sobota, 1 kwietnia 2017

Na dnie naszych dusz - 4

 4.
Niewidzialne łzy,
Torują sobie drogę,
Na dnie naszych dusz.
— Czy mógłbyś się na mnie nie patrzeć — mruknął Yuuri. Głowę miał wetkniętą pod poduszkę, by stłumić odgłosy otoczenia. Bardzo irytującego otoczenia, co warto podkreślić.
— Mógłbym. — Odpowiedź nadeszła z bardzo bliskiej odległości. Yuuri mógłby przysiąc, że osoba, która to mówiła, siedziała na jego łóżku, ale przeczyło temu to, że nie czuł żadnego nacisku.
— Daj mi się wyspać. Porozmawiamy o reszcie jutro — wyjęczał czarnowłosy. Włosy miał zmierzwione od przewracania. — I idź sobie. Rób to, co robią przyzwoite duchy w Japonii. Idź straszyć na ulicy albo w toaletach publicznych.
— Nie jestem miejscowy.
— Marna riposta — Katsuki ziewnął. Nie chciał toczyć całej tej rozmowy. Marzył o śnie, który mógłby pomóc mu zrozumieć pewne rzeczy, których świadkiem był przez ostatnią dobę.
A była ona wyjątkowo burzliwa.
Od kiedy zobaczył ducha Nikiforova, ten zaczął się zachowywać jak nastolatek. Zaczął się żalić na to, jak długo czekał, aż ktoś go zobaczy i wysłucha. Był nieznośny. W tamtej chwili Yuuri zastanawiał się, czy to spowodowane było śmiercią, czy jego idol był taki za życia. Nigdy nie miał okazji się o tym przekonać, kiedy serce tamtego jeszcze biło.
Potem Victor zaczął uśmiechać się ja głupek. Ciemnowłosy pamiętał co do sekundy wydarzenia sprzed paru godzin, nie było to w końcu tak dawno temu, a miał całkiem dobrą pamięć.
Jego dłoń przeniknęła przez niematerialną postać dawnego łyżwiarza.
— A nie mówiłem? — usłyszał. Duch Victora odsunął się od niego na bezpieczną odległość.
Yuuri nic nie powiedział. Nie umiał nic z siebie wykrztusić. Za dużo myśli kłębiło mu się po głowie i nie umiał wybrać jednej konkretnej, by ubrać ją w odpowiednie słowa.
Rosjanin widząc to, co się działo, uśmiechnął się lekko.
— Przepraszam, że ciebie nastraszyłem, ale chciałem, żeby ktoś mnie wreszcie wysłuchał. Nawet nie wiesz, jak męcząca może być śmierć — poskarżył się, opierając o ścianę. Yuuri przyglądał się jemu w zadziwieniu. Duch czuł się zadziwiająco dobrze zadomowiony w tym obcym dla niego miejscu. Zachowywał się naturalnie, chociaż czarnowłosy nie miał żadnego innego porównania z jakimikolwiek upiorami.
Nikiforov spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
— Zamierzasz tak cały czas milczeć? Jakby nie patrzeć jestem gościem. Słyszałem, że Japończycy słyną z gościnności.
Katsuki poczuł się nagi pod czujnym spojrzeniem Victora. Odsłonięty na wszelkie możliwe sposoby.
— Nie wiem, co powiedzieć — przyznał się. — Czy to się dzieje naprawdę? — spytał głupio.
— Myślałem, że nie zadasz takich głupich pytań. Oczywiście, że tak. — odparł z przekąsem Victor. Uśmiechnął się lekko, jakby sama myśl, iż to wszystko jest wybrykiem wyobraźni, była niezłym kawałem.
— Erm... Co tu robisz? — Yuuri uznał, że to będzie dobre pytanie na początek. Lepiej było walić prosto z mostu, to o czym się myślało.
— To dobre pytanie. — Victor uśmiechnął się szeroko. Psotliwe iskierki błysnęły w jego oczach.
Bogowie, nawet po jego śmierci wygląda tak dobrze — przeszło przez myśl czarnowłosemu. Poruszył się, by zwiększyć dystans między nimi. Nagle poczuł pewien dyskomfort.
— Więc...?
— Ach, tak. Jeszcze parę dni temu błąkałem się po swoim starym mieszkaniu w Rosji. Mój trener, Yakov zajął się sprzedażą mojego mieszkania i tak jakoś nie mogłem się przyzwyczaić, że już nie należy do mnie. — Zaczął opowiadać jasnowłosy, gwałtownie gestykulując. Nie przejmował się tym, że wymachując rękoma, te przenikają przez wszystkie meble w jego zasięgu. Zadziwiające było to, że jakimś cudem siedział na łóżku. Jakby na niektóre przedmioty działał jak człowiek, a na niektóre jak... widmo. Yuuri gapił się na niego z zainteresowaniem. Pierwotny lęk zaniknął gdzieś między pierwszym atakiem zadziwienia a drugim.
— Coś mnie trzyma. I nie mogę ruszyć dalej. Nie minęło dużo czasu, jak się zorientowałem, o co może chodzić. — Ton głosu Nikiforova stał się melancholijny. Widocznie myślał jeszcze o tym, jak to było parę miesięcy temu, kiedy serce w jego klatce piersiowej pracowało.
Yuuri postanowił mu nie przerywać. Widać było, że Nikiforov zbyt długo nie miał kontaktu z drugim człowiekiem i musiał z siebie to wszystko wyrzucić. Czarnowłosy przyciągnął nogi do klatki piersiowej i objął je rękoma, jakby chcąc zmniejszyć powierzchnię, którą zajmował.
— Dopiero niedawno, kiedy chwilowo nawiedzałem Yuriego Plisetsky'ego, zobaczyłem, że ogląda pewne nagranie. — Victor roześmiał się. — Żebyś widział, jaki był wkurzony, nawet mógłbym powiedzieć, że zazdrosny. Wiesz, o które mi chodzi? O twoje.
— Plisetsky? — zdziwił się Yuuri. Nie wiedział, dlaczego tak miałoby być. Owszem młody Rosjanin bardzo pragnął wygranej w mistrzostwach, ale mimo tak młodego wieku miał o wiele większe możliwości od niego, jak i również większe predyspozycje. Był jak Victor paręnaście lat temu. — I co to ma do ciebie?
— Słyszałem jego rozmowę. — odpowiedział jasnowłosy, jakby to była oczywistość. — Dotyczącą imprezy po mistrzostwach Grand Prix. Tego, co, się tam zdarzyło.
Victor uśmiechnął się, czym rozdrażnił Yuuriego. I zażenował.
Chłopak nic nie pamiętał z tamtego wydarzenia, a przynajmniej nic z jej drugiej połowy. Po tym, jak postanowił utopić swój smutek w paru kieliszkach szampana i przemyconej przez Yakova – byłego trenera Victora – wódki, urwał mu się film. Nic. Pustka w głowie.
— Eee, nie wiem, o co ci chodzi? — przyznał się czarnowłosy. — Nic nie pamiętam.
— To raczej normalne. Słyszałem, że się całkowicie zalałeś. Smęciłeś nad rosyjską wódką i zacząłeś się zwierzać Feltsmanowi, jak to chciałeś, żebym był twoim trenerem. — słowa Nikiforova zawisły w powietrzu. Łyżwiarz nie mógł uwierzyć w te słowa. Czy mógł być aż tak pijany, aby się przyznać do swojego największego marzenia, które tkwiło przez cały czas na samym dnie jego duszy?
— Ja... — zaczął, ale nie potrafił ubrać swoich myśli w słowa. Odchrząknął. — To prawda, ale... Nie mogłem czegoś takiego powiedzieć... Nie...
Jasnowłosy pokręcił głową.
— Także, kiedy to usłyszałem, olśniło mnie. Jeżeli mam jakiś cel w tym, aby zostać na ziemi, to chyba istnieje tylko jeden powód. I to ty nim jesteś.
Niebieskie oczy skupiły się na postaci Yuuriego, bacznie go obserwując.
— Serio? To dość kiepski obiekt sobie wybrałeś.
— Nie rozumiesz — powiedział z naciskiem Victor. — Jeżeli sprawię, że staniesz się najlepszym łyżwiarzem, będę mógł stąd odejść. Dla żadnego ducha nie jest to przyjemne tkwić tutaj, widząc, jak inni żyją.
Yuuriemu zrobiło się głupio. Przecież to logiczne. Oglądanie cudzego życia, kiedy własne już dawno uleciało z ostatnim oddechem, było na pewno przygnębiające. Rosjanin wydawał się uparty w swojej decyzji. Jego zwykle gładkie czoło było zmarszczone w wyrazie zdenerwowania. Yuuri zmieszany całą sytuacją, nerwowo skręcał dłonie.
— Ja chciałbym ci pomóc, ale to jest niewykonalne — wyznał.
— Uwierz mi, nie doceniasz się. — Surowy ton głosu Nikiforova sprawił, że czarnowłosemu zrobiło się zimno. — Zrobię wszystko, byś wygrał w przyszłym roku — obiecał.
Yuuri nie wiedział jeszcze, jak bardzo te słowa zmienią jego dotychczasowe życie. Dopiero wtedy, wieczorem, po całej tej rozmowie, zaczął się zastanawiać, co tak naprawdę znaczy obietnica Rosjanina. Przez mętlik w głowie nie potrafił zasnąć, a fakt ten utrudniał dodatkowo gadający nad jego uchem Victor. Mówił albo się gapił. Yuuri nie potrafił stwierdzić, co było gorsze. Przez obie rzeczy nie mógł zasnąć.
A miał się wyspać. On i Nikiforov umówili się, że jutro zaczną wdrażać plan jasnowłosego w życie. Yuuri nie wiedział jeszcze dokładnie, na czym on polegał, ale wszystko miało się okazać następnego dnia.
Opatulił się szczelnie kołdrą, by nie było mu zimno. Obecność ducha w jego pobliżu wpływała minimalnie na temperaturę dookoła niego, ale chłopak zauważył, że miało to podłoże w emocjach. Kiedy Rosjanin był zły lub smutny temperatura spadała, a gdy był w lepszym nastroju, wszystko wracało do normy, jednak dało się wyczuć, że jest nieco zimniej niż zazwyczaj.
— Mówię serio, idź sobie — powtórzył ciemnowłosy. — Mówiłeś, że mam się wyspać, a nie potrafię zasnąć, kiedy tu jesteś.
— Ale byłem tu wczoraj i przedwczoraj, i jakoś mogłeś — zauważył Nikiforov. W jego głosie dało się usłyszeć nutkę rozbawienia.
— Bo nie wiedziałem o tym, że tu jesteś.
— Czyli cię rozpraszam? — Yuuri mógł przysiąc, że wręcz poczuł uśmiech Victora. — W sumie wtedy i tak wisiały tu wszystkie te plakaty...
No tak, w końcu nawet nimi rozrzucał — przypomniał sobie. Zażenowanie łyżwiarza sięgnęło maksimum. Policzki nabrały czerwonego koloru. Yuuri miał nadzieję, że w ciemności nie było tego widać.
— To nie było to samo — odparował. — One nie były żywe... No... Dobra to złe porównanie. Nie były trójwymiarowe, o!
Yuuri obrócił się ponownie na łóżku, żeby tym razem znaleźć się twarzą do Victora. Widział, jak jego półprzeźroczysta postać migocze w blasku nikłego światła księżyca, które wpadało do pokoju przez rolety. Skoro nie mógł zasnąć przez obecność ducha, mógł to jakoś wykorzystać. Miał tyle pytań, ale nie wiedział, które z nich zadać pierwsze.
— Jak to jest umierać? — wypalił. Nie zrozumiał sensu swoich słów, dopóki nie opuściły jego ust.
Jasnowłosy wyraźnie się zasępił. Zamigotał jeszcze bardziej, zupełnie jakby chciał zniknąć. — Nie musisz odpowiadać. — Dodał natychmiast Yuuri, podniósł się do pozycji siedzącej.
— Nie, okej. W sumie długo czekałeś z tym pytaniem, zastanawiałem się, kiedy o to spytasz — odpowiedział Victor.
Katsuki milczał, czekając na odpowiedź. Już, kiedy tylko ukazał się mu Rosjanin, zaczęły go prześladować myśli o życiu i śmierci. Bo w końcu, gdyby ktoś miał okazję dowiedzieć się, jak to jest, na pewno nie chciałby jej zmarnować.
Jasnowłosy długo zbierał myśli i Yuuri mu na to pozwolił. To nie był łatwy temat. Śmierć nigdy nie będzie łatwa — pomyślał. — Nawet gdy nastąpiła.
Po pewnym czasie Nikiforov zaczął mówić przyciszonym głosem, jakby słowa miały zostać pochwycone przez trzecią osobę/
— Nie wiedziałem, co się dzieje — przyznał. — To wszystko stało się tak szybko. Pamiętam jedynie błysk światła samochodu, który jechał z naprzeciwka. Zabrakło mi powietrza, kiedy zbyt mocno uderzyłem o kierownicę. Poduszka nie zadziałała — tłumaczył. — Potem nic, pustka. Dosłownie. Przestałem cokolwiek czuć. Ból zniknął... Wszystkie uczucia zniknęły. A potem zobaczyłem samego siebie i światła karetki. To było najgorsze. Widzieć, jak uciekło ze mnie życie.
Yuuri milczał. Słowa Nikiforova dudniły głuchym echem w jego głowie.
— Czy to bolało?
— Przez pierwszy moment tak. Nagłe ukłucie, że jest ci coś odbierane. — Victor westchnął głośno. — To nie był mój czas. Może dlatego to tak bolało. Kiedy jesteś na to przygotowany, na pewno jest lźej. Człowiek ma całe życie, by nauczyć się śmierci. Malutkimi kroczkami się z nią oswaja, by kiedyś odejść. Tylko czasami to jest takie... Nieprzewidywalne.
Czarnowłosy pokiwał w zgodzie głową.
— Mam nadzieję, że... że po wszystkim znajdziesz się w lepszym miejscu. Ja... Erm. Zasługujesz na coś lepszego.
— Dzięki. — Jasnowłosy uśmiechnął się lekko. — Idź lepiej spać. Masz rację, pójdę gdzieś sobie.
— Nie — powiedział szybko Yuuri. — Możesz zostać. Tylko się tak nie patrz. To strasznie krępujące.
Victor uśmiechnął się. Pochylił się nad twarzą Yuuriego, tak że ten poczuł szczypanie na policzkach.
Spokojnoj noči.*
Czarnowłosy jedynie domyślił się znaczenia słów Rosjanina. Miał jedynie małą styczność z jego rodzimym językiem, jednak nigdy nie czuł potrzeby poznania tego egzotycznego języka.
— Dobranoc — wymamrotał. Krótka rozmowa z jasnowłosym sprawiła, że poczuł się śpiący. Powieki stały się ciężkie i nie miał dostatecznie dużo siły, by pozostawić je, chociaż jeszcze przez chwilę otwartymi. Przez usta uleciało mu ciche westchnięcie.
Victor stał nad nim jeszcze przez chwilę. Był pod wrażeniem, jak szybko Japończyk potrafił zasnąć. Spoglądając na postać niewiele młodszego od siebie mężczyzny, rozczulił się. Yuuri wyglądał tak niewinnie. Czarne włosy na białej poduszce tworzyły miły dla oka kontrast, na który Nikiforov mógłby patrzyć godzinami. Wiedział jednak, że nie byłoby to zbyt uprzejme, ani na miejscu. Mimo że był duchem i przez to nie obejmowały go żadne prawa, miał jeszcze resztki przyzwoitości, która nawet za jego życia była w dość szczątkowych ilościach.
Stał tak jeszcze przez chwilę, błądząc wzrokiem ponad leżącą postacią Katsukiego, by parę sekund później rozpłynąć się w powietrzu.
Poranek powitał Yuuriego w dość dobrym humorze. Mimo wrażeń dnia poprzedniego wyspał się i czuł się jak nowo narodzony. Przetarł oczy, by pozbyć się z nich resztek snu. Kiedy już dostatecznie oprzytomniał, rozejrzał się po pokoju.
— Victor — rzucił w przestrzeń. Nigdzie go nie widział. Ściągnął z siebie kołdrę i rozciągnął zesztywniałe mięśnie. Ramiona protestowały, gdy wygiął je do tyłu. Z wczorajszej rozmowy z Rosjaninem wynikało, że ten chciałby, aby czarnowłosy wrócił do treningów. Yuuri wolał nie myśleć, co takiego się stanie, kiedy po tak długim czasie lenistwa, miałby wrócić do regularnych ćwiczeń. Jutro nie wstanę — pomyślał.
Poczłapał do łazienki, by się odświeżyć po nocy. Na korytarzu nie było widać nikogo. Drzwi do pokoju Mari były zamknięte, więc jej już nie było. Wziął szybki, rozgrzewający prysznic, by się całkowicie rozbudzić. Gdy już się umył, ubrał się w luźniejsze ubrania i czmychnął do pokoju. Cały czas w jego podświadomości błąkało się pytanie: Gdzie jest Victor?
Przecież nie mógł ot tak zniknąć. Chyba że to wszystko, co się wydarzyło, miało miejsce tylko w jego wyobraźni. Byłoby to jednak zbyt przerażające. Myśl, że mógł oszaleć, powodowała, że ciarki przechodziły mu po plecach.
Skierował swoje kroki do kuchni. Tam też nie zobaczył swojej mamy, ale zauważył leżącą na stoliku kartkę.
W lodówce masz śniadanie, jesteśmy w gorących źródłach.
Czarnowłosy wzruszył lekko ramionami. Wziął wcześniej przygotowany posiłek i zjadł go z zapałem. Rozmyślał o planach na dzisiaj. Nigdzie nie zauważył obecności jasnowłosego. Zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Nie zmieniało to jednak faktu, że Yuuri coś obiecał, a słowa łamać nie lubił. Gdy już zjadł, posprzątał po sobie, by nie zostawiać zbędnego bałaganu. Cenił sobie uporządkowane życie. Narzucił na siebie kurtkę i wziął z przedpokoju torbę z łyżwami. Zamknął drzwi wejściowe na klucz i schował głęboko do kieszeni, by nie wypadł po drodze.
Dłonie wcisnął w kieszenie, by nie zmarzły od zimna. Szybkim kokiem przemierzał drogę w dół niewielkiego zbocza.
— Yuuri, gdzie ci się tak śpieszy — usłyszał głos tuż przy prawym uchu.
— Victor! — wyrwało mu się z ust. Od razu przystawił do nich dłoń i rozejrzał się dookoła. Nikogo nie było, więc chłopakowi ulżyło. — Nie rób tak. To, że tylko ja ciebie widzę, nie oznacza, że możesz się tak pojawiać znikąd — wyrzucił z siebie.
Postać Rosjanina pojawiła się nagle obok niego. Duch Victora, nieco wyblakły, uśmiechnął się zawadiacko. Yuuri miał teraz okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Wczoraj kierowały nim zbyt duże emocje, by móc skupić się na czymś tak trywialnym, jak wygląd.
Duchowa resztka po Victorze wyglądała dokładnie tak samo, jak w dniu śmierci. Yuuri pamiętał nagrania z miejsca wypadku. Zdjęcia sprzed samego wydarzenia. Nikiforov wracał po prostu do hotelu. Miał na sobie długi beżowy płaszcz, który współgrał kolorystycznie z odcieniem jego włosów. Ciemne spodnie optycznie sprawiały, że jego nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż w rzeczywistości. W gruncie rzeczy Katsuki musiał przyznać, że śmierć nie była w stanie odebrać byłemu łyżwiarzowi przystojności. Jakkolwiek by to brzmiało — pomyślał chłopak. Skierował spojrzenie w inną stronę.
— Okej, nie denerwuj się tak — przeprosił Nikiforov. Jego przeźroczysta postać w świetle dziennym wydawała się jeszcze bardziej nienaturalna niż wieczorem. — Ale muszę przyznać, że to świetna sprawa. Mogę widzieć wszystko — podkreślił ostatnie słowo i uśmiechnął się znacząco.
Czarnowłosy zarumienił się trochę, jednak zamierzał zrzucić winę na stosunkowo niską temperaturę.
— Chciałeś mnie trenować — przerwał mu — to chodźmy.
Rosjanin uniósł brew.
— To ty chciałeś, abym ja ciebie trenował.
— A to coś zmienia? — odparował Japończyk.
— Absolutnie nie.
— Trudno. I nie mów do mnie teraz. Jeszcze sąsiedzi pomyślą, że ześwirowałem przez przegraną.
— Widzisz mnie, czego to może być oznaką? Jak sądzisz? — Yuuri przewiercił Victora spojrzeniem. — Może lepiej nie patrz się też na mnie. Omamy wzrokowe jest gorzej tłumaczyć niż gadanie do siebie.
Japończyk westchnął z irytacji.
— Dobra. Dzięki za troskę.
— Oczywiście, przecież muszę też dbać o twój image — wyjaśnił Victor. Był w dobrym humorze. Nucił pod nosem nieznaną Yuuriemu melodię i wydawał się niezwykle spokojny. I w sumie nie było cię czemu dziwić, bo w końcu czym mogłaby się martwić martwa osoba. Wszystko, co miało się zdarzyć, już miało miejsce, pozostawało jedynie rozpamiętywanie.
— Wyciągnij telefon i udawaj, że rozmawiasz z kimś. — Poinstruował Yuuriego Victor. Czarnowłosy pokiwał głową na znak, że rozumie. Był to całkiem dobry pomysł, jak skomentował w myślach. — Ale wycisz, bo jeszcze ktoś zadzwoni i jeszcze wszystko się wyda.
— Okej, dobra. — Czarnowłosy wyłączył dźwięk i przyłożył komórkę do ucha. — Więc co robiłeś, kiedy ja spałem?
— Zastanawiałem się, jak ci pomóc będąc w takim... stanie. — Mina Victora nie wyrażała niczego konkretnego. Widać było jedynie, że jest spokojny, więc pewnie już wszystko sobie ustalił.
— I do jakich wniosków doszedłeś?
— Że to, co planuję, niekoniecznie może ci się spodobać.
— Ale, że co!? — krzyknął Yuuri. Spojrzał spod byka na jasnowłosego, gdy te jedynie uśmiechnął się jak kot na widok myszy.
— Zobaczysz.
I tak też miało się stać.
Kiedy Yuuri pierwszy raz wszedł na lód, czuł się niepewnie. Cała ta śliskość potęgowała jego niezdarność, której ciągle uczył się wyzbywać. Po tylu latach doświadczenia czuł się już nieco pewniej, jednak nie mógł mówić, że było tak zawsze.
Bynajmniej nie w tamtej chwili.
Na drżących nogach pokonywał pierwsze zakręty. Był niezwykle zestresowany, będąc pod ostrzałem spojrzeń Nikiforova. Ten poprosił go o ponowny wykon jego układu, który pojawił się w internecie. Tłumaczył to tym, że chciał zobaczyć technikę i wszelkie mankamenty podczas pracy jego ciała.
Po wszystkim Victor w milczeniu patrzył się na Yuuriego, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
— O czym myślisz? — spytał Japończyk, łapiąc oddech. Policzki miał zaczerwienione od mrozu. Mroźne powietrze szczypało go niemiłosiernie.
— Zastanawiam się jaki układ dla ciebie stworzyć.
Czarnowłosy zamrugał oczyma. No cóż, akurat spodziewał się takiej odpowiedzi, ale usłyszenie czegoś takiego, było zupełnie inną kwestią.
— Erm...
— Yuuri — zaczął Nikiforov. — Czemu ty się nie starasz?
— Co?! — krzyknął chłopak. Gwałtownie obrócił się, by sprawdzić, czy Yuu-chan nie było w pobliżu. — Robię wszystko, co w mojej mocy.
— Nie — zaprzeczył jasnowłosy. Uśmiechnął się nieco zadziornie, przez co serce młodszego łyżwiarza nieco szybciej zabiło, ale raczej nie czuł potrzeby, aby się do tego przyznawać. — Miarkujesz, powstrzymujesz się przed robieniem skoków w pełni, dlatego ci nie wychodzą.
— Ale...
— Nawet nie próbuj kłamać — ostrzegł go Victor. — Po prostu powiedz, dlaczego tak się dzieje.
Japończyk zwiesił głowę, patrząc na swoje łyżwy. Czy on właściwie wiedział, czemu robił wszystko tak, a nie inaczej?
— Nie wiem. Ja po prostu...
— Boisz się?
Słowa zawisły w powietrzu, zagęszczając atmosferę.
— To... To za duże słowa — powiedział Yuuri. Westchnął ciężko, jakby niósł coś ponad jego siły.
Victor przyglądał mu się z zaciekawieniem, jakby stanowił wyjątkowy okaz muzealny.
— Może masz rację — przyznał. — Jesteś taką... Hmm... Cinnamon roll, tak to się chyba mówi.
Katsuki spąsowiał. Złapał się barierki oddzielającej ich od siebie. Usilnie starał się zachować resztki godności.
— Och, proszę cię. Umiesz jeździć, tylko brakuje ci tej pewności siebie. Musimy ją po prostu znaleźć gdzieś w tobie, żebyś mógł się zmierzyć z tym... cynamonowym potworem.
Czarnowłosy parsknął śmiechem, gdy usłyszał to określenie. Było takie
— Naprawdę? Cynamonowy potwór? Dość marne określenie.
Jasnowłosy wzruszył ramionami.
— Staram się być uprzejmy. Mam więcej pomysłów, gorszych — podkreślił.
Japończyk pokiwał głową w wyrazie lekkiego niedowierzania, jednak po chwili podjął porzucony wątek.
— Kiedyś było gorzej. Teraz staram się jakoś z tym radzić — machnął ręką dookoła siebie, jakby chcąc zlustrować całą sytuację. — Wszyscy się zmieniają, a to gdzie teraz jestem, na czym teraz stoję, to chyba szczyt moich sił.
— Nie martw się, wykrzeszę z ciebie coś więcej — obiecał Nikiforov. — A teraz koniec gadania. Pokaż mi wszystkie skoki, jakie znasz. Musimy zacząć od podstaw, żebym mógł coś stworzyć.
Katsuki wyprostował się jak struna. Nie pozostało mu nic innego jak wykonanie prośby, a może raczej rozkazu Rosjanina.
Po całym dniu męczącego treningu, zgrabnych uników przed innymi ludźmi, którzy mogliby zobaczyć, że gada sam do siebie, Yuuri był padnięty. Nie marzył o niczym innym, jak o śnie, jednak nic z tego nie wyszło. Rosjanin kazał mu po ćwiczeniach poczytać kilka motywujących artykułów, które według niego pomogłyby mu w dalszych etapach jego treningu. Miał czytać o historii łyżwiarstwa, zupełnie jakby to miałoby mu się przydać. Argumentem Victora na to, aby spędzał czas na czytaniu, było to, że zanim opanowuje się praktykę potrzeba teorii. Coś w tym było, jednak nie wyobrażał sobie Victora siedzącego i czytającego grube tomiszcza. W jego oczach nie był typem mola książkowego.
Sam Katsuki lubił czytać, ale niekoniecznie książko popularnonaukowe. Zanudzały go doszczętnie i miał do nich uraz po studiach. Mimo to nie chciał podpaść swojemu... trenerowi.
Nadal miał trudność z nazywaniem Victora w ten sposób. W końcu minęła zaledwie doba. Dwadzieścia cztery godziny, a on przeszedł nad widzeniem ducha, rozmawianiem z nim oraz byciem jego uczniem, do porządku dziennego. Wychodziło na to, że był szalony albo taki naprawdę był świat. Zbyt szybko się zmieniający, którego definicja normalności zmieniała się z sekundy na sekundę.
Tkwił w swoim pokoju, udając przed wszystkimi, że wszystko gra, a tak naprawdę cały porządek wszechświata obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Nikiforov co chwila znikał i pojawiał się w najmniej oczekiwanych momentach, jak wtedy gdy właśnie zamierzał brać prysznic albo się przebrać. Było to niezwykle krępujące. W sumie jakby się nad tym nie zastanawiać to Yuuri nie wiedział, co Victor widział, kiedy ten nie wiedział o jego obecności. Świadomość tego była jeszcze gorsza. Ostatecznie ludzie lubią mieć przed sobą tajemnice, to daje im władzę i przewagę nad innymi. Yuuri został jej pozbawiony. Nie, żeby miał kiedykolwiek wykorzystywać coś takiego. To nie leżało w jego naturze. Atakowany wolał się wycofać i przeczekać burzę.
Gdy doszedł już do etapu, kiedy Urlich Salchow rozpoczynał swoją karierę, w jego pokoju pojawił się duch Victora.
Był widocznie podekscytowany. Powietrze wokół niego trzaskało, jakby było naładowane elektrycznie.
— Wymyśliłem! — wykrzyknął. W tamtej chwili Yuuriemu przypomniały się lekcje fizyki wraz z Archimedesem i jego eureką. Victor wyglądał na takiego oto odkrywcę.
— Co?
— Już wiem, co wykonasz. Zmiażdżysz ich — obiecał Rosjanin. Podszedł, a właściwie wręcz podleciał do czarnowłosego. Cała jego postać świeciła się tak mocno, że Katsuki musiał zmrużyć oczy, by móc na niego spojrzeć.
— Postaram się, ale... — zaczął mówić Yuuri, ale Victor mu przerwał, gwałtownie potrząsając głową.
— Wierzę w ciebie, tak samo, jak ty uwierzyłeś we mnie, żadnych „ale”. A teraz wszystko ci wyjaśnię.


*[j.ros] Dobranoc ( Cпокойной ночи)

2 komentarze:

  1. O MÓJ BOŻE, NA SAMYM POCZĄTKU FANGIRLOWAŁAM, BO TWOJE HAIKU (już chciałam napisać z przyzwyczajenia haikyuu, hehe) JEST BOSKIE I CHWYTAJĄCE ZA SERDUSZKO *piski orki*'
    I w ogóle... to, co ze mną zrobiłaś to przeszło do historii fangirlu w wykonaniu Jordbaer. W życiu tyle nie fangirlowałam, serio. Na dnie naszych dusz powoduje, że mam ochotę rozpłynąć się, piszczeć jak wariatka, śmieszkować i ryczeć jednocześnie.
    Kocham, w jaki sposób opisujesz Yuuriego i Victora. Twoje opowiadanie jest po prostu idealne, co tu dużo mówić. *rozkłada czerwony dywan, paparazzi czekają na główną gwiazdę*
    Nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Wystarczająco dzikowałam na Wattpadzie, komentując parę fragmentów i... aż sobie porobię screeny i jak będzie mi smutno i źle to wtedy sobie przeczytam. Są takie pocieszne, że o matko <3
    Pozdrawiam ciepło, tulę mocno <3 Trzymaj się, kochana! Życzę tobie weny, weny i jeszcze raz weny, cierpliwości oraz czasu na pisanie perełek. No i nie zapominajmy o cierpliwości i pozytywnej energii, bo to jest klucz do sukcesu :3
    Bye bye <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oya, oya, oya. Dziękuję ci bardzo Jordbaer. Bardzo się cieszę, że ci się podoba to opowiadanie. I dziękuję za tak przeokropnie miłe słowa. Dają niesamowitego kopa do pisania, a akurat coś takiego się przydaje :D
      No i weny ci życzę na Ciszę, bo jest fenomenalna <3

      Usuń