czwartek, 23 lutego 2017

Na dnie naszych dusz - 3

 3.
Tańczący w obłokach
Uciekający
Z ponurego świata
Wziął głęboki oddech, by uspokoić szybko bijące serce. Przyglądał się plakatowi z pewnym niepokojem. Kto niby miał go wieszać? On sam nie lunatykował, a do jego pokoju nikt ot tak sobie w nocy nie przychodził.
Wstał na lekko drżących nogach i podszedł do ściany. Plakat przyklejony był zwykłą taśmą, tak samo, jak poprzednio. Był pierwszym, który zdjął zaraz po przyjeździe do Hasetsu. Yuuri delikatnie pociągnął za rogi papieru, by go nie podrzeć. Złożył go na pół i włożył ponownie do szuflady. Wzruszył lekko ramionami.
Może Mari chciała mi zrobić dowcip? Jeżeli to była ona, to słabo jej to wyszło — pomyślał czarnowłosy. Rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak jak wtedy, gdy zasypiał.
Poszedł do łazienki, aby się odświeżyć i przebrał się. W trakcie śniadania usiłował się podpytać swoją siostrę o to, czy złożyła mu nocną wizytę, jednak ta zaprzeczyła.
— Nie uważasz, że jestem na takie rzeczy ciut za stara? — spytała, śmiejąc się z brata.
— No wiesz, wszystko jest możliwe — odparował Yuuri.
— A może sam to zrobiłeś? — powiedziała pani Katsuki, podając im miski z posiłkiem.
— Przecież nigdy nie lunatykowałem — zaoponował. — Nikt u nas w rodzinie tego nie robi, chyba że czegoś nie mówisz mamo.
— Yuuri — starsza kobieta westchnęła. — Ja wiem, że do tej pory masz do mnie pretensje o to, że tak późno powiedziałam, jak...
— Stop! — krzyknął Yuuri. Policzki pokryła mu zdradliwa czerwień. — Nie musisz tego wypominać. Nie mam pretensji, no przynajmniej nie teraz.
— Czy macie na myśli... — zaczęła Mari, ale została zgromiona wzrokiem przez brata. Uśmiechnęła się jedynie złośliwie. — Słodki braciszek tak późno uświadomiony i wszystko jasne.
— Lepiej jedz ten ryż — powiedział łyżwiarz, zażenowany całą rozmową. Przecież mama niepotrzebnie nawiązała do jego dzieciństwa. — Żartowałem tylko.
— Ja też, synku, ja też — powiedziała.
W takich chwilach Yuuri widział podobieństwo między Mari, a ich mamą. Im bardziej zależało im na kimś, tym bardziej potrafiły być dokuczliwe. Chłopak wiedział, że robiły to tylko, aby pokazać, że interesują się życiem swoimi bliskimi. Było to na swój sposób denerwujące i nieco niezręczne, ale mimo wszystko doceniał to, co robiły.
— Co zamierzasz dzisiaj robić — usłyszał głos Mari. Ta skończyła jeść w ekspresowym tempie i sięgnęła dłonią ku paczce papierosów, która leżała na podłodze tuż obok niej. Już prawie wyciągnęła jednego z nich, ale powstrzymało ją palące spojrzenie Hiroko.
— Nie przy stole — upomniała. — Jak chcesz, to wyjdź stąd.
— Okej — wymamrotała dziewczyna. Ze zrezygnowaniem odpuściła sobie porannego dymka, wiedząc, że nie wygra z rodzicielką. — To jak, Yuuri?
— Poćwiczę — odparł niezbyt przekonany własnymi słowami. Tak naprawdę nie miał żadnych planów. Myślał nad propozycją rodziny Nishigori i chętnie by się z nimi spotkał, ale nie chciał się jeszcze rzucać na głębokie wody towarzyskie. Był typem domatora. Lubił ciepło rodzinne i tylko ze względu na pracę opuszczał domowe pielesze. — A potem się zobaczy.
— Powinieneś odpocząć — przypomniała mu mama. — Mówiłam to wczoraj i mówię dzisiaj.
— No dobrze — zgodził się chłopak. Pokręcił się w miejscu nieco niecierpliwie. Nie lubił być pod ostrzałem pytań. To mu przypominało te nieliczne chwile, kiedy musiał być przed kamerą. To były stresujące momenty. Nigdy nie wiedział, co powiedzieć i często martwił się tym, że się wygłupił. Dlatego ważył słowa, zupełnie jakby każde mogło spowodować jakiś niepotrzebny bałagan, nie mówiąc już o świadomości, że słucha go niezliczona ilość osób na świecie. Co innego było z jazdą. Wtedy zapominał o reszcie świata. Niestety świadomość wracała zaraz po występie.
Kiedy zjadł, pomógł posprzątać, a potem wrócił do pokoju. Przez cały posiłek po głowie krążyło mu jedno główne pytanie: Czy to on sam powiesił plakat?
No cóż, to było możliwe, jednak w to wątpił. W ogóle nie pamiętał nic z nocy. Nawet tego, co mu się śniło. Tylko jedna wielka pustka. Jedyne co mgliście sobie przypominał, to nieprzyjemne uczucie chłodu.
Kiedy tylko otworzył drzwi do pokoju, od razu zauważył, że coś się zmieniło. Łóżko, które zasłał, było rozwalone, szuflady biurka otworzone, a plakat, który schował, znowu wisiał na ścianie. Stanął w drzwiach, bojąc się zrobić krok do przodu. Tylko durne nastolatki wchodziły w takich momentach do pomieszczeń. Yuuri naoglądał się w życiu wystarczająco dużo horrorów, by nie popełniać błędów postaci filmowych.
Zacisnął mocno powieki, łudząc się, że gdy otworzy je ponownie, wszystko będzie takie, jak być powinno. Tak się jednak nie stało.
Z lekkim niepokojem zrobił krok w przód. Drzwi za nim się nie zamknęły, co wziął za dobry znak. Podszedł do drewnianego mebla i przesunął szuflady do samego końca, aż usłyszał charakterystyczne kliknięcie. Obrócił się dookoła. Nigdzie nikogo nie zobaczył. Na dole był z mamą i Mari, a tata już znajdował się w Yuutopii, więc kompletnie nie wiedział jak wytłumaczyć tego, co zaszło w jego pokoju. Dreszcz przeszedł jego ciało.
— Nie — szepnął do siebie stanowczo. Przecież nie zamierzał panikować. Zawsze można znaleźć racjonalne wyjaśnienie nawet w świetle niecodziennych wydarzeń. Przecież na dobrą sprawę ktokolwiek mógłby wejść do domu, prawda? Tylko po co ktoś miałby wywieszać wszystkie te rzeczy.
— Świrujesz — stwierdził stanowczo. Jeszcze raz ściągnął każdy plakat, nieco gwałtowniej niż poprzedniego dnia. Był nieco zdenerwowany całą sytuacją, ale i również przestraszony. Głowił się i troił nad tym, co się stało, lecz nie potrafił niczego wymyślić, a raczej czegokolwiek, co by go jeszcze bardziej nie nakręciło. Włożył makulaturę do worka i mocno go zawiązał, chowając głęboko do szafy.
Poszedł do łazienki umyć ręce z kurzu. Światło żarówki odbijało się od kafelek i lustra wiszącego nad umywalką. Szum wody płynącej z kranu działał na niego kojąco. Mydło ślizgało się w jego dłoniach, zostawiając po sobie charakterystyczny zapach. Ciepła woda parowała i skraplała się na lustrze. Yuuri widział tylko niewyraźne kontury swojej twarzy. Rękawem bluzy przetarł powierzchnię, by się przejrzeć. Smugi pozostałe na lustrze sprawiły, że było gorzej niż przed tym, co zrobił. Leżącą na pralce suchą ściereczką przetarł dobrze szkło, starając się nie zrobić większego bałaganu.
Gdy wreszcie był zadowolony z efektu, poprawił jeszcze ręczniki wiszące obok drzwi i skierował się z powrotem do pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, co zauważył z ulgą. Podskórnie jednak oczekiwał, że zastanie coś innego. Chciał sprawdzić, która jest godzina, ale zapomniał, że zegar w jego pokoju nie działa i powinien kupić nowe baterie.
Zastanawiał się przez chwilę, gdzie położył swoją komórkę. Pamiętał jedynie, że poprzedniego dnia miał ją na pewno w kieszeni spodni, które miał na sobie. Na biurku go nie widział, więc pierwsze co mu przyszło do głowy, to przeszukanie spodni, ponieważ musiał po prostu zapomnieć go wyciągnąć.
Gdy tylko znalazł komórkę, zauważył świecącą się diodę, która oznaczała, że ktoś przysłał do niego wiadomość. Nieco zdziwiony odblokował telefon i stuknął odpowiednią pozycję na ekranie.
Od razu rzuciły mu się w oczy trzy wykrzykniki na końcu wiadomości. Dopiero po paru sekundach dotarła do niego treść esemesa.
„Nie mam pojęcia, jak to się stało, musisz to obejrzeć!”
Poniżej podświetlony był link, który odsyłał do jakiegoś filmiku na youtube. Nieco zaciekawiony całą tą sytuacją, kliknął na odnośnik. Zaczekał chwilę, aż strona się załaduje i zaraz potem powiększył okno filmu. Rozpoznał na nim siebie.
To było dziwne uczucie widzieć swoją osobę oczami kogoś innego. Było w tym coś niewłaściwego. Yuuri unikał oglądania swoich występów w internecie. Niektórzy łyżwiarze robili to, aby poprawić wszystkie pomyłki w czasie układu, ale nie on. Zawsze wiedział, co zrobił źle i nie czuł potrzeby jeszcze raz sobie tego dogłębniej uświadamiać.
Tym razem było jednak inaczej. Oglądając siebie, wcale nie wydawało mu się, że patrzy na swój występ. Zupełnie jakby stał się Nikiforovem. Widział swoje ciało, ale osoba, która tańczyła, to nie był on. Perfekcja, z jaką to zrobił, była dla niego obca. Mimo że wiedział, iż to była prawda, bo w końcu był świadomy swoich czynów z dnia poprzedniego, to był pod wielkim wrażeniem tego, co zrobił. Nie zmieniło to jednak faktu, że film ten, a raczej jego wykon cudzego układu, nigdy nie miał wyjść na światło dzienne. To było zbyt osobiste wydarzenie dla oczu tysięcy, a raczej milionów osób, które w każdej chwili mogło to obejrzeć.
Natychmiastowo wybrał numer do Takeshiego. Niemalże od razu usłyszał głos mężczyzny i głos Yuuko krzyczącej coś do kogoś w tle.
— Yuuri, ja nie wiem, jak to się stało — zaczął Nishigori.
— Może zacznij od początku — zasugerował spokojnie Katsuki. Usiadł na krześle, zastanawiając się, co zrobić dalej. Włączył komputer, by sprawdzić, jak bardzo rozniosło się to w internecie.
— Dziewczynki musiały wczoraj widzieć, jak jeździłeś i widocznie to nagrały. Dorwały się na laptopa Yu i sam widzisz... — tłumaczył Takeshi. — Poczekaj chwilę.
Yuuri słyszał, jak ten mówi coś co żony, która z kolei łajała trojaczki za to, że korzystają z czegoś, na co nie mają pozwolenia.
— Nie wiem, jak to zrobiłyście, ale usuńcie to!
— Ale mamo... Ludziom się to podoba.
— Możecie być trochę ciszej...
— Ale tato!
Czarnowłosy jęknął z frustracji. To zdecydowanie źle zabrzmiało. Tak nie miało być. Zastanawiał się, czy się po prostu nie rozłączyć, ale silniejsze było dla niego, pozostanie miłym.
— Sam słyszysz. — Takeshi znowu pojawił się przy telefonie. — Powinieneś sprawdzić też wiadomości. Trąbią o tym wszędzie.
— Właśnie zamierzałem to zrobić.
Katsuki włączył tryb głośno mówiący i odłożył komórkę na bok. W przeglądarce wyszukał portal o wiadomościach ze świata łyżwiarskiego. Przez chwilę łudził się, że może jednak nikt nie zauważył tego filmiku i córki Yuuko się myliły, ale szybko został pozbawiony tej nadziei.
Już od razu, gdy weszło się na stronę, w oczy kuł gigantyczny napis:
Katsuki Yuuri – podnosi się z upadku. Czyżby jednak nie rezygnował?
Kursorem najechał na tytuł, by przeczytać cały artykuł.
— To jakiś koszmar — powiedział.
— Yuuri, naprawdę mi przykro, że tak się stało — głos Nishigoriego był przytłumiony, ale słychać było, że bardzo się przejął całą sytuacją. — Dziewczynki zabierają się za usuwanie tego filmiku.... Nie mogę uwierzyć, że to zrobiły — powtórzył.
— Wiadomo w ogóle, kiedy go wstawiły? — spytał Yuuri. Z głośnika komórki dobiegły odgłosy cichej rozmowy, by po chwili znowu dało się słyszeć Takeshiego.
— Wczoraj po północy. Myśleliśmy, że śpią.
— Cholera — skomentował to ciemnowłosy.
— Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć.
— Takeshi, co się stało, to się nie odstanie. A to na pewno nie jest wasza wina — stwierdził Yuuri.
— Tak, wiem.
— Serio, nie przejmuj się tym tak bardzo. Nie będzie aż tak źle, a przynajmniej mam taką nadzieję.
— Okej. W sumie to ja powinienem cię pocieszać — zauważył Takeshi. — Ech, kończę. Muszę pomóc Yuuko z dziewczynkami, a ty zajmij się całą tą sprawą. Dopilnuję, aby dziewczyny usunęły to w trymiga.
— Naprawdę dzięki, doceniam. — Pożegnał się z rozmówcą i zabrał się za czytanie artykułu. Autor tekstu skupił się na krótkim opisaniu jego dotychczasowej kariery, czyli praktycznie całej gamy porażek. Yuuri przyjął to ze stoickim spokojem. W końcu była to prawda, a nie kłamstwo. W dalszej części dziennikarz napisał o filmiku, nagranym przez dziewczynki oraz wyraził nadzieję – przez co Katsuki aż zamrugał z niedowierzania – na jego powrót do łyżwiarstwa.
Ciemnowłosy poprawił okulary, wyżej naciągając je na nos. Komentarze osób pod artykułem również były stosunkowo miłe. Yuuri poczuł napływ ciepła do policzków. Było czymś niezwykle pocieszającym, wiedzieć, że gdzieś tam są ludzie, którzy naprawdę wierzą, iż mimo przeciwności może dalej próbować dać z siebie wszystko. Na samym końcu strony zamieszczony został dobrze znany mu filmik. Katsuki wiedział, że usunięcie go przez trojaczki nic już nie da. Najważniejsza strona w łyżwiarskim półświatku już zdołała się do niego dorwać, więc to niczego nie zmieni.
Na jego oficjalnej stronie zaroiło się od komentarzy i pytań o jego przyszłość. Postanowił jeszcze na nic nie odpisywać, przeczekując najgorsze godziny. Równie dobrze mógł odpowiedzieć za dwa dni. Z drugiej strony byłoby to jednak nieuprzejme, a Yuuri nie chciał być tak postrzegany przez nielicznych fanów. Nieco się wahając zatweetował posta, w którym wyjaśniał, że nic nie planuje, a sam filmik niedługo zniknie.
Z lekką ulgą wyłączył komputer. Nie był całkowicie zadowolony z tego, co się stało, ale patrząc na to z innej perspektywy, wszystko mogło się dobrze rozejść, bez większych przeszkód, jeżeli dobrze się to rozegra. Westchnął i odgłos ten rozniósł się po pokoju. Oparł się o ramę krzesła, aż te zaskrzypiało pod jego ciężarem. Czarnowłosy mimowolnie zaczął się na nim obracać dookoła swojej osi. Świat wokół niego zawirował i stał się jedną wielką, rozmytą plamą. Chciał odpocząć, ale nie potrafił się do tego zmusić.
Był tak przyzwyczajony do codziennych treningów, że trudnością okazało się bez nich obejść. Teraz miał dużo czasu na rzeczy, które normalnie były poza jego zasięgiem w sezonie łyżwiarskim. Mógł usiąść i poczytać książkę oraz poświęcić się przyjemnościom, na jakie nie miał normalnie możliwości. Oparł się o biurko i sięgnął po leżące na nim papiery.
Coś skrzypnęło tuż za nim. Panele w jego pokoju były wrażliwe na jakikolwiek nacisk i Yuuri był przyzwyczajony do tego, że za każdym razem jak przechodził przez pomieszczenie, podłoga drżała i wydawała podejrzane dźwięki.
Czarnowłosy obrócił się gwałtownie w stronę, z której dobiegał odgłos. Panele naprężyły się pod wpływem niewidzialnego ciężaru, ocierając się o siebie. Dreszcz przeszedł po plecach Katsukiego. Włoski na rękach uniosły się, a gęsia skórka pokryła całe ciało. Zrobiło się minimalnie chłodniej, tak jak poprzedniej nocy — przypomniał sobie. Hałas ustał. Yuuri rozejrzał się uważnie, chociaż wiedział, że to było bezsensowne.
Czuł się tak, jakby ktoś przeszedł po jego grobie. Na usta już cisnęło mu się pytanie: „Czy jest tu ktoś?”, ale było ono tak przewidywalne i gdy Yuuri słyszał je na jakimkolwiek horrorze, to przewracał jedynie oczyma. Nie chciał być hipokrytą, jednakże musiał coś zrobić. Obserwował przez chwilę pokój, jednak pomijając skrzypienie i niższą temperaturę nic się nie stało. Zupełnie jakby to, co widział, tylko mu się przewidziało.
— To śmieszne — powiedział do siebie. Tak naprawdę jednak nie wierzył w swoje słowa. Jego mama wychowała go i Mari w duchu wierzeń w youkai. Może i wraz z tym że gdy dorastał świadomość tego wszystkiego, zacierała się, ale w głębi ducha zawsze pamiętał o ostrzeżeniach swojej rodzicielki. Zrobiło mu się niedobrze na samą myśl, że coś takiego mogłoby go prześladować. Wstał szybko z krzesła, potrącając je tak, że kręciło się dookoła swojej osi. Wziął jeszcze kurtkę i wybiegł z domu jak poparzony, nie zważając na krzyk pani Katsuki.
Sam nie wiedział, dokąd niosły go nogi. Chciał po prostu wydostać się z domu. Miał złe przeczucia. Nieco zdenerwowany skierował się do miasta. To było jedynie miejsce, gdzie mógł skorzystać z interentu, nie będąc w domu i nie wykorzystując transferu danych. Nie, żeby od razu wierzył w zjawiska paranormalne, ale warto było się upewnić. Szczególnie jeżeli wszystko było możliwe, a niektóre rzeczy nie śniły się nawet filozofom — pomyślał Yuuri, cytując Szekspira. Polubił jego dzieła podczas studiów w Detroit. Literatura angielska, a w szczególności brytyjska przypadła mu do gustu.
Wszedł do kafejki internetowej. Odzwyczaił się od japońskich kafejek, także widok tylu ludzi, nieco go odstręczył. Ogólnie rzecz biorąc, nie było w tym nic dziwnego. Większość z tych osób to ludzie bezdomni, którzy nie mają gdzie się podziać, a tam mają praktycznie wszystko pod nosem.
Nieco skrępowany taką ilością osób, które na niego spojrzeli, gdy wszedł do pomieszczenia. Podszedł do kobiety, która wydzielała stanowiska.
— Dzień dobry — przywitał się.
— Dzień dobry. Ile czasu potrzebuje pan na użycie komputera? — Bez zbędnych przynudzeń przeszła do formalności.
— Tylko na godzinę. — Yuuri wypłacił należytą kwotę i przeszedł do odpowiedniego stanowiska, które wskazała mu kobieta.
Z dala od wścibskich oczu Katsuki zalogował się i odpalił przeglądarkę. Nie wiedział czego właściwie szukać, więc wpisał po prostu hasło „duchy”. Wyświetliła mu się masa odnośników, w większości do bezużytecznych stron. Było mnóstwo porad dotyczących przywoływania duchów, rozmowy z nimi, a wszelkie informacje o próbach pozbycia się ich były określane jako bezcelowe. Dopóki duch sam nie uznał, że nie musi już nękać żywych, mógł przez cały czas koczować w swoim półżyciu. Z tego, co czarnowłosy zdołał wyczytać, owszem istniały sposoby, aby utrzymać zjawy z daleka od siebie. Wystarczyło żelazo, sól, zbiór określonych ziół, bądź w zależności od wierzenia odpowiednie obrzędy duchowe.
Wszystko pięknie, ładnie, ale co ja powiem w domu — pomyślał Yuuri. — Przecież nie powiem, że myślę, że prześladuje mnie duch. Może to nawet nie jest duch. Może naprawdę lunatykuję, a w domu są korniki.
Pokręcił głową z niedowierzania, nie wierząc, jak słabo przekonuje sam siebie.
Pootwierał w wielu kartach odnośniki do różnych stron. Niektóre były nieco przerażające, wręcz okultystyczne, a niektóre dość niepoważne. W gruncie rzeczy nie były to zweryfikowane informacje, a właśnie takich potrzebował. Nieco zrezygnowany całą sytuacją oparł twarz na dłoniach i zaczął się bezmyślnie gapić na monitor.
Może nie tędy droga — mówił do siebie w myślach. Wpisał hasło „jak rozpoznać ducha”. Wyników wyszukiwania było jeszcze więcej niż poprzednio. Poszperał, szukając wiarygodniej strony, aż w końcu taką znalazł. Okazało się, że rozpoznanie czy nęka go jakaś uparta dusza, nie było takie trudne, jak się spodziewał. Niestety niska temperatura, dźwięki znikąd oraz poprzestawiane rzeczy potwierdzały jego teorię. Istniały również pomysły z rozsypaną mąką lub kredą oraz płomieniem świecy, który miałby się poruszać, gdyby wszystkie możliwe źródła powietrza byłyby zamknięte.
Postanowił wypróbować jeszcze te sposoby, z którymi nie miał styczności. Nic nie szkodziło się upewnić. Spisał również numer telefonu do specjalisty, który mieszkał dość niedaleko Hasetsu. Gdyby jego pomysły nie zadziałały, mógł zasięgnąć po cięższy kaliber.
Sędził jeszcze trochę czasu, szukając paru dodatkowych informacji. Cały czas odwracał się, zupełnie jakby obawiał się, że ktoś przyłapie go na tym, co robił.
Po godzinie wylogował się i odszedł od komputera, upewniając się, że nie zapomniał niczego. Kiedy wyszedł z kafejki, postanowił iść do pobliskiego hipermarketu po rzeczy, które przydałyby mu się w całej tej sprawie związanej z duchem.
Przeszedł cały sklep w poszukiwaniu odpowiednich artykułów. Było coś relaksującego w powolnej wędrówce wokół półek z produktami i otoczeniu innych ludzi, którzy byli w pobliżu. Wziął sól, a w dziale dziecięcym kredę. Trochę dłużej szukał zwykłych, woskowych świec, ale i je znalazł. Była to dość dziwna mieszanka zakupów, więc kasjer, odbijając kod kreskowy, dziwnie się na niego patrzył. Yuuri siłą woli powstrzymywał się od zarumienienia. Lżejszy na duchu i na kieszeni opuścił sklep i stwierdził, że najlepiej będzie, kiedy wróci do domu i zrobi to, co sobie zaplanował. Jeżeli dobrze to rozegram, to nikogo nie będzie w domu — zastanawiał się Katsuki. Z taką myślą ruszył w kierunku Yuutopii.
Droga w przeciwieństwie do tej, którą odbył w stronę miasta, nie dłużyła mu się. Przebiegła dość szybko, stanowczo za szybko, według czarnowłosego.
Wchodząc do środka, zobaczył, że rodzice i Mari zajmują się nielicznymi klientami. Poczuł wyrzuty sumienie, że nie jest tam z nimi. Z lekkim poczuciem, że robi coś niewłaściwego, poszedł do siebie. Odwdzięczę się jakoś — postanowił.
Drzwi do jego pokoju były uchylone. Łyżwiarz mentalnie przygotował się na to, co mógł zobaczyć. Wziąwszy głęboki oddech, aby się uspokoić, lekko popchnął drzwi. Wszystko z pozoru wydawało się takie same jak wtedy, gdy wychodził. Podszedł jednak do biurka i pozbył się złudzeń. Jedna z kartek na nim leżąca była zapisana drobnym pismem. Rozpoznał w tym zwykłe romanji.
Uwierz
Dreszcz przebiegł po plecach chłopaka.
— Pokaż się i przestać się ze mną bawić! — wykrzyknął stanowczo. Okręcił się dookoła swojej osi. Zupełnie jakby na te słowa duch postanowił się uaktywnić jeszcze bardziej. Krzesło zaczęło się obracać, a szuflada wysuwać z biurka. Kartki w niej leżące po chwili zaczęły wypadać na podłogę. Jedna z nich na przekór pozostałym niesiona niby podmuchem wiatru śmignęła Yuuriego po twarzy.
— Auć — pomacał się po policzku. Ostry brzeg papieru skaleczył go. — Niby w co mam uwierzyć?
We mnie
Pod wcześniejszą notką pojawiła się kolejna. Yuuri zmarszczył czoło i parsknął urywanym śmiechem.
— A ty niby Piotruś Pan? Klaśnij w dłonie i uwierz we wróżki?
To takie proste
Yuuri zaśmiał się szaleńczo.
— Zwariuję. — Przeszedł wzdłuż cały pokój, by skupić się na tym, co się działo. Naprawdę prośba uwierzenia w coś takiego była... Sam nie wiedział, jaka była. Niby widział, co się działo, ale wiara, to coś zupełnie innego. Musiałby to jakoś zaakceptować, a nie uśmiechało mu się to. Jeszcze by go coś opętało. Pamiętał, jak poszedł z Pitchitem do kina na noc horrorów. Nie pamiętał już tytułu filmu, ale nie był aż tak straszny, jak początkowo sądził. Jednakże najbardziej przestraszyło go to, że film był nakręcony na faktach. Co innego bać się wyobraźni drugiego człowieka, a czegoś, co miało miejsce naprawdę.
Czarnowłosy poczuł powiew zimna za plecami. Wzdrygnął się i potarł o ramiona, mimo że miał na sobie koszulę i sweter.
— Kim jesteś? — rzucił w przestrzeń pytaniem. Duch jednak zupełnie jakby był głuchy na to pytanie. Jeżeli poprzednio reagował, to czemu teraz tak nie jest? — zastanawiał się Yuuri. Po chwili jednak otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Zatoczył się w stronę łóżka, zupełnie jakby został popchnięty przez niewidzialną siłę.
— To nic nie tłumaczy. Duch nimfomana? — parsknął urywanym śmiechem. Zadziwiające było to, że zawsze sypał kiepskimi żartami, kiedy był w sytuacjach stresowych. Podniósł jednak głowę i na wysokości swoich oczu zobaczył plakat, który zaczął całą tę sytuację.
Cholera — pomyślał. — To nie może być prawda.
Bo przecież jego idol nie mógł go nawiedzać po śmierci. To było coś ostatecznego, prawda? Był prawosławny. Oni tam mają niebo i piekło, czy coś w tym stylu — zastanawiał się Yuuri. Poczuł krew napływającą mu do policzków. To było zbyt niesamowite, niewyobrażalne i nie z tego świata. To zdecydowanie zbyt dużo „nie” w jeden dzień, ba! w ciągu całego życia.
I on miał w coś takiego uwierzyć? Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Po co w ogóle to robić? Przecież nadal mógł się pozbyć Nikiforova. Jego ducha. Z jego domu. Z jego pokoju.
— Nie, nie, nie — mówił do siebie. Bo przecież gdyby chciał się go pozbyć, musiałby uwierzyć, że tu jest. A to z kolei sprowadziłoby się do tego, że zrobiłby to, co chciał duch. Nie wiadomo, jakie miałoby to konsekwencje. Yuuri zdjął okulary z nosa, by potrzeć zaczerwienione ze zmęczenia oczy. Gdy po chwili znowu je założył i wyostrzył mu się wzrok, zauważył wgniecenie na kołdrze. Przesunął dłoń w tym kierunku i po chwili poczuł się tak, jakby włożył rękę do lodowatej dłoni. Odskoczył jak oparzony. Palce miał odrobinę zsiniałe, ale nie minęła nawet minuta, jak krążenie wróciło do normy. Katsuki przygryzł ze zdenerwowania wargę. Cisza zaległa w pokoju. Nawet nie słyszał bicia swojego serca, jakby i ono rozumiało, że nie może zakłócić spokoju.
— Jeżeli uwierzę, to nie będziesz mnie nawiedzał? — spytał z nadzieją. Spojrzał na kartki na biurku, wiedząc, że tylko tak może kontaktować się ze zmarłym. Przez chwilę przyszło mu do głowy, że powinien poszukać na eBay'u tabliczki Ouija, ale z tym postanowił jeszcze poczekać.
Zobaczysz
— Czemu ja? — zadał sobie to pytanie, mrucząc do siebie. — No i jak mam uwierzyć?
Zamknął oczy, by się trochę uspokoić. Cisza dookoła niego wręcz dzwoniła w uszach. Wyciszył się, by skupić się na tym, co się działo. Wziął głęboki oddech. Więc po prostu uwierz — pomyślał Yuuri.
Wyobraził sobie Victora Nikiforova. Jego ciało w ruchu, wykonywujące jeden ze skomplikowanych układów, którymi się szczycił. Błysk jego oczu, które śmiały się z każdym skokiem i piruetem, światło odbijające się od jasnych włosów, które stawały się złote w odpowiednich warunkach. Uchwycił ten obraz i podstawił go do chwili obecnej. W swoim umyśle Victor był obok niego, czuł ciepło bijącego od niego ciała. Zapach tej limitowanej edycji perfum, których używał, a Yuuri w tajemnicy przed światem w wieku siedemnastu lat kupił jeden flakonik. Pociągnął nosem. Coś czuł, nieuchwytną nutę znajomej woni.
— Yuuri Katsuki — usłyszał szept przy swoim prawym uchu. Serce zamarło mu w piersi, by po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą. Jeszcze mocniej zacisnął oczy, modląc się w duchu do wszystkich bóstw na tym świecie, o to by nie popełnił żadnego głupstwa. Westchnął cichuteńko, po czym otworzył oczy.
Miał je tak długo zamknięte, że światło słoneczne przez chwilę było zbyt mocne jak na jego oczy. Zamrugał parokrotnie, by się przyzwyczaić.
— Tutaj.
Obrócił się w stronę źródła głosu. Istota siedząca po jego prawej stronie była dość wyraźna. Miała normalne, ludzkie kształty i na pewno nie była przeźroczysta. Yuuri wyciągnął drżącą rękę w jej kierunku, jakby chcąc ją dotknąć. Dłoń zawisła parę centymetrów nad ramieniem Victora Nikiforowa, który patrzył na niego smutnymi, niebieskimi oczyma z plamkami zieleni wokół źrenicy.
— Nie uda ci się.
Palce przeniknęły niematerialne ciało.

2 komentarze:

  1. O rany, wiesz jakie to uczucie, gdy pojawia się kolejny rozdział do genialnego opowiadania i nie możesz doczekać się następnego? Meh, głupotę walnęłam, przecież wiesz o tym doskonale xD
    Wielokrotnie powtarzam, że to opowiadanie jest świetne. Rewelacyjne, fantastyczne, oryginalne i po prostu jedyne w swoim rodzaju. Te emocje, dreszczyk przebiegający po plecach... (najlepsze były komentarze na Wattcie - uśmiałam się jak diabli XD)
    No tak, trochę odbiegłam od głównego tematu. Omijając zachwyt to chcę napisać (nie wiem który raz z rzędu), że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, serio. "Na dnie naszych dusz" zasługuje w pełni na dużą atencję ze strony czytelników bloga, jak i Wattpada.
    Ale jeden fragment podbił moje serduszko i chcę fangirlować i jednocześnie ryczeć. Pozwolę sobie zacytować, bo how about no? *wzrusza ramionami*
    "— Yuuri Katsuki — usłyszał szept przy swoim prawym uchu. Serce zamarło mu w piersi, by po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą. Jeszcze mocniej zacisnął oczy, modląc się w duchu do wszystkich bóstw na tym świecie, o to by nie popełnił żadnego głupstwa. Westchnął cichuteńko, po czym otworzył oczy.
    Miał je tak długo zamknięte, że światło słoneczne przez chwilę było zbyt mocne jak na jego oczy. Zamrugał parokrotnie, by się przyzwyczaić.
    — Tutaj.
    Obrócił się w stronę źródła głosu. Istota siedząca po jego prawej stronie była dość wyraźna. Miała normalne, ludzkie kształty i na pewno nie była przeźroczysta. Yuuri wyciągnął drżącą rękę w jej kierunku, jakby chcąc ją dotknąć. Dłoń zawisła parę centymetrów nad ramieniem Victora Nikiforova, który patrzył na niego smutnymi, niebieskimi oczyma z plamkami zieleni wokół źrenicy.
    — Nie uda ci się.
    Palce przeniknęły niematerialne ciało."
    Ściskam mocno i życzę dużo weny na pisanie perełek <3 Trzymam za Ciebie kciuki, kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, rumienię się jak głupia :D
    Oczywiście, że znam ten uczuć. Chociażby czekając na kolejny rozdział Ciszy :D
    Dziękuję, że mnie wspierasz. No po prostu uścisk to za mało. Powinnam postawić ci pomnik trwalszy niż ze spiżu :D
    Takie humanistyczne heheszki z twojego profilu.
    Dzięki jeszcze raz i ściskam <3

    OdpowiedzUsuń