4.
Niewidzialne łzy,
Torują sobie drogę,
Na dnie naszych dusz.
— Czy mógłbyś się na mnie nie patrzeć — mruknął Yuuri.
Głowę miał wetkniętą pod poduszkę, by stłumić odgłosy
otoczenia. Bardzo irytującego otoczenia, co warto podkreślić.
— Mógłbym. — Odpowiedź nadeszła z bardzo bliskiej odległości.
Yuuri mógłby przysiąc, że osoba, która to mówiła, siedziała
na jego łóżku, ale przeczyło temu to, że nie czuł żadnego
nacisku.
— Daj mi się wyspać. Porozmawiamy o reszcie jutro — wyjęczał
czarnowłosy. Włosy miał zmierzwione od przewracania. — I idź
sobie. Rób to, co robią przyzwoite duchy w Japonii. Idź straszyć
na ulicy albo w toaletach publicznych.
— Nie jestem miejscowy.
— Marna riposta — Katsuki ziewnął. Nie chciał toczyć całej
tej rozmowy. Marzył o śnie, który mógłby pomóc mu zrozumieć
pewne rzeczy, których świadkiem był przez ostatnią dobę.
A była ona wyjątkowo burzliwa.
Od kiedy zobaczył ducha Nikiforova, ten zaczął się zachowywać
jak nastolatek. Zaczął się żalić na to, jak długo czekał, aż
ktoś go zobaczy i wysłucha. Był nieznośny. W tamtej chwili Yuuri
zastanawiał się, czy to spowodowane było śmiercią, czy jego idol
był taki za życia. Nigdy nie miał okazji się o tym przekonać,
kiedy serce tamtego jeszcze biło.
Potem Victor zaczął uśmiechać się ja głupek. Ciemnowłosy
pamiętał co do sekundy wydarzenia sprzed paru godzin, nie było to
w końcu tak dawno temu, a miał całkiem dobrą pamięć.
Jego dłoń przeniknęła przez niematerialną postać dawnego
łyżwiarza.
— A nie mówiłem? — usłyszał. Duch Victora odsunął się od
niego na bezpieczną odległość.
Yuuri nic nie powiedział. Nie umiał nic z siebie wykrztusić. Za
dużo myśli kłębiło mu się po głowie i nie umiał wybrać
jednej konkretnej, by ubrać ją w odpowiednie słowa.
Rosjanin widząc to, co się działo, uśmiechnął się lekko.
— Przepraszam, że ciebie nastraszyłem, ale chciałem, żeby ktoś
mnie wreszcie wysłuchał. Nawet nie wiesz, jak męcząca może być
śmierć — poskarżył się, opierając o ścianę. Yuuri
przyglądał się jemu w zadziwieniu. Duch czuł się zadziwiająco
dobrze zadomowiony w tym obcym dla niego miejscu. Zachowywał się
naturalnie, chociaż czarnowłosy nie miał żadnego innego
porównania z jakimikolwiek upiorami.
Nikiforov spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
— Zamierzasz tak cały czas milczeć? Jakby nie patrzeć jestem
gościem. Słyszałem, że Japończycy słyną z gościnności.
Katsuki poczuł się nagi pod czujnym spojrzeniem Victora. Odsłonięty
na wszelkie możliwe sposoby.
— Nie wiem, co powiedzieć — przyznał się. — Czy to się
dzieje naprawdę? — spytał głupio.
— Myślałem, że nie zadasz takich głupich pytań. Oczywiście,
że tak. — odparł z przekąsem Victor. Uśmiechnął się lekko,
jakby sama myśl, iż to wszystko jest wybrykiem wyobraźni, była
niezłym kawałem.
— Erm... Co tu robisz? — Yuuri uznał, że to będzie dobre
pytanie na początek. Lepiej było walić prosto z mostu, to o czym
się myślało.
— To dobre pytanie. — Victor uśmiechnął się szeroko. Psotliwe
iskierki błysnęły w jego oczach.
Bogowie, nawet po jego śmierci wygląda tak dobrze — przeszło
przez myśl czarnowłosemu. Poruszył się, by zwiększyć dystans
między nimi. Nagle poczuł pewien dyskomfort.
— Więc...?
— Ach, tak. Jeszcze parę dni temu błąkałem się po swoim starym
mieszkaniu w Rosji. Mój trener, Yakov zajął się sprzedażą
mojego mieszkania i tak jakoś nie mogłem się przyzwyczaić, że
już nie należy do mnie. — Zaczął opowiadać jasnowłosy,
gwałtownie gestykulując. Nie przejmował się tym, że wymachując
rękoma, te przenikają przez wszystkie meble w jego zasięgu.
Zadziwiające było to, że jakimś cudem siedział na łóżku.
Jakby na niektóre przedmioty działał jak człowiek, a na niektóre
jak... widmo. Yuuri gapił się na niego z zainteresowaniem.
Pierwotny lęk zaniknął gdzieś między pierwszym atakiem
zadziwienia a drugim.
— Coś mnie trzyma. I nie mogę ruszyć dalej. Nie minęło dużo
czasu, jak się zorientowałem, o co może chodzić. — Ton głosu
Nikiforova stał się melancholijny. Widocznie myślał jeszcze o
tym, jak to było parę miesięcy temu, kiedy serce w jego klatce
piersiowej pracowało.
Yuuri postanowił mu nie przerywać. Widać było, że Nikiforov zbyt
długo nie miał kontaktu z drugim człowiekiem i musiał z siebie to
wszystko wyrzucić. Czarnowłosy przyciągnął nogi do klatki
piersiowej i objął je rękoma, jakby chcąc zmniejszyć
powierzchnię, którą zajmował.
— Dopiero niedawno, kiedy chwilowo nawiedzałem Yuriego
Plisetsky'ego, zobaczyłem, że ogląda pewne nagranie. — Victor
roześmiał się. — Żebyś widział, jaki był wkurzony, nawet
mógłbym powiedzieć, że zazdrosny. Wiesz, o które mi chodzi? O
twoje.
— Plisetsky? — zdziwił się Yuuri. Nie wiedział, dlaczego tak
miałoby być. Owszem młody Rosjanin bardzo pragnął wygranej w
mistrzostwach, ale mimo tak młodego wieku miał o wiele większe
możliwości od niego, jak i również większe predyspozycje. Był
jak Victor paręnaście lat temu. — I co to ma do ciebie?
— Słyszałem jego rozmowę. — odpowiedział jasnowłosy, jakby
to była oczywistość. — Dotyczącą imprezy po mistrzostwach
Grand Prix. Tego, co, się tam zdarzyło.
Victor uśmiechnął się, czym rozdrażnił Yuuriego. I zażenował.
Chłopak nic nie pamiętał z tamtego wydarzenia, a przynajmniej nic
z jej drugiej połowy. Po tym, jak postanowił utopić swój smutek w
paru kieliszkach szampana i przemyconej przez Yakova – byłego
trenera Victora – wódki, urwał mu się film. Nic. Pustka w
głowie.
— Eee, nie wiem, o co ci chodzi? — przyznał się czarnowłosy. —
Nic nie pamiętam.
— To raczej normalne. Słyszałem, że się całkowicie zalałeś.
Smęciłeś nad rosyjską wódką i zacząłeś się zwierzać
Feltsmanowi, jak to chciałeś, żebym był twoim trenerem. — słowa
Nikiforova zawisły w powietrzu. Łyżwiarz nie mógł uwierzyć w te
słowa. Czy mógł być aż tak pijany, aby się przyznać do swojego
największego marzenia, które tkwiło przez cały czas na samym dnie
jego duszy?
— Ja... — zaczął, ale nie potrafił ubrać swoich myśli w
słowa. Odchrząknął. — To prawda, ale... Nie mogłem czegoś
takiego powiedzieć... Nie...
Jasnowłosy pokręcił głową.
— Także, kiedy to usłyszałem, olśniło mnie. Jeżeli mam jakiś
cel w tym, aby zostać na ziemi, to chyba istnieje tylko jeden powód.
I to ty nim jesteś.
Niebieskie oczy skupiły się na postaci Yuuriego, bacznie go
obserwując.
— Serio? To dość kiepski obiekt sobie wybrałeś.
— Nie rozumiesz — powiedział z naciskiem Victor. — Jeżeli
sprawię, że staniesz się najlepszym łyżwiarzem, będę mógł
stąd odejść. Dla żadnego ducha nie jest to przyjemne tkwić
tutaj, widząc, jak inni żyją.
Yuuriemu zrobiło się głupio. Przecież to logiczne. Oglądanie
cudzego życia, kiedy własne już dawno uleciało z ostatnim
oddechem, było na pewno przygnębiające. Rosjanin wydawał się
uparty w swojej decyzji. Jego zwykle gładkie czoło było
zmarszczone w wyrazie zdenerwowania. Yuuri zmieszany całą sytuacją,
nerwowo skręcał dłonie.
— Ja chciałbym ci pomóc, ale to jest niewykonalne — wyznał.
— Uwierz mi, nie doceniasz się. — Surowy ton głosu Nikiforova
sprawił, że czarnowłosemu zrobiło się zimno. — Zrobię
wszystko, byś wygrał w przyszłym roku — obiecał.
Yuuri nie wiedział jeszcze, jak bardzo te słowa zmienią jego
dotychczasowe życie. Dopiero wtedy, wieczorem, po całej tej
rozmowie, zaczął się zastanawiać, co tak naprawdę znaczy
obietnica Rosjanina. Przez mętlik w głowie nie potrafił zasnąć,
a fakt ten utrudniał dodatkowo gadający nad jego uchem Victor.
Mówił albo się gapił. Yuuri nie potrafił stwierdzić, co było
gorsze. Przez obie rzeczy nie mógł zasnąć.
A miał się wyspać. On i Nikiforov umówili się, że jutro zaczną
wdrażać plan jasnowłosego w życie. Yuuri nie wiedział jeszcze
dokładnie, na czym on polegał, ale wszystko miało się okazać
następnego dnia.
Opatulił się szczelnie kołdrą, by nie było mu zimno. Obecność
ducha w jego pobliżu wpływała minimalnie na temperaturę dookoła
niego, ale chłopak zauważył, że miało to podłoże w emocjach.
Kiedy Rosjanin był zły lub smutny temperatura spadała, a gdy był
w lepszym nastroju, wszystko wracało do normy, jednak dało się
wyczuć, że jest nieco zimniej niż zazwyczaj.
— Mówię serio, idź sobie — powtórzył ciemnowłosy. —
Mówiłeś, że mam się wyspać, a nie potrafię zasnąć, kiedy tu
jesteś.
— Ale byłem tu wczoraj i przedwczoraj, i jakoś mogłeś —
zauważył Nikiforov. W jego głosie dało się usłyszeć nutkę
rozbawienia.
— Bo nie wiedziałem o tym, że tu jesteś.
— Czyli cię rozpraszam? — Yuuri mógł przysiąc, że wręcz
poczuł uśmiech Victora. — W sumie wtedy i tak wisiały tu
wszystkie te plakaty...
No tak, w końcu nawet nimi rozrzucał — przypomniał sobie.
Zażenowanie łyżwiarza sięgnęło maksimum. Policzki nabrały
czerwonego koloru. Yuuri miał nadzieję, że w ciemności nie było
tego widać.
— To nie było to samo — odparował. — One nie były żywe...
No... Dobra to złe porównanie. Nie były trójwymiarowe, o!
Yuuri obrócił się ponownie na łóżku, żeby tym razem znaleźć
się twarzą do Victora. Widział, jak jego półprzeźroczysta
postać migocze w blasku nikłego światła księżyca, które
wpadało do pokoju przez rolety. Skoro nie mógł zasnąć przez
obecność ducha, mógł to jakoś wykorzystać. Miał tyle pytań,
ale nie wiedział, które z nich zadać pierwsze.
— Jak to jest umierać? — wypalił. Nie zrozumiał sensu swoich
słów, dopóki nie opuściły jego ust.
Jasnowłosy wyraźnie się zasępił. Zamigotał jeszcze bardziej,
zupełnie jakby chciał zniknąć. — Nie musisz odpowiadać. —
Dodał natychmiast Yuuri, podniósł się do pozycji siedzącej.
— Nie, okej. W sumie długo czekałeś z tym pytaniem,
zastanawiałem się, kiedy o to spytasz — odpowiedział Victor.
Katsuki milczał, czekając na odpowiedź. Już, kiedy tylko ukazał
się mu Rosjanin, zaczęły go prześladować myśli o życiu i
śmierci. Bo w końcu, gdyby ktoś miał okazję dowiedzieć się,
jak to jest, na pewno nie chciałby jej zmarnować.
Jasnowłosy długo zbierał myśli i Yuuri mu na to pozwolił. To nie
był łatwy temat. Śmierć nigdy nie będzie łatwa — pomyślał.
— Nawet gdy nastąpiła.
Po pewnym czasie Nikiforov zaczął mówić przyciszonym głosem,
jakby słowa miały zostać pochwycone przez trzecią osobę/
— Nie wiedziałem, co się dzieje — przyznał. — To wszystko
stało się tak szybko. Pamiętam jedynie błysk światła samochodu,
który jechał z naprzeciwka. Zabrakło mi powietrza, kiedy zbyt
mocno uderzyłem o kierownicę. Poduszka nie zadziałała —
tłumaczył. — Potem nic, pustka. Dosłownie. Przestałem cokolwiek
czuć. Ból zniknął... Wszystkie uczucia zniknęły. A potem
zobaczyłem samego siebie i światła karetki. To było najgorsze.
Widzieć, jak uciekło ze mnie życie.
Yuuri milczał. Słowa Nikiforova dudniły głuchym echem w jego
głowie.
— Czy to bolało?
— Przez pierwszy moment tak. Nagłe ukłucie, że jest ci coś
odbierane. — Victor westchnął głośno. — To nie był mój
czas. Może dlatego to tak bolało. Kiedy jesteś na to przygotowany,
na pewno jest lźej. Człowiek ma całe życie, by nauczyć się
śmierci. Malutkimi kroczkami się z nią oswaja, by kiedyś odejść.
Tylko czasami to jest takie... Nieprzewidywalne.
Czarnowłosy pokiwał w zgodzie głową.
— Mam nadzieję, że... że po wszystkim znajdziesz się w lepszym
miejscu. Ja... Erm. Zasługujesz na coś lepszego.
— Dzięki. — Jasnowłosy uśmiechnął się lekko. — Idź
lepiej spać. Masz rację, pójdę gdzieś sobie.
— Nie — powiedział szybko Yuuri. — Możesz zostać. Tylko się
tak nie patrz. To strasznie krępujące.
Victor uśmiechnął się. Pochylił się nad twarzą Yuuriego, tak
że ten poczuł szczypanie na policzkach.
—
Spokojnoj
noči.*
Czarnowłosy jedynie domyślił się znaczenia słów Rosjanina. Miał
jedynie małą styczność z jego rodzimym językiem, jednak nigdy
nie czuł potrzeby poznania tego egzotycznego języka.
— Dobranoc — wymamrotał. Krótka rozmowa z jasnowłosym
sprawiła, że poczuł się śpiący. Powieki stały się ciężkie i
nie miał dostatecznie dużo siły, by pozostawić je, chociaż
jeszcze przez chwilę otwartymi. Przez usta uleciało mu ciche
westchnięcie.
Victor stał nad nim jeszcze przez chwilę. Był pod wrażeniem, jak
szybko Japończyk potrafił zasnąć. Spoglądając na postać
niewiele młodszego od siebie mężczyzny, rozczulił się. Yuuri
wyglądał tak niewinnie. Czarne włosy na białej poduszce tworzyły
miły dla oka kontrast, na który Nikiforov mógłby patrzyć
godzinami. Wiedział jednak, że nie byłoby to zbyt uprzejme, ani na
miejscu. Mimo że był duchem i przez to nie obejmowały go żadne
prawa, miał jeszcze resztki przyzwoitości, która nawet za jego
życia była w dość szczątkowych ilościach.
Stał tak jeszcze przez chwilę, błądząc wzrokiem ponad leżącą
postacią Katsukiego, by parę sekund później rozpłynąć się w
powietrzu.
Poranek powitał Yuuriego w dość dobrym humorze. Mimo wrażeń dnia
poprzedniego wyspał się i czuł się jak nowo narodzony. Przetarł
oczy, by pozbyć się z nich resztek snu. Kiedy już dostatecznie
oprzytomniał, rozejrzał się po pokoju.
— Victor — rzucił w przestrzeń. Nigdzie go nie widział.
Ściągnął z siebie kołdrę i rozciągnął zesztywniałe mięśnie.
Ramiona protestowały, gdy wygiął je do tyłu. Z wczorajszej
rozmowy z Rosjaninem wynikało, że ten chciałby, aby czarnowłosy
wrócił do treningów. Yuuri wolał nie myśleć, co takiego się
stanie, kiedy po tak długim czasie lenistwa, miałby wrócić do
regularnych ćwiczeń. Jutro nie wstanę — pomyślał.
Poczłapał do łazienki, by się odświeżyć po nocy. Na korytarzu
nie było widać nikogo. Drzwi do pokoju Mari były zamknięte, więc
jej już nie było. Wziął szybki, rozgrzewający prysznic, by się
całkowicie rozbudzić. Gdy już się umył, ubrał się w luźniejsze
ubrania i czmychnął do pokoju. Cały czas w jego podświadomości
błąkało się pytanie: Gdzie jest Victor?
Przecież nie mógł ot tak zniknąć. Chyba że to wszystko, co się
wydarzyło, miało miejsce tylko w jego wyobraźni. Byłoby to jednak
zbyt przerażające. Myśl, że mógł oszaleć, powodowała, że
ciarki przechodziły mu po plecach.
Skierował swoje kroki do kuchni. Tam też nie zobaczył swojej mamy,
ale zauważył leżącą na stoliku kartkę.
W lodówce masz śniadanie, jesteśmy w gorących źródłach.
Czarnowłosy wzruszył lekko ramionami. Wziął wcześniej
przygotowany posiłek i zjadł go z zapałem. Rozmyślał o planach
na dzisiaj. Nigdzie nie zauważył obecności jasnowłosego. Zniknął
tak samo szybko, jak się pojawił. Nie zmieniało to jednak faktu,
że Yuuri coś obiecał, a słowa łamać nie lubił. Gdy już zjadł,
posprzątał po sobie, by nie zostawiać zbędnego bałaganu. Cenił
sobie uporządkowane życie. Narzucił na siebie kurtkę i wziął z
przedpokoju torbę z łyżwami. Zamknął drzwi wejściowe na klucz i
schował głęboko do kieszeni, by nie wypadł po drodze.
Dłonie wcisnął w kieszenie, by nie zmarzły od zimna. Szybkim
kokiem przemierzał drogę w dół niewielkiego zbocza.
— Yuuri, gdzie ci się tak śpieszy — usłyszał głos tuż przy
prawym uchu.
— Victor! — wyrwało mu się z ust. Od razu przystawił do nich
dłoń i rozejrzał się dookoła. Nikogo nie było, więc chłopakowi
ulżyło. — Nie rób tak. To, że tylko ja ciebie widzę, nie
oznacza, że możesz się tak pojawiać znikąd — wyrzucił z
siebie.
Postać Rosjanina pojawiła się nagle obok niego. Duch Victora,
nieco wyblakły, uśmiechnął się zawadiacko. Yuuri miał teraz
okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Wczoraj kierowały nim zbyt
duże emocje, by móc skupić się na czymś tak trywialnym, jak
wygląd.
Duchowa resztka po Victorze wyglądała dokładnie tak samo, jak w
dniu śmierci. Yuuri pamiętał nagrania z miejsca wypadku. Zdjęcia
sprzed samego wydarzenia. Nikiforov wracał po prostu do hotelu. Miał
na sobie długi beżowy płaszcz, który współgrał kolorystycznie
z odcieniem jego włosów. Ciemne spodnie optycznie sprawiały, że
jego nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż w rzeczywistości. W
gruncie rzeczy Katsuki musiał przyznać, że śmierć nie była w
stanie odebrać byłemu łyżwiarzowi przystojności. Jakkolwiek by
to brzmiało — pomyślał chłopak. Skierował spojrzenie w inną
stronę.
— Okej, nie denerwuj się tak — przeprosił Nikiforov. Jego
przeźroczysta postać w świetle dziennym wydawała się jeszcze
bardziej nienaturalna niż wieczorem. — Ale muszę przyznać, że
to świetna sprawa. Mogę widzieć wszystko — podkreślił ostatnie
słowo i uśmiechnął się znacząco.
Czarnowłosy zarumienił się trochę, jednak zamierzał zrzucić
winę na stosunkowo niską temperaturę.
— Chciałeś mnie trenować — przerwał mu — to chodźmy.
Rosjanin uniósł brew.
— To ty chciałeś, abym ja ciebie trenował.
— A to coś zmienia? — odparował Japończyk.
— Absolutnie nie.
— Trudno. I nie mów do mnie teraz. Jeszcze sąsiedzi pomyślą, że
ześwirowałem przez przegraną.
— Widzisz mnie, czego to może być oznaką? Jak sądzisz? —
Yuuri przewiercił Victora spojrzeniem. — Może lepiej nie patrz
się też na mnie. Omamy wzrokowe jest gorzej tłumaczyć niż
gadanie do siebie.
Japończyk westchnął z irytacji.
— Dobra. Dzięki za troskę.
— Oczywiście, przecież muszę też dbać o twój image —
wyjaśnił Victor. Był w dobrym humorze. Nucił pod nosem nieznaną
Yuuriemu melodię i wydawał się niezwykle spokojny. I w sumie nie
było cię czemu dziwić, bo w końcu czym mogłaby się martwić
martwa osoba. Wszystko, co miało się zdarzyć, już miało miejsce,
pozostawało jedynie rozpamiętywanie.
— Wyciągnij telefon i udawaj, że rozmawiasz z kimś. —
Poinstruował Yuuriego Victor. Czarnowłosy pokiwał głową na znak,
że rozumie. Był to całkiem dobry pomysł, jak skomentował w
myślach. — Ale wycisz, bo jeszcze ktoś zadzwoni i jeszcze
wszystko się wyda.
— Okej, dobra. — Czarnowłosy wyłączył dźwięk i przyłożył
komórkę do ucha. — Więc co robiłeś, kiedy ja spałem?
— Zastanawiałem się, jak ci pomóc będąc w takim... stanie. —
Mina Victora nie wyrażała niczego konkretnego. Widać było
jedynie, że jest spokojny, więc pewnie już wszystko sobie ustalił.
— I do jakich wniosków doszedłeś?
— Że to, co planuję, niekoniecznie może ci się spodobać.
— Ale, że co!? — krzyknął Yuuri. Spojrzał spod byka na
jasnowłosego, gdy te jedynie uśmiechnął się jak kot na widok
myszy.
— Zobaczysz.
I tak też miało się stać.
Kiedy Yuuri pierwszy raz wszedł na lód, czuł się niepewnie. Cała
ta śliskość potęgowała jego niezdarność, której ciągle uczył
się wyzbywać. Po tylu latach doświadczenia czuł się już nieco
pewniej, jednak nie mógł mówić, że było tak zawsze.
Bynajmniej nie w tamtej chwili.
Na drżących nogach pokonywał pierwsze zakręty. Był niezwykle
zestresowany, będąc pod ostrzałem spojrzeń Nikiforova. Ten
poprosił go o ponowny wykon jego układu, który pojawił się w
internecie. Tłumaczył to tym, że chciał zobaczyć technikę i
wszelkie mankamenty podczas pracy jego ciała.
Po wszystkim Victor w milczeniu patrzył się na Yuuriego, jakby się
nad czymś głęboko zastanawiał.
— O czym myślisz? — spytał Japończyk, łapiąc oddech.
Policzki miał zaczerwienione od mrozu. Mroźne powietrze szczypało
go niemiłosiernie.
— Zastanawiam się jaki układ dla ciebie stworzyć.
Czarnowłosy zamrugał oczyma. No cóż, akurat spodziewał się
takiej odpowiedzi, ale usłyszenie czegoś takiego, było zupełnie
inną kwestią.
— Erm...
— Yuuri — zaczął Nikiforov. — Czemu ty się nie starasz?
— Co?! — krzyknął chłopak. Gwałtownie obrócił się, by
sprawdzić, czy Yuu-chan nie było w pobliżu. — Robię wszystko,
co w mojej mocy.
— Nie — zaprzeczył jasnowłosy. Uśmiechnął się nieco
zadziornie, przez co serce młodszego łyżwiarza nieco szybciej
zabiło, ale raczej nie czuł potrzeby, aby się do tego przyznawać.
— Miarkujesz, powstrzymujesz się przed robieniem skoków w pełni,
dlatego ci nie wychodzą.
— Ale...
— Nawet nie próbuj kłamać — ostrzegł go Victor. — Po prostu
powiedz, dlaczego tak się dzieje.
Japończyk zwiesił głowę, patrząc na swoje łyżwy. Czy on
właściwie wiedział, czemu robił wszystko tak, a nie inaczej?
— Nie wiem. Ja po prostu...
— Boisz się?
Słowa zawisły w powietrzu, zagęszczając atmosferę.
— To... To za duże słowa — powiedział Yuuri. Westchnął
ciężko, jakby niósł coś ponad jego siły.
Victor przyglądał mu się z zaciekawieniem, jakby stanowił
wyjątkowy okaz muzealny.
— Może masz rację — przyznał. — Jesteś taką... Hmm...
Cinnamon roll, tak to się chyba mówi.
Katsuki spąsowiał. Złapał się barierki oddzielającej ich od
siebie. Usilnie starał się zachować resztki godności.
— Och, proszę cię. Umiesz jeździć, tylko brakuje ci tej
pewności siebie. Musimy ją po prostu znaleźć gdzieś w tobie,
żebyś mógł się zmierzyć z tym... cynamonowym potworem.
Czarnowłosy parsknął śmiechem, gdy usłyszał to określenie.
Było takie
— Naprawdę? Cynamonowy potwór? Dość marne określenie.
Jasnowłosy wzruszył ramionami.
— Staram się być uprzejmy. Mam więcej pomysłów, gorszych —
podkreślił.
Japończyk pokiwał głową w wyrazie lekkiego niedowierzania, jednak
po chwili podjął porzucony wątek.
— Kiedyś było gorzej. Teraz staram się jakoś z tym radzić —
machnął ręką dookoła siebie, jakby chcąc zlustrować całą
sytuację. — Wszyscy się zmieniają, a to gdzie teraz jestem, na
czym teraz stoję, to chyba szczyt moich sił.
— Nie martw się, wykrzeszę z ciebie coś więcej — obiecał
Nikiforov. — A teraz koniec gadania. Pokaż mi wszystkie skoki,
jakie znasz. Musimy zacząć od podstaw, żebym mógł coś stworzyć.
Katsuki wyprostował się jak struna. Nie pozostało mu nic innego
jak wykonanie prośby, a może raczej rozkazu Rosjanina.
Po całym dniu męczącego treningu, zgrabnych uników przed innymi
ludźmi, którzy mogliby zobaczyć, że gada sam do siebie, Yuuri był
padnięty. Nie marzył o niczym innym, jak o śnie, jednak nic z tego
nie wyszło. Rosjanin kazał mu po ćwiczeniach poczytać kilka
motywujących artykułów, które według niego pomogłyby mu w
dalszych etapach jego treningu. Miał czytać o historii łyżwiarstwa,
zupełnie jakby to miałoby mu się przydać. Argumentem Victora na
to, aby spędzał czas na czytaniu, było to, że zanim opanowuje się
praktykę potrzeba teorii. Coś w tym było, jednak nie wyobrażał
sobie Victora siedzącego i czytającego grube tomiszcza. W jego
oczach nie był typem mola książkowego.
Sam Katsuki lubił czytać, ale niekoniecznie książko
popularnonaukowe. Zanudzały go doszczętnie i miał do nich uraz po
studiach. Mimo to nie chciał podpaść swojemu... trenerowi.
Nadal miał trudność z nazywaniem Victora w ten sposób. W końcu
minęła zaledwie doba. Dwadzieścia cztery godziny, a on przeszedł
nad widzeniem ducha, rozmawianiem z nim oraz byciem jego uczniem, do
porządku dziennego. Wychodziło na to, że był szalony albo taki
naprawdę był świat. Zbyt szybko się zmieniający, którego
definicja normalności zmieniała się z sekundy na sekundę.
Tkwił w swoim pokoju, udając przed wszystkimi, że wszystko gra, a
tak naprawdę cały porządek wszechświata obrócił się o sto
osiemdziesiąt stopni.
Nikiforov co chwila znikał i pojawiał się w najmniej oczekiwanych
momentach, jak wtedy gdy właśnie zamierzał brać prysznic albo się
przebrać. Było to niezwykle krępujące. W sumie jakby się nad tym
nie zastanawiać to Yuuri nie wiedział, co Victor widział, kiedy
ten nie wiedział o jego obecności. Świadomość tego była jeszcze
gorsza. Ostatecznie ludzie lubią mieć przed sobą tajemnice, to
daje im władzę i przewagę nad innymi. Yuuri został jej
pozbawiony. Nie, żeby miał kiedykolwiek wykorzystywać coś
takiego. To nie leżało w jego naturze. Atakowany wolał się
wycofać i przeczekać burzę.
Gdy doszedł już do etapu, kiedy Urlich Salchow rozpoczynał swoją
karierę, w jego pokoju pojawił się duch Victora.
Był widocznie podekscytowany. Powietrze wokół niego trzaskało,
jakby było naładowane elektrycznie.
— Wymyśliłem! — wykrzyknął. W tamtej chwili Yuuriemu
przypomniały się lekcje fizyki wraz z Archimedesem i jego eureką.
Victor wyglądał na takiego oto odkrywcę.
— Co?
— Już wiem, co wykonasz. Zmiażdżysz ich — obiecał Rosjanin.
Podszedł, a właściwie wręcz podleciał do czarnowłosego. Cała
jego postać świeciła się tak mocno, że Katsuki musiał zmrużyć
oczy, by móc na niego spojrzeć.
— Postaram się, ale... — zaczął mówić Yuuri, ale Victor mu
przerwał, gwałtownie potrząsając głową.
— Wierzę w ciebie, tak samo, jak ty uwierzyłeś we mnie, żadnych
„ale”. A teraz wszystko ci wyjaśnię.
*[j.ros] Dobranoc ( Cпокойной ночи)
O MÓJ BOŻE, NA SAMYM POCZĄTKU FANGIRLOWAŁAM, BO TWOJE HAIKU (już chciałam napisać z przyzwyczajenia haikyuu, hehe) JEST BOSKIE I CHWYTAJĄCE ZA SERDUSZKO *piski orki*'
OdpowiedzUsuńI w ogóle... to, co ze mną zrobiłaś to przeszło do historii fangirlu w wykonaniu Jordbaer. W życiu tyle nie fangirlowałam, serio. Na dnie naszych dusz powoduje, że mam ochotę rozpłynąć się, piszczeć jak wariatka, śmieszkować i ryczeć jednocześnie.
Kocham, w jaki sposób opisujesz Yuuriego i Victora. Twoje opowiadanie jest po prostu idealne, co tu dużo mówić. *rozkłada czerwony dywan, paparazzi czekają na główną gwiazdę*
Nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Wystarczająco dzikowałam na Wattpadzie, komentując parę fragmentów i... aż sobie porobię screeny i jak będzie mi smutno i źle to wtedy sobie przeczytam. Są takie pocieszne, że o matko <3
Pozdrawiam ciepło, tulę mocno <3 Trzymaj się, kochana! Życzę tobie weny, weny i jeszcze raz weny, cierpliwości oraz czasu na pisanie perełek. No i nie zapominajmy o cierpliwości i pozytywnej energii, bo to jest klucz do sukcesu :3
Bye bye <3
Oya, oya, oya. Dziękuję ci bardzo Jordbaer. Bardzo się cieszę, że ci się podoba to opowiadanie. I dziękuję za tak przeokropnie miłe słowa. Dają niesamowitego kopa do pisania, a akurat coś takiego się przydaje :D
UsuńNo i weny ci życzę na Ciszę, bo jest fenomenalna <3