właściwie robić? Czemu nie spytałam ciebie o to wcześniej? — zastanowiła się dziewczyna. Zadumała się przez chwilę, a jej czoło przecięła pionowa zmarszczka.
— W zasadzie to nie wiem — przyznała się Ela — tylko podsłuchałam Jacka, a bałam się, że mnie przyłapie przy drzwiach. Całą szybę ma oklejoną plakatami, ale nadal widać cień, jak się stoi za nimi. Ogólnie ma zrelaksować, coś mówił o jakimś odlocie, ale czy ja wiem...
— Czyli eksperymentujemy, bo mówisz, że będzie fajnie? — nie dowierzała Antosia.
— Dokładnie tak!
Tosia popatrzyła na przyjaciółkę sceptycznie, ale westchnęła jedynie głośno i przewróciła oczyma. Znała ją na tyle dobrze, że wiedziała, że jest już na przegranej pozycji. Kiedy Ela coś chciała, to trzeba było się z tym pogodzić i płynąć z prądem. Mimo że jej zdolności do pływania były szczerze mówiąc okropne, do czego się nikomu nie przyznała, nawet Eli.
Po paru głębszych inhalacjach, dziewczyny mocno się rozkaszlały. Kaszel ten był mocny, gwałtowny i silny bez porównania do jakiegokolwiek innego kaszlu.
— Otwórz szerzej to okno, bo chyba się udusimy — wyrzęziła Tosia. Ela wstała z łóżka i wykonała polecenie, ale nic to nie dało. Dym nadal wisiał wysoko, pod sufitem i wyglądał jak burzowe niebo na białym tle kasetonów.
— Poczekaj chwilę, to musi zacząć działać — zaproponowała Ela.
— I tak nie wiesz, co to ma dać — zauważyła Antosia. Wskazała na skręty, które jeszcze się tliły. — Ciesz się, że czegoś jeszcze nie zapaliłyśmy. Musisz to gdzieś wyrzucić, bo Jacek dowie się, że go podsłuchujesz i jeszcze okradasz, a wtedy możemy się pożegnać z darmowymi wejściami do kina.
— No wiesz, ciężko jest nie podsłuchiwać przez te ściany, powinien uważać, o czym gada — wymigała się Elżbieta, broniąc własnego honoru.
— Mhm, przecież świadomie stałaś pod drzwiami, sama to przed chwilą mówiłaś.
Ela przez chwilę nic nie powiedziała, po czym wybąkała pod nosem: — No dobra, powiedzmy, że tym razem masz rację.
Zadowolona z siebie Antosia uśmiechnęła się szeroko i ułożyła się wygodnie na jednej z poduszek.
— Lubię, jak przyznajesz mi rację — przyznała się. — Skoro tak ci zależy, to poczekajmy na te twoje efekty. — Podkreśliła znacząco ostatnie słowo.
Ela wstała i poszła do łazienki, by pozbyć się dowodów swojej zbrodni. Najlepiej było spuścić je w muszli klozetowej, bo pozostawienie ich w koszu na śmieci, mogło zwiększyć szansę na odkrycie. Wracając do Tosi, Ela wąchała czy zapach rozniósł się po całym mieszkaniu i tak też się stało. Lekko spanikowana nie wiedziała co zrobić, ale po chwili uspokoiła się, przypominając, że dzisiaj wszyscy wrócą trochę później niż zwykle, więc jeszcze istniała szansa, by wszystko wywietrzało.
— Poczekaj jeszcze chwilę, muszę otworzyć okno w kuchni! — krzyknęła do przyjaciółki. Jej głos nieco przytłumiony przez dywan i meble na korytarzu, dotarł przez cienkie ściany do Antosi.
— Dobra!
Nie minęła chwila, jak okna w kuchni i salonie, który pełnił funkcję sypialni rodziców, zostały otworzone, a Elżbieta już doszła do swojego gościa, który leżał rozłożony na jej łóżku, jakby był na własnym.
— Nie za wygodnie ci? — spytała, śmiejąc się. Pociągnęła dziewczynę za warkocz, który zwisał poza krawędź łóżka.
— Ej, było dobrze, dopóki nie wróciłaś — odpowiedziała i wydęła usta w wyrazie oburzenia za pociągnięcie włosów.
— Przesuń się trochę — poprosiła Ela. Niedługo potem obie leżały obok siebie i rozmawiały o zbliżającym się roku szkolnym i ich wspólnych koleżankach i kolegach. Temat przeskakiwał od jednego do drugiego, a każdemu kolejnemu towarzyszyły coraz częstsze salwy śmiechu, chociaż niekoniecznie pasowały do treści dialogu. Mogło się wydawać, że jedno łóżko nie jest w stanie pomieścić dwie nastolatki, którym daleko było do stanu stuprocentowej świadomości.
— Podasz mi kompot? — Odezwała się nagle Tosia, której zaschło w gardle. Ela usiłowała się podnieść, ale wraz z próbą zakręciło się jej w głowie.
— Ojoj — zajęczała i opadła z powrotem na łóżko. — Chyba za szybko usiadłam. — Złapała się za głowę, ponieważ nadal kręciło się w niej niemiłosiernie.
Tosia spojrzała na nią z zatroskaniem, ale i zaciekawieniem. Roześmiała się lekko i oparła się o ramię przyjaciółki.
— A może zaczęło działać? — spytała. Ziewnęła szeroko, jakby chcąc dotlenić swój mózg, a po trochu ze zmęczenia.
— Nie wiem — odparła szczerze Ela. Widząc, jak koleżanka ziewa, sama powtórzyła tę czynność. Zamrugała parę razy oczami, chcąc pozbyć się mroczków, które pojawiły się, gdy spojrzała w stronę okna. Kolory wydawały się zbyt nasycone, wręcz nienaturalnie przejaskrawione. Przeniosła spojrzenie na Tosię. Jej rude włosy sprawiały wrażenie płonących, że nie mogła się oprzeć, by ich nie dotknąć.
— Płoniesz — stwierdziła, a ton jej głosu zdawał się poważny. Jej duże brązowe oczy w tamtej chwili wyglądały na jeszcze większe i błyszczały niezdrowo.
Tosia roześmiała się na to stwierdzenie, tak, że jej szczupłe ciało zatrzęsło się całą mocą. Przeczesała wystające kosmyki i zagarnęła je za uszy.
— Jakoś nie widzę ognia.
Ela i tak wpatrywała się w kosmyki, jak zaczarowana, jakby w jej wyobraźni naprawdę zdawały się tym, czym się wydawały.
— Są takie ładne, chciałabym mieć takie — dotykała je z niezwykłą delikatnością, zachwycając się tym, jak światło się na nich odbija.
— Nie ukradniesz mi ich! — zbuntowała się Antosia. Odsunęła się od koleżanki, ale na jej ustach nadal błąkał się uśmiech. Był nieco rozmarzony i nadawał jej twarzy niewinny wygląd.
Ela zawisła nad Tosią, chichocząc pod nosem, ponieważ słowa jej przyjaciółki wydały się jej śmieszne.
— Masz takie śmieszne włoski, o tutaj — wskazała na kręcące się małe loczki za uchem Tosi. Krótkie, rudawe sprężynki były wilgotne od potu. Pochyliła się nad tym zaskakującym dla niej zjawiskiem i dotknęła włosów, które pod wpływem rozciągania się wyprostowały. Do jej głowy zbłąkała się myśl, że może jednak miała pewną obsesję na punkcie tego charakterystycznego koloru włosia koleżanki.
— Niedługo pomyślę, że przyjaźnisz się ze mną tylko przez włosy — zażartowała Antosia, której humor zdecydowanie się poprawił od chwili zapalenia skręta. Zazwyczaj aż tak nie było jej do śmiechu, jak właśnie w tamtej chwili. — Teraz znam prawdę, ha ha!
— Śmieszne — powtórzyła jedynie Elżbieta.
Tośkowa szyja była zarumieniona od słońca, jak również zaczerwieniona. Wakacje u wujostwa sprawiły, że odcień jej skóry stał się o ton ciemniejszy niż u Eli, która unikała słońca, jak tylko mogła. Z blond włosami i jasną skórą mogłaby cofnąć się w czasie do czasów, gdy arystokracja władała Polską i zostałaby uznana za szlachciankę.
— Jestem taka blada przy tobie — zauważyła Ela, kładąc się obok Tosi, a raczej wciskając się. Obie były tego samego wzrostu, więc dziewczyna mogła swobodnie patrzeć drugiej w oczy. — Jestem jak duch.
Tosia uniosła swoją rękę do góry.
— Podnieś swoją, to dopiero zobaczysz.
Przytknięte do siebie ręce były od siebie różne, jak tylko mogły. Ta Tosi była ciemna, upstrzona pieprzykami na całej długości, a Eli blada i bez żadnych znaków szczególnych. Obie pokrywał delikatny, jasny meszek. Ela swoim małym palcem pochwyciła mały palec Tosi i złączyła ich dłonie. Tosia przyjrzała się temu z wnikliwością, która była dla niej charakterystyczna. Powoli odwróciła głowę w stronę Elżbiety i spojrzała jej prosto w oczy. Zielone z plamkami złota były nieco zamglone, jakby Antosia była myślami gdzieś daleko, wwiercały się w odpowiedniczki u Eli. Dla niej ta zieleń wydawała się żywa. Miała swój kształt i smak, który pozostał na języku. Nieco słodki jak jesienne jabłko.
Delikatnie, tak żeby nie przestraszyć swojej towarzyszki, a może jednak przez brak wprawy, Tosia pochyliła się nad Elą. Jej ciężki oddech muskał policzek drugiej, tak że blond włosy, które wcześniej były do niego przylepione przez zbyt długie leżenie na boku, odczepiły się. Elżbieta ściskając kurczowo palce przyjaciółki swoimi palcami, przymknęła oczy i jeszcze bardziej zmniejszyła dzielącą je odległość.
To nie było takie, jak opisywały im dziewczyny z klasy. Z ich zwierzeń wynikało, że pocałunki, które dzieliły ze swoimi chłopakami, były czymś niesamowitym. W brzuchach pojawiały się motyle, a one nagle traciły grunt pod nogami. W ich przypadku nie było to trzęsienie ziemi, a raczej podmuch wiatru, który wtłaczał w płuca kolejny oddech.
Ich wargi ledwo się ze sobą zetknęły, a jednak sensacje, które spowodowały wybuchły niespodziewanie. Dreszcz przebiegł przez kark Eli, a usta zaczęły przyjemnie mrowić, chcąc kontynuować pieszczotę. Nie wiedząc, kiedy jej ręka zaczęła wędrować wzdłuż krawędzi biodra Tosi, poprzez talię, leniwie przesuwając po ciele, aż powoli dotarła do szyi Tosi. Pod opuszkami palców była w stanie wyczuć puls przyjaciółki, który wybijał szybki rytm, rozprowadzając gorącą krew po organizmie. Czuła energię, która przemykała pod skórą, jak prąd. Swędziała i nie dawała spokoju, ale jednocześnie była niezwykle ekscytująca.
Uchyliwszy powieki, Ela dostrzegła rumieniec na policzkach Antosi, który sięgał dalej, niż wskazywał na to dekolt bluzki i wędrował znacznie dalej. Mogła jedynie podejrzewać, że wyglądała podobnie. Machinalnie zacisnęła mocniej dłoń na szyi, przyciągając twarz bliżej do siebie i jednocześnie bardziej się przybliżając do siebie.
W tamtym momencie nie myślała za dużo, była przyjemnie otępiała, a stan ten porównałaby do otulenia się chmurą, niezwykle przyjemną i ciepłą, jak ciało drugiego człowieka, mimo temperatury w pokoju.
Ich usta nieporadnie się ze sobą stykały, a nosy ocierały o siebie, ale dziewczyny nie zwracały na to uwagi. Pomiędzy jednym gorączkowym pocałunkiem, a drugim brały łapczywie oddech i powracały do wzajemnego zatracania się.
Ela nieśmiało położyła długą rękę na biodrze Tosi. Uniosła swoją jedną nogę, uginając ją w kolanie, a przez to dając więcej miejsca na usadowienie się dziewczynie. Bliskość ciał sprawiła, że temperatura pomiędzy nimi wzrosła jeszcze bardziej. Ciche jęknięcie wydobyło się spomiędzy warg Eli, które sprawiło, że ruchy stały się coraz szybsze. Ela wysunęła język i dotknęła nim dolnej wargi Tosi. Antosia spięła się przez chwilę, jednak spokojny dotyk przesuwający się po jej plecach, sprawił, że poddała się i uchyliła usta. Język nieśmiało wsunął się, muskając drugi, badając wnętrze ust.
Tosia smakowała jak kompot, który wcześniej wypiła, z lekka jabłkowo, trochę słodko, a jednocześnie dało się wyczuć cierpką nutę.
— Co my właściwie robimy? — spytała cicho Tosia, gdy oderwały się od siebie na chwilę, by wziąć głębszy oddech. Ela podciągnęła się nieco wyżej, żeby usiąść.
— Nie wiem — odpowiedziała szczerze Elżbieta, zaczesując włosy przyjaciółki za ucho. — Ale... chcę. — Uśmiechnęła się zachęcająco i przechyliła głowę na bok jakby w zamyśleniu, a jednocześnie zaproszeniu.
Spojrzały sobie głęboko w oczy, wiedząc, że ten moment, który właśnie nastąpił, miał być początkiem albo szybkim końcem czegoś, co mogło zdarzyć się tylko raz. Niemal nie zauważalnie Tosia lekko kiwnęła, a raczej drgnęła głową w niemym potaknięciu.
— Czy ty...? Kiedyś z chłopakiem...? — niewypowiedziane słowa zawisły pomiędzy nimi. W głosie Tosi słychać było niepewność. Nerwowo miętosiła skrawek bluzki trzymanej w swoich dłoniach.
— Nie. — Ela złapała dłoń Tosi w swoją i przetrzymała ją przez dłuższą chwilę, gładząc kciukiem po wierzchu. — Nie martw się. Nic nie musimy robić, chcę po prostu być przy tobie.
Słowa pocieszenia i bliskość przyjaciółki sprawiły, że Tosia wzięła głęboki oddech i postarała się uspokoić. Nie sądziła, że Ela ją pocałuje, kiedy się nad nią pochyliła, a teraz obie stały przed pewną decyzją. Pierwsza fala odprężenia, która pojawiła się po wypaleniu skrętów, spowodowała uczucie dziwnej lekkości, której nie mogły się oprzeć.
Ela zgarnęła jednym ruchem talię Tosi i lekko popchnęła ją, tak aby leżały obok siebie. Przytuliła się do jej boku, a głowę oparła o ramię. Oddechem muskała szyję i kawałek ucha. Złożyła pocałunek w zgięciu szyi z ramieniem i pozostała tam przez chwilę. Czuła się tak, jakby zapadała się w miękkim materacu, bezpiecznie i lekko, jak nigdy wcześniej.
Pod palcami czuła bicie serca Tosi, rytmiczne, ale przyśpieszone, rozchodzące się echem w jej głowie. Miała wrażenie, jakby cały świat skupił się w tym jednym momencie, a czas przestał płynąć. Krzyki zza okna jakby przygłuchły, a jedyny dźwięk we wszechświecie stopił się w tym równomiernym rytmie.
Ela nie była w stanie pojąć, co się właściwie stało. Pod powiekami przewijał się jej cały kalejdoskop wrażeń, odczuć i innych sensacji, które odczuwała całym ciałem. Każdy wdech był błękitem, a wydech złocistą żółcią, dotyk jaskrawym różem, a pocałunek czystym złotem.
Przytulone do siebie na łóżku, leżały jedna obok drugiej, Ela z nogą Tosi przewieszoną przez jej biodra, a Antosia z przygniecioną ręką, nie wiedząc kiedy, przysnęły. W całym pokoju słychać było jedynie mieszające się oddechy, szelest liści na wietrze, które zerwał się niespodziewanie i wniósł nieco ulgi w mieszkańców osiedla. Komar, który wcześniej się przyczaił, wreszcie mógł wyruszyć na polowanie i wypić trochę krwi ze śpiących dziewcząt. Z plątaniny kończyn wybrał co najlepsze miejsce i ucztował przez dłuższą chwilę, korzystając z okazji.
Słońce przeszło już na drugą stronę mieszkania, przez co promienie słoneczne wdarły się przez żaluzje i firanki. Nie minęło pół godziny, kiedy Ela jako pierwsza ocknęła się z niespodziewanej drzemki. Starała się jednak przede wszystkim nie poruszyć, aby nie obudzić przyjaciółki, które śniła w najlepsze. Studiowała jej rysy twarzy, chcąc zapamiętać ten moment i potem uwiecznić go później na kartce papieru, a następnie schować gdzieś przed innymi w tajemnicy. Myśli stały się bardziej przejrzyste, jakby działanie narkotyku się skończyło. Wszystko, co się wydarzyło było raczej mgliste, niż wyraźne, chociaż jeszcze przed godziną się takie wydawało. Ela pamiętała wrażenia, jakie niosło ze sobą wypalenie skręta. Wszystkie emocje i uczucia i wszystkie barwy, które przewijały się w jej umyśle.
Przyglądając się Tosi, Ela zazdrościła jej jeszcze stanu bezpieczeństwa i błogiej nieświadomości. Powoli i delikatnie przesunęła palcem po szyi przyjaciółki. Tosia jedynie przekręciła głowę na drugą stronę, zabierając swoją nogę z biodra Elżbiety. Niestety łóżko dziewczyny nie było tak szerokie, jak być powinno i dodatkowe akrobacje wykonywane przez gościa, sprawiły, że Tosia spadła z łoskotem na podłogę. Na całe szczęście odległość do ziemi nie była zbyt duża, toteż bliskie spotkanie z nią nie było aż tak bolesne.
— Cholera jasna! — wyrwało się Antosi z ust. Miała szeroko rozwarte oczy, jeszcze nie do końca pojmując, co się właściwie zadziało. — Po co masz tutaj tę szafkę?
Ela zaśmiała się pod nosem i wyciągnęła pomocną dłoń, by pomóc ponieść Tosię z klęczek.
— To łóżko jest dla jednej osoby, więc wszystko mi pasuje. Mogłaś się nie przekręcać — zauważyła fakt i przyciągnęła koleżankę. — Siadaj.
Tosia przetarła oczy piąstkami, co strasznie rozczuliło Elę, ponieważ przypomniało to zachowanie małego szkraba.
— Nawet nie wiem, kiedy zasnęłyśmy — przyznała, ziewając, a przy tym pokazując swoje trzonowce.
— Sama nie wiem... Tosia — zaczęła Ela, opuszczając wzrok na kołdrę, na której obie siedziały — Co do tej sytuacji...
Przerwała i podniosła wzrok na przyjaciółkę. Antosia zacisnęła wargi i spojrzała w stronę okna, gdy tylko poczuła na sobie spojrzenie.
— I co z tego? — spytała. W głosie dało się słyszeć bliżej nieokreślony ton, coś na pograniczu rozgoryczenia, a zrezygnowania. — Nic się nie stało.
Ela przygryzła swoje usta, zastanawiając się nad dalszymi słowami.
— Ale... stało się — powiedziała. — Ja nie jestem zła, że mnie pocałowałaś. Oddałam pocałunek, pamiętasz? Chciałam, żeby...— Elżbieta wyciągnęła nieśmiało dłoń w stronę ręki Tosi i ujęła ją. Ta pozwoliła jej na to, ale nie odpowiedziała. Zmarszczyła brwi, przypominając sobie tamten moment.
— Lubię cię, nieważne jak, ale istotne jest to, że nie chcę ciebie stracić — podjęła jeszcze raz, licząc, że to jednak coś da. — To nie musi o czymś znaczyć.
Antosia spojrzała na nią, doszukując się potwierdzenia słów. Ela z nadzieją ścisnęła mocniej palcami palce koleżanki.
Ela nie wiedziała później, czy to za sprawą jej słów, czy może jeszcze jakiejś siły wyższej, ale jedyną odpowiedzią, która jej wystarczyła w całości, był promienny uśmiech Tosi, skierowany w jej stronę, a potem delikatny pocałunek w kącik ust.
— Ale chcę, żeby znaczyło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz