Wierny przysiędze
Lannister zawsze płacił swe długi — słyszał od ojca. Może to
te słowa powinny stać się dewizą ich rodu. Jaimie starał się
kierować w życiu tą zasadą. Nigdy nie łamał danego słowa nawet
gdy wiedział, że może to nieść za sobą poważne konsekwencje.
Mimo tego, że wszyscy twierdzili, iż lepiej radzi sobie w bitce niż
w wysiłkach umysłowych, jak jego młodszy, karłowaty brat, to
Jaimie był bystrym chłopcem. I wyrósł na całkiem inteligentnego
mężczyznę.
Jednak nawet mimo tego, a może i właśnie z tego powodu popełnił
w życiu wiele błędów. Nie uczył się na nich. Wręcz przeciwnie.
Powtarzał je, ponieważ pomyłki te były zbyt dobre w jego życiu.
Za dużo przyjemności mu zadały, by mógł z nich świadomie
zrezygnować.
Był zwykłym człowiekiem, który posiadał całkiem normalne
potrzeby. Niestety nie potrafił się im sprostać. Stawały się
przeszkodami, których nie umiał pokonać. Problemem nie do pozbycia
się.
Cersei była jego siostrą. Krwią z jego krwi. Częścią życia,
które miało jeszcze trwać długo. A przynajmniej miał taką
nadzieję. Z drugiej strony jednak była czymś, z czym powinien
zerwać. Była najgorszym narkotykiem świata. Powodem jego grzechu.
I choćby miał stanąć przed Nieznajomym i powiedzieć, że żałuje
tego, co z nią czynił, nie mógłby tego zrobić. To byłoby
okrutne kłamstwo.
Oczywiście z każdym razem, gdy spotykał się ze swoją siostrą w
bożym gaju, każdego innego dnia, a nawet dzień przed jej ślubem z
Robertem Baratheonem, tworzył dla siebie usprawiedliwienia.
Targaryenowie też to robili — przekonywał się. — Nikt ich nie
piętnował.
Ale to musiało istnieć w tajemnicy. Nie mogło nigdy wyjść na
światło dzienne. Znał doskonale swoją siostrę i wiedział, co by
się stało, gdyby choćby najmniejsza pogłoska została rozproszona
w Królewskiej Przystani lub Casterly Rock. Nikt by nie przeżył.
Każdy, kto ośmieliłby się mówić prawdę, jakąkolwiek by była,
nie dożyłby dnia następnego.
Także tajemnica była konieczna. Nie tylko do bronienia własnej
pozycji w Westeros, ale również do bronienia poddanych przed
gniewem córki Tywina Lannistera. Nikt nie mógł ucierpieć, cena
była zbyt wysoka. Władca jest nikim bez poddanych, wschód jest
niczym bez ziem, a królowa, która okazuje się dziwką, szybko
straciłaby pozycję i szacunek.
Chciał to zmienić, naprawdę starał się zmyć swoje grzechy na
setki różnych sposobów, jednak to nic nie dawało. Był
uzależniony, zawsze wracał po to samo. Mógł zrobić wszystko, aby
zdobyć to, czego pragnął. Ostatecznie tak było. To przez jego
siostrę zepchnął dzieciaka Starka. To przez niego został kaleką
i pewnie zginął podczas ataku na Winterfell przez Theona Greyjoy'a.
Czuł się winny. Za każdym razem.
Czemu to, co złe smakuje najlepiej? — zastanawiał się Jaimie.
Dostał wiele od życia, a nic dobrego z nim nie robił. Nie znalazł
nic, co mogłoby to zrekompensować. Żadne obietnice nie oddałyby w
pełni tego, co czuł.
Nic. Oprócz tej jednej.
Cersei nie wiedziała, co zrobiła, wysyłając go w drogę. To
pozwoliło spojrzeć mu na wszystko z odpowiedniej perspektywy.
Przemyślał wszystko i obiecał sobie, że już nigdy nie pozwoli
sobą kierować. Bo w końcu przez całe życie był niczym innym niż
marionetką, kierowaną przez ojca albo siostrę, z czego jedno było
gorsze od drugiego. Nigdy nie podjął samodzielnej decyzji. Nie
pragnął zostać jednym z gwardzistów, to jego ojciec miał takie
plany, których nikt nie potrafił do końca przejrzeć. Nie chciał
zostać kochankiem własnej siostry, to ona zagrała na jego niskich,
jakże prymitywnych żądzach. To było zbyt proste, więc nie mógł
jej mieć tego za złe. Był narzędziem. Doskonałym narzędziem,
które potrafiło zadać ból i rozkosz. Było jasne, że sięgnie po
to, co ma pod ręką. Myślał, że nic się pod tym względem nie
zmieni. Aż poznał Birienne.
Gdyby porównać Dziewicę z Tarthu i Lannisterską Lwicę, Jaimie
mógł wymienić tysiące, jak nie miliony różnic je dzielących.
Były jak ogień i woda.
Cersei była po prostu piękna. Nie można było użyć odpowiednich
słów, by opisać to, jak wyglądała. Brienne z kolei nie mógł
nazwać nawet ładną. Ze swoją twarzą o męskich, twardych rysach
i lichych włosach, nie dorównywała jego siostrze. Była
kaczątkiem, które nigdy nie miało wyrosnąć na pięknego łabędzia
i doskonale wiedziała o tym smutnym fakcie.
Bronią jego siostry było kłamstwo i manipulacja. Była jak żmija,
nie lew. Potrafiła wsączyć w duszę oszczercze słowa, tak aby
wydawały się najpiękniejszymi. Nie wiedzieć kiedy, stawała się
lalkarzem, a jej bliscy marionetkami, którymi kierowała wedle swej
woli. Podłość była jej drugim imieniem, ale jednak wszyscy ją
kochali. Piękne opakowanie potrafi przykryć najgorsze wady.
Brienne była zbyt szlachetna, ale w przeciwieństwie do królowej
obnosiła się ze swoimi wadami. Przekuła je w broń, by pokonywać
w ten sposób swoich wrogów. Stal jej miecza była sprawiedliwa.
Zabijała tylko tych, którzy na to zasługiwali. To była broń,
którą dobrze znał. Sam zręcznie się nim posługiwał. Ale ona
była lepsza, przyznawał to z trudem. On się skalał. Jego intencje
nie były dobre, a to był poważny błąd. Jego słaby punkt.
Brienne nigdy by na to nie pozwoliła — zauważył.
Kiedy Brienne walczyła, nie była kobietą. Wszyscy widzieli w tym
dewiację. Mogłaby przestać to robić, udawać dobrą kandydatkę
na żonę. Po ciemku każdy mężczyzna by ją chciał. Ale nie. Ona
chciała więcej, chciała pokazać, że bez względu na to, kim
jest, może stanąć na równi z mężczyzną, że może być lepsza
od niego.
Jaimie widział piękno w sposobie jej walki. To, z jaką pewnością
przechodziła z jednej pozycji do drugiej. Jak dłonią pieściła
rękojeść, która tak pięknie błyszczała w słońcu. Surowość
w tym wszystkim była mu tak dobrze znana, tak pielęgnowana, że nie
mógł tego nie zauważyć. Pchnięcie, blok, zgrzyt i szczęk metalu
było ich tańcem i muzyką, która wrzała w żyłach.
To logiczne, że stała mu się bliska, kiedy był tak daleko od
swojej siostry. Była przyjaciele, towarzyszem w walce. Kimś
znacznie więcej, mimo że nie potrafił przyznać tego na głos.
Nie była dla niego kimś takim jak Cersei. Jaimie był mężczyzną,
mężczyzną, który był łasy na kobiece piękno, szczególnie to
jedno. Potrafił być wierny. W końcu dotrzymywał swoich obietnic.
A przysiągł swojej siostrze, że będzie dla niego jedyną.
Naprawdę żałował, że nie potrafił pozbawić się resztek
honoru. W końcu tyle razy łamał zasady dla siostry i spraw dla
dobra Lannisterów, a tej jednej rzeczy trzymał się jak rzep psiego
ogona.
Problemem było to, że obietnica wiążąca go z własną siostrą
stworzyła go takim, jakim jest. Zepsutym mimo całego dobra, na
jakie byłoby go stać w odpowiednich warunkach.
Brienne była prosta. Jaimie był zbyt zawiły. Plątał się w
swoich uczuciach i myślach. Potrzebował kogoś, kto pomógłby mu
rozplątać te supły wewnątrz niego. Kogoś, kto umiałby naprawić
jego złamaną duszę. On potrafiła mu w tym pomoc.
Ręce Brienne były mocne i silne. Umiały go podnosić, gdy upadł.
Była jego stróżem, gdy sam nie umiał już tak dobrze siebie
bronić. Nie była Staruchą, Dziewicą, ani Nieznajomym. Była jego
Wojownikiem, a raczej Wojowniczką.
Widział, jak na niego patrzyła. Był świadomy tego, jak wyglądał.
Bogowie dali mu urodę i potrafił ją dobrze wykorzystać, o ile
było to możliwe. Jednak kiedy Brienne przeszywała go spojrzeniem
jej szarych oczu, czuł się nieswojo. Zupełnie jakby był otwartą
książką, z której dało się wyczytać wszystkie myśli, uczucia
i grzechy. Tak nie miało być. Nikt nie mógł poznać go aż tak
dobrze. To by zniszczyło to, co zostało stworzone przez całe lata.
Nie pasowali do siebie, a mimo to wisiało między nimi swego rodzaju
napięcie. Porozumienie łączące dwójkę ludzi, bliższych sobie
niż nikogo dotychczas.
Uczucie było na wyciągnięcie ręki. Igrało tuż pod skórą,
pragnąc wyrwać się z ciała. Z serca.
Jednak umiał podjąć ostateczną decyzję. Musiał zrezygnować z
tego, co los chciał mu podarować. To byłaby kara, nie dar.
Dziewica z Tarthu i Królobójca. Świat nie zniósłby czegoś
takiego. Nigdzie by nie uciekł przed gadaniem. Zmarnowałby życie
jedynej osobie, która niczego od niego nie wymagała, tylko po
prostu trwała przy jego boku. A nic na to nie wskazywało. Był po
prostu więźniem Catelyn Stark, a właśnie Brienne zawdzięczał
to, gdzie był. Nie umiał tego nie doceniać. Był wdzięczny przez
cały czas, każdą sekundę przy niej, jak i z dala od niej.
Czy życie nie mogło być łatwiejsze. Był Lannisterem. Zawsze
płacił swe długi, ale nigdy nie tworzył kolejnych okazji.
Dlatego zrobił to, co powinien. Wybrał drogę, która ochroni
obydwoje od zbędnych ran. Musiał się odciąć. Podążać utartym
szlakiem, drogą narzuconego przeznaczenia, które kazało mu wieść
życie Królobójcy. To było łatwe do zniesienia. Królewski rycerz
nie żył zbyt długo. Kiedyś zginąłby w walce. A Brienne, mimo że
chciała uchodzić za wojownika, nadal była tylko kobietą. Ją
czekałoby coś gorszego, gdyby został z nią. Poniżenie,
wyszydzane, ciągła ucieczka. To nie byłoby prawdziwe życie, tylko
bezustanny lęk przed światem. Nie życzyłby tego największemu
wrogowi, a co dopiero jej.
Była mu bliska, mimo tego wszystkiego, co powiedział i uczynił.
Mógł zrobić tylko jedno. Drogą, którą wybrał, była ucieczką.
A Brienne pozostanie po nim tylko jedno. Dobre wspomnienie, którego
nie potrafił odebrać. Jeden miecz, który pokazywał, że walka
może być jedyną opcją wygranej. To będzie Wierna Przysięga jego
serca, które będzie pamiętać.
Oh boi. OOOOOH BOOOOOOOOOOOOOIIII.
OdpowiedzUsuń*gwizdy, oklaski na stojąco, tłum szaleje*
Nie wiem, co mogłabym napisać w tej chwili. Mam totalny mętlik w głowie, a wszelkie słowa, jakie chcę napisać nie pasują i nie wyrażają mojego podziwu, jak potrafisz umiejętnie opisywać psychiki Lannistera. Parę razy przeczytałam "Wierny przysiędze" po to, by rozpływać się przy poruszanych w nim kwestiach moralnych, kontraście między Cersei a Brienne, a także samej relacji między nimi.
Tulę mocno <3 Życzę weny, cierpliwości i czasu na napisanie perełek ^^ Wierzę, że to zrobisz. W końcu jak nie ty to kto? :D