3.
Tańczący w obłokach
Uciekający
Z ponurego świata
Wziął głęboki oddech, by uspokoić szybko bijące serce.
Przyglądał się plakatowi z pewnym niepokojem. Kto niby miał go
wieszać? On sam nie lunatykował, a do jego pokoju nikt ot tak sobie
w nocy nie przychodził.
Wstał na lekko drżących nogach i podszedł do ściany. Plakat
przyklejony był zwykłą taśmą, tak samo, jak poprzednio. Był
pierwszym, który zdjął zaraz po przyjeździe do Hasetsu. Yuuri
delikatnie pociągnął za rogi papieru, by go nie podrzeć. Złożył
go na pół i włożył ponownie do szuflady. Wzruszył lekko
ramionami.
Może Mari chciała mi zrobić dowcip? Jeżeli to była ona, to słabo
jej to wyszło — pomyślał czarnowłosy. Rozejrzał się po całym
pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak jak wtedy, gdy zasypiał.
Poszedł do łazienki, aby się odświeżyć i przebrał się. W
trakcie śniadania usiłował się podpytać swoją siostrę o to,
czy złożyła mu nocną wizytę, jednak ta zaprzeczyła.
— Nie uważasz, że jestem na takie rzeczy ciut za stara? —
spytała, śmiejąc się z brata.
— No wiesz, wszystko jest możliwe — odparował Yuuri.
— A może sam to zrobiłeś? — powiedziała pani Katsuki, podając
im miski z posiłkiem.
— Przecież nigdy nie lunatykowałem — zaoponował. — Nikt u
nas w rodzinie tego nie robi, chyba że czegoś nie mówisz mamo.
— Yuuri — starsza kobieta westchnęła. — Ja wiem, że do tej
pory masz do mnie pretensje o to, że tak późno powiedziałam,
jak...
— Stop! — krzyknął Yuuri. Policzki pokryła mu zdradliwa
czerwień. — Nie musisz tego wypominać. Nie mam pretensji, no
przynajmniej nie teraz.
— Czy macie na myśli... — zaczęła Mari, ale została zgromiona
wzrokiem przez brata. Uśmiechnęła się jedynie złośliwie. —
Słodki braciszek tak późno uświadomiony i wszystko jasne.
— Lepiej jedz ten ryż — powiedział łyżwiarz, zażenowany całą
rozmową. Przecież mama niepotrzebnie nawiązała do jego
dzieciństwa. — Żartowałem tylko.
— Ja też, synku, ja też — powiedziała.
W takich chwilach Yuuri widział podobieństwo między Mari, a ich
mamą. Im bardziej zależało im na kimś, tym bardziej potrafiły
być dokuczliwe. Chłopak wiedział, że robiły to tylko, aby
pokazać, że interesują się życiem swoimi bliskimi. Było to na
swój sposób denerwujące i nieco niezręczne, ale mimo wszystko
doceniał to, co robiły.
— Co zamierzasz dzisiaj robić — usłyszał głos Mari. Ta
skończyła jeść w ekspresowym tempie i sięgnęła dłonią ku
paczce papierosów, która leżała na podłodze tuż obok niej. Już
prawie wyciągnęła jednego z nich, ale powstrzymało ją palące
spojrzenie Hiroko.
— Nie przy stole — upomniała. — Jak chcesz, to wyjdź stąd.
— Okej — wymamrotała dziewczyna. Ze zrezygnowaniem odpuściła
sobie porannego dymka, wiedząc, że nie wygra z rodzicielką. — To
jak, Yuuri?
— Poćwiczę — odparł niezbyt przekonany własnymi słowami. Tak
naprawdę nie miał żadnych planów. Myślał nad propozycją
rodziny Nishigori i chętnie by się z nimi spotkał, ale nie chciał
się jeszcze rzucać na głębokie wody towarzyskie. Był typem
domatora. Lubił ciepło rodzinne i tylko ze względu na pracę
opuszczał domowe pielesze. — A potem się zobaczy.
— Powinieneś odpocząć — przypomniała mu mama. — Mówiłam
to wczoraj i mówię dzisiaj.
— No dobrze — zgodził się chłopak. Pokręcił się w miejscu
nieco niecierpliwie. Nie lubił być pod ostrzałem pytań. To mu
przypominało te nieliczne chwile, kiedy musiał być przed kamerą.
To były stresujące momenty. Nigdy nie wiedział, co powiedzieć i
często martwił się tym, że się wygłupił. Dlatego ważył
słowa, zupełnie jakby każde mogło spowodować jakiś niepotrzebny
bałagan, nie mówiąc już o świadomości, że słucha go
niezliczona ilość osób na świecie. Co innego było z jazdą.
Wtedy zapominał o reszcie świata. Niestety świadomość wracała
zaraz po występie.
Kiedy zjadł, pomógł posprzątać, a potem wrócił do pokoju.
Przez cały posiłek po głowie krążyło mu jedno główne pytanie:
Czy to on sam powiesił plakat?
No cóż, to było możliwe, jednak w to wątpił. W ogóle nie
pamiętał nic z nocy. Nawet tego, co mu się śniło. Tylko jedna
wielka pustka. Jedyne co mgliście sobie przypominał, to
nieprzyjemne uczucie chłodu.
Kiedy tylko otworzył drzwi do pokoju, od razu zauważył, że coś
się zmieniło. Łóżko, które zasłał, było rozwalone, szuflady
biurka otworzone, a plakat, który schował, znowu wisiał na
ścianie. Stanął w drzwiach, bojąc się zrobić krok do przodu.
Tylko durne nastolatki wchodziły w takich momentach do pomieszczeń.
Yuuri naoglądał się w życiu wystarczająco dużo horrorów, by
nie popełniać błędów postaci filmowych.
Zacisnął mocno powieki, łudząc się, że gdy otworzy je ponownie,
wszystko będzie takie, jak być powinno. Tak się jednak nie stało.
Z lekkim niepokojem zrobił krok w przód. Drzwi za nim się nie
zamknęły, co wziął za dobry znak. Podszedł do drewnianego mebla
i przesunął szuflady do samego końca, aż usłyszał
charakterystyczne kliknięcie. Obrócił się dookoła. Nigdzie
nikogo nie zobaczył. Na dole był z mamą i Mari, a tata już
znajdował się w Yuutopii, więc kompletnie nie wiedział jak
wytłumaczyć tego, co zaszło w jego pokoju. Dreszcz przeszedł jego
ciało.
— Nie — szepnął do siebie stanowczo. Przecież nie zamierzał
panikować. Zawsze można znaleźć racjonalne wyjaśnienie nawet w
świetle niecodziennych wydarzeń. Przecież na dobrą sprawę
ktokolwiek mógłby wejść do domu, prawda? Tylko po co ktoś miałby
wywieszać wszystkie te rzeczy.
— Świrujesz — stwierdził stanowczo. Jeszcze raz ściągnął
każdy plakat, nieco gwałtowniej niż poprzedniego dnia. Był nieco
zdenerwowany całą sytuacją, ale i również przestraszony. Głowił
się i troił nad tym, co się stało, lecz nie potrafił niczego
wymyślić, a raczej czegokolwiek, co by go jeszcze bardziej nie
nakręciło. Włożył makulaturę do worka i mocno go zawiązał,
chowając głęboko do szafy.
Poszedł do łazienki umyć ręce z kurzu. Światło żarówki
odbijało się od kafelek i lustra wiszącego nad umywalką. Szum
wody płynącej z kranu działał na niego kojąco. Mydło ślizgało
się w jego dłoniach, zostawiając po sobie charakterystyczny
zapach. Ciepła woda parowała i skraplała się na lustrze. Yuuri
widział tylko niewyraźne kontury swojej twarzy. Rękawem bluzy
przetarł powierzchnię, by się przejrzeć. Smugi pozostałe na
lustrze sprawiły, że było gorzej niż przed tym, co zrobił.
Leżącą na pralce suchą ściereczką przetarł dobrze szkło,
starając się nie zrobić większego bałaganu.
Gdy wreszcie był zadowolony z efektu, poprawił jeszcze ręczniki
wiszące obok drzwi i skierował się z powrotem do pokoju. Wszystko
było na swoim miejscu, co zauważył z ulgą. Podskórnie jednak
oczekiwał, że zastanie coś innego. Chciał sprawdzić, która jest
godzina, ale zapomniał, że zegar w jego pokoju nie działa i
powinien kupić nowe baterie.
Zastanawiał się przez chwilę, gdzie położył swoją komórkę.
Pamiętał jedynie, że poprzedniego dnia miał ją na pewno w
kieszeni spodni, które miał na sobie. Na biurku go nie widział,
więc pierwsze co mu przyszło do głowy, to przeszukanie spodni,
ponieważ musiał po prostu zapomnieć go wyciągnąć.
Gdy tylko znalazł komórkę, zauważył świecącą się diodę,
która oznaczała, że ktoś przysłał do niego wiadomość. Nieco
zdziwiony odblokował telefon i stuknął odpowiednią pozycję na
ekranie.
Od razu rzuciły mu się w oczy trzy wykrzykniki na końcu
wiadomości. Dopiero po paru sekundach dotarła do niego treść
esemesa.
„Nie mam pojęcia, jak to się stało, musisz to obejrzeć!”
Poniżej podświetlony był link, który odsyłał do jakiegoś
filmiku na youtube. Nieco zaciekawiony całą tą sytuacją, kliknął
na odnośnik. Zaczekał chwilę, aż strona się załaduje i zaraz
potem powiększył okno filmu. Rozpoznał na nim siebie.
To było dziwne uczucie widzieć swoją osobę oczami kogoś innego.
Było w tym coś niewłaściwego. Yuuri unikał oglądania swoich
występów w internecie. Niektórzy łyżwiarze robili to, aby
poprawić wszystkie pomyłki w czasie układu, ale nie on. Zawsze
wiedział, co zrobił źle i nie czuł potrzeby jeszcze raz sobie
tego dogłębniej uświadamiać.
Tym razem było jednak inaczej. Oglądając siebie, wcale nie
wydawało mu się, że patrzy na swój występ. Zupełnie jakby stał
się Nikiforovem. Widział swoje ciało, ale osoba, która tańczyła,
to nie był on. Perfekcja, z jaką to zrobił, była dla niego obca.
Mimo że wiedział, iż to była prawda, bo w końcu był świadomy
swoich czynów z dnia poprzedniego, to był pod wielkim wrażeniem
tego, co zrobił. Nie zmieniło to jednak faktu, że film ten, a
raczej jego wykon cudzego układu, nigdy nie miał wyjść na światło
dzienne. To było zbyt osobiste wydarzenie dla oczu tysięcy, a
raczej milionów osób, które w każdej chwili mogło to obejrzeć.
Natychmiastowo wybrał numer do Takeshiego. Niemalże od razu
usłyszał głos mężczyzny i głos Yuuko krzyczącej coś do kogoś
w tle.
— Yuuri, ja nie wiem, jak to się stało — zaczął Nishigori.
— Może zacznij od początku — zasugerował spokojnie Katsuki.
Usiadł na krześle, zastanawiając się, co zrobić dalej. Włączył
komputer, by sprawdzić, jak bardzo rozniosło się to w internecie.
— Dziewczynki musiały wczoraj widzieć, jak jeździłeś i
widocznie to nagrały. Dorwały się na laptopa Yu i sam widzisz... —
tłumaczył Takeshi. — Poczekaj chwilę.
Yuuri słyszał, jak ten mówi coś co żony, która z kolei łajała
trojaczki za to, że korzystają z czegoś, na co nie mają
pozwolenia.
— Nie wiem, jak to zrobiłyście, ale usuńcie to!
— Ale mamo... Ludziom się to podoba.
— Możecie być trochę ciszej...
— Ale tato!
Czarnowłosy jęknął z frustracji. To zdecydowanie źle zabrzmiało.
Tak nie miało być. Zastanawiał się, czy się po prostu nie
rozłączyć, ale silniejsze było dla niego, pozostanie miłym.
— Sam słyszysz. — Takeshi znowu pojawił się przy telefonie. —
Powinieneś sprawdzić też wiadomości. Trąbią o tym wszędzie.
— Właśnie zamierzałem to zrobić.
Katsuki włączył tryb głośno mówiący i odłożył komórkę na
bok. W przeglądarce wyszukał portal o wiadomościach ze świata
łyżwiarskiego. Przez chwilę łudził się, że może jednak nikt
nie zauważył tego filmiku i córki Yuuko się myliły, ale szybko
został pozbawiony tej nadziei.
Już od razu, gdy weszło się na stronę, w oczy kuł gigantyczny
napis:
Katsuki Yuuri – podnosi się z upadku. Czyżby jednak nie
rezygnował?
Kursorem najechał na tytuł, by przeczytać cały artykuł.
— To jakiś koszmar — powiedział.
— Yuuri, naprawdę mi przykro, że tak się stało — głos
Nishigoriego był przytłumiony, ale słychać było, że bardzo się
przejął całą sytuacją. — Dziewczynki zabierają się za
usuwanie tego filmiku.... Nie mogę uwierzyć, że to zrobiły —
powtórzył.
— Wiadomo w ogóle, kiedy go wstawiły? — spytał Yuuri. Z
głośnika komórki dobiegły odgłosy cichej rozmowy, by po chwili
znowu dało się słyszeć Takeshiego.
— Wczoraj po północy. Myśleliśmy, że śpią.
— Cholera — skomentował to ciemnowłosy.
— Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć.
— Takeshi, co się stało, to się nie odstanie. A to na pewno nie
jest wasza wina — stwierdził Yuuri.
— Tak, wiem.
— Serio, nie przejmuj się tym tak bardzo. Nie będzie aż tak źle,
a przynajmniej mam taką nadzieję.
— Okej. W sumie to ja powinienem cię pocieszać — zauważył
Takeshi. — Ech, kończę. Muszę pomóc Yuuko z dziewczynkami, a ty
zajmij się całą tą sprawą. Dopilnuję, aby dziewczyny usunęły
to w trymiga.
— Naprawdę dzięki, doceniam. — Pożegnał się z rozmówcą i
zabrał się za czytanie artykułu. Autor tekstu skupił się na
krótkim opisaniu jego dotychczasowej kariery, czyli praktycznie
całej gamy porażek. Yuuri przyjął to ze stoickim spokojem. W
końcu była to prawda, a nie kłamstwo. W dalszej części
dziennikarz napisał o filmiku, nagranym przez dziewczynki oraz
wyraził nadzieję – przez co Katsuki aż zamrugał z
niedowierzania – na jego powrót do łyżwiarstwa.
Ciemnowłosy poprawił okulary, wyżej naciągając je na nos.
Komentarze osób pod artykułem również były stosunkowo miłe.
Yuuri poczuł napływ ciepła do policzków. Było czymś niezwykle
pocieszającym, wiedzieć, że gdzieś tam są ludzie, którzy
naprawdę wierzą, iż mimo przeciwności może dalej próbować dać
z siebie wszystko. Na samym końcu strony zamieszczony został dobrze
znany mu filmik. Katsuki wiedział, że usunięcie go przez trojaczki
nic już nie da. Najważniejsza strona w łyżwiarskim półświatku
już zdołała się do niego dorwać, więc to niczego nie zmieni.
Na jego oficjalnej stronie zaroiło się od komentarzy i pytań o
jego przyszłość. Postanowił jeszcze na nic nie odpisywać,
przeczekując najgorsze godziny. Równie dobrze mógł odpowiedzieć
za dwa dni. Z drugiej strony byłoby to jednak nieuprzejme, a Yuuri
nie chciał być tak postrzegany przez nielicznych fanów. Nieco się
wahając zatweetował posta, w którym wyjaśniał, że nic nie
planuje, a sam filmik niedługo zniknie.
Z lekką ulgą wyłączył komputer. Nie był całkowicie zadowolony
z tego, co się stało, ale patrząc na to z innej perspektywy,
wszystko mogło się dobrze rozejść, bez większych przeszkód,
jeżeli dobrze się to rozegra. Westchnął i odgłos ten rozniósł
się po pokoju. Oparł się o ramę krzesła, aż te zaskrzypiało
pod jego ciężarem. Czarnowłosy mimowolnie zaczął się na nim
obracać dookoła swojej osi. Świat wokół niego zawirował i stał
się jedną wielką, rozmytą plamą. Chciał odpocząć, ale nie
potrafił się do tego zmusić.
Był tak przyzwyczajony do codziennych treningów, że trudnością
okazało się bez nich obejść. Teraz miał dużo czasu na rzeczy,
które normalnie były poza jego zasięgiem w sezonie łyżwiarskim.
Mógł usiąść i poczytać książkę oraz poświęcić się
przyjemnościom, na jakie nie miał normalnie możliwości. Oparł
się o biurko i sięgnął po leżące na nim papiery.
Coś skrzypnęło tuż za nim. Panele w jego pokoju były wrażliwe
na jakikolwiek nacisk i Yuuri był przyzwyczajony do tego, że za
każdym razem jak przechodził przez pomieszczenie, podłoga drżała
i wydawała podejrzane dźwięki.
Czarnowłosy obrócił się gwałtownie w stronę, z której dobiegał
odgłos. Panele naprężyły się pod wpływem niewidzialnego
ciężaru, ocierając się o siebie. Dreszcz przeszedł po plecach
Katsukiego. Włoski na rękach uniosły się, a gęsia skórka
pokryła całe ciało. Zrobiło się minimalnie chłodniej, tak jak
poprzedniej nocy — przypomniał sobie. Hałas ustał. Yuuri
rozejrzał się uważnie, chociaż wiedział, że to było
bezsensowne.
Czuł się tak, jakby ktoś przeszedł po jego grobie. Na usta już
cisnęło mu się pytanie: „Czy jest tu ktoś?”, ale było ono
tak przewidywalne i gdy Yuuri słyszał je na jakimkolwiek horrorze,
to przewracał jedynie oczyma. Nie chciał być hipokrytą, jednakże
musiał coś zrobić. Obserwował przez chwilę pokój, jednak
pomijając skrzypienie i niższą temperaturę nic się nie stało.
Zupełnie jakby to, co widział, tylko mu się przewidziało.
— To śmieszne — powiedział do siebie. Tak naprawdę jednak nie
wierzył w swoje słowa. Jego mama wychowała go i Mari w duchu
wierzeń w youkai. Może i wraz z tym że gdy dorastał świadomość
tego wszystkiego, zacierała się, ale w głębi ducha zawsze
pamiętał o ostrzeżeniach swojej rodzicielki. Zrobiło mu się
niedobrze na samą myśl, że coś takiego mogłoby go prześladować.
Wstał szybko z krzesła, potrącając je tak, że kręciło się
dookoła swojej osi. Wziął jeszcze kurtkę i wybiegł z domu jak
poparzony, nie zważając na krzyk pani Katsuki.
Sam nie wiedział, dokąd niosły go nogi. Chciał po prostu wydostać
się z domu. Miał złe przeczucia. Nieco zdenerwowany skierował się
do miasta. To było jedynie miejsce, gdzie mógł skorzystać z
interentu, nie będąc w domu i nie wykorzystując transferu danych.
Nie, żeby od razu wierzył w zjawiska paranormalne, ale warto było
się upewnić. Szczególnie jeżeli wszystko było możliwe, a
niektóre rzeczy nie śniły się nawet filozofom — pomyślał
Yuuri, cytując Szekspira. Polubił jego dzieła podczas studiów w
Detroit. Literatura angielska, a w szczególności brytyjska
przypadła mu do gustu.
Wszedł do kafejki internetowej. Odzwyczaił się od japońskich
kafejek, także widok tylu ludzi, nieco go odstręczył. Ogólnie
rzecz biorąc, nie było w tym nic dziwnego. Większość z tych osób
to ludzie bezdomni, którzy nie mają gdzie się podziać, a tam mają
praktycznie wszystko pod nosem.
Nieco skrępowany taką ilością osób, które na niego spojrzeli,
gdy wszedł do pomieszczenia. Podszedł do kobiety, która wydzielała
stanowiska.
— Dzień dobry — przywitał się.
— Dzień dobry. Ile czasu potrzebuje pan na użycie komputera? —
Bez zbędnych przynudzeń przeszła do formalności.
— Tylko na godzinę. — Yuuri wypłacił należytą kwotę i
przeszedł do odpowiedniego stanowiska, które wskazała mu kobieta.
Z dala od wścibskich oczu Katsuki zalogował się i odpalił
przeglądarkę. Nie wiedział czego właściwie szukać, więc wpisał
po prostu hasło „duchy”. Wyświetliła mu się masa odnośników,
w większości do bezużytecznych stron. Było mnóstwo porad
dotyczących przywoływania duchów, rozmowy z nimi, a wszelkie
informacje o próbach pozbycia się ich były określane jako
bezcelowe. Dopóki duch sam nie uznał, że nie musi już nękać
żywych, mógł przez cały czas koczować w swoim półżyciu. Z
tego, co czarnowłosy zdołał wyczytać, owszem istniały sposoby,
aby utrzymać zjawy z daleka od siebie. Wystarczyło żelazo, sól,
zbiór określonych ziół, bądź w zależności od wierzenia
odpowiednie obrzędy duchowe.
Wszystko pięknie, ładnie, ale co ja powiem w domu — pomyślał
Yuuri. — Przecież nie powiem, że myślę, że prześladuje mnie
duch. Może to nawet nie jest duch. Może naprawdę lunatykuję, a w
domu są korniki.
Pokręcił głową z niedowierzania, nie wierząc, jak słabo
przekonuje sam siebie.
Pootwierał w wielu kartach odnośniki do różnych stron. Niektóre
były nieco przerażające, wręcz okultystyczne, a niektóre dość
niepoważne. W gruncie rzeczy nie były to zweryfikowane informacje,
a właśnie takich potrzebował. Nieco zrezygnowany całą sytuacją
oparł twarz na dłoniach i zaczął się bezmyślnie gapić na
monitor.
Może nie tędy droga — mówił do siebie w myślach. Wpisał hasło
„jak rozpoznać ducha”. Wyników wyszukiwania było jeszcze
więcej niż poprzednio. Poszperał, szukając wiarygodniej strony,
aż w końcu taką znalazł. Okazało się, że rozpoznanie czy nęka
go jakaś uparta dusza, nie było takie trudne, jak się spodziewał.
Niestety niska temperatura, dźwięki znikąd oraz poprzestawiane
rzeczy potwierdzały jego teorię. Istniały również pomysły z
rozsypaną mąką lub kredą oraz płomieniem świecy, który miałby
się poruszać, gdyby wszystkie możliwe źródła powietrza byłyby
zamknięte.
Postanowił wypróbować jeszcze te sposoby, z którymi nie miał
styczności. Nic nie szkodziło się upewnić. Spisał również
numer telefonu do specjalisty, który mieszkał dość niedaleko
Hasetsu. Gdyby jego pomysły nie zadziałały, mógł zasięgnąć po
cięższy kaliber.
Sędził jeszcze trochę czasu, szukając paru dodatkowych
informacji. Cały czas odwracał się, zupełnie jakby obawiał się,
że ktoś przyłapie go na tym, co robił.
Po godzinie wylogował się i odszedł od komputera, upewniając się,
że nie zapomniał niczego. Kiedy wyszedł z kafejki, postanowił iść
do pobliskiego hipermarketu po rzeczy, które przydałyby mu się w
całej tej sprawie związanej z duchem.
Przeszedł cały sklep w poszukiwaniu odpowiednich artykułów. Było
coś relaksującego w powolnej wędrówce wokół półek z
produktami i otoczeniu innych ludzi, którzy byli w pobliżu. Wziął
sól, a w dziale dziecięcym kredę. Trochę dłużej szukał
zwykłych, woskowych świec, ale i je znalazł. Była to dość
dziwna mieszanka zakupów, więc kasjer, odbijając kod kreskowy,
dziwnie się na niego patrzył. Yuuri siłą woli powstrzymywał się
od zarumienienia. Lżejszy na duchu i na kieszeni opuścił sklep i
stwierdził, że najlepiej będzie, kiedy wróci do domu i zrobi to,
co sobie zaplanował. Jeżeli dobrze to rozegram, to nikogo nie
będzie w domu — zastanawiał się Katsuki. Z taką myślą ruszył
w kierunku Yuutopii.
Droga w przeciwieństwie do tej, którą odbył w stronę miasta, nie
dłużyła mu się. Przebiegła dość szybko, stanowczo za szybko,
według czarnowłosego.
Wchodząc do środka, zobaczył, że rodzice i Mari zajmują się
nielicznymi klientami. Poczuł wyrzuty sumienie, że nie jest tam z
nimi. Z lekkim poczuciem, że robi coś niewłaściwego, poszedł do
siebie. Odwdzięczę się jakoś — postanowił.
Drzwi do jego pokoju były uchylone. Łyżwiarz mentalnie przygotował
się na to, co mógł zobaczyć. Wziąwszy głęboki oddech, aby się
uspokoić, lekko popchnął drzwi. Wszystko z pozoru wydawało się
takie same jak wtedy, gdy wychodził. Podszedł jednak do biurka i
pozbył się złudzeń. Jedna z kartek na nim leżąca była zapisana
drobnym pismem. Rozpoznał w tym zwykłe romanji.
Uwierz
Dreszcz przebiegł po plecach chłopaka.
— Pokaż się i przestać się ze mną bawić! — wykrzyknął
stanowczo. Okręcił się dookoła swojej osi. Zupełnie jakby na te
słowa duch postanowił się uaktywnić jeszcze bardziej. Krzesło
zaczęło się obracać, a szuflada wysuwać z biurka. Kartki w niej
leżące po chwili zaczęły wypadać na podłogę. Jedna z nich na
przekór pozostałym niesiona niby podmuchem wiatru śmignęła
Yuuriego po twarzy.
— Auć — pomacał się po policzku. Ostry brzeg papieru skaleczył
go. — Niby w co mam uwierzyć?
We mnie
Pod wcześniejszą notką pojawiła się kolejna. Yuuri zmarszczył
czoło i parsknął urywanym śmiechem.
— A ty niby Piotruś Pan? Klaśnij w dłonie i uwierz we wróżki?
To takie proste
Yuuri zaśmiał się szaleńczo.
— Zwariuję. — Przeszedł wzdłuż cały pokój, by skupić się
na tym, co się działo. Naprawdę prośba uwierzenia w coś takiego
była... Sam nie wiedział, jaka była. Niby widział, co się
działo, ale wiara, to coś zupełnie innego. Musiałby to jakoś
zaakceptować, a nie uśmiechało mu się to. Jeszcze by go coś
opętało. Pamiętał, jak poszedł z Pitchitem do kina na noc
horrorów. Nie pamiętał już tytułu filmu, ale nie był aż tak
straszny, jak początkowo sądził. Jednakże najbardziej
przestraszyło go to, że film był nakręcony na faktach. Co innego
bać się wyobraźni drugiego człowieka, a czegoś, co miało
miejsce naprawdę.
Czarnowłosy poczuł powiew zimna za plecami. Wzdrygnął się i
potarł o ramiona, mimo że miał na sobie koszulę i sweter.
— Kim jesteś? — rzucił w przestrzeń pytaniem. Duch jednak
zupełnie jakby był głuchy na to pytanie. Jeżeli poprzednio
reagował, to czemu teraz tak nie jest? — zastanawiał się Yuuri.
Po chwili jednak otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Zatoczył się
w stronę łóżka, zupełnie jakby został popchnięty przez
niewidzialną siłę.
— To nic nie tłumaczy. Duch nimfomana? — parsknął urywanym
śmiechem. Zadziwiające było to, że zawsze sypał kiepskimi
żartami, kiedy był w sytuacjach stresowych. Podniósł jednak głowę
i na wysokości swoich oczu zobaczył plakat, który zaczął całą
tę sytuację.
Cholera — pomyślał. — To nie może być prawda.
Bo przecież jego idol nie mógł go nawiedzać po śmierci. To było
coś ostatecznego, prawda? Był prawosławny. Oni tam mają niebo i
piekło, czy coś w tym stylu — zastanawiał się Yuuri. Poczuł
krew napływającą mu do policzków. To było zbyt niesamowite,
niewyobrażalne i nie z tego świata. To zdecydowanie zbyt dużo
„nie” w jeden dzień, ba! w ciągu całego życia.
I on miał w coś takiego uwierzyć? Łatwiej powiedzieć, trudniej
zrobić. Po co w ogóle to robić? Przecież nadal mógł się pozbyć
Nikiforova. Jego ducha. Z jego domu. Z jego pokoju.
— Nie, nie, nie — mówił do siebie. Bo przecież gdyby chciał
się go pozbyć, musiałby uwierzyć, że tu jest. A to z kolei
sprowadziłoby się do tego, że zrobiłby to, co chciał duch. Nie
wiadomo, jakie miałoby to konsekwencje. Yuuri zdjął okulary z
nosa, by potrzeć zaczerwienione ze zmęczenia oczy. Gdy po chwili
znowu je założył i wyostrzył mu się wzrok, zauważył wgniecenie
na kołdrze. Przesunął dłoń w tym kierunku i po chwili poczuł
się tak, jakby włożył rękę do lodowatej dłoni. Odskoczył jak
oparzony. Palce miał odrobinę zsiniałe, ale nie minęła nawet
minuta, jak krążenie wróciło do normy. Katsuki przygryzł ze
zdenerwowania wargę. Cisza zaległa w pokoju. Nawet nie słyszał
bicia swojego serca, jakby i ono rozumiało, że nie może zakłócić
spokoju.
— Jeżeli uwierzę, to nie będziesz mnie nawiedzał? — spytał z
nadzieją. Spojrzał na kartki na biurku, wiedząc, że tylko tak
może kontaktować się ze zmarłym. Przez chwilę przyszło mu do
głowy, że powinien poszukać na eBay'u tabliczki Ouija, ale z tym
postanowił jeszcze poczekać.
Zobaczysz
— Czemu ja? — zadał sobie to pytanie, mrucząc do siebie. — No
i jak mam uwierzyć?
Zamknął oczy, by się trochę uspokoić. Cisza dookoła niego wręcz
dzwoniła w uszach. Wyciszył się, by skupić się na tym, co się
działo. Wziął głęboki oddech. Więc po prostu uwierz —
pomyślał Yuuri.
Wyobraził sobie Victora Nikiforova. Jego ciało w ruchu,
wykonywujące jeden ze skomplikowanych układów, którymi się
szczycił. Błysk jego oczu, które śmiały się z każdym skokiem i
piruetem, światło odbijające się od jasnych włosów, które
stawały się złote w odpowiednich warunkach. Uchwycił ten obraz i
podstawił go do chwili obecnej. W swoim umyśle Victor był obok
niego, czuł ciepło bijącego od niego ciała. Zapach tej
limitowanej edycji perfum, których używał, a Yuuri w tajemnicy
przed światem w wieku siedemnastu lat kupił jeden flakonik.
Pociągnął nosem. Coś czuł, nieuchwytną nutę znajomej woni.
— Yuuri Katsuki — usłyszał szept przy swoim prawym uchu. Serce
zamarło mu w piersi, by po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą.
Jeszcze mocniej zacisnął oczy, modląc się w duchu do wszystkich
bóstw na tym świecie, o to by nie popełnił żadnego głupstwa.
Westchnął cichuteńko, po czym otworzył oczy.
Miał je tak długo zamknięte, że światło słoneczne przez chwilę
było zbyt mocne jak na jego oczy. Zamrugał parokrotnie, by się
przyzwyczaić.
— Tutaj.
Obrócił się w stronę źródła głosu. Istota siedząca po jego
prawej stronie była dość wyraźna. Miała normalne, ludzkie
kształty i na pewno nie była przeźroczysta. Yuuri wyciągnął
drżącą rękę w jej kierunku, jakby chcąc ją dotknąć. Dłoń
zawisła parę centymetrów nad ramieniem Victora Nikiforowa, który
patrzył na niego smutnymi, niebieskimi oczyma z plamkami zieleni
wokół źrenicy.
— Nie uda ci się.
Palce przeniknęły niematerialne ciało.
O rany, wiesz jakie to uczucie, gdy pojawia się kolejny rozdział do genialnego opowiadania i nie możesz doczekać się następnego? Meh, głupotę walnęłam, przecież wiesz o tym doskonale xD
OdpowiedzUsuńWielokrotnie powtarzam, że to opowiadanie jest świetne. Rewelacyjne, fantastyczne, oryginalne i po prostu jedyne w swoim rodzaju. Te emocje, dreszczyk przebiegający po plecach... (najlepsze były komentarze na Wattcie - uśmiałam się jak diabli XD)
No tak, trochę odbiegłam od głównego tematu. Omijając zachwyt to chcę napisać (nie wiem który raz z rzędu), że nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, serio. "Na dnie naszych dusz" zasługuje w pełni na dużą atencję ze strony czytelników bloga, jak i Wattpada.
Ale jeden fragment podbił moje serduszko i chcę fangirlować i jednocześnie ryczeć. Pozwolę sobie zacytować, bo how about no? *wzrusza ramionami*
"— Yuuri Katsuki — usłyszał szept przy swoim prawym uchu. Serce zamarło mu w piersi, by po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą. Jeszcze mocniej zacisnął oczy, modląc się w duchu do wszystkich bóstw na tym świecie, o to by nie popełnił żadnego głupstwa. Westchnął cichuteńko, po czym otworzył oczy.
Miał je tak długo zamknięte, że światło słoneczne przez chwilę było zbyt mocne jak na jego oczy. Zamrugał parokrotnie, by się przyzwyczaić.
— Tutaj.
Obrócił się w stronę źródła głosu. Istota siedząca po jego prawej stronie była dość wyraźna. Miała normalne, ludzkie kształty i na pewno nie była przeźroczysta. Yuuri wyciągnął drżącą rękę w jej kierunku, jakby chcąc ją dotknąć. Dłoń zawisła parę centymetrów nad ramieniem Victora Nikiforova, który patrzył na niego smutnymi, niebieskimi oczyma z plamkami zieleni wokół źrenicy.
— Nie uda ci się.
Palce przeniknęły niematerialne ciało."
Ściskam mocno i życzę dużo weny na pisanie perełek <3 Trzymam za Ciebie kciuki, kochana <3
Ojejku, rumienię się jak głupia :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że znam ten uczuć. Chociażby czekając na kolejny rozdział Ciszy :D
Dziękuję, że mnie wspierasz. No po prostu uścisk to za mało. Powinnam postawić ci pomnik trwalszy niż ze spiżu :D
Takie humanistyczne heheszki z twojego profilu.
Dzięki jeszcze raz i ściskam <3