5.
Mam wielkie oczy,
Nie mogę już uciekać,
Sięgam po twą dłoń.
Sięgam po twą dłoń.
— Wyżej noga — usłyszał rozkaz Victora. — Skup się.
Niestety łatwiej było to powiedzieć niż zrobić. Yuuri miał
napięte mięśnie, a pot spływał mu na czoło. Mimo to kontynuował
ćwiczenia.
Trenowali już od kilku miesięcy. Kiedy Victor powiedział mu, co
dla niego zaplanował, nie marnowali czasu i już od następnego dnia
zaczęli pracę nad układem. A właściwie nad dietą, a dopiero
później nad układem. Victor nie wpuścił Yuuriego na lód, dopóki
ten nie spełnił jego wymagań dotyczących wagi. W związku z tym
nieprędko zajął się praktyką. Szlifował natomiast teorię.
Nie miało to być nic specjalnego — to usłyszał od Rosjanina,
kiedy pochylał się nad kartką papieru. Miał zapisywać wszystko,
co jego trener mówił.
Jego układem miała być jego walka. Ze sobą, ze słabościami.
Kwintesencja całej jego osobowości. Właśnie w to wierzył
Nikiforov. To uczucia torowały drogę ku złotemu medalowi. Im
bardziej występ poruszał emocje jury, tym bardziej istniała szansa
na spełnienie swego marzenia, jakim było zajęcie miejsca na
podium.
— Daj mi chwilę — wymamrotał Yuuri. Podjechał do barierki i
zszedł z lodu, aby dostać się do torby, w której leżała butelka
wody. — Muszę chwilę odpocząć.
— Okej, masz pięć minut.
Victor był niezwykle surowym trenerem. Pilnował, aby każda minuta
dnia była odpowiednio wykorzystana. Yuuri się do tego dość szybko
przyzwyczaił. Po paru dniach, kiedy obydwoje oswajali się ze swoimi
rolami nauczyciela i ucznia, Katsuki wiedział, że na dobre pożegnał
się ze słodkim lenistwem i katsudonem. Miał schudnąć, miał
ćwiczyć, miał cierpieć, ale przede wszystkim miał wygrać.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
— Lepiej ci idzie — pochwalił go Rosjanin. Unosił się parę
centymetrów nad podłogą, tuż obok czarnowłosego. Yuuri zauważył,
że Victor robił to coraz częściej. Jeszcze na początku ich
znajomości, blondyn starał zachowywać się jak człowiek. Z
biegiem czasu jednak te drobne przyzwyczajenia z czasów, kiedy żył,
zanikały. Może Victor przyzwyczaił się do tego, że jest martwy?
— zastanawiał się Yuuri. — To nic dziwnego.
— Dzięki — odpowiedział. Wziął duży łyk wody. Była
lodowata, więc aż go zmroziło od wewnątrz. — Lutz wychodzi mi
okropnie. Nie potrafię dobrze wyważyć skoku. Rotacja jest zbyt
mała.
— Powinieneś się jeszcze trochę porozciągać i szybciej zacząć
skok. Im bardziej przeciągasz, tym gorzej ci wychodzi.
Hmm. Okej. — Yuuri zapamiętał sobie te słowa. Może coś w tym
było, że nie wykorzystywał w całości swoich zdolności. W końcu
ktoś taki jak Nikforov nie mógł się w tej kwestii mylić.
— Wracaj do treningu — rozkazał mu Victor. — Mamy mało czasu.
— Czy ktoś mówił ci już, że jesteś okropny? — spytał go
Yuuri, który wstał i na lekko drżących nogach wjechał na lód.
— O dziwo nie. Słyszałem natomiast, że jestem przystojny,
inteligentny i dobry w... — wymieniał Victor z uśmiechem na
ustach. Wyglądał, jakby czerpał z tego olbrzymią satysfakcję.
— Przestań, przestań — zaperzył się czarnowłosy. Rumieniec
oblał mu całą twarz. — Dodaj do tego okropny i zboczony.
— To cały ja. — Victor zamigotał lekko w wyrazie ekscytacji. —
I dlatego wszyscy mnie kochali.
— Narcyz — wymamrotał pod nosem Yuuri. Puścił mimo uszu
ostatnie słowa trenera. Wiedział, do czego pił Victor. Może i był
nim zauroczony. Może i nadal jest, ale się do tego nie
przyzna. W końcu Victor Nikiforov był martwy, w takiej
sytuacji uczucia nie miały sensu. Właściwie uczucia — pomyślał
Japończyk — to za duże słowo.
Co miało się stać, stało się, a co pozostało w strefie marzeń,
w niej pozostanie na zawsze. W tym zdaniu kryła się cała prawda
wszechświata. Każdy człowiek na świecie rozpamiętywał to, co
zrobił, tworzył alternatywne wersje wydarzeń, tworzył lepszą
historię swojego życia.
Dobra, skup się — pouczył siebie.
Miał poczuć muzykę wewnątrz siebie, tak? Więc poczuł. Obydwoje
z Victorem zrezygnowali na czas prób z podkładu. Miał nauczyć się
kroków do rytmu własnego ciała.
Wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
Wyobraził sobie, że znajduje się na wielkim pustkowiu. Był
całkowicie sam. Istniał on i jego demony. I zamierzał z nimi
walczyć, ponieważ tego właśnie oczekiwał od niego Victor.
To Victor wyobraził go sobie jako wojownika. I właśnie jego w
sobie szukał.
Rozłożył szeroko ręce, chcąc objąć cały świat. Miał być
obrońcą, walczącym z wrogami. Sam był swoim przeciwnikiem.
Otworzył oczy, by zmierzyć się z rzeczywistością.
Zaczął od zamaszystego ruchu lewą nogą, jakby chcąc zaznaczyć
granicę, jakiej nie wolno przekroczyć przeciwnikowi. Przemykał po
lodzie niczym błyskawica, uciekał przed samym sobą, bojąc się
stanąć twarzą w twarz przeciwko przeszkodom. Nie mógł jednak
robić tego w nieskończoność, nie mógł ukrywać całego bałaganu
w jego duszy.
Pierwszy planowanym skokiem był podwójny axel w kombinacji z
potrójnym lutzem. To były pierwsze skoki w łyżwiarstwie, z
którymi miał na początku problem.
Każdy ruch w układzie miał dokładne odzwierciedlenie w prawdziwym
życiu. Każdy krok był kolejnym wyzwaniem, które podejmował na
drodze swojego życia.
Wyciągnął rękę do przodu, chcąc dosięgnąć tego, co było
poza jego możliwościami. Tak blisko, a jednak daleko. Na jego
twarzy widać było smutek, jednak nie był on udawany. Tak czuł się
za każdym razem, kiedy jego marzenia przemykały tuż obok niego.
Idealny występ, zakwalifikowanie się na Mistrzostwa Światowe... Z
tak wieloma rzeczami musiał obejść się ze smakiem, a kiedy już
mu się udawało, miało to gorzki smak.
Cały czas uciekał, jego układ był gwałtowny i rozpaczliwy.
Uspokajał się jedynie na czas jego piruetów, które dawały mu
chwile wytchnienia.
Czuł się odkryty. Układ pokazywał jego słabości i lęki, błędy,
jakie popełniał. To miał być atut całego występu. Miał czuć
się jak nowo narodzony z czystą kartką. Tym razem wszystko miało
być wykonane poprawnie, a przynajmniej tego po sobie oczekiwał.
Właśnie to chciał zrobić dla Victora, aby ten mógł w spokoju
dotrzeć tam, gdzie powinien.
Świat wirował mu przed oczyma, kiedy wykonywał skomplikowane
figury. Serce biło mu jak oszalałe. Mięśnie zaczynały go rwać,
gdy starać się utrzymać w idealnej pozycji do piruetu siadanego. Z
gracją przeszedł do szeregu przejść. Ręka przecinała powietrze
niczym miecz. Ostre ruchy sprawiały wrażenie niekoordynowanych,
jednak były dokładnie zaplanowane.
Przygotował się do skoku. Kombinacja potrójnego lutza z podwójnym
toe loopem i potrójnym salchowem była dość wymagająca. Wyskoczył
z tyłu na lewej nodze, wbijając prawą łyżwę w lód. Wzbicie się
w powietrze, chociaż na kilka sekund, dawało poczucie nieważkości
i wolności.
Yuuri stał się rozmazaną plamą na białym tle. Wirującym
płomieniem złożonym z tysiąca iskier. Ktoś mógłby się
sparzyć, dotykając jego — pomyślał Victor, obserwując ruchy
młodszego łyżwiarza. Był niezwykle dumny z Japończyka. Nie tylko
dlatego, że potrafił jeździć. To było wiadome. Victorowi
zaimponowało oddanie, które było charakterystyczne dla Katsukiego.
Cokolwiek by nie robił, wkładał w to swoje serce i było to
całkowicie rozbrajające. Mimo że nie miał zbyt dużo pewności
siebie, nadrabiał to zaangażowaniem, które było na wagę złota.
Nikiforov zazdrościł mu tego. On sam czasami tracił to, co było
najważniejsze w tym sporcie. Wypalał się. Właśnie tak się czuł
przed wypadkiem. Niby szykował się do Grand Prix, ale tak naprawdę
nie dawał z siebie stu procent. W wieku dwudziestu siedmiu lat czuł
się jak u schyłku kariery, a do niej powinno mu jeszcze sporo
brakować. A teraz przyszło mu jedynie o tym wszystkim wspominać.
Ironia losu.
W tym samym czasie Yuuri kończył swój układ poczwórnym
Salchowem. To zabawne — pomyślał Victor — że potrafi kopiować
cudze skoki, ale gdy przychodzi pora na własny wykon, to nie nie
potrafi poprawnie wykonać czegoś, co już mu się udało. Widać
było, że Yuuri starał się ze wszystkich sił dobrze wypaść.
Przychodziło mu to jednak z trudnością.
Układ był zakończony piruetem Biellmann, jednym z najtrudniejszych
elementów w łyżwiarstwie figurowym. Victor zaproponował ten
element, ale sam nie był do niego przekonany. Nie był pewien, czy
młody Japończyk podoła takiemu wyzwaniu.
Stało się jednak coś niesamowitego. Z każdym krokiem Yuuri jakby
rozkwitał. Trud włożony w wykonanie był jak woda dla usychającego
kwiatu.
Nikiforov przyglądał się jak zaczarowany ciału Yuuriego,
wygiętego w łuk. Wyglądał jednocześnie tak niewinnie, jak
również niczym prastary mocarz. Blondyn był dumny z tego, co
rozgrywało się przed jego oczyma. Yuuri mógł być godnym
następcą. Tak, to dopiero była dobra myśl. Katsuki mógłby
osiągnąć to, czego on już nie mógł.
Rosjanin zamyślił się i popuścił wodze fantazji. Przyszłość
rysowała się we wspaniałych barwach.
*
Katsuki niecierpliwie przyglądał się rankingowi łyżwiarzy,
którzy mieli w tym roku wystartować w zawodach. Na razie jeszcze
się tam nie znajdował. Musiał wygrać zawody w prefekturze, a
potem Puchar Chin. Zgłoszenie do zawodów prefekturalnych czekało.
Miał z nim czekać do ostatniej chwili, a przynajmniej tak kazał mu
Nikiforov. Uważał, że sprawi tym, iż zainteresowanie jego osobą
wzrośnie, zupełnie jakby było mu to potrzebne.
— Szum medialny zawsze się przydaje — oznajmił Rosjanin. —
Ludzie będą zachwyceni. W końcu w papierach nie będzie
zaznaczone, że masz trenera, więc wyjdzie na to, że po prostu
jesteś genialny. Zobacz jakie to sprytne.
Katsuki nie mógł się nadziwić tokowi rozumowania swojego
nauczyciela. Jemu wcale nie pomagała ta cała otoczka. Światła
fleszy dla niego ograniczały się do chwil na lodzie. Ale kim był,
by odmówić życzeniom Victora. W końcu to tak jakby były jego
ostatnie życzenia, czy coś w tym stylu, a przynajmniej tak
usprawiedliwiał się Japończyk, by nie wyjść na nieasertywnego.
W tym samym czasie w Hasetsu nic się nie zmieniło, oprócz
charakterystycznych dla tego rejonu wahań w klimacie. Skok
temperatur nie był gwałtowny, ale dało się czuć wyraźną
różnicę. Katsuki bardzo się z tego powodu cieszył. Mimo że na
lodowisku czuł się wspaniale, nie przepadał za niskimi
temperaturami. Osobiście wolał wiosnę lub jesień, gdzie
temperatury były w sam raz.
Dla Victora była obojętna temperatura, pora dnia lub jakikolwiek
inny czynnik. Ważny był jedynie czas, jaki mijał oraz ten, który
dzielił ich od zawodów. Uaktywniał się w nim surowy trener. Mimo
to Yuuri również był nieustępliwy i walczył o chwile dla siebie.
Chciał po prostu posiedzieć i odpocząć, pomyśleć nad wszystkim,
popracować nad teorią łyżwiarstwa. Po zmęczeniu fizycznym wolał
się relaksować psychicznie.
Wywalczywszy takie chwile, po prostu osuwał się w przyjemne
odrętwienie. Zupełnie inaczej było z Nikiforovem. Ten nie miał co
robić, oprócz denerwowania, żenowania czy doprowadzania do śmiechu
Katsukiego. Na nic zadawały się prośby Japończyka, aby ten dał
mu spokój. Jasnowłosy był jak duże dziecko, a przynajmniej starał
się za nie uchodzić w najmniej oczekiwanych sytuacjach. Do tej pory
pamiętał jeden z takich dni przed zawodami, kiedy zmęczony
siedział w swoim pokoju, starając się nadrobić zaległości w
ulubionych serialach. Podczas studiów nie miał zbyt wiele czasu,
ponieważ nauka i treningi były dość wyczerpujące i tylko po
sesjach, kiedy miał trochę wolnego czasu, zdobywał chwilę dla
siebie samego. Siedział przed włączonym komputerem, starając się
przypomnieć sobie na czym stanął w serialu Supernatural, kiedy
stojący za nim Victor, postanowił wygłosić swoje zdanie.
— Są o wiele lepsze rzeczy do oglądania — odparł. —
Amerykańskie seriale są takie... — zamilknął, szukając
odpowiedniego określenia. — Szablonowe.
— Naprawdę? Taki z ciebie znawca? — zapytał Yuuri z lekkim
uśmiechem na twarzy. Słuchać było wyraźnie ironię w tonie jego
głosu, jednak Victor zachowywał się tak, jakby tego w ogóle nie
zauważył.
— Oczywiście! Brytyjskie są o wiele lepsze. Poza tym to całe
Supernatural jest tak przesiąknięte Destielem. Mila cały czas się
tym ekscytowała — opowiadał. — Nawet nie wiesz, jak bardzo to
było męczące.
Policzki czarnowłosego trochę się zaróżowiły. Między innymi
właśnie dlatego oglądał ten serial. Jedna ze znajomych z roku
zachwalała grę aktorów i chemię na planie, za którą dwójka
aktorów dostała nawet nagrodę.
Victor przyglądał mu się przez chwilę uważnie, po czym na twarz
pojawił się przekorny uśmieszek.
— Czy ty się rumienisz?
Serce Katsukiego zabiło mocniej i szybciej. Głos jasnowłosego stał
się niższy, chropowaty, ale jednak mimo to przyjemny dla ucha.
Gdyby Nikiforov za życia zrezygnował z kariery łyżwiarza, mógłby
się starać o pracę lektora. To, w jaki sposób modulował dźwięki
wydostające się z jego krtani, było czymś niesamowitym,
przyprawiającym o dreszcze.
Yuuri zbeształ się za takie myśli, które zrodziły mu się w
głowie w ciągu tych paru sekund.
— Może. — Nawet nie miał się jak tłumaczyć. Czegokolwiek by
nie powiedział, Rosjanin i tak wykorzystałby to przeciwko niemu.
Duch jedynie zamigotał i uśmiechnął się porozumiewawczo.
— Na pewno. Zamierzasz to jednak oglądać? — spytał, podchodząc
bliżej.
Yuuri odsunął się razem z krzesłem, by przypadkiem nie zetknąć
się z Victorem. W sumie, od kiedy tylko go widział, unikał
jakiegokolwiek kontaktu, bo nie wiedział, jak by to wyglądało. Nic
by nie czuł? Może byłoby mu zimno? Może zdrętwiałby albo
jeszcze gorzej: Nikiforov opętałby go. Każda z tych teorii była
wprost nie z tego świata. Cała jego wiedza opierała się na
filmach i jakichś ludowych przekazach, które nie pokrywały się z
rzeczywistością. Victorowi nic nie robiła sól ani żelazo, co
wydało się, gdy zamierzał poprzeszkadzać Yuuriemu w kuchni.
Przesuwał pojemniki z przyprawami i rozsypywał je tylko po to, by
jak on to mówił: „Zmusić go do dodatkowych ćwiczeń”. Gdyby
to było w ogóle możliwe, podejrzewałby ducha o niecne czyny.
— Nie ma nic innego — wyjaśnił. Milczał przez chwilę, by po
chwili dodać. — Jak chcesz, możesz obejrzeć ze mną? Nie musisz
robić to, co zwykle, kiedy nie trenuję. Znaczy to nie tak, żebyś
nie miał nic do roboty, niczego nie sugeruję...
— Hej, hej. Okej, obejrzę, tylko oddychaj — zażartował Victor.
— Ktoś tutaj musi żyć.
Yuuri odłączywszy laptopa od zasilania, zabrał go ze sobą na
łóżko. Przez chwilę zastanawiał się, czy to, co robił, było w
porządku, ale w końcu Victor był duchem. Nie groziło mu
napastowanie, chyba że dosłowne przelecenie. Mimo to jednak zadbało
o zdrową odległość między nimi. Victor nie przejmując się tym,
usiadł obok. Materac nie ugiął się.
Katsuki patrzył na to zafascynowany. Już wcześniej zaciekawiło go
to zjawisko.
— Słuchaj, Victor. Jak to się dzieje, że ty... no nie wiem jak
to określić, działasz na otoczenie? Siadasz, a nie zapadasz się,
a czasami po prostu przez coś przechodzisz. To ma jakąś zasadę?
Jasnowłosy zamyślił się. Czoło przecięła mu podłużna bruzda.
No cóż, ostatecznie nie byli aż tak młodzi. Victor miał zostać
wiecznym p r a w i e trzydziestolatkiem, podczas gdy jego
miało czekać długie życie, a przynajmniej tego sobie życzył.
Przypadki chodziły po ludziach, czego dowodem był Nikiforov.
— W sumie nie wiem — odparł po pewnej chwili. — Po prostu
czasami zapominam o tym, że nie mam ciała, więc zachowuję się
jak żywy. Siadam, stoję, przesuwam rzeczy. Czuję.
— Więc teraz tak po prostu siedzisz, bo czujesz? — nie zrozumiał
Yuuri. — Co?
Victor uśmiechnął się, błyskając swoimi zębami.
— Wiele rzeczy, drogi Yuuri. Na przykład radość, że mogę
spędzać taki ładny dzień w takim towarzystwie albo zadowolenia,
że wszystko idzie po mojej myśli. To bardzo pomaga w zapomnieniu.
Katsuki uniósł brew w wyrazie zainteresowania, ale i zdziwienia.
Słowa Rosjanina połechtały jego ego, ale nie czuł się w ten
sposób, aż tak wyróżniony. Raczej nie wierzył w prawdziwość
wypowiadanych przed chwilą zdań. Sława Victora wyprzedzała go
wszędzie, jak również i jego złote usta i słowa, które z nich
wypływały. Nikiforov lubił mówić, począwszy od opowiadania
śmiesznych historyjek, a kończąc na ciekawostkach z życia jego
dawnych znajomych.
Czarnowłosy przez chwilę zapomniał o tym, co zamierzał zrobić.
Ręką przesuwał po obudowie laptopa. Zastanawiał się, ile tak
naprawdę wszyscy wiedzieli o czołowym Rosyjskim łyżwiarzu.
Praktycznie nic. Tylko tyle, ile on chciał. Tymczasem on mógł
zobaczyć Victora, który chyba postanowił odrzucić wszystkie
maski, które zasłaniały go podczas spotykania z dziennikarzami,
fanami i resztą łyżwiarskiego półświatka.
— Yuuri?
— Ach! — Katsuki zreflektował się i nie patrząc na drugiego
mężczyznę, wyszukał odpowiedni odcinek. Starał się skupić na
fabule odcinka, jednak wyłapywał tylko piąte przez dziesiąte.
Widział, jak dwójka głównych bohaterów stara się uniknąć
śmierci z rąk Lewiatana, uwięzionego w ciele Castiela. Czuł
jednak rozpraszające uczucie mrowienia pod skórą. Przechodziło go
wzdłuż ramienia, aż po bok, docierając do nerwów w stopie.
Najchętniej miałby ochotę rozdrapać skórę aż do krwi, pragnąc
pozbyć się tego... czegoś.
Victor nie był głupi. Widział, jak Yuuri się kręci, jego wzrok
był zamglony, a on sam wydawał się znajdować gdzieś indziej niż
w swoim pokoju.
Rosjanin lubił przyglądać się swojemu uczniowi. Drobnym rzeczom,
które składały się na perfekcyjną niedoskonałość Katsukiego.
Co miał poradzić na to, że po prostu czuł się zauroczony.
Oczywiście nie w taki normalny sposób. Po prostu szansa bycia
trenerem Yuuriego sprawiła, że znowu czuł, że żyje. Było czymś
niesamowitym dostać coś takiego od losu. Znów cieszyć się każdą
sekundą, myślą, zbędnym oddechem. Jednak myśl, że dzień, w
którym będzie musiał się z tym rozstać na zawsze, zbliża się
nieuchronnie, paraliżowała go. Chciał pomóc Yuuriemu, ponieważ
było to właściwe. To miało być jego katharsis. Odkupienie całego
cierpienia za życia.
Teraz kiedy znalazł coś, dzięki czemu poczuł sens tego, co
stracił, miał się tak po prostu poddać?
Nie istniała taka możliwość. Chciał wziąć wszystko, co mógł.
— Yuuri? — rzucił w przestrzeń. Czarnowłosy zamrugał oczyma,
zupełnie jakby chcąc wybudzić się z jakiegoś transu. — Yuuri?
— Tak?
— Oglądasz? — spytał Victor. Uniósł rękę, aby dotknąć
ramienia chłopca, ale się zreflektował. Japończyk zauważył to i
zmrużył oczy, ale nie skomentował tej próby.
Katsuki zacisnął usta w wąską kreskę. Kłykcie palców pobielały
mu od ściskanej w dłoni kołdrze. Gwałtownie ją rozprostował, by
krew znów zaczęła krążyć.
— Nie potrafię.
— Coś się stało? — dopytywał Victor. Może nie pokazywał
tego po sobie, ale naprawdę się martwił o czarnowłosego. Może i
był surowy jako trener i dość... frywolny jako on sam, ale miał w
sobie dość duże pokłady empatii, głęboko skrywanej pod wieloma
warstwami pozornej obojętności wobec innych.
— Nic, naprawdę — Katsuki starał się być przekonywający,
ale nie zadziałało to na Nikiforova. — Po prostu się wyłączyłem.
— Nie musisz mnie okłamywać, wiem, kiedy to robisz, tak? —
Victor przechylił głowę w lewo jak zaciekawiony szczeniaczek.
Czarnowłosy uniósł lekko kąciki ust w imitacji uśmiechu. Taki
widok był rozbrajający i nie mógł się powstrzymać.
— Nawet jeśli dotyczy to ciebie? — mruknął cicho.
Victor zamrugał zaskoczony. Takiego obrotu sprawy się nie
spodziewał. Zamigotał lekko jak płomień na wietrze.
— Nawet wtedy.
Yuuri odchrząknął, aby pozbyć się chrypy.
— Po prostu zastanawiałem się, w jakim stopniu jesteś prawdziwy.
Victor potrząsnął głową na znak, że nie rozumie tego, co
powiedział czarnowłosy.
— Nie rozumiem — wyznał. Katsuki wziął głęboki wdech, by móc
mówić.
— Czy ty kiedykolwiek byłeś wobec kogoś szczery? Czasami nie
wiem, co ci siedzi w głowie. Nawet nie wiem, czy chcę wiedzieć.
Czy...? — nie dokończył.
— Nie oszukałbym cię, jeżeli ci o to chodzi — przerwał mu
jasnowłosy. Jego dłoń zbliżyła się do ręki Yuuriego. Leżały
tak obok siebie, a oni patrzyli na nie, jakby ich zetknięcie miało
spowodować apokalipsę. Mimo to nic nie mówili i pozwolili, by
słowa powoli opadły. Wewnątrz Katsukiego zalęgło się uczucie
ciepła. Zaciskało się, wiązało w supeł. Początkowo małe, by
rozrosnąć się i sprawić, że koniuszki uszu oblała czerwień.
Odwrócił wzrok od ich dłoni i wbił go w ekran wygaszonego
laptopa. Wiedział, że zdradziecki rumieniec pcha mu się na szyję
i policzki, a nie chciał, aby jego własne ciało go zdradziło.
Przynajmniej nie w tej sytuacji.
A Victor patrzył na to zafascynowany. Czerwień wędrowała po ciele
Yuuriego, znikając pod ubraniem, przed jego spojrzeniem. Mógł coś
w tej chwili powiedzieć, ale bał się, że zepsuje cały nastrój.
Tak bardzo chciałby coś zrobić. Yuuri nie musiał niczego
wypowiadać na głos. Obydwoje czuli się niepewnie, nie robiąc nic
i czekając. Czekając na coś, co nie miało prawa zaistnieć.
Milczenie było złotem, a oni z sekundy na sekundę stawali się
miliarderami. Victor chciał, aby to tak trwało, ale rzeczywistość
wyglądała inaczej. Stali w punkcie, z którego nie dało się
cofnąć ani iść do przodu. Mogli jedynie być, a i tu napotykali
problem, a przynajmniej on sam.
— Szkoda. — Ciszę przerwał głos Yuuriego i Victor wiedział,
że nie chodziło tu o jego wcześniejszą wypowiedź. To jedno słowo
miało głębsze dno, które sięgało do tego, że nigdy nie będą
mogli się zetknąć, jakkolwiek by chcieli.
— Wiem — odpowiedział Victor, pieszcząc ten jednosylabowy wyraz
w ustach. — I też żałuję.
Bo gdyby wypadek się nie zdarzył, mógł wygrać Grand Prix,
obejrzeć to nagranie i przyjechać do Hasetsu, jak każdy żywy
człowiek. Mógłby z nim wykonywać układ, dokładnie go
instruować, podtrzymywać podczas upadku i upadać razem z
Japończykiem, ponieważ tylko człowiek był zdolny ponosić porażki
i podnosić się z nich.
Ale czasu nie da się cofnąć, a decyzji zmienić. Można jedynie
rozpamiętywać, a to najgorsze, co dzieje się w głębi duszy. Nie
ma wspomnienia, które nie rani. Nawet to szczęśliwe sprawia, że
chcesz je przeżyć na nowo, a to się nigdy nie stanie. Rozdrapujesz
siebie. Cykl się zamyka.
Nie ma co, Victor. Optymista z ciebie — pomyślał Rosjanin.
Smutek zaległ między nimi. Nikiforov wstał. Za oknem słońce
powoli zachodziło, barwiąc niebo mieszanką oranżu i różu. Dzień
był dość przyjemny i Victor żałował, że nie może poczuć
ciepła ostatnich promieni na ciele. Odwrócił się i spojrzał na
Yuuriego. Ten nadal zarumieniony, chociaż już nieco mniej
dyskretnie mu się przypatrywał, a przynajmniej uważał, że
właśnie tak to robi. Nikiforov nie miał zamiaru mówić mu, że
jest inaczej. Uśmiechnął się jedynie pod nosem i zerknął na
biurko, które nadal kryło w sobie kilkanaście jego podobizn.
— Powinieneś odpocząć. Nie będę ci przeszkadzać —
powiedział. W sumie mógł nic nie mówić i po prostu rozpłynąć
się w powietrzu, za co Yuuri kilkanaście razy go beształ. Było to
o wiele prostsze niż wykonywanie tych wszystkich czynności, do
których był przyzwyczajony. Niestety nie było to niczym przyjemnym
dla czarnowłosego. Przynajmniej nie wtedy, gdy pojawiał się w
najmniej sprzyjających sytuacjach, jak na przykład jeszcze na
początkach ich treningów, gdy Yuuri wracał z gorących źródeł.
Tak, to był zdecydowanie niezapomniany widok i Rosjanin przyznał to
z ręką na swym niebijącym sercu. Blade ciało Japończyka z
jeszcze dodatkowymi kilogramami wcale nie wyglądało źle. Wprost
przeciwnie. Gdyby Victor miał ciało i w tym ciele krążyłaby
krew, na pewno jego reakcja byłaby nieco bardziej żywiołowa niż
przeciągły gwizd, na który Katsuki owinął się bladoniebieskim
ręcznikiem i w mgnieniu oka zniknął z jego pola widzenia. No cóż,
to był jeden z pozytywnych aspektów takiego pojawiania się. Gorsze
były skargi na to, że miał tak nie robić, więc przyrzekł, że
nie będzie się w taki sposób poruszać.
Starał się dotrzymać obietnicy, że tak się nie stanie, ale
przypadki chodziły po ludziach.
— Ale... To znaczy — zmieszał się Katsuki. — Nic się nie
stało?
— Nic — potwierdził jasnowłosy. — Powinieneś się cieszyć z
chwili wytchnienia od mojej absorbującej osobowości — zażartował,
rozluźniając atmosferę. — Niedługo ważny dzień, więc zbieraj
siły.
Yuuri przytaknął. Jego dłonie poruszyły się nerwowo na pościeli.
Skubał nitkę, która wystawała ze szwu.
— Nie przeszkadza mi to, wiesz o tym? Po prostu nie lubię tego
uczucia, gdy odchodzisz.
— Tego chyba nikt nie lubi, Yuuri. Nawet ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz