czwartek, 4 maja 2017

Na dnie naszych dusz - 5

 5.
Mam wielkie oczy,
Nie mogę już uciekać,
Sięgam po twą dłoń.
— Wyżej noga — usłyszał rozkaz Victora. — Skup się.
Niestety łatwiej było to powiedzieć niż zrobić. Yuuri miał napięte mięśnie, a pot spływał mu na czoło. Mimo to kontynuował ćwiczenia.
Trenowali już od kilku miesięcy. Kiedy Victor powiedział mu, co dla niego zaplanował, nie marnowali czasu i już od następnego dnia zaczęli pracę nad układem. A właściwie nad dietą, a dopiero później nad układem. Victor nie wpuścił Yuuriego na lód, dopóki ten nie spełnił jego wymagań dotyczących wagi. W związku z tym nieprędko zajął się praktyką. Szlifował natomiast teorię.
Nie miało to być nic specjalnego — to usłyszał od Rosjanina, kiedy pochylał się nad kartką papieru. Miał zapisywać wszystko, co jego trener mówił.
Jego układem miała być jego walka. Ze sobą, ze słabościami. Kwintesencja całej jego osobowości. Właśnie w to wierzył Nikiforov. To uczucia torowały drogę ku złotemu medalowi. Im bardziej występ poruszał emocje jury, tym bardziej istniała szansa na spełnienie swego marzenia, jakim było zajęcie miejsca na podium.
— Daj mi chwilę — wymamrotał Yuuri. Podjechał do barierki i zszedł z lodu, aby dostać się do torby, w której leżała butelka wody. — Muszę chwilę odpocząć.
— Okej, masz pięć minut.
Victor był niezwykle surowym trenerem. Pilnował, aby każda minuta dnia była odpowiednio wykorzystana. Yuuri się do tego dość szybko przyzwyczaił. Po paru dniach, kiedy obydwoje oswajali się ze swoimi rolami nauczyciela i ucznia, Katsuki wiedział, że na dobre pożegnał się ze słodkim lenistwem i katsudonem. Miał schudnąć, miał ćwiczyć, miał cierpieć, ale przede wszystkim miał wygrać.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
— Lepiej ci idzie — pochwalił go Rosjanin. Unosił się parę centymetrów nad podłogą, tuż obok czarnowłosego. Yuuri zauważył, że Victor robił to coraz częściej. Jeszcze na początku ich znajomości, blondyn starał zachowywać się jak człowiek. Z biegiem czasu jednak te drobne przyzwyczajenia z czasów, kiedy żył, zanikały. Może Victor przyzwyczaił się do tego, że jest martwy? — zastanawiał się Yuuri. — To nic dziwnego.
— Dzięki — odpowiedział. Wziął duży łyk wody. Była lodowata, więc aż go zmroziło od wewnątrz. — Lutz wychodzi mi okropnie. Nie potrafię dobrze wyważyć skoku. Rotacja jest zbyt mała.
— Powinieneś się jeszcze trochę porozciągać i szybciej zacząć skok. Im bardziej przeciągasz, tym gorzej ci wychodzi.
Hmm. Okej. — Yuuri zapamiętał sobie te słowa. Może coś w tym było, że nie wykorzystywał w całości swoich zdolności. W końcu ktoś taki jak Nikforov nie mógł się w tej kwestii mylić.
— Wracaj do treningu — rozkazał mu Victor. — Mamy mało czasu.
— Czy ktoś mówił ci już, że jesteś okropny? — spytał go Yuuri, który wstał i na lekko drżących nogach wjechał na lód.
— O dziwo nie. Słyszałem natomiast, że jestem przystojny, inteligentny i dobry w... — wymieniał Victor z uśmiechem na ustach. Wyglądał, jakby czerpał z tego olbrzymią satysfakcję.
— Przestań, przestań — zaperzył się czarnowłosy. Rumieniec oblał mu całą twarz. — Dodaj do tego okropny i zboczony.
— To cały ja. — Victor zamigotał lekko w wyrazie ekscytacji. — I dlatego wszyscy mnie kochali.
— Narcyz — wymamrotał pod nosem Yuuri. Puścił mimo uszu ostatnie słowa trenera. Wiedział, do czego pił Victor. Może i był nim zauroczony. Może i nadal jest, ale się do tego nie przyzna. W końcu Victor Nikiforov był martwy, w takiej sytuacji uczucia nie miały sensu. Właściwie uczucia — pomyślał Japończyk — to za duże słowo.
Co miało się stać, stało się, a co pozostało w strefie marzeń, w niej pozostanie na zawsze. W tym zdaniu kryła się cała prawda wszechświata. Każdy człowiek na świecie rozpamiętywał to, co zrobił, tworzył alternatywne wersje wydarzeń, tworzył lepszą historię swojego życia.
Dobra, skup się — pouczył siebie.
Miał poczuć muzykę wewnątrz siebie, tak? Więc poczuł. Obydwoje z Victorem zrezygnowali na czas prób z podkładu. Miał nauczyć się kroków do rytmu własnego ciała.
Wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
Wyobraził sobie, że znajduje się na wielkim pustkowiu. Był całkowicie sam. Istniał on i jego demony. I zamierzał z nimi walczyć, ponieważ tego właśnie oczekiwał od niego Victor.
To Victor wyobraził go sobie jako wojownika. I właśnie jego w sobie szukał.
Rozłożył szeroko ręce, chcąc objąć cały świat. Miał być obrońcą, walczącym z wrogami. Sam był swoim przeciwnikiem. Otworzył oczy, by zmierzyć się z rzeczywistością.
Zaczął od zamaszystego ruchu lewą nogą, jakby chcąc zaznaczyć granicę, jakiej nie wolno przekroczyć przeciwnikowi. Przemykał po lodzie niczym błyskawica, uciekał przed samym sobą, bojąc się stanąć twarzą w twarz przeciwko przeszkodom. Nie mógł jednak robić tego w nieskończoność, nie mógł ukrywać całego bałaganu w jego duszy.
Pierwszy planowanym skokiem był podwójny axel w kombinacji z potrójnym lutzem. To były pierwsze skoki w łyżwiarstwie, z którymi miał na początku problem.
Każdy ruch w układzie miał dokładne odzwierciedlenie w prawdziwym życiu. Każdy krok był kolejnym wyzwaniem, które podejmował na drodze swojego życia.
Wyciągnął rękę do przodu, chcąc dosięgnąć tego, co było poza jego możliwościami. Tak blisko, a jednak daleko. Na jego twarzy widać było smutek, jednak nie był on udawany. Tak czuł się za każdym razem, kiedy jego marzenia przemykały tuż obok niego. Idealny występ, zakwalifikowanie się na Mistrzostwa Światowe... Z tak wieloma rzeczami musiał obejść się ze smakiem, a kiedy już mu się udawało, miało to gorzki smak.
Cały czas uciekał, jego układ był gwałtowny i rozpaczliwy. Uspokajał się jedynie na czas jego piruetów, które dawały mu chwile wytchnienia.
Czuł się odkryty. Układ pokazywał jego słabości i lęki, błędy, jakie popełniał. To miał być atut całego występu. Miał czuć się jak nowo narodzony z czystą kartką. Tym razem wszystko miało być wykonane poprawnie, a przynajmniej tego po sobie oczekiwał. Właśnie to chciał zrobić dla Victora, aby ten mógł w spokoju dotrzeć tam, gdzie powinien.
Świat wirował mu przed oczyma, kiedy wykonywał skomplikowane figury. Serce biło mu jak oszalałe. Mięśnie zaczynały go rwać, gdy starać się utrzymać w idealnej pozycji do piruetu siadanego. Z gracją przeszedł do szeregu przejść. Ręka przecinała powietrze niczym miecz. Ostre ruchy sprawiały wrażenie niekoordynowanych, jednak były dokładnie zaplanowane.
Przygotował się do skoku. Kombinacja potrójnego lutza z podwójnym toe loopem i potrójnym salchowem była dość wymagająca. Wyskoczył z tyłu na lewej nodze, wbijając prawą łyżwę w lód. Wzbicie się w powietrze, chociaż na kilka sekund, dawało poczucie nieważkości i wolności.
Yuuri stał się rozmazaną plamą na białym tle. Wirującym płomieniem złożonym z tysiąca iskier. Ktoś mógłby się sparzyć, dotykając jego — pomyślał Victor, obserwując ruchy młodszego łyżwiarza. Był niezwykle dumny z Japończyka. Nie tylko dlatego, że potrafił jeździć. To było wiadome. Victorowi zaimponowało oddanie, które było charakterystyczne dla Katsukiego. Cokolwiek by nie robił, wkładał w to swoje serce i było to całkowicie rozbrajające. Mimo że nie miał zbyt dużo pewności siebie, nadrabiał to zaangażowaniem, które było na wagę złota. Nikiforov zazdrościł mu tego. On sam czasami tracił to, co było najważniejsze w tym sporcie. Wypalał się. Właśnie tak się czuł przed wypadkiem. Niby szykował się do Grand Prix, ale tak naprawdę nie dawał z siebie stu procent. W wieku dwudziestu siedmiu lat czuł się jak u schyłku kariery, a do niej powinno mu jeszcze sporo brakować. A teraz przyszło mu jedynie o tym wszystkim wspominać. Ironia losu.
W tym samym czasie Yuuri kończył swój układ poczwórnym Salchowem. To zabawne — pomyślał Victor — że potrafi kopiować cudze skoki, ale gdy przychodzi pora na własny wykon, to nie nie potrafi poprawnie wykonać czegoś, co już mu się udało. Widać było, że Yuuri starał się ze wszystkich sił dobrze wypaść. Przychodziło mu to jednak z trudnością.
Układ był zakończony piruetem Biellmann, jednym z najtrudniejszych elementów w łyżwiarstwie figurowym. Victor zaproponował ten element, ale sam nie był do niego przekonany. Nie był pewien, czy młody Japończyk podoła takiemu wyzwaniu.
Stało się jednak coś niesamowitego. Z każdym krokiem Yuuri jakby rozkwitał. Trud włożony w wykonanie był jak woda dla usychającego kwiatu.
Nikiforov przyglądał się jak zaczarowany ciału Yuuriego, wygiętego w łuk. Wyglądał jednocześnie tak niewinnie, jak również niczym prastary mocarz. Blondyn był dumny z tego, co rozgrywało się przed jego oczyma. Yuuri mógł być godnym następcą. Tak, to dopiero była dobra myśl. Katsuki mógłby osiągnąć to, czego on już nie mógł.
Rosjanin zamyślił się i popuścił wodze fantazji. Przyszłość rysowała się we wspaniałych barwach.
*
Katsuki niecierpliwie przyglądał się rankingowi łyżwiarzy, którzy mieli w tym roku wystartować w zawodach. Na razie jeszcze się tam nie znajdował. Musiał wygrać zawody w prefekturze, a potem Puchar Chin. Zgłoszenie do zawodów prefekturalnych czekało. Miał z nim czekać do ostatniej chwili, a przynajmniej tak kazał mu Nikiforov. Uważał, że sprawi tym, iż zainteresowanie jego osobą wzrośnie, zupełnie jakby było mu to potrzebne.
— Szum medialny zawsze się przydaje — oznajmił Rosjanin. — Ludzie będą zachwyceni. W końcu w papierach nie będzie zaznaczone, że masz trenera, więc wyjdzie na to, że po prostu jesteś genialny. Zobacz jakie to sprytne.
Katsuki nie mógł się nadziwić tokowi rozumowania swojego nauczyciela. Jemu wcale nie pomagała ta cała otoczka. Światła fleszy dla niego ograniczały się do chwil na lodzie. Ale kim był, by odmówić życzeniom Victora. W końcu to tak jakby były jego ostatnie życzenia, czy coś w tym stylu, a przynajmniej tak usprawiedliwiał się Japończyk, by nie wyjść na nieasertywnego.
W tym samym czasie w Hasetsu nic się nie zmieniło, oprócz charakterystycznych dla tego rejonu wahań w klimacie. Skok temperatur nie był gwałtowny, ale dało się czuć wyraźną różnicę. Katsuki bardzo się z tego powodu cieszył. Mimo że na lodowisku czuł się wspaniale, nie przepadał za niskimi temperaturami. Osobiście wolał wiosnę lub jesień, gdzie temperatury były w sam raz.
Dla Victora była obojętna temperatura, pora dnia lub jakikolwiek inny czynnik. Ważny był jedynie czas, jaki mijał oraz ten, który dzielił ich od zawodów. Uaktywniał się w nim surowy trener. Mimo to Yuuri również był nieustępliwy i walczył o chwile dla siebie. Chciał po prostu posiedzieć i odpocząć, pomyśleć nad wszystkim, popracować nad teorią łyżwiarstwa. Po zmęczeniu fizycznym wolał się relaksować psychicznie.
Wywalczywszy takie chwile, po prostu osuwał się w przyjemne odrętwienie. Zupełnie inaczej było z Nikiforovem. Ten nie miał co robić, oprócz denerwowania, żenowania czy doprowadzania do śmiechu Katsukiego. Na nic zadawały się prośby Japończyka, aby ten dał mu spokój. Jasnowłosy był jak duże dziecko, a przynajmniej starał się za nie uchodzić w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Do tej pory pamiętał jeden z takich dni przed zawodami, kiedy zmęczony siedział w swoim pokoju, starając się nadrobić zaległości w ulubionych serialach. Podczas studiów nie miał zbyt wiele czasu, ponieważ nauka i treningi były dość wyczerpujące i tylko po sesjach, kiedy miał trochę wolnego czasu, zdobywał chwilę dla siebie samego. Siedział przed włączonym komputerem, starając się przypomnieć sobie na czym stanął w serialu Supernatural, kiedy stojący za nim Victor, postanowił wygłosić swoje zdanie.
— Są o wiele lepsze rzeczy do oglądania — odparł. — Amerykańskie seriale są takie... — zamilknął, szukając odpowiedniego określenia. — Szablonowe.
— Naprawdę? Taki z ciebie znawca? — zapytał Yuuri z lekkim uśmiechem na twarzy. Słuchać było wyraźnie ironię w tonie jego głosu, jednak Victor zachowywał się tak, jakby tego w ogóle nie zauważył.
— Oczywiście! Brytyjskie są o wiele lepsze. Poza tym to całe Supernatural jest tak przesiąknięte Destielem. Mila cały czas się tym ekscytowała — opowiadał. — Nawet nie wiesz, jak bardzo to było męczące.
Policzki czarnowłosego trochę się zaróżowiły. Między innymi właśnie dlatego oglądał ten serial. Jedna ze znajomych z roku zachwalała grę aktorów i chemię na planie, za którą dwójka aktorów dostała nawet nagrodę.
Victor przyglądał mu się przez chwilę uważnie, po czym na twarz pojawił się przekorny uśmieszek.
— Czy ty się rumienisz?
Serce Katsukiego zabiło mocniej i szybciej. Głos jasnowłosego stał się niższy, chropowaty, ale jednak mimo to przyjemny dla ucha. Gdyby Nikiforov za życia zrezygnował z kariery łyżwiarza, mógłby się starać o pracę lektora. To, w jaki sposób modulował dźwięki wydostające się z jego krtani, było czymś niesamowitym, przyprawiającym o dreszcze.
Yuuri zbeształ się za takie myśli, które zrodziły mu się w głowie w ciągu tych paru sekund.
— Może. — Nawet nie miał się jak tłumaczyć. Czegokolwiek by nie powiedział, Rosjanin i tak wykorzystałby to przeciwko niemu. Duch jedynie zamigotał i uśmiechnął się porozumiewawczo.
— Na pewno. Zamierzasz to jednak oglądać? — spytał, podchodząc bliżej.
Yuuri odsunął się razem z krzesłem, by przypadkiem nie zetknąć się z Victorem. W sumie, od kiedy tylko go widział, unikał jakiegokolwiek kontaktu, bo nie wiedział, jak by to wyglądało. Nic by nie czuł? Może byłoby mu zimno? Może zdrętwiałby albo jeszcze gorzej: Nikiforov opętałby go. Każda z tych teorii była wprost nie z tego świata. Cała jego wiedza opierała się na filmach i jakichś ludowych przekazach, które nie pokrywały się z rzeczywistością. Victorowi nic nie robiła sól ani żelazo, co wydało się, gdy zamierzał poprzeszkadzać Yuuriemu w kuchni. Przesuwał pojemniki z przyprawami i rozsypywał je tylko po to, by jak on to mówił: „Zmusić go do dodatkowych ćwiczeń”. Gdyby to było w ogóle możliwe, podejrzewałby ducha o niecne czyny.
— Nie ma nic innego — wyjaśnił. Milczał przez chwilę, by po chwili dodać. — Jak chcesz, możesz obejrzeć ze mną? Nie musisz robić to, co zwykle, kiedy nie trenuję. Znaczy to nie tak, żebyś nie miał nic do roboty, niczego nie sugeruję...
— Hej, hej. Okej, obejrzę, tylko oddychaj — zażartował Victor. — Ktoś tutaj musi żyć.
Yuuri odłączywszy laptopa od zasilania, zabrał go ze sobą na łóżko. Przez chwilę zastanawiał się, czy to, co robił, było w porządku, ale w końcu Victor był duchem. Nie groziło mu napastowanie, chyba że dosłowne przelecenie. Mimo to jednak zadbało o zdrową odległość między nimi. Victor nie przejmując się tym, usiadł obok. Materac nie ugiął się.
Katsuki patrzył na to zafascynowany. Już wcześniej zaciekawiło go to zjawisko.
— Słuchaj, Victor. Jak to się dzieje, że ty... no nie wiem jak to określić, działasz na otoczenie? Siadasz, a nie zapadasz się, a czasami po prostu przez coś przechodzisz. To ma jakąś zasadę?
Jasnowłosy zamyślił się. Czoło przecięła mu podłużna bruzda. No cóż, ostatecznie nie byli aż tak młodzi. Victor miał zostać wiecznym p r a w i e trzydziestolatkiem, podczas gdy jego miało czekać długie życie, a przynajmniej tego sobie życzył. Przypadki chodziły po ludziach, czego dowodem był Nikiforov.
— W sumie nie wiem — odparł po pewnej chwili. — Po prostu czasami zapominam o tym, że nie mam ciała, więc zachowuję się jak żywy. Siadam, stoję, przesuwam rzeczy. Czuję.
— Więc teraz tak po prostu siedzisz, bo czujesz? — nie zrozumiał Yuuri. — Co?
Victor uśmiechnął się, błyskając swoimi zębami.
— Wiele rzeczy, drogi Yuuri. Na przykład radość, że mogę spędzać taki ładny dzień w takim towarzystwie albo zadowolenia, że wszystko idzie po mojej myśli. To bardzo pomaga w zapomnieniu.
Katsuki uniósł brew w wyrazie zainteresowania, ale i zdziwienia. Słowa Rosjanina połechtały jego ego, ale nie czuł się w ten sposób, aż tak wyróżniony. Raczej nie wierzył w prawdziwość wypowiadanych przed chwilą zdań. Sława Victora wyprzedzała go wszędzie, jak również i jego złote usta i słowa, które z nich wypływały. Nikiforov lubił mówić, począwszy od opowiadania śmiesznych historyjek, a kończąc na ciekawostkach z życia jego dawnych znajomych.
Czarnowłosy przez chwilę zapomniał o tym, co zamierzał zrobić. Ręką przesuwał po obudowie laptopa. Zastanawiał się, ile tak naprawdę wszyscy wiedzieli o czołowym Rosyjskim łyżwiarzu. Praktycznie nic. Tylko tyle, ile on chciał. Tymczasem on mógł zobaczyć Victora, który chyba postanowił odrzucić wszystkie maski, które zasłaniały go podczas spotykania z dziennikarzami, fanami i resztą łyżwiarskiego półświatka.
— Yuuri?
— Ach! — Katsuki zreflektował się i nie patrząc na drugiego mężczyznę, wyszukał odpowiedni odcinek. Starał się skupić na fabule odcinka, jednak wyłapywał tylko piąte przez dziesiąte. Widział, jak dwójka głównych bohaterów stara się uniknąć śmierci z rąk Lewiatana, uwięzionego w ciele Castiela. Czuł jednak rozpraszające uczucie mrowienia pod skórą. Przechodziło go wzdłuż ramienia, aż po bok, docierając do nerwów w stopie. Najchętniej miałby ochotę rozdrapać skórę aż do krwi, pragnąc pozbyć się tego... czegoś.
Victor nie był głupi. Widział, jak Yuuri się kręci, jego wzrok był zamglony, a on sam wydawał się znajdować gdzieś indziej niż w swoim pokoju.
Rosjanin lubił przyglądać się swojemu uczniowi. Drobnym rzeczom, które składały się na perfekcyjną niedoskonałość Katsukiego. Co miał poradzić na to, że po prostu czuł się zauroczony. Oczywiście nie w taki normalny sposób. Po prostu szansa bycia trenerem Yuuriego sprawiła, że znowu czuł, że żyje. Było czymś niesamowitym dostać coś takiego od losu. Znów cieszyć się każdą sekundą, myślą, zbędnym oddechem. Jednak myśl, że dzień, w którym będzie musiał się z tym rozstać na zawsze, zbliża się nieuchronnie, paraliżowała go. Chciał pomóc Yuuriemu, ponieważ było to właściwe. To miało być jego katharsis. Odkupienie całego cierpienia za życia.
Teraz kiedy znalazł coś, dzięki czemu poczuł sens tego, co stracił, miał się tak po prostu poddać?
Nie istniała taka możliwość. Chciał wziąć wszystko, co mógł.
— Yuuri? — rzucił w przestrzeń. Czarnowłosy zamrugał oczyma, zupełnie jakby chcąc wybudzić się z jakiegoś transu. — Yuuri?
— Tak?
— Oglądasz? — spytał Victor. Uniósł rękę, aby dotknąć ramienia chłopca, ale się zreflektował. Japończyk zauważył to i zmrużył oczy, ale nie skomentował tej próby.
Katsuki zacisnął usta w wąską kreskę. Kłykcie palców pobielały mu od ściskanej w dłoni kołdrze. Gwałtownie ją rozprostował, by krew znów zaczęła krążyć.
— Nie potrafię.
— Coś się stało? — dopytywał Victor. Może nie pokazywał tego po sobie, ale naprawdę się martwił o czarnowłosego. Może i był surowy jako trener i dość... frywolny jako on sam, ale miał w sobie dość duże pokłady empatii, głęboko skrywanej pod wieloma warstwami pozornej obojętności wobec innych.
— Nic, naprawdę — Katsuki starał się być przekonywający, ale nie zadziałało to na Nikiforova. — Po prostu się wyłączyłem.
— Nie musisz mnie okłamywać, wiem, kiedy to robisz, tak? — Victor przechylił głowę w lewo jak zaciekawiony szczeniaczek.
Czarnowłosy uniósł lekko kąciki ust w imitacji uśmiechu. Taki widok był rozbrajający i nie mógł się powstrzymać.
— Nawet jeśli dotyczy to ciebie? — mruknął cicho.
Victor zamrugał zaskoczony. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Zamigotał lekko jak płomień na wietrze.
— Nawet wtedy.
Yuuri odchrząknął, aby pozbyć się chrypy.
— Po prostu zastanawiałem się, w jakim stopniu jesteś prawdziwy.
Victor potrząsnął głową na znak, że nie rozumie tego, co powiedział czarnowłosy.
— Nie rozumiem — wyznał. Katsuki wziął głęboki wdech, by móc mówić.
— Czy ty kiedykolwiek byłeś wobec kogoś szczery? Czasami nie wiem, co ci siedzi w głowie. Nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć. Czy...? — nie dokończył.
— Nie oszukałbym cię, jeżeli ci o to chodzi — przerwał mu jasnowłosy. Jego dłoń zbliżyła się do ręki Yuuriego. Leżały tak obok siebie, a oni patrzyli na nie, jakby ich zetknięcie miało spowodować apokalipsę. Mimo to nic nie mówili i pozwolili, by słowa powoli opadły. Wewnątrz Katsukiego zalęgło się uczucie ciepła. Zaciskało się, wiązało w supeł. Początkowo małe, by rozrosnąć się i sprawić, że koniuszki uszu oblała czerwień. Odwrócił wzrok od ich dłoni i wbił go w ekran wygaszonego laptopa. Wiedział, że zdradziecki rumieniec pcha mu się na szyję i policzki, a nie chciał, aby jego własne ciało go zdradziło. Przynajmniej nie w tej sytuacji.
A Victor patrzył na to zafascynowany. Czerwień wędrowała po ciele Yuuriego, znikając pod ubraniem, przed jego spojrzeniem. Mógł coś w tej chwili powiedzieć, ale bał się, że zepsuje cały nastrój. Tak bardzo chciałby coś zrobić. Yuuri nie musiał niczego wypowiadać na głos. Obydwoje czuli się niepewnie, nie robiąc nic i czekając. Czekając na coś, co nie miało prawa zaistnieć.
Milczenie było złotem, a oni z sekundy na sekundę stawali się miliarderami. Victor chciał, aby to tak trwało, ale rzeczywistość wyglądała inaczej. Stali w punkcie, z którego nie dało się cofnąć ani iść do przodu. Mogli jedynie być, a i tu napotykali problem, a przynajmniej on sam.
— Szkoda. — Ciszę przerwał głos Yuuriego i Victor wiedział, że nie chodziło tu o jego wcześniejszą wypowiedź. To jedno słowo miało głębsze dno, które sięgało do tego, że nigdy nie będą mogli się zetknąć, jakkolwiek by chcieli.
— Wiem — odpowiedział Victor, pieszcząc ten jednosylabowy wyraz w ustach. — I też żałuję.
Bo gdyby wypadek się nie zdarzył, mógł wygrać Grand Prix, obejrzeć to nagranie i przyjechać do Hasetsu, jak każdy żywy człowiek. Mógłby z nim wykonywać układ, dokładnie go instruować, podtrzymywać podczas upadku i upadać razem z Japończykiem, ponieważ tylko człowiek był zdolny ponosić porażki i podnosić się z nich.
Ale czasu nie da się cofnąć, a decyzji zmienić. Można jedynie rozpamiętywać, a to najgorsze, co dzieje się w głębi duszy. Nie ma wspomnienia, które nie rani. Nawet to szczęśliwe sprawia, że chcesz je przeżyć na nowo, a to się nigdy nie stanie. Rozdrapujesz siebie. Cykl się zamyka.
Nie ma co, Victor. Optymista z ciebie — pomyślał Rosjanin.
Smutek zaległ między nimi. Nikiforov wstał. Za oknem słońce powoli zachodziło, barwiąc niebo mieszanką oranżu i różu. Dzień był dość przyjemny i Victor żałował, że nie może poczuć ciepła ostatnich promieni na ciele. Odwrócił się i spojrzał na Yuuriego. Ten nadal zarumieniony, chociaż już nieco mniej dyskretnie mu się przypatrywał, a przynajmniej uważał, że właśnie tak to robi. Nikiforov nie miał zamiaru mówić mu, że jest inaczej. Uśmiechnął się jedynie pod nosem i zerknął na biurko, które nadal kryło w sobie kilkanaście jego podobizn.
— Powinieneś odpocząć. Nie będę ci przeszkadzać — powiedział. W sumie mógł nic nie mówić i po prostu rozpłynąć się w powietrzu, za co Yuuri kilkanaście razy go beształ. Było to o wiele prostsze niż wykonywanie tych wszystkich czynności, do których był przyzwyczajony. Niestety nie było to niczym przyjemnym dla czarnowłosego. Przynajmniej nie wtedy, gdy pojawiał się w najmniej sprzyjających sytuacjach, jak na przykład jeszcze na początkach ich treningów, gdy Yuuri wracał z gorących źródeł. Tak, to był zdecydowanie niezapomniany widok i Rosjanin przyznał to z ręką na swym niebijącym sercu. Blade ciało Japończyka z jeszcze dodatkowymi kilogramami wcale nie wyglądało źle. Wprost przeciwnie. Gdyby Victor miał ciało i w tym ciele krążyłaby krew, na pewno jego reakcja byłaby nieco bardziej żywiołowa niż przeciągły gwizd, na który Katsuki owinął się bladoniebieskim ręcznikiem i w mgnieniu oka zniknął z jego pola widzenia. No cóż, to był jeden z pozytywnych aspektów takiego pojawiania się. Gorsze były skargi na to, że miał tak nie robić, więc przyrzekł, że nie będzie się w taki sposób poruszać.
Starał się dotrzymać obietnicy, że tak się nie stanie, ale przypadki chodziły po ludziach.
— Ale... To znaczy — zmieszał się Katsuki. — Nic się nie stało?
— Nic — potwierdził jasnowłosy. — Powinieneś się cieszyć z chwili wytchnienia od mojej absorbującej osobowości — zażartował, rozluźniając atmosferę. — Niedługo ważny dzień, więc zbieraj siły.
Yuuri przytaknął. Jego dłonie poruszyły się nerwowo na pościeli. Skubał nitkę, która wystawała ze szwu.
— Nie przeszkadza mi to, wiesz o tym? Po prostu nie lubię tego uczucia, gdy odchodzisz.

— Tego chyba nikt nie lubi, Yuuri. Nawet ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz